Testament 15

Marcin nie pokazał się przez dwa dni. Dzwoniła, ale nie odbierał, na uczelni też nie mogła go zastać. Wiedziała, że jej unika, nie była tylko świadoma co dalej. Czy doniósł na nią policji? Pewnie nie, inaczej już by o tym wiedziała.
W środę rano, zadzwoniła do Laury. Okazało się, że to u nich spędził ostatnie noce. Uprzedziła wszelkie pytania i szybko się pożegnała. Na domiar złego, ostatnie wydarzenia chyba jej zaszkodziły. Czuła się źle, chodziła po domu senna albo rozdrażniona. Nudności trochę ustąpiły, ale i tak miała wrażenie, że jest wrakiem samej siebie.  
Napuściła wody do wanny i wlała olejek. Odsłoniła rolety, a co tam, niech młody ma chociaż dobry dzień. Ciekawe, czy matka zna jego sekret? Pewnie tak, Daniel musiał chyba jakoś wyjaśnić powód swojej wizyty w ich domu. Zaśmiała się, rozbawiona myślą, że to pan komendant właśnie jej się przygląda. Stoi za zasłoną, w pokoju naprzeciwko i patrzy. Co za głupoty, uderzyła dłonią o powierzchnię wody, która z pluskiem wylała się na podłogę.  
Po kąpieli natarła się perfumowanym balsamem i ubrała ulubione spodnie. Zamiast przytyć, raczej schudła. Na szczęście. W szafie wyszukała luźny podkoszulek, pozwoliła włosom swobodnie schnąć, jednak przyłożyła się do makijażu. Jest, ale go nie ma- uwielbiała malować się w myśl tej zasady. Do tego perfumy i obcasy. Kilka zwyczajnych, kobiecych czynności nieco poprawiło jej humor. Może to i próżność, ale co tam. Jeszcze chwila w dresie, w pustym domu i przekroczy  kolejną granicę. Śmiertelnie się tego bała. Wyjście z domu traktowała jak ucieczkę przed samą sobą. Zastanawiała się, czy nie pojechać do rodziców. Szybko jednak porzuciła ten pomysł. Nie chciała obciążać mamy, a ta na pewno zaraz zorientowałaby się, że coś jest nie tak. Matki wiedzą takie rzeczy. Podświadomie, dotknęła ręką brzucha. Ciekawe, kiedy Marcin zadał już sobie pytanie, czy to on jest ojcem. Z resztą, jakie to ma teraz znaczenie? Prawdopodobnie, za jakiś czas przyśle kogoś po rzeczy, a później każe jej się wyprowadzić. To i tak najlepsze, co może ją spotkać.  
Postanowiła wstąpić na kawę do „Koty i czekolada”. Lubiła klimat małej kawiarenki, gdzie w oknach stały świeże kwiaty, pachniało słodko, a ściany i stoliki zdobiły wizerunki ,uroczych kociaków. Zwykle nie chodziła do miejsc, w których pijało się tylko bezalkoholowe napoje i zachwycało ciastkami, jednak w ciągu ostatnich tygodni, w jej życiu dokonała się prawdziwa rewolucja. Nie potrzebowała już żadnych, sztucznych podniet. Chciała spokoju, stabilizacji, nudy, bycia dobrą i przesłodzoną, aż do wyrzygania. Chciała nosić welurowy dresik, czekać na swojego „Misia”, aż wróci z pracy, gotować mu obiadki i trajkotać o dziecięcych ciuszkach i rozkosznych skarpeteczkach. Zamemlać jego i siebie w mlecznoróżowej, pachnącej wanilią atmosferze, w której nie ma miejsca na alkohol, trawkę, zabójstwo szwagra.  
Usiadła przy samej witrynie, dlatego w pewnym momencie uporczywe światło, zaczęło odbijać się w blaszanym wiaderku, w którym stał bukiet bzów. Odsunęła trochę krzesło, jednak na niewiele to się zdało. Rozejrzała się po lokalu. Do tej pory zajmowała się swoimi przemyśleniami, teraz zauważyła, że przy stoliku pod ścianą, odwrócony plecami do reszty sali, siedzi ktoś znajomy.
Stosunkowo jasne, przystrzyżone po bokach włosy, szerokie ramiona, to na pewno on... Zastanawiała się, czy zdradzić swoją obecność, czy po prostu zapłacić i wyjść. Postawiła na to pierwsze. Poczekała kilka minut, na wypadek, gdyby z kimś się umówił. Kiedy jednak nic się nie wydarzyło, a ładna kelnerka, dolała mu drugi raz kawy, Anna zebrała się na odwagę i podeszła.
Bruno wyglądał na zaskoczonego. Zamrugał kilka razy oczami, jakby dopiero się budził. Faktycznie, miał zaczerwienione oczy, a na zielonym podkoszulku widniało kilka małych plamek i zagnieceń. Szybko się pozbierał i odsłonił szereg białych zębów. Znów był dawnym Brunem, o łobuzerskim spojrzeniu.  
- Siadaj, już ci wybaczyłem.
Wyglądała na zaskoczoną, więc wyjaśnił:
- No, tamten sobotni nalot, kiedy tkwiłem po same jaja w Tamarze, jak weszłaś.
Zaczerwieniła się, na to nieoczekiwane wyznanie, co jeszcze bardziej rozbawiło mężczyznę.
- No nie, rumienisz się jak pensjonarka, nie poznaję cię siostra.
To był cały on. Bezwstydny i czarujący w paskudny sposób. Nie dziwiła się Tami, że straciła dla niego głowę. Typ Piotrusia Pana, często pociąga pewien rodzaj kobiet.  
- Ostatnio sporo się zmieniło.- skwitowała.
- Żebyś wiedziała... Przykro mi z powodu szwagra. Na pogrzebie nie chciałem wam przeszkadzać...
- Byłeś tam?
- Pewnie, przecież swego czasu, nawet ja przyjaźniłem się z tym palantem, Panie świeć nad jego duszą. Poza tym Marcin, jest jak brat.
- To dość dwuznaczne określenie.
- Chyba masz rację.- upił łyka kawy.- Policja już coś wie?
- Podobno nie.  
- Standard, ten kto to zrobił, powinien gnić już w więzieniu. Krystian był jaki był, ale nikt nie zasługuje na taki koniec.
Anka, niespokojnie poruszyła się na krześle. Bruno wpatrywał się w swoje paznokcie, spod których zaczął coś wydłubywać.
- Nie obraź się, ale wyglądasz „wczorajszo”, balowałeś?
- Ty za to świeżo jak poranek. Chciałbym balować, ale tym razem to coś innego.
Uniosła brwi.
- Tamara mnie wywaliła.
- Co?!- Ankę zamurowało. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego, że Tami zrezygnowała z Bruna. Miała na jego punkcie obsesję.
- Też byłem zdziwiony. Najgorsze, że niczego specjalnego nie zrobiłem. Owszem, mięliśmy częste kryzysy, ale wczoraj dosłownie wpadła w jakąś furię i kazała mi się wynosić.
- Przykre.  
- Trochę tak. Z drugiej strony, chyba powoli oboje zaczynaliśmy rozumieć, że to, co nas łączy, to raczej przywiązanie i wspólna przeszłość. Miłość wygasła już dawno.- poszukał jej dłoni. Wyglądał teraz na przybitego. Zmierzwiła mu włosy.
- Nie marz się. Zrobisz teraz to, co lubiłeś najbardziej.
- To znaczy?
- Pójdziesz na miasto i wyrwiesz jakąś dupę. Później kolejną i tak dalej, aż w końcu znajdziesz kobietę życia.
- I myślisz, że wyłonię ją spośród jedno nocnych dupodajek?
- Prawie jak szukanie Kopciuszka.
Śmiali się i Anka na chwilę zapomniała o problemach. Znowu czuła się, jakby miała dwadzieścia lat i siedziała w barze, z nowo poznanym, ale przesympatycznym studentem geologii. Od tamtej pory minęła cała wieczność i jeszcze sto lat.
Bruno postanowił odprowadzić dziewczynę do domu. Dzień był naprawdę piękny i słoneczny. Dzieciaki jeździły na rolkach, śpiewały ptaki, a wokół drzew bzyczały owady.  
Szli wolnym krokiem, nigdzie się nie spieszyli. Jakieś auto zatrąbiło, przerywając idyllę.  
Popatrzyli w tamtą stronę. Facet w czerwonym Tico, zablokował cały pas, próbując wycofać. Nie to jednak zwróciło ich uwagę.  
W cieniu rozłożystego kasztanowca, po drugiej stronie ulicy, zatopieni w rozmowie, stali Marcin i Tamara.

Popek

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1274 słów i 7203 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Ciekawy

    I co dalej 2  lata minęły  
    Wciąż czekamy

    11 lut 2018

  • Użytkownik Pina

    Będzie kolejna część?

    29 mar 2016

  • Użytkownik marika

    Hallo?

    20 lut 2016

  • Użytkownik ja

    A nastepna czesc kiedy? troche czasu juz minelo

    12 lut 2016