Niechciana 2

Promienie słoneczne wdarły się do mojego pokoju przez cienki firanki, aby oświetlić mi twarz. To był z pewnością głupi pomysł, żeby postawić łóżko naprzeciwko okna, ale o ile pamiętam, to nie ja na niego wpadłam. Wstałam z łóżka, stawiając nogi na miękkim dywanie, i ignorując kołdrę, która ze śpiewnym szelestem osunęła się na podłogę, ruszyłam w stronę drzwi. Po drodze zabrałam ze sobą białą bluzkę i czarną spódnicę, które już od wczoraj czekały na mnie wyprasowane. W naszym domu wszystko zawsze jest robione na zaś. Z dogłębnych obserwacji, jestem wstanie stwierdzić, że kobiety w naszej rodzinie, przynajmniej te, z którymi mieszkam pod jednym dachem, są przezorne jak tylko się da. Choć zabrzmi to żałośnie z uwagi na to, że jestem już w piątej klasie, to ubrania zawsze kupuje mi mama. Nigdy nie pyta, co chciałabym dostać ani co by mi się spodobało. Zawsze sama wybiera, kupuje, a potem zostawia je w moim pokoju, gdy mnie nie ma. Tak, że kiedy wracam, zastaję czasem różne niespodzianki. Nie są one zbyt częste, dlatego że mama zdobywa się na to dopiero wtedy, gdy zauważy niedostatek w mojej szafie. Przecież nie z powodu chęci zrobienia mi przyjemności prezentem. Wyszłam z łazienki już umyta i ubrana, gotowa do tego, by zejść do kuchni na śniadanie. Posiłki i inne domowe sprawy załatwiam sobie sama. Nikt mi tu nie usługuje, ponadto jestem pewna, że nikomu nawet przez myśl nie przechodzi, żeby mi czasem pomóc. Przypuszczam, że mama i babcia uważają się za dobre opiekunki, tylko dlatego, że dostarczają mi podstawowych środków do życia.
-O, moja panno, jaka wymięta koszula!-babcia przyczaiła się na mnie w kuchni, zanim ledwie zdążyłam minąć próg.
-Wydaje ci się tylko, przecież wczoraj prasowałam zarówno koszulę, jak i spódnicę.-odrzekłam, po czym udałam, że sprawa jest załatwiona i postanowiłam zajrzeć w czeluście lodówki. Babcia, jednak nie byłaby sobą, gdyby tak wcześnie dała za wygraną.  
-Tak?- zapytała z niedowierzaniem, jednocześnie zatrzaskując mi drzwi do lodówki.- Jesteś tak samo leniwa i nieporządna, jak twoja matka. Potem będę musiała wstydzić się za ciebie, bo chodzisz jak kocmołuch!- wrzasnęła i poszła w stronę swojego pokoju, dając mi tym samym święty spokój.
Przed domem, koło furtki, czekała już na mnie Baśka. Rzadko kiedy do mnie przychodzi, bo nie lubi mojej rodziny, zresztą nie dziwie się jej. Kiedyś jednak zaprosiłam ją. Babcia najpierw obrzuciła moją przyjaciółkę badawczym spojrzeniem. Następnie zaczęła wypytywać ją o to, gdzie pracują jej rodzice, kiedy usłyszała odpowiedź, nawet nie próbowała ukryć złośliwego uśmiechu. Na koniec stwierdziła, że swój ciągnie do swego i poszła oglądać telewizję. Mama, choć poza cichym i cierpkim „dzień dobry”, nic więcej jej nie powiedziała, to spoglądała na nią z tak wielkim obrzydzeniem, że każdy gość mógłby się poczuć nieproszony. Basia, mimo że, jak już wcześniej wspominałam, była niesamowicie odporna na niemiłe uwagi kolegów z klasy, to po wizycie w moim domu miała minę nietęgą. Starałam się ją później przeprosić i jakoś wytłumaczyć przed nią swoją rodzinę, ale widziałam po jej smutnych oczach, że niewiele wskórałam. Basia musiała poczuć się jak śmieć. Czy ja na co dzień czuję się inaczej? Cieszę się jakimś szacunkiem ze strony mamy i babci?  
-Okropnie się wleczesz, jest już za dziesięć! Czyżbyś zaspała?-spytała z zaskoczeniem. W końcu ja, jako kobieta przezorna, nie mam tego w zwyczaju.
-Oczywiście, że nie, ale babcia mnie wkurzyła, czepiała się ciuchów, że niby niewyprasowane...-odrzekłam z wyraźnym poddenerwowaniem.
-Wyglądasz w porządku. Lepiej się pośpieszmy, bo się spóźnimy.-krzyknęła w pośpiechu, ciągnąć mnie za sobą.

***

Ceremonia rozpoczęcia nowego roku szkolnego, jak zawsze, była bardzo nudna. Dotarłyśmy, o dziwo niespóźnione, na salę gimnastyczną, w której przebywali już wszyscy uczniowie szkoły, jak i przedstawiciele grona pedagogicznego. Dziewczyny siedzące w pierwszym rzędzie, w kusych czarnych spódnicach, spoglądały na nas złowrogo, nie ma się co dziwić, nie jesteśmy zbyt lubiane. Raczej postrzegają nas jako typowe dziwaczki, które nie chodzą w mini i szpilkach. One oczywiście uważają, że są na to wystarczająco dorosłe. Do tego często powtarzają , że jesteśmy brzydkie i nikt nigdy nas nie zechce. No nie wiem, mi ten problem wydaje się nieistotny, w końcu są o wiele ważniejsze rzeczy na świecie. Usiadłyśmy za nimi, kierując swoje spojrzenie w samo centrum pomieszczenia, czyli miejsce w którym pojawił się dyrektor gotowy do wygłoszenia swojego przemówienia. Był to lekko podstarzały mężczyzna z wyraźną łysiną na głowie, ubrany w starannie dobrany garnitur i błyszczące buty. Przemawiał długo, nudno i jakby na siłę starał się wywołać w nas jakieś pozytywne uczucia, związane z powrotem do szkoły.
Po opuszczeniu sali udaliśmy się wszyscy do naszej wychowawczyni, żeby dowiedzieć się jakie lekcje będziemy mieć w najbliższych dniach.  
-Szok! Baśka, Weronika, słyszałyście? Mamy nowego wychowawcę!-wydarł się na całe gardło, nasz jedyny kolega Witek, któremu udało się wypatrzeć nas w tłumie.
-Co się w takim razie stało z panią Różą?-spytałyśmy niemal jednocześnie, ogromnie zaaferowane całą sytuacją. Zaczęliśmy się kierować w stronę miejsca, w którym mieliśmy poznać naszego wychowawcę.
-Podobno tydzień temu miała wypadek. Potrącił ją samochód, jest w szpitalu, ale ma z tego wyjść- blondyn o przyjaznych rysach twarzy, wypowiedział to wszystko jednym tchem.
Jak się później okazało nasz nowy opiekun okazał się trzydziestoletnim nauczycielem matematyki. Sprawiał wrażenie miłego, a młody wiek działał tylko na jego korzyść, ponieważ wydawało nam się, iż musi być bardziej wyrozumiały od staruszki Róży.
-Na zakończenie, chciałbym przekazać smutną informację dziewczętom-powiedział matematyk, a my słuchałyśmy z wielkim zainteresowaniem- Niestety, jestem żonaty.
Aha, więc to miał być taki żart, no cóż.

***

-Mam jakieś złe przeczucia, co do tego nauczyciela.- powiedziała moja przyjaciółka, kiedy wracałyśmy razem do domu.
-Czemu?-zapytałam.
-Ma taki dziwny błysk w oczach. Mówię ci, zupełnie jakby czaiło się w nich zło- powiedziała to z pełnym patosem, a mnie, szczerze mówiąc zachciało się śmiać.
-Ach, ty i te twoje przeczucia... Moim zdaniem wydaje się całkiem w porządku- odpowiedziałam bez żadnego przejęcia jej słowami.
-Dobra, dobra, zobaczymy. Do jutra!- pocałowała mnie na pożegnanie w policzek i odeszła.
Dalej poszłam już sama, skręcając w boczną uliczkę. Wlekłam się noga za nogą, bo wcale nie chciało mi się wracać do domu. Zresztą nikt mi nie zrobi dzisiaj za to afery. Babcia zwykle gra o tej porze w karty razem ze swoimi koleżankami, a mamy nie powinno być w domu. Chociaż moja rodzicielka sprawia wrażenie niezwykle opanowanej kobiety, w dodatku umiejącej skrzętnie ukryć swoje emocje, to mi czasem udaje się zaobserwować, kiedy jest zła. Gdy jest wściekła, drgają jej nerwowo powieki, palce zaciskają się na spódnicy, a głos przyjmuje zupełnie inny wydźwięk. Różniący się od warkotu charakterystycznego dla tego stanu, raczej taki przesłodzony. Dotarłam w końcu do domu i jeszcze zanim udało mi się, minąć próg, usłyszałam przeraźliwe wrzaski i huki, jakby ktoś rozbijał naczynia. Wiedziałam, że za chwilę będę świadkiem awantury, co dziwne, bo po pierwsze dom miał być dzisiaj pusty, a po drugie nigdy nie było pod tym dachem kłótni, która nie działaby się za zamkniętymi drzwiami.
-Co ty sobie myślisz? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam, chcesz tak po prostu wyjechać i mnie opuścić?- babcia wrzeszczała jak opętała, a ja stałam osłupiała na wieść, że moja mama chce gdzieś wyjechać.- A kto się opiekował twoim dzieckiem po tym wszystkim?  
-Zamknij się! Nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę, ty stara krowo! Zawsze miałaś nie po kolei w głowie. Już dawno powinnam od ciebie uciec!- mama wypowiedziała te wszystkie słowa prawie jednym tchem, ostro gestykulując przy tym rękami. Zauważyłam też, że brwi drgają jej niebezpiecznie.
-Tak, już kiedyś próbowałaś, skutek twoich poczynań stoi w przedpokoju i podsłuchuje-warknęła. Nic z tego nie rozumiałam. Owocem jakich działań, według mojej babci, byłam ?  
-To wszystko przez ciebie, to twoja wina, że ona jest na świecie. Gdybyś nie była taką gównianą matką, nie musiałabym od ciebie uciekać i nie stałoby się to...- zawyła głośno, zanosząc się przy tym płaczem i całkowicie zignorowała moją obecność. Stałam i patrzyłam na to, próbując dojść do jakichkolwiek wniosków, niestety ciągle pojawiał się tylko znak zapytania.
-Idiotka! Wyszłaś w nocy z domu ubrana jak ladacznica, w dodatku szłaś drogą, gdzie żywy duch się nie zapędza! Nic dziwnego, że ktoś nie umiał trzymać łap przy sobie-wykrzyczała. Powtarzałam sobie te zdania w głowie, próbując doszukać się w nich innego sensu, niż ten, który był oczywisty. Poczułam, że nogi mi zmiękły i gdybym teraz miała się ruszyć, najprawdopodobniej upadłabym jak długa. W ustach zrobiło mi się sucho, serce waliło jakby rwało się do przebiegnięcia maratonu, a w oczach jak na komendę zaszkliły się łzy. Czy to wszystko może być prawdą? To jedno pytanie teraz nieustannie sobie zadawałam. Babcia dolała oliwy do ognia, mówiąc to z takim jadem, wyszydzeniem, że zaczęły nachodzić mnie okropne myśli. Niech ona za wszystko zapłaci! Nagle poczułam, że to jak mama mnie traktuje, jest jej winą, to przez nią miała takie okropne dzieciństwo i musiała uciekać. A kiedy już postanowiła żyć na własną rękę, to spotkało ją coś, czego ja nie potrafię sobie wyobrazić. Nie umiem przyzwyczaić się do myśli, że jestem żywym wspomnieniem koszmaru, który kiedyś przeżyła. Moje narodziny odebrały jej nadzieję na wszystko, bo sama nie mogła sobie poradzić z dzieckiem, dlatego wróciła.


Wyszły od razu 2 części bo napisałam sobie wcześniej. Mam nadzieje że się spodoba :)

Trixi

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1868 słów i 10434 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Malolata1

    Jest potencjał.

    1 lis 2015

  • Użytkownik SłOdKoGoRzKaZoŁzA

    Trochę smutne, ale piękne  <3

    31 paź 2015