Kobiety VII kobiety, dużo kobiet i jeszcze więcej

Powrót do mieszkania nie jest tym, na co akurat mam ochotę.  
Mimo tego wracam.  
Wracam do pustego, zachłyśniętego luksusem apartamentu, który nie jest w stanie zaoferować niczego innego oprócz dobrej kolacji, whiskey i noclegu.  
Jedynym śladem po Sophie, który udaje wychwycić się moim oczom jest walizka. W pośpiechu zapomniała zabrać swoje cenne rzeczy. Wzruszam ramionami i opadam z westchnieniem na skórzaną kanapę. W tej chwili cisza nie jest wcale ukojeniem. To kolejna tortura. Czuję się gorzej niż źle.  
- Wróciłeś - dolatuje do mnie znajomy szept. Zamykam oczy. Cholera. Źle oceniłem sytuację.  
- Idę spać - z trudem podnoszę tyłek z kanapy, nie obdarowując jej choćby jednym spojrzeniem. Nie chcę jej widzieć, nie chcę słuchać kolejnych bzdur, nie chcę mieć z nią do czynienia.  
- Też byłabym zmęczona po kilkugodzinnym, dobrym seksie - jej głos nie zdradza wielu emocji, ale zdanie okazuje się dla mnie na tyle absurdalne, że nieświadomie odnajduję wzrokiem jej twarz.  
- Sophie.. - wywracam oczami.
- Och, daruj sobie - uśmiecha się, ale wiem, czuję to pod skórą, że ten uśmiech nie wróży niczego dobrego. - Zapraszasz mnie do siebie, jestem twoim gościem, sypiasz ze mną, wykorzystujesz, a potem lecisz do następnej zdziry, bo jedno ciało nie jest wystarczającym powodem, abyś został w domu i poświęcił mi swój cholerny czas. Tak, jak ja poświęciłam go tobie - zbliża się do mnie, jakbym był małą, bezbronną sarenką, najłatwiejszym celem, by za chwilę zabić mnie wzrokiem, nie zdejmując z ust uśmiechu satysfakcji.  
- Do niczego cię nie zmuszałem ani niczego nie obiecywałem, Sophie - wywracam znów oczami. Mam dość całej tej sytuacji, jej pretensji i tego, że w jej głosie jest zdecydowanie za dużo pewności siebie.  
- Milcz, Gerard - uśmiecha się obrzydliwie, mrużąc oczy. - Dobrze ci z nią było?  
Czuję, jak wszystko wewnątrz zaczyna powoli wrzeć, jak gotująca się woda.  
Kim ona jest, do cholery, żeby rozliczać mnie z tego, co robię?
Tym bardziej, jeśli jej słowa są absurdalne i pozbawione sensu.  
Tak, oczywiście, pragnę kochać się z Emmą. Pragnę jej ciała, pragnę dotykać z nadzwyczajną delikatnością jej kruchego ciała, ale nie mogę.
Cholera, nie mogę?
- Uspokój się i nie pleć bzdur. Jest moją klientką, wiąże nas sprawa zawodowa, tylko po to tam poszedłem, ale jak się okazuje, rozwiązała się bez mojej pomocy - wzdycham.  
Czuję, że siły opuszczają mnie tak szybko, jak szczęście.  
Dlaczego właściwie się jej tłumaczę, skoro nic mnie z nią nie łączy poza dobrym seksem?
Poza tym, że przyjechała tutaj całkowicie spontanicznie, dzwoniąc do mnie kilka godzin przed przyjazdem, że chce mnie zobaczyć?  
- Tak, chciałabym w to wierzyć, Gerard, ale ty jesteś skończonym sukinsynem - jej głos jest twardy, oschły, brakuje tylko wirującego nad moją głową śniegu i sopli lodu zastygających na mojej brodzie. - Jest trędowata, skoro jeszcze nie udało ci się z nią pieprzyć? - na jej ustach maluje się znów ten okropny, złowrogi uśmiech.  
- Wyjdź, Sophie, to koniec rozmowy - podchodzę do barku, by nalać sobie drinka.  
Słyszę jej głośne prychnięcie.
- Ja z tobą jeszcze nie skończyłam. Zawszę dostaję to, czego chcę i nie pozwolę..
- Najwidoczniej nie teraz i pogódź się z tym, nie będzie happy endu, nie będzie szczęśliwej rodziny. Czy nie to mówiłem na samym początku naszej długoletniej znajomości? Nie pamiętasz, Sophie, naprawdę? - zwracam się do niej stanowczo, może za bardzo, bo widzę, jak z jej twarzy znika na chwilę cała ta wykreowana pewność siebie. - Powtarzałem to, raz za razem, kiedy chciałaś się do mnie zbliżyć, ostrzegałem, Sophie, ale ty wcale nie słuchałaś. Sama pchałaś się w moje ramiona, choć doskonale wiedziałaś, że nie mogę i nie chcę zaoferować ci tego, czego tak bardzo pragniesz. Teraz spójrz na mnie i zrozum raz na zawsze, że nic od tej pory się nie zmieniło. Nie chcę się wiązać, rozumiesz? Jeśli nie jesteś tego w stanie zaakceptować, to po prostu wyjdź zamiast obrzucać mnie oskarżeniami - moje słowa sprawiają, że robi się nagle malutka i ledwie zauważalna.  
- Jeszcze pożałujesz - szepcze, dusząc się łzami. - Zniszczę ciebie i tę sukę  
- Wyjdź - mówię najłagodniej, jak tylko potrafię, trzymając nerwy na wodzy.  
Wypijam na raz całego drinka, a ona zabiera walizkę, rzuca mi wyzywające spojrzenie i wychodzi kręcąc dupą, która całkowicie przestała na mnie działać.  



Mija miesiąc odkąd dotknąłem ciepłych, miękkich warg Emmy.  
Nie zadzwoniła, nie przyszła do kancelarii. Zaakceptowałem to albo umiejętnie wmówiłem sobie, że wcale mnie to nie obchodzi i tak już musi być.  
Scott więcej do mnie nie zadzwonił, nie pokwapił się nawrzucać mi czegoś jeszcze. Sprawa się skończyła, choć pozostał niesmak.  
Niesmak i rozczarowanie.



Zakłada nogę na nogę. Nakłada błyszczyk na usta. Bawi się słomką i kilkakrotnie uśmiecha w moją stronę, ale nie reaguję. Popijam swojego drinka, sam już nie pamiętam którego i wpatruję się od kilku godzin w barmana, w jego sprawne ręce, które radzą sobie w zawrotnym tempie z zamówieniami. W końcu jest weekend. Piątek.
- Ciężki dzień? - brunetka odzywa się do mnie i zmniejsza dystans między naszymi ciałami.  
Kiwam głową, biorąc kolejnego łyka. Ona sączy swojego przez rurkę, czasem bawiąc się nią językiem.  
- Mogę ci jakoś pomóc? - znam ten uśmiech, znam to spojrzenie, ale moje spodnie nie robią się przyciasne a temperatura wcale nie podnosi się tak, jak zawsze.  
- Możesz - uśmiecham się, racząc ją spojrzeniem. - Dopij swojego drinka i idź grzecznie do domu - dodaję, patrząc, jak jej szeroki uśmiech z każdą sekundą maleje.  
- Dupek - wywracam oczami, odsuwając się na bezpieczną odległość.
- Hm, dlatego, że nie wezmę cię stąd i nie zaserwuje u siebie dobrego seksu, a następnego dnia nie będę pamiętał nawet, jak masz na imię? W takim razie wolę być dupkiem - rozkładam ręce, nie powstrzymując ironicznego śmiechu. Barman uśmiecha się porozumiewawczo w moją stronę i stawia przede mną kolejnego drinka.  
Nim się orientuje, brunetka znika a na jej miejscu pojawia się blondynka.  
Humor zdecydowanie mi dopisuje.  
- Dan, nalej mi wódki z lodem, proszę - kobieta zwraca się do wysokiego mężczyzny za barem, posyłając w jego kierunku wdzięczny, szczery uśmiech. - Nawet sobie kurwa nie wyobrażasz, co ten osioł znów sobie wymyślił! - marszczy brwi.
- Co tym razem? - brew barmana podjeżdża wysoko do góry a ręce wciąż pracują nad rozmaitymi drinkami.  
Czuję się, jak natręt, podsłuchiwacz. Blondynka jest ładna, można powiedzieć, że nawet bardzo a coś w jej sposobie bycia pokazuje, że jest normalna i prawdziwa i wcale nie przyszła tu dla tego samego powodu, co jej poprzedniczka. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Po prostu siadła, poczuła się, jak u siebie, przyszła na plotki z zawalonym robotą barmanem i zachowuje się tak, jakby oprócz nich nie było wokół nikogo innego.  
- Wyobraź sobie, że kazał mi zostać po godzinach, a kiedy niechętnie się zgodziłam, odbębniłam oczywiście brudną robotę, to ten pacan przyszedł do mnie i powiedział, że jemu też się coś od życia należy i zaczął się do mnie dobierać! Wyobrażasz sobie?! - krzyczała rozemocjonowana, ale jej głos ledwie przebijał głośną, dudniącą muzykę.  
Barman zastygł, jakby powaga sytuacji kazała mu na chwilę wstrzymać oddech i tempo.  
- Ciekawe, co na to jego żona - skwitował, wywracając oczami. - Vera, musisz to w końcu zgłosić. Nie możesz pozwolić na to, żeby posunął się dalej. Musisz znaleźć coś nowego, nie możesz tam dłużej pracować - podaje jej szklankę z wódką i lodem, a ona przechyla zawartość na raz. Krzywi się i wzdryga, a ja otwieram usta. Muszę komicznie wyglądać, ale ta dwójka wcale nie zwraca na mnie uwagi. Dobrze mi z tym.  
- Gdyby to wszystko było takie proste, Dan - wzdycha, wzruszając ramionami. - Nie mogę myśleć tylko o sobie, dobrze wiesz. Arthur wymaga czasu i pieniędzy, nie mogę pozwolić sobie teraz na odejście, zostanę na lodzie, bez kasy, bez mieszkania - wplata palce we włosy, a potem masuje skronie.  
- Ja mogę panią przyjąć - odzywam się, zanim zdążę pomyśleć nad tym, co zamierza wypłynąć z moich ust, ale alkohol myśli za mnie, nie ma odwrotu.  
Niebieskie ślepia zwracają się w moją stronę i mam wrażenie, jakby rozebrała mnie do wnętrzności.  
- Kto to jest? - pyta barmana, Dana, który wybucha śmiechem i wzrusza ramionami.
- Jestem dupkiem. Tak mnie nazwała kobieta, która siedziała dokładnie na tym samym miejscu - wskazuję palcem na jej krzesło. - Abstrahując od tej żenującej sytuacji, mam własną kancelarię - uśmiecham się i doskonale zdaję sobie sprawę, że mój wzrok zdradza, jak bardzo jestem pijany.  
Kobieta uśmiecha się i kiwa głową.  
- Miło było cię widzieć, Dan - wysyła w jego stronę buziaka i wstaje od baru. - Dobrej nocy - zwraca się w moim kierunku i nim zdążę cokolwiek powiedzieć, znika.  



Zostawiłem numer telefonu barmanowi, gdyby nagle panna Vera zmieniła zdanie i jednak potrzebowałam tej pracy. Nie wiem, kim jest Arthur, ale współczuje obojgu.  
Jej, ja mogę współczuć?
Chowam twarz w dłoniach, zastanawiając się, co robi Emma.  
Wyciągam telefon z kieszeni marynarki i wybieram jej numer.
Doskonale wiem, że jutro będę tego cholernie żałował, ale co na to poradzę, że jestem pijany i chcę usłyszeć jej głos?
- Gerard? - nie ukrywa zdziwienia. - Coś się stało?
- Mi ciebie również miło słyszeć - uśmiecham się, sam nie wiem dlaczego.  
- Piłeś? - to chyba zmartwienie i coś na kształt irytacji, ale nie jestem w stanie do końca stwierdzić czy się mylę.  
- Jestem przewidywalny, wiem o tym, ale naprawdę bardzo chciałem cię usłyszeć, wiesz? - szepczę, by po chwili zdać sobie z tego sprawę, że nie jestem sobą. Czuję się tak, jakby ktoś zabrał mi kontrolę nad słowami, uczuciami i wszystkim, co mnie dotyczy.  
Cisza po drugiej stronie wcale tego nie ułatwia.  
- Wszystko w porządku? - pytam, nie mogąc znieść bólu, który obwiązuje się pętlą wokół szyi.  
- Jest lepiej, a u ciebie?  
Schematyczna rozmowa mnie męczy. Męczy mnie to, że na siłę odpowiada na pytania, że dusi w sobie wszystko inne, nie pozwalając ustom powiedzieć to, czego tak naprawdę chce.  
- Źle, jeśli trzymasz mnie na dystans. Dziś irytowało mnie dosłownie wszystko, chociaż byłem w pubie, piłem dobre drinki, widziałem ładne kobiety. Irytowało mnie z jednego, konkretnego powodu, nie było tam ciebie - mówię powoli, zamykam oczy i rozkładam się na fotelu.  
- Gerard..
- Nic już nie mów, nie musisz. Chcę życzyć ci tylko dobrej nocy, trzymaj się, kochana - powstrzymuję się od powiedzenia czegoś więcej, bo dobrze wiem, że ona tego nie odwzajemni, choć w jej wnętrzu wszystko będzie krzyczeć i wyrywać się w moja stronę.  



TADAM! Dziękuję wszystkim Czytelnikom! :)

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii inne i erotyczne, użyła 2036 słów i 11179 znaków, zaktualizowała 6 wrz 2017.

2 komentarze

 
  • Ja1709

    Czytelnicy tyż dziękują!!!

    21 wrz 2017

  • Somebody

    Niesamowicie poprowadzona postać Gerarda, ten zalążek wewnętrznej przemiany... I epickie zakończenie. Pozostaje bić brawo aż dłonie odpadną :bravo:  :bravo:  :bravo:

    6 wrz 2017

  • Malolata1

    @Somebody lepiej, żeby nie odpadły, zostaw na później, dla innych, haha :D

    6 wrz 2017