Postanowił to zmienić. Książka, choć ciekawa, opisywała wszystko w sposób medyczny – pochwa, macica, wargi sromowe. Porównania do przekrojonej gruszki nie były dla niego zbyt zrozumiałe. Z coraz większą niecierpliwością czekał, aż nauczycielka biologii przejdzie do tego tematu. Aż wreszcie nastał ten dzień. Nie mógł wytrzymać, z niecierpliwością oczekiwał dzwonka.
Usiadł w ławce i czekał.
Pani od biologii miała nieco ponad czterdzieści lat. Rozpoczęła zajęcia od standardowego sprawdzenia obecności, a następnie przeszła do tematu. Sebastian słuchał uważnie, a cała klasa była cicho i z zainteresowaniem śledziła jej słowa. Nawet największe gaduły siedziały pokornie, chłonąc to, co miała do powiedzenia. Ku przerażeniu większości, lekcja nie przyniosła nic nowego w porównaniu do tego, co było napisane w podręczniku. Dzwonek oznajmił koniec zajęć, a nauczycielka podziękowała za uwagę.
— No porażka — pomyślał Sebastian.
Biologia była ostatnią lekcją, więc klasa szybko opuściła salę, kierując się do szatni. Sebastian szedł spokojnie, czując się rozczarowany. Miał nadzieję, że nauczycielka pokaże jakieś zdjęcia nagiej kobiety i opisze, jak to wszystko wygląda, a tymczasem jedyną pomocą naukową był rysunek z książki.
— Chodź do domu — usłyszał głos Sławka, sąsiada z ulicy i równolatka z tej samej klasy.
Ubrali się w szatni i razem z Pawłem i Piotrkiem ruszyli w stronę domów. Cisza nie trwała długo.
— Ale ta biologiczka to poszła na łatwiznę, gdyby człowiek nigdy nie widział babskiej siurki to ciężko sobie to wyobrazić — zaczął Piotr.
— Masz rację, co innego jej opis, a co innego zobaczyć na żywo — dodał Sławek.
— A jeszcze, co innego podotykać — wtrącił Paweł.
— Święta prawda — zgodził się Sebastian, nie chcąc wyjść na niedoświadczonego.
Chłopaki kontynuowali rozmowę, ale w głowie Sebastiana kłębiły się myśli o tym, jak zdobyć to doświadczenie. Nie miał sióstr, a podglądanie matki wydawało mu się niezręczne. Musiał wymyślić coś prostego, a zarazem pewnego.
W domu nie mógł znaleźć sobie miejsca. Gdy nastał wieczór, położył się do łóżka i myślał. Przez głowę przelatywały mu różne plany i koncepcje. Analizował każdą z nich, wyobrażając sobie przyszłe scenariusze działań. Nie posuwał się w swoich myślach zbyt daleko, ale ciągłe myślenie o jednym doprowadziło do erekcji. Próbował nie zwracać na to uwagi, ale było to silniejsze od niego. Najpierw delikatnie zaczął drażnić swojego ptaszka, a gdy ten stał się twardy i wilgotny, wprawnymi ruchami zaczął masować główkę. W myślach wyobrażał sobie wspólne chwile z dziewczyną, wzajemne pieszczoty i obejmowanie. Dłoń coraz mocniej zaciskała się na penisie, wykonując ruchy posuwisto-zwrotne. Poczuł zbliżającą się falę przyjemności i tuż przed wytryskiem zacisnął napletek, chwytając wytryskującą spermę. To błogie uczucie było fantastyczne. Sięgnął po skarpetkę leżącą na podłodze, szybko włożył ją pod kołdrę i tam opróżnił zawartość ptaszka. Nie miał ochoty myśleć dalej, wszak plan miał już wstępnie opracowany. Obrócił się na bok i po chwili szybko zasnął.
**********
Od rana był jak na szpilkach. Szybko zjadł śniadanie i wyszedł do szkoły wcześniej niż zwykle. Gdy dotarł, czekał w szatni, lustrując, kto z klasy jest obecny i czy ta osoba, do której miał zamiar podejść, przyjdzie. Klasa liczyła dwadzieścia pięcioro uczniów, w tym czternaścioro dziewcząt i jedenastu chłopców. Z tej czternastki musiał wybrać tę jedną, jedyną i zaryzykować.
Wśród najładniejszych i tych, które cieszyły się największym powodzeniem u chłopaków była Ola, Kaśka i Anka K. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw doszedł do wniosku, że z nimi szanse są marne. Marysie i Ankę S też od razu skreślił ze swojej listy. Były przy kości i bardzo, cnotliwo-religijne więc jakakolwiek próba spełzłaby na niczym. Podobne stanowisko reprezentowała Dorota, więc i tu nadzieje były płonne. Z Zośką nie miał zbyt dobrych stosunków, po prostu była i nie wchodzili sobie w drogę. Renata B. – prymuska też nie za bardzo pasowała do jego planu, druga z Renat była kuzynką Sławka i opcja, że w przypadku niepowodzenia wygada się kuzynowi była nie do przyjęcia. Iwona żyła w swoim świecie, a jakiekolwiek próby wymiany zdań kończyły się zdawkowymi odpowiedziami. Matka Aśki M. pracowała w szkole jako nauczycielka, co w przypadku niepowodzenia byłoby katastrofalnym wyborem. Dodatkowo na pierwszy rzut oka widać było, że jej rozwój fizyczny jest nieco opóźniony w stosunku do koleżanek, a jak głosiła wieść gminna, jako jedyna z klasowych dziewcząt nie miała jeszcze okresu.
Po selekcji na placu boju pozostały trzy dziewczyny – Iza, Małgosia i Aśka N. Wśród nich należało znaleźć tę jedną, dyskretną i chętną. Fizycznie najsłabsze warunki miała Iza, średniego wzrostu szatynka, szczupła i bez wyrazu. Pod względem walorów fizycznych górowała Joanna, której dobrze wykształcone piersi niejednokrotnie były podziwiane przez chłopaków na lekcjach WF-u. Pośrodku plasowała się Małgorzata. I to właśnie na nią padł wybór Sebastiana. Przekonało go jej wesołe usposobienie oraz fakt, że można z nią porozmawiać o wszystkim bez krępacji. Dodatkowym atutem były plotki, które krążyły po klasie, że podczas wycieczki oazowej wygłupiała się przed współspaczkami, będąc na golasa, co doniesiono siostrze zakonnej opiekującej się grupą. Teraz, po takiej kompromitacji, nie będzie się chwalić koleżankom.
Małgośka przyszła kilkanaście minut przed dzwonkiem obwieszczającym pierwszą lekcję. Sebastian omiótł ją dyskretnie wzrokiem. Granatowy fartuszek, dżinsowe spodnie, skarpetki, włosy upięte w koński ogon – standardowy strój uczennicy. Na minispódniczki był jeszcze czas, wszak była połowa maja. Lekcje rozpoczęły się geografią, ale Sebastian wcale nie słuchał, co mówi nauczycielka. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął przygotowaną wczoraj kartkę z naklejoną informacją.
Ileż to musiał naciąć się gazet, aby skompletować to zaproszenie. Rzucił okiem i przeczytał w myślach zapisaną treść: „Jeśli chcesz, by lekcja biologii, którą mieliśmy ostatnio, nie była tylko suchą teorią, czekaj dziś po lekcjach przy sali gimnastycznej. Podejdę i zapytam o Pawła Nowaka. Proponuję wzajemne lepsze poznanie się”. Taką treść wymyślił, przestrzegając zasad konspiracji. Gdyby chciała się tym pochwalić, i tak nie doszliby, kto to napisał. Po zgięciu kartki na pół, na drugiej stronie napisał: „Tylko dla Ciebie, Małgosiu. ” Był z siebie dumny. Ten plan musiał się udać. Teraz należało tylko dyskretnie podrzucić kartkę i czekać, co będzie dalej. Zadzwonił dzwonek. Następna lekcja – matma, lecz była jeszcze przerwa. Ociągając się, wyszedł na korytarz razem z Piotrkiem, z którym siedział w ławce.
— O cholera, zapomniałem czegoś — stwierdził i zawrócił do klasy.
Otworzył drzwi. Nie było nikogo. Szybko podszedł do ławki, w której siedziała Małgosia, i otworzył jej tornister. Ręce drżały, serce kołatało jak szalone. Znalazł jej zeszyt do matematyki. Wyciągnął kartkę i wsadził ją do środka zeszytu tak, aby nieco wystawała. Szybko włożył z powrotem zeszyt do tornistra i wyszedł z klasy. Teraz pozostawało tylko czekać. Przeszedł się po korytarzu. To, że wrócił do klasy, nie zainteresowało nikogo. Po chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy weszli do klasy. Nauczycielka od matematyki była jednocześnie ich wychowawczynią. Usiadł i skierował wzrok na Małgośkę. Po chwili doszedł do wniosku, że nie może tak się jej przyglądać, bo będzie to zbyt podejrzane. Wyciągnęła zeszyt, położyła na ławce.
Jest, zauważyła karteczkę. Czekał teraz z niecierpliwością, co będzie dalej. Dziewczyna szybko włożyła ją do kieszeni fartuszka. Więc było dobrze. Małgośka zaczęła się rozglądać, więc przestał na nią zerkać, przenosząc wzrok na tablicę. Nie mógł dać poznać po sobie, że to on, przynajmniej nie teraz. Było to trudne, ale musiał przełamać w sobie potrzebę obserwacji. Starał się skupić na lekcji, ale nie bardzo mu to wychodziło. Mijały kolejne godziny zajęć, a po matematyce Małgosia poszła do ubikacji i wyszła z niej nieco zaczerwieniona.
— Przeczytała — pomyślał.
Teraz należało tylko czekać do końca lekcji.
Jakże dłużył się ten czas do ostatniego dzwonka. Gdy tylko nastał, Sebastian udał się spokojnie do szatni. Ubierał się w swoim tempie, choć bardzo mu się spieszyło. W myślach powtarzał sobie, aby być spokojnym.
— Idziemy? — zapytał Sławek.
— Idźcie, ja mam jeszcze sprawę do załatwienia — odparł.
Sławek machnął ręką i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Sebastian odczekał chwilę, a następnie skierował się w stronę sali gimnastycznej. Szedł powoli, rozglądając się na boki. Po korytarzu wciąż poruszali się uczniowie, więc nie było tak źle. Najbardziej obawiał się sytuacji, w której musiałby iść sam i zostać rozpoznany z daleka. Dotarł do końca korytarza. Za zakrętem znajdowała się sala gimnastyczna. Delikatnie wysunął się zza rogu. Była tam. Czekała przy wejściu do dziewczęcej szatni, tuż przed salą gimnastyczną. Z sali wychodzili uczniowie po zakończonych zajęciach z WF-u. Stworzył się tłum. Nabrał powietrza i śmiało ruszył w jej kierunku. Zobaczyła go. Skierowała swój wzrok na niego. Podszedł do niej.
— Nie widziałaś gdzieś Pawła Nowaka? — zapytał, wyrzucając z siebie szybko przygotowaną formułę.
Wyprostowała się i spojrzała na niego, wyraźnie zmieszana.
— To ty, Sebastian? — zapytała.
— Yhm — odparł.
Stali chwilę w milczeniu, patrząc na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Chodź na boisko sportowe — zaproponowała Małgosia.
Przystał bez słowa. Bocznym wyjściem wyszli na plac przed szkołą, a następnie skierowali się na boisko, znajdujące się z tyłu budynku. Przystanęli przy bieżni.
— Słucham cię — powiedziała, wpatrując się w niego.
Musiał zebrać myśli.
— Jeżeli tu jesteś, to znaczy, że się zgadzasz — wysnuł pierwszy wniosek.
— Tak — odparła krótko.
— Chcę poznać bliżej… no wiesz… dlatego napisałem — dukał, wciąż patrząc na nią.
— Ja też jestem ciekawa, ale powiedz, jaki masz plan — odpowiedziała.
— Spotkamy się gdzieś, tylko ty i ja, w ustronnym miejscu, a potem pokażemy sobie nawzajem to, co nas interesuje. Jeśli się zgodzisz, to możemy się pomacać – oznajmił.
Patrzyła na niego. Oboje byli nieco zmieszani i zdenerwowani. Nastała chwila ciszy.
— Ale gdzie? — zapytała po chwili.
Nie miał dokładnego planu. To, że się zgodziła, sprawiło, że chciał, aby to wydarzyło się jeszcze dzisiaj. Najlepiej po obiedzie, po południu. Wymyślił, że powie, że idzie pograć w piłkę, bo przecież dziś piątek i nie musi odrabiać lekcji.
— Myślę, że dzisiaj po południu, może nad rzeką — zaproponował naprędce.
— Nad rzeką odpada, za dużo ludzi się kręci — usłyszał odpowiedź.
Nastąpił impas. Nie miał pomysłu na inne miejsce. W jego głowie przelatywały miliony myśli. Stali tak naprzeciw siebie nic nie mówiąc.
— Słuchaj, mam pomysł — przerwała milczenie Małgosia.
— Mów — odparł.
— Myślę, że tu w szkole będzie najlepiej, po osiemnastej nikogo prócz woźnej i sekretarki tu nie ma, one obie siedzą razem w sekretariacie i plotkują. Wiem, bo kiedy chodziłam na SKS, nigdy ich przy robocie nie widziałam – rozpoczęła.
— Ale gdzie? — zapytał.
— Sam dobrze wiesz, że do kącika na sali sportowej pasuje każdy klucz. Zamek jest wyrobiony i nigdy go nie zamykają. Weźmiemy jakiś klucz, a w razie czego zamkniemy się od środka. Gdyby się dobijała, zawsze możemy uciec przez to wąskie okno – kontynuowała.
— A do szkoły dostaniemy się przez piwniczne okienko obok kotłowni, ono zawsze jest uchylone — dodał Sebastian.
— No właśnie — zakończyła Małgosia.
Plan był gotowy w szczegółach. Teraz pozostało tylko jego perfekcyjne wykonanie. Popatrzyli na siebie.
— Tylko żadnego wkładania, oglądamy, dotykamy, pytamy się i koniec — postawiła warunki Małgosia.
— Jasne — odparł Sebastian. – To o osiemnastej – dodał po chwili.
— O osiemnastej — potwierdziła.
Rozeszli się bez słów. Sebastian gnał do domu jak na skrzydłach.
— Udało się, super — powtarzał sobie w myślach.
**********
Wyszedł jeszcze przed czasem. Za piętnaście szósta dochodził do szkoły. Rodzicom powiedział, że idzie pograć w piłkę z kolegami. Łyknęli to bez problemu. Wykąpany i czysty mijał bramę wejściową do szkoły. Było pusto. W sekretariacie paliło się światło.
— Ma rację, rzeczywiście pewnie tam siedzą i plotkują — pomyślał, przypominając sobie słowa Małgosi.
W myślach wyobrażał sobie, jak stoją naprzeciw siebie nadzy, jak pożerają się wzrokiem, jak ją dotyka. Jej piersi, muszelkę. Był podniecony. Jego penis już teraz sterczał, maskowany przez dżinsy, które miał na sobie. Postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście woźna siedzi w sekretariacie. Ostrożnie zbliżył się do okna i przystanął. Było uchylone. Wytężył słuch. Wychwycił rozmowy. Więc były tam przynajmniej dwie osoby. Przecież sekretarka nie gadałaby sama do siebie. Wszystko szło zgodnie z planem. Ich planem. Cichutko jak na paluszkach dotarł do piwnicznego okienka przy kotłowni. Było uchylone. Jak najostrożniej wsunął się przez nie do wnętrza. Był w środku budynku. Po schodach dotarł do wyjścia na korytarz. Wychylił się. Było cicho i pusto. Odczekał chwilę i jak najciszej wzdłuż ściany dotarł do końca korytarza.
— Oby tylko była — pomyślał.
— Albo przyszła — sprostował w myślach po chwili.
Jeszcze raz odwrócił się do tyłu i zlustrował korytarz. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Dotarł do pomieszczenia, gdzie przechowywano rzeczy potrzebne do WF-u. Nazywali to kącikiem sportowym. Był naprzeciw szatni. W kieszeni miał klucz. Sięgnął i wydobył go. Delikatnie wsadził do zamka i chciał przekręcić. Nie dało rady. Nacisnął na klamkę. Drzwi się otworzyły. Nie uchylał ich zbyt szeroko, obawiając się, że mogą narobić zbytniego hałasu. Delikatnie jak kot wsunął się do wnętrza pomieszczenia. Jeszcze chwila i zamknął je za sobą. Powoli wsunął klucz do zamka.
— Jest, czy jej nie ma? — pomyślał, zastanawiając się, czy zamknąć drzwi na klucz.
— Możesz zamknąć, już jestem — usłyszał jej szept.
Delikatnie przekręcił klucz w zamku. Odwrócił się. Poprzez wąskie okienko w górze wlatywało jeszcze nieco światła. Zobaczył ją. Stała za stertą materacy. Nabrał powietrza i śmiało ruszył w jej kierunku.
— Zostań tam, gdzie jesteś, nie ma czasu — powiedziała.
— Dlaczego? — zapytał.
— Słuchaj, ja zostanę tu za materacami, a ty stań za skrzynią — odparła szeptem.
— Ale czemu? — zapytał ponownie.
— Dlatego, że nie mam pewności, że jak ja się rozbiorę, to ty też. A tak, gdy się rozbierzemy, podejdziesz do mnie za materace. Stąd zawsze szybciej można prysnąć przez okienko – odpowiedziała.
— A jaką mam pewność, że ty za tymi materacami się rozbierzesz? — słusznie zauważył Sebastian.
— Ano taką, że podejdziesz do mnie wtedy, kiedy rzucę do ciebie swoje ubrania, ty też rzucisz mi swoje — odparła rzeczowo.
Miało to ręce i nogi. Nikt nie narażał się na sytuację, w której mógłby zostać wykorzystany. Czas też robił swoje. Woźna mogła w każdej chwili zakończyć pogaduchy i przejść się po pomieszczeniach. Był podniecony. Popatrzył na nią zza sterty materacy; było widać tylko jej głowę i szyję. Rzeczywiście, gdyby trzeba było się awaryjnie ewakuować, wystarczyło tylko wskoczyć na materace i przecisnąć się przez okno, które było już teraz uchylone. Dotarł za skrzynię.
— To już? — zapytał.
— No — usłyszał.
Rozmawiali szeptem. Pochylił się i rozsznurował buty. Szybko zdjął je z nóg. Potem skarpety.
— Ej, rzucaj coś — usłyszał.
Podniósł głowę i zauważył, że w jego kierunku leci jej adidas. Chwycił go, po chwili rzuciła drugi. Odrzucił jej swoje buty i skarpety. Ściągnął spodnie, potem koszulkę z krótkim rękawem. Postanowił chwilę poczekać, nim zdejmie majtki. Po chwili miał już jej spodnie, koszulkę skarpetki i buty. Podobny ładunek wysłał za materace. Stał teraz w samych slipkach. Ta chwila zbliżała się z każdą sekundą. Nie chciał jej przedłużać. Sterczący, wilgotny penis wypychał materiał slipek, odstając od brzucha. Czekał, aż ona pierwsza rzuci resztę swoich fatałaszków w jego kierunku.
— Na co czekasz? — ponagliła go.
— Na ciebie, dawaj swoje, bo to przecież ja do ciebie idę — odparł.
— No dobra — usłyszał.
Po chwili miał u siebie biustonosz i białe figi. Małgorzata tam za materacami czekała na niego naga – przeszło przez myśl. Sprawnym ruchem dłoni ściągnął z siebie slipki. Oswobodzony ptaszek sterczał jak drut. Rzucił jej swoje slipki.
— Teraz oboje jesteśmy nadzy i tylko parę metrów dzieli nas od siebie — pomyślał, czując się cholernie podniecony.
Zebrał jej ubrania. Zawahał się jeszcze chwilę, czy jak będzie szedł to się nimi zakryć i dopiero za materacami pokazać swoje skarby. Tak, tak chyba będzie lepiej, oboje w jednej chwili pokażą sobie to, co skrywają.
— Na co czekasz, chodź — ponagliła go.
— Już — odparł.
Jak pomyślał, tak zrobił. Trzymając jej ubrania przed sobą na wysokości krocza, ruszył w tamtym kierunku. Szedł do niej, patrząc na wystającą zza materacy głowę. Patrzyła na niego z rumieńcami na twarzy. Nawet się uśmiechała. Jeszcze tylko parę kroków i już będzie przy niej. Dotarł do krańca materacy. Teraz stali naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Skręcił w prawo, chcąc dostać się do niej i…
W tym momencie zza materacy wyłoniły się jeszcze dwie głowy. Stanął jak wryty. Trudno było nie rozpoznać tych twarzy. Roześmianych, wpatrzonych w niego. Za materacami prócz Gośki były jeszcze Iza i Zośka.
— Co jest? — zapytał, dociskając mocniej do ciała ubrania Gosi.
Małgorzata zbliżyła się do niego i ku jego zdziwieniu nie była naga. Miała na sobie biustonosz i sportowe krótkie spodenki. Poczuł się strasznie głupio. Wolałby teraz uciec, stąd, lecz, jak? Z przerażenia odebrało mu mowę. Był wściekły i zły na siebie. Taki wstyd.
— Koleżanki też chciały skorzystać z lekcji biologii — powiedziała z uśmiechem na twarzy.
— Nie tak się umawialiśmy — odparł, dusząc w sobie gniew.
— Proszę oddaj mi ubrania — poprosiła, wyciągając dłoń po swoje fatałaszki.
— Owszem, pod warunkiem, że otrzymam swoje — odparł stanowczo.
— Niestety, ma je Zosia — usłyszał z ust Gośki.
Sytuacja była nieciekawa. One trzy, on jeden i w dodatku nagi zakrywający swoje przyrodzenie babskimi ciuchami. Wszystkie trzy pary dziewczęcych oczu patrzyły na niego.
— Dobrze oddajcie mi moje i wyjdźcie, ja się ubiorę i zostawię twoje ubrania tutaj — rozpoczął negocjację.
— Nie wyjdziemy — odparła Zosia.
— No dobra, to połóżcie je tutaj i się odwróćcie, ja się ubiorę i będzie dobrze, OK — zmodyfikował swoją propozycję.
— Nie będziemy się odwracać, bo nie po to tu przyszłyśmy, dawaj ubrania, ale to już — stanowczo stwierdziła Gośka.
— Dziewczyny, no co wy, proszę was — rzucił błagalnym tonem.
Małgorzata zbliżyła się do niego i chwyciła za kawałek swoich spodni. Sebastian mocno przycisnął je do swojego ciała.
— Dawaj! — usłyszał.
— Nie! — odparł.
Patrzyli sobie w oczy i żadne z nich nie chciało ustąpić. Różnica polegała na tym, że w oczach Gosi widać było tryumf, a w oczach Sebastiana przerażenie.
— Słuchaj, wystarczy, że zaczniemy krzyczeć, a przyleci tu woźna z sekretarką, my ubrane ty prawie nagi zasłaniający się jej ubraniami, ciekawe, co sobie pomyślą? — twardo i dosadnie ukazała mu jego sytuację Zosia.
Przeraził się nie na żarty. Gdyby zaczęły krzyczeć, a nie daj Boże piszczeć, nie zdąży uciec, a jeśli nawet tak, to, jak – nago, bo będzie musiał pozbyć się ubrań Małgosi, aby mieć swobodne dłonie. Był na straconej pozycji.
— Proszę was dajcie mi iść do domu — poprosił błagalnym tonem.
— Nic z tego, sam chciałeś praktycznej lekcji biologii — po raz pierwszy odezwała się Iza.
Było gorzej niż myślał, sytuacja beznadziejna. Co by nie zrobił wstyd jak cholera.
— Dobrze to wy też się rozbierzcie, OK — próbował ratować sytuację.
Roześmiały się wszystkie, patrząc na niego z politowaniem. Zrozumiał teraz dokładnie, że to one narzucały warunki dalszego spotkania.
— Oddajesz te ubrania, czy mamy wrzeszczeć? — zapytała Zosia.
— Dajcie mi chwilkę — to jedno, co mógł naprędce opowiedzieć.
Przez głowę przeleciało z tysiąc myśli. Szybko musiał podjąć niełatwą decyzję.
— Dobrze, ale proszę was nie mówcie o tym nikomu — wydukał.
Jedyne, na czym mu teraz zależało to fakt, by nikt inny nie dowiedział się o tym, co za chwilę miało się stać.
— Zgoda — odpowiedziały razem.
— Przysięgnijcie — postawił warunek.
Wszystkie trzy przysięgły, że nie pisną ani słowa. Musiał im uwierzyć. Przynajmniej fakt, że przysięgły był dla niego w tej sytuacji jakąś pociechą.
— Właź za materace i dawaj ciuchy — powiedziała Małgosia, cofając się za materace.
Zrobił to, co nakazała. Dziewczyny stały teraz jedna obok drugiej zbite na małej przestrzeni, a on metr przed nimi. Chwila obnażenia zbliżała się nieuchronnie. Nie tak to miało wyglądać. Czuł wstyd. Małgośka wyciągnęła ręce po ciuchy. Zwolnił uścisk na materiale tak, że swobodnie wyciągnęła je z jego dłoni. Dłońmi zakrywał genitalia, odwlekając tę chwilę.
— No już — usłyszał z ust Izy i wiedział, że trzeba to zrobić.
Opuścił ręce wzdłuż tułowia, wbijając jednocześnie wzrok w podłogę. Penis przyjął postawę na baczność, stercząc pod odpowiednim kątem. Do uczucia wstydu doszło jeszcze poniżenie. Stał nagi przed trzema koleżankami z klasy. Czuł się wykorzystany.
— Ale mu stoi — skwitowała Iza.
— Jaki drągal — dodała Zosia.
— Ma już włoski — zauważyła Małgosia.
Nie patrzył na nie tylko w podłogę, lecz z komentarzy i wymiany zdań wynikało, że przyglądały się jego intymności dość uważnie. Po penisie przyszedł czas na mosznę i jądra. Były zdziwione, że jedno z jąder jest wyżej, a drugie niżej. Pierwszą chętną do dotykania była Gosia.
— Co ty? — zapytał, gdy dotknęła penisa.
— Przecież mówiłeś, że oglądanie i dotykanie, prawda — odparła.
Nie protestował. Dziewczyny stwierdziły jednak, że za materacami jest za mało miejsca.
— Niech się położy na materacach to będzie lepiej — ustaliły.
Sebastian wgramolił się na stos materacy. Leżał teraz na wysokości ich barków, przez co mogły bez żadnego problemu lustrować i macać jego intymne miejsca. Kazały mu rozszerzyć nogi, co uczynił.
— Ta skórka to napletek? — zapytała Iza, dotykając skórki.
— Tak — szepnął.
— Pamiętasz, biologiczka mówiła, że ona się zsuwa z tego no… — szeptała, dalej dotykając delikatnie ptaszka.
— Żołędzia — dopowiedziała Zośka zajęta dotykaniem jąder.
— Daj, to mu zsuniemy — zaproponowała Gosia, która paluszkami mierzwiła owłosienie łonowe Sebastiana.
Obie chwyciły za napletek i poczęły go delikatnie zsuwać. Sebastian poczuł, że główka jego ptaszka jest odkryta. Była barwy różowej przechodzącej w siną.
— Ale to coś jest lepkie — zauważyła Iza, wycierając o materac śluz wydostający się z fallusa.
— Pokaż — zainteresowała się Zosia, zostawiając jądra chłopaka w spokoju.
Gosia dotknęła końcówki odkrytego ptaszka. Syknął. Automatycznie odsunęła palec.
— Patrzcie tu jest nacięcie — zauważyła.
— Może ta maź to sperma? — szepnęła Iza.
— To nie jest sperma — odparł Sebastian.
Popatrzyły na niego. Zosia naciągnęła z powrotem napletek na żołędzia. Przestały go dotykać, rozpoczynając jakieś ciche dyskusje między sobą. Sebastian leżał na materacach, czekając, kiedy to wszystko się skończy. Obnażony dosłownie i w przenośni ze wszystkiego. Czuł się podle. Korzystając z tego, że nie był obmacywany zasłonił dłońmi swoje narządy. Jakieś poczucie wstydu mu kazało to zrobić. Dziewczyny skończyły wymianę zdań.
— Nie zakrywaj, i tak wszystko widziałyśmy — skwitowała jego działanie Zosia.
Miały rację. To był raczej gest rozpaczy i mu to uzmysłowiły.
— No, prawie wszystko, ale chciałybyśmy jeszcze — dodała przewrotnie Gosia.
Nie za bardzo wiedział, o co im chodzi. Odsłonił przyrodzenie. Jego dłonie były lepkie od śluzu, który produkował ptaszek.
— Czy… ty… już masz spermę? — zapytała nieśmiało Iza.
Takiego pytania się nie spodziewał.
— Yhm — odpowiedział.
— No bo… my chciałyśmy… no wiesz, … — nawijała Iza.
— Chciałybyśmy ją zobaczyć — krótko skwitowała Zosia.
— Popatrzeć jak to jest z tym wytryskiem — dopowiedziała Gosia.
Tego się nie spodziewał. Dziewczyny były coraz bardziej rozochocone, a to nie rokowało dobrze.
— Chcemy wiedzieć, czy ty już no… – Izabeli rozmowa najwyraźniej się nie kleiła.
— Czy się onanizowałeś? — dokończyła Gosia.
Zatkało go na chwilę. Nie za bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć. Pytanie było zbyt osobiste. Nie za bardzo chciał się obnażać ze skrywanych tajemnic.
— Skoro mówi, że to nie sperma to chyba się onanizował — słusznie zauważyła Zosia.
— A wy? — wypalił Sebastian.
— Co my — odparła Iza.
— Wy się onanizujecie? — zapytał.
Zarumieniły się chyba wszystkie. Na chwilę odzyskał inicjatywę. Popatrzyły jedna na drugą. Przyznanie się do tego przy koleżance musiało być krępujące.
— No… wiesz… — zaczęła Iza.
— Czasami — śmiało odparła Zosia.
— No właśnie — dodała Gośka.
— A ty, odpowiedz — przypomniała o postawionym mu wcześniej pytaniu Zosia.
Skoro one się przyznały to, dlaczego miał im nie odpowiedzieć.
— Tak — szepnął.
— A jak? — od razu zapytała Iza.
— Trzeba ruszać skórką do dołu i do góry, tylko nie za mocno — odparł w skrócie.
Nastąpiła chwila konsternacji. Dziewczyny już od dawna miały wypieki na twarzy. Sebastian czekał, co wydarzy się dalej.
— A możemy ci to zrobić? — zapytała Gosia.
— No co wy — odparł stanowczo.
Ta odpowiedź je nie zadowoliła. Znów nastała chwila ciszy. Patrzyły na siebie, to znów na jego, sterczącego, wilgotnego kutaska. Widać było, że bardzo tego chciały.
— Nie daj się prosić, zgódź się — poprosiła Gosia.
Poczuł, że jest szansa, by jednak coś dzisiaj zyskać. Teraz miał taką szansę. Postanowił zagrać va banque.
— Pod jednym warunkiem — zaryzykował.
— Jakim? — zapytała Zośka.
— Wszystkie rozbierzecie się do naga i ja was oglądnę i podotykam jak miało być według umowy — odparł.
— Umowę miałeś z Gośką — szybko skwitowała Zosia.
— No właśnie — dodała Iza.
— Zwariowałyście, nie będę się rozbierać — kategorycznie odmówiła Małgorzata.
Nie było dobrze. Próba przechwycenia inicjatywy spełzła na niczym. Nastał impas. Któraś ze stron musiała pójść na ustępstwa.
— To nici z wytrysku — skwitował.
Znów zaczęły coś szeptać do siebie. Tliła się jeszcze iskierka nadziei, że coś się zmieni.
— Możemy pokazać ci piersi, ale bez dotykania — stwierdziła Zosia po naradzie.
To było już coś, ale bardzo małe coś. Sebastian postanowił jeszcze wynegocjować.
— Na golasa, ale bez dotykania — rzucił swoją propozycję.
Znów chwila narady. Gośka zbliżyła się do niego i dotknęła ptaszka, odchylając go w prawo.
— Nie daj się prosić, niech ta praktyczna lekcja będzie kompletna, godzimy się na cycuszki z dotykaniem — szepnęła i puściła ptaszka.
Iza zaczęła wodzić palcem po jego owłosieniu łonowym. Zośka wpatrywała się w niego, w oczekiwaniu na odpowiedź.
— Pokazujecie cipki, a cycuszki mogę dotykać — dalej próbował negocjować.
— Dotykasz cipkę przez majtki i oglądasz cycuszki — momentalnie odparła Gosia.
— Ale twoją — natychmiast zastrzegła Zośka.
— Tak moją — upewniła ją, w tym Gośka.
— Ale cycuszki pokazujecie wszystkie — dodał Sebastian.
— Tak wszystkie — odparła za wszystkie dziewczyny Zosia.
Sebastian położył się na boku, kierując wzrok w dziewczyny. W ciszy i skupieniu patrzył jak wszystkie, jakby na komendę podniosły podkoszulki ku górze. Oczom jego ukazało się sześć piersi. Młodych ślicznych ze sterczącymi sutkami. Największe miała Gosia. Jej sutki sterczały najbardziej. Potem w kolejności Iza i Zosia. Piersi tej ostatniej były malutkie i najmniej wykształcone. Przez tę parę minut mógł nacieszyć wzrok tym cudownym widokiem.
— No starczy — zakomenderowała Zosia i wszystkie opuściły podkoszulki.
Małgosia podeszła do niego bardzo blisko. Wyciągnął swoją dłoń, lecz ona chwyciła ją w połowie drogi do swojego krocza.
— Przez majtki i dziewczyny to ja to zrobię — powiedziała, patrząc na koleżanki.
Kiwnęły głowami na znak, że zrozumiały. Przybliżyła jego dłoń do swoich spodenek. Drugą ręką odchyliła sportowe spodenki.
— Tylko chwilę, do przodu i do tyłu, nic więcej — ostrzegła.
— Yhm — odparł Sebastian.
Wsunęła jego dłoń między swoje uda. Poczuł materiał majteczek, dłoń pobuszowała w kierunku odbytu. Czuł płatki warg sromowych. Zamknął oczy. Wyobrażał je sobie, różowiutkie nabrzmiałe. Czuł ich ciepło i zarys. Palcem wskazującym w drodze powrotnej starał się wsunąć pomiędzy nie. Jego penis jeszcze bardziej się naprężył i stał się bardziej wilgotny.
Małgosia szybkim ruchem wyciągnęła jego dłoń na zewnątrz. Otworzył oczy. Wszystkie trzy patrzyły na niego.
— Już możemy? — zapytała Gosia.
Kiwnął głową, że tak. Małgorzata chwyciła ptaszka i zaczęła zsuwać skórkę w dół.
— Powiedz, dokąd — poprosiła.
— Już — odparł, wiedząc najlepiej.
— Możecie też pieścić moje jądra to będzie szybciej — zachęcił pozostałe dziewczyny.
Teraz jakoś nie czuł wstydu. Wiedział, że za chwilę ogarnie go uczucie przyjemności i wystrzeli. Gosia robiła to bardzo wolno i delikatnie.
— Możesz szybciej i energiczniej — poinstruował.
Kiwnęła głową na znak, że rozumie. Zosia i Iza tarmosiły delikatnie jego jądra. Czuł, że ta chwila nastąpi już niedługo. Ptaszek był cały wilgotny. Ręka Gosi pracował bardziej energicznie. Tego nie dało się dłużej utrzymać. Poczuł potęgujące uczucie płynące gdzieś z krocza poprzez mosznę do fallusa. Czuł, jak sperma wzbiera się gdzieś tam. To nie dające się opisać uczucie przyjemności. Ten dreszcz ekstazy.
— Szybciej — jęknął.
— Gosia on dochodzi — zauważyła Iza.
Ruchy ręką stały się szybsze i poczuł, że to teraz.
— Już — jęknął, sapiąc, jak oszalały.
Porcja spermy wystrzeliła na jego brzuch i rękę Gosi. Ta nieświadoma dalej ruszała ptaszkiem, co spowodowało u niego kolejne dreszcze i kolejne porcyjki spermy wypływające z penisa.
— Dość — jęknął, chwytając ją za rękę.
Przestała. Dziewczyny palcami dotykały lepką spermę, patrząc, jak wygląda. Rozsmarowywały ją na jego brzuchu. Były podekscytowane. Cały czas wymieniały między sobą spostrzeżenia i uwagi, a to na temat, jak wystrzelił, a to znów, jaka ona biała i gęsta.
— Było ci dobrze? — zapytała Zosia.
— Jeszcze jak — odparł Sebastian.
Ptaszek zaczął maleć i po chwili opadł na brzuch. Dziewczyny natychmiast to zauważyły.
— Patrzcie, maleje — skwitowała sytuację Iza.
— I już nie jest taki twardy — dodała Zosia.
— Sebastian, co się dzieje? Dlaczego on sflaczał? – zapytała Gosia.
Chłopak dochodził do siebie. Puls się ustabilizował, a ciśnienie krwi wróciło do normy.
— Tak jest zawsze — odpowiedział.
Ptaszek powrócił do spoczynkowych rozmiarów. Dziewczyny zaczęły go dotykać i ugniatać paluszkami. To podnosiły go, to znów opuszczały na brzuch, a Zosia próbowała nawet ściągnąć napletek, lecz Sebastian stanowczo zaoponował.
— Kiedy znów stanie się duży? — zapytała Iza.
— Nie wiem, pewnie za chwilę — odpowiedział niepewnie.
Dziewczyny skończyły zabawę z jego malutkim ptaszkiem. Atmosfera w kantorku była przesycona erotyzmem. Czas jednak płynął nieubłaganie, a w każdej chwili mogła tu zajrzeć woźna. Zosia pochyliła się i położyła obok jego głowy ubrania.
— Masz, ubieraj się — dodała.
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Dziewczyny deliberowały, czy wyjść oknem, czy klasycznie drzwiami. Narzucił na siebie majtki, a potem pozostałe części garderoby. Zauważył, że Małgorzata również zakłada ubrania, które wcześniej rzucała w jego kierunku. Po krótkiej debacie ustaliły, że wymkną się pojedynczo przez drzwi, a następnie przez piwnicę. Ubierał się szybko, nie zwracając uwagi na to, że jego brzuch był upaćkany spermą. Gdy już nałożył wszystko, przypomniał im:
— Pamiętajcie, nikomu ani słowa.
— Przecież przysięgałyśmy — odparła Gosia.
— Może się jeszcze spotkamy? — zaproponowała Zosia, uśmiechając się przewrotnie.
— Na innych warunkach — odpowiedział.
— Przecież było fajnie i przyjemnie — podsumowała całe zdarzenie Małgorzata.
— Nie zaprzeczysz — dodała Zosia, patrząc na Sebastiana.
Nabijały się z niego. Dał się podejść jak młodzik. Był zły na Gośkę, ale z drugiej strony to doświadczenie nie było aż tak nieprzyjemne. Nie osiągnął tego, czego zamierzał w stu procentach, ale dotyk ich rąk, zabawianie się jego ptaszkiem, ich zaciekawienie, a w końcu to, że spowodowały u niego wytrysk, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie miał, chyba warte było tego wstydu.
— Lekcja była super, teraz już wszystko wiemy — skwitowała przed wyjściem Iza.
— Tak, bardzo dziękujemy — dodała Zosia.
— I prosimy o więcej takich zajęć — dodała na koniec Gosia, uśmiechając się filuternie.
Zniknęły pojedynczo w czeluściach korytarza. Sebastian wyszedł ostatni. Wierzył, że nie puszczą pary z ust, tak przecież powiedziały. Czy aby na pewno można im było wierzyć? W końcu Gośka okazała się niegodną zaufania osobą. Bijąc się z tymi myślami, szedł do domu. Wściekły, a zarazem spełniony, choć nie do końca. No cóż, nie wszystko w życiu idzie tak, jak sobie założymy.
2 komentarze
zzzz
Bezie jakaś kontynuacja tego opowiadania?
TomoiMery
będzie dalszy ciąg przygód 🤔
Jammer106
@TomoiMery Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. To są moje stareńkie opowiadania z 2010 roku, nieco podrasowane i poprawione. Być może do nich powrócę. Nie obiecuję. Pozdrawiam i dziękuje za komentarz.