Zgwałcona Ziemia (bizarro)

Pewnego dnia spomiędzy chmur wyłonił się latający talerz spaghetti. Siedziały w nim dwie obce formy życia, jedna przypominająca nieumytą głowę z cukru, a druga koński bobek z Księżyca. Byli to inteligentni kosmici znający ludzki alfabet, wyryli więc  na kilku najwyższych budynkach przy pomocy glifów swój przekaz. Nie wydawali się wcale wrogo nastawieni, chcieli tylko zgwałcić Ziemię, a potem ją pożreć. Uważali, że nikt nie będzie miał im tego za złe.

To oznaczalo jedno. Apokalipsę.

Ludzie po przeprowadzeniu szybkiego referendum doszli do katastrofalnych wniosków. Wkrótce wszyscy zginą.

Na szczęście jeszcze tego samego dnia doszło do  dziwnego nawiedzenia, w wyniku którego Prezydent Ziemi usłyszał tajemny głos wzywajacy go w podziemia Białego Domu. Tam też w jaskini wykutej przez pradawną cywilizację czekał na niego Duch Ziemi w postaci ponętnej nagiej kobiety.

- Witaj, druhu - powiedziała. - Ziemia, czyli ja, jestem w niebezpieczeństwie. Musimy temu przeciwdziałać. Mogą nam pomóc tylko dwie osoby, ludzie o tajemnych mocach, zwani Biczman, czyli Człowiek-suka i ...

-I kto?

- Trzy kropki na końcu zdania.

Duch zniknął. Prezydent zaś stracił przytomność i odzyskał ją z powrotem w Białym Domu w otoczeniu sztabu kryzysowego i kucharek.

- Odkryliśmy prawdopodobne miejsce, gdzie kosmici będą chcieli się dobrać do Ziemi - powiedział wiceprezydent. - Punkt G znajduje się na Oceanie Spokojnym.

- Rów Marianski.

- Dokładnie. Musimy nie dopuscić tam wandali.

- Mam pewien chytry plan - rzekł tajemniczo Prezydent i opuścił zadziwione gremium.  Udał się do swojego tajnego gabinetu owalnego i wykonał szyfrowany telefon do zamaskowanego agenta specjalnego.

- Słuchaj - Prezydent zachrypiał do telefonu. Emocje w nim buzowały. - Musisz znaleźć dwóch superbohaterów: Trzy Kropki na końcu zdania i Biczmana, ktokolwiek to jest!

- Spokojnie prezesie, to moi bracia syjamscy. Zaraz ich zawołam - Tajny Agent parsknął perlistym śmiechem w słuchawkę i rozłączył się. Nie spodobało się to Prezydentowi, ale nie miał wyjścia, musiał czekać na rozwój wypadków.

Wkrótce przygalopowali na spienionych koniach trzej jeźdźcy apokalipsy. Każdy z nich władał inną bronią: Tajny Agent - zabijał śmiechem zza krzaka, Biczman- miał w nosie wyrzutnię kóz armatnich, Trzy Kropki  zabójczo nic nie robił.
Następnego dnia trzej bohaterowie stanęli naprzeciw kosmicznej zarazie ukrytej w talerzu spaghetti. Ustawili się w szyku bojowym, Biczman przygotował wyrzutnie kóz armatnich, Trzy Kropki znieruchomiał by swoim nicnierobieniem pokonać najeźdźców, zaś Tajny Agent zaczął się głośno śmiać. Kosmici jednak byli odporni na tego rodzaju rzeczy, a trzej bohaterowie już po chwili leżeli martwi na ziemi. Wyzabijali się nawzajem. Biczmana i Trzy Kropki rozerwał na strzępy morderczy śmiech Tajnego Agenta, zaś jego samego uśmierciła fala nicnierobia Trzech Kropek.

Prezydent Ziemi przeraził się nie na żarty niekorzystnym obrotem sytuacji i udał do podziemnej komnaty, gdzie czekał na niego rozsierdzony duch.

- Przegraliśmy! - zakrzyknął byt niematerialny. - A do tego ci wredni kosmici już od godziny penetrują mój rów.

- I co teraz?

- Na szczęście podsłuchałam ich telepatyczną komunikację i odkryłam słabość. To bardzo niebezpieczna misja, bo trzeba będzie dostać się na talerz najeźdźców, wspinając się po spagettokutasach.

- Kto to ma uczynić? - spytał pobielałymi wargami Prezydent. - Nasi trzej herosi polegli w walce!

- Spokojna twoja przerażona. Na szczęście mam plan B. Sprawa ma się następująco, trzeba z DNA herosów przyrządzić koktajl, a potem wstrzyknąć kosmitom go prosto w dupę. Ta dupa zaś znajduje się na ich latającym talerzu.

- Ale zaraz... Skąd to DNA wziąć?

Prezydent nie otrzymał odpowiedzi, gdyż Ziemia zaczęła szczytować. Udał się więc na pole niedawnej bitwy, gdzie walało się mnóstwo płynów ustrojowych. Pozbierał trochę tych ohydnych substancji i zmiksował wszystko w sokowirówce. Tak powstałe coś umieścił w strzykawce zabranej narkomanowi.

Kosmici w erotycznym uniesieniu spoczęli wraz ze swym statkiem na czubku wysokiego dębu i wyglądali niczym jakieś potworne ptaki w gnieździe. Prezydent wiedział że los ludzkości spoczywa w jego rękach. Nasmarowawszy ciało wazeliną zaczął się wspinać po spagettokutasie aż dotarł w pobliże dupy obcych.

Namaszczony i błyszczący, zobaczył ciasny otwór, który wyglądał jak potwór zamierzający go pożreć. Jednak nieustraszony i zdesperowany Mister Prezydent, wcisnął się weń i wypróżnił strzykawką wprost we wielki stolec, który tam nań czyhał.

Był to święty stolec, świecący rubinowo, który w wyniku iniekcji zbladł wystraszony. Następnie uciekł i wyszedł gardłami przybyszów.

W międzyczasie, koktajl genetyczny począł się krzyżować i miksować z DNEm intruzów, w wyniku czego, doszło do spontanicznych reakcji. Prezydent został wydalony w postaci wielkiej kupy, zaś ruchający przybysze odlecieli z krzykiem. Jednak doszło mimo to do najgorszego: Ziemia znalazła się w stanie błogosławionym i musiano jej zrobić USG czy płód rozwija się prawidłowo.

  

Lekarze nie mieli dobrych wieści. Cali zafrasowani, szpakowaci i sumiaści, gładzili długie brody i tyrkali się znacząco.

Co się okazało?

Dokonane badanie USG sejsmografem, wykazało dobitnie, że w Rowie Mariańskim rozwija się bękart o roboczej nazwie Księżyc. Ta porażająca wiadomość lotem błyskawicy rozniosła się po całym globie.

No jak to? Szemrano. I co teraz? Pytano.

Postanowiono cichcem wyekspediować niechciane potomstwo na daleką orbitę, zwłaszcza że, potomek był bardzo brzydki. Pokryty ospą kraterów, murszejący pumeksem, sprawiał nad wyraz przykre wrażenie. By jednak nie szczezł marnie, dano mu wprost w wielki krater Heweliusza cyca Drogi Mlecznej i udawano, że nic się nie stało.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 994 słów i 6022 znaków.

Dodaj komentarz