Obłok

Za życia każdy z nas boi się śmierci. Myślimy, jakie to straszne uczucie umierać. Ja też tak myślałem, ale tylko czasami. Zresztą w tym zabieganym świecie nikt o tym nie myśli, choć w głębi duszy każdy się boi. Czasami nadchodziły takie myśli. Jak to będzie? Jakie to uczucie? Co dalej? Dla mnie te pytania nie mają już większego sensu. Jeszcze dwadzieścia minut temu jechałem jak co dzień do pracy, a teraz? Teraz spoglądam jako już niewidzialny obłok na moje poturbowane ciało. Wokół policjanci, jedni rozmawiali o wypadku, inni o wczorajszej imprezie, a jeszcze inni opowiadali sobie sprośne żarty. Jeden z tych żartownisiów jakby tknięty jakąś myślą podszedł do zarośli obok jezdni i wyciągnął moją oderwaną rękę, po czym rzucił ją obok reszty zwłok. Jak to się stało nie wiem nawet teraz.
   W jednej chwili żyjesz a w drugiej już nie. Choć to może głupio zabrzmieć to tak jest,
sam się o tym przekonałem nie byłem jednak pierwszy i na pewno nie ostatni. W końcu nadjechał ambulans. Ratownicy zabrali resztki mojego ciała, zostawiając na asfalcie skrawki skóry i czerwoną plamę krwi. Miałem jeszcze trochę czasu więc zabrałem się z nimi. Podróż trwała dość długo, chociaż nie byłem pewien czy zmarli odczuwają upływ czasu. Zwłoki przekazano do kostnicy. Była dość duża. Na kilku innych stołach leżało jeszcze kilka przykrytych ciał. Patomorfolog z uśmiechem zabrał się za moje martwe ciało, a właściwie za jego złożone resztki, bo tak naprawdę to tylko tułów i głowa były jeszcze na swoim miejscu. Nie wiedziałem, po co to robi przecież przyczyna zgonu była znana.
  Zginąłem w wypadku samochodowym. Z drugiej strony zaciekawiło mnie to. Nigdy nie miałem okazji przebywać w tak swego rodzaju wyjątkowym miejscu. Zacząłem się więc przyglądać. Lekarz rozciął skór dokładnie, po czym zabrał się za wyjmowanie a właściwie za wyłamywanie żeber. Dziwne było, że nie czułem w ogóle obrzydzenia, wręcz przeciwnie byłem bardzo zaciekawiony.         Patomorfolog wyjmował po kolei narządy, chowając je w specjalne pojemniki, każdy w osobny. Gdy wyjął już wszystko zszył to,
co zostało. W tym momencie do kostnicy weszli dwaj mężczyźni. Wyglądało na to, że dobrze znali tego lekarza. Jeden z nich wyjął z kieszeni sporą sumkę pieniędzy i wręczył lekarzowi, który od razu chwycił za pojemniki z narządami i dał mężczyznom.    Wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie, ale to już nie była moja sprawa. Wtedy oślepiło mnie jasne światło bijące z góry. Spojrzałem w środek i zobaczyłem dłonie. Usłyszałem też głos mówiący, abym złapał je. Chwyciłem więc je mocno, a one wciągnęły mnie w świetlisty wir.

marok

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 524 słów i 2777 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Somebody

    Intrygujące. Podoba mi się zakończenie, takie pełne niedopowiedzeń:)

    15 lip 2017