Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Portret Marty

TO OPOWIADANIE PISANE JEST WSPÓLNIE Z GENIALNYM MŁODZIEŃCEM Z ARTYSTYCZNĄ DUSZĄ - ArtisteDuDesir

Wnętrze kawiarni „Lune Bleue” pachniało cynamonem, lawendą i przeszłością. To miejsce od zawsze miało w sobie coś z tajemnicy – jakby czas zwalniał tu nieco kroku, pozwalając ludziom zasiedzieć się dłużej, niż planowali. Drewniane meble, ściany wyłożone półkami z książkami i leniwa muzyka z gramofonu – wszystko zdawało się tworzyć idealne tło dla niespodziewanych spotkań.

To tutaj, w cieniu aksamitnej kotary przy oknie, siedziała ona.
Marta.

Pani Marta, historyczka, jak mówiło się o niej kiedyś na korytarzach liceum.

Choć minęło prawie osiem lat od ich ostatniego spotkania – on miał wtedy szesnaście, dziś już dwadzieścia cztery – rozpoznał ją natychmiast. Niewiele się zmieniła. Miała w sobie ten sam spokój, tę samą klasę. Kremowa bluzka z kokardą pod szyją, spódnica z wysokim stanem, rękawiczki i torebka vintage – wyglądała tak, jakby nie pasowała do współczesności, ale z wdziękiem ignorowała ten fakt.

Zrobiło mu się ciepło w środku.

– Ona nic nie wie… – pomyślał. – Nie pamięta mnie. Nie pamięta tych wszystkich spojrzeń, tych nerwowych uśmiechów, które do niej posyłałem z ostatniej ławki. Tych fantazji, których nawet sam się wtedy wstydziłem. Zawsze taka niedostępna, elegancka, jak z innej epoki…

Dziś nie był już tym niepewnym chłopakiem. Teraz był mężczyzną. Artystą.
Mateusz.

Malował twarze, ciała, emocje – ale żadna z jego modelek nie miała tej godności i kobiecej tajemnicy, jaką nosiła w sobie Marta.

Zebrał się w sobie. Poprawił kołnierz płaszcza, przeczesał palcami ciemne włosy i ruszył w jej stronę.

– Dzień dobry… Przepraszam, czy to nie pani Marta? – zapytał z lekkim, ale pewnym uśmiechem.

Uniosła wzrok znad filiżanki herbaty. Jej oczy – głębokie – patrzyły z delikatnym zdziwieniem i czymś na kształt ostrożnego zainteresowania.

– Tak, ale... – zawahała się, przypatrując mu się uważnie. – Chyba się nie znamy?

Uśmiechnął się szczerzej.

– Miałem przyjemność być jednym z pani uczniów. Liceum. Klasa humanistyczna. Mateusz.

– Mateusz… – powtórzyła powoli, jakby próbowała dopasować to imię do twarzy z przeszłości. – Przepraszam, nie poznałam. Cóż, czas płynie...

– A pani wcale się nie zmienia – odpowiedział szczerze. – Pamiętam, że zawsze była pani uosobieniem stylu. I... inspiracji.

Jej policzki lekko się zaróżowiły, choć maskowała to uśmiechem. Nie była kobietą, która łatwo dawała się wyprowadzić z równowagi.

– To bardzo miłe. A czym się pan teraz zajmuje?

– Maluję. Portrety. Sztuka to... moje życie.

Przez moment milczeli, a między nimi zawisła mgiełka wspomnień, domysłów i czegoś jeszcze.

– A może… – zaczął, nachylając się lekko – pozwoliłaby mi pani kiedyś namalować portret?

Marta zamrugała, jakby próbowała wrócić na ziemię.

– Portret? Mnie?

– Tak. Jest pani... kimś wyjątkowym. Zawsze była. A ja… chciałbym uchwycić to, co widzę. Obiecałem sobie, że pozostanę sobą chyba i dotrzymałem słowa. Mam tylko cichą nadzieję, że nie narzucam się zbyt mocno tą historią. Choć jeśli mam być szczery… czasem warto dać się trochę ponieść, zwłaszcza gdy rozmówczyni tak inspiruje.

Oczy Marty zatrzymały się na jego twarzy. Przez krótką chwilę nie odpowiadała – jakby coś w niej walczyło.
W końcu odsunęła lekko filiżankę, poprawiła w nieco kokieteryjny sposób mankiet rękawiczki i powiedziała:
– Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego spotkania. Ani takiej propozycji. Uśmiechnęła się. Chłopcu wydało się, że nawet zmysłowo...  

– Jeśli to zbyt śmiałe… – zaczął Mateusz, nieco zbity z tropu.
– Nie – przerwała mu łagodnie. – To... zaskakujące. Ale nie w złym sensie. Po prostu nie jestem przyzwyczajona, by ktoś patrzył na mnie w ten sposób. - Mrugała rzęsami.

– Ja patrzyłem tak zawsze – powiedział, zanim zdążył się powstrzymać.  

Zapadła cisza. Marta odwróciła wzrok na okno. Jakby starała się budować napięcie. Po chwili odezwała się cicho:
– W tamtych czasach był pan chłopcem, który dużo rysował w zeszycie, zamiast notować. Pamiętam. Zawsze trochę zamyślony. Z nikim się specjalnie nie zadawał.  

Mateusz uśmiechnął się.
– Bo tylko panią chciałem rysować...  

Spojrzała znów na niego, tym razem inaczej – bardziej uważnie, niemal badawczo i jakby przychylnie. W jej oczach pojawiło się coś ciepłego, ale i ostrożnego, jakby wciąż nie wiedziała, czy to tylko gra, czy coś prawdziwego.
– Wie pan, Mateuszu… Nie jestem kobietą, która daje się  łatwo - zawiesiła głos - portretować. Nawet nie wiem, czy potrafię być... jak to powiedzieć... muzą?
– Nie musi pani niczego udowadniać – odparł cicho.  

Przez chwilę znów milczeli. A potem Marta westchnęła, bardzo cicho, niemal niedosłyszalnie, jakby coś w niej pękło – albo może dopiero się otworzyło.  
Chłopcu ponownie wydało się, że to westchnięcie było dość zmysłowe.

– Jeśli się odważę… dam znać. – powiedziała. – Ale niech pan nie czeka. I niech pan nie przestaje malować.
– A jeśli się pani odważy, to obiecuję, że nikt nie namaluje pani lepiej niż ja! - Dość buńczuczna deklaracja wyrwała się młodzieńcowi, zupełnie niespodzianie. Niczym zdobywcy. Zdawało się, że to zupełnie do niego nie przystaje...  

Skinęła głową, nie mówiąc już nic. Rozchyliła jedynie usta, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.

Marta sięgnęła po filiżankę i dopiła ostatni łyk herbaty.  
Jej ruch był spokojny, świadomy, niemal ceremonialny. Wciąż nie spuszczała z niego wzroku, jakby powoli oswajała się z jego obecnością – z tą nagłą, nieproszoną intymnością, która rozgościła się między nimi. Mateusz wyczuł, że ta chwila nie może się skończyć w niedopowiedzeniu. Coś kazało mu mówić dalej, zanim wstanie i odejdzie – być może na zawsze.
– W ten piątek mam swoją pierwszą większą wystawę – powiedział spokojnie, choć serce zabiło mu szybciej. – To taka moja mała rewolucja. Zdjęcia, szkice, obrazy. Trochę klasyki, trochę eksperymentów. Portrety… też się znajdą. Marta uniosła lekko brew.
– Czyli mam szansę zobaczyć, jak pan patrzy na świat?
– Tak. I jak patrzę na kobiety – dodał odważnie, choć bez cienia prowokacji. – Właściwie to głównie na kobiety. Inspiracje bywają różne… ale elegancja i tajemnica – to dwa motywy, które pojawiają się najczęściej.
– A więc… kobieta jako zagadka?
– Raczej jako odpowiedź, której jeszcze nie potrafię zrozumieć do końca – odpowiedział z delikatnym uśmiechem.  

Marta zaśmiała się cicho. i wyciągnęła z torebki notesik i wieczne pióro.
– Wystawa… gdzie? – Galeria „Szepty”, ulica Różana 14. O dziewiętnastej. Wernisaż będzie kameralny, ale… byłoby dla mnie ogromnym zaszczytem, gdyby pani przyszła. Zawahała się przez moment, jakby chciała coś dodać, ale zamiast tego zanotowała adres.
– Galeria „Szepty”? – zapytała, odkładając notes. – Lubię tę nazwę. Trochę jakby wszystko działo się nie do końca na głos…
– Czasem szept mówi więcej niż krzyk. Ich spojrzenia znowu się spotkały. Tym razem Marta nie odwróciła wzroku.
– Może rzeczywiście powinnam zobaczyć pana świat – powiedziała, sięgając po rękawiczki.   – Ale nie obiecuję, że zostanę czyjąś muzą.
– Czasem nie trzeba chcieć nią być. Czasem wystarczy... po prostu być sobą.  

Wsunęła dłonie w cienką skórę i spojrzała na niego przez ramię, zanim wstała.
– Do zobaczenia, panie... Mateuszu?
– Mam nadzieję, że tak, pani Marto.

Marta skinęła mu głową z lekkim uśmiechem i ruszyła w stronę wyjścia.
Jej kroki były pewne, ale niespieszne – jakby każde z nich było częścią rytuału.  Jakby chciała, żeby mógł podziwiać jej figurę. Kołysała biodrami. Jakbby specjalnie dla niego. Chłopakowi wydała się niezwykle zgrabna. Może miała sporą pupę, ale Mateusz pomyślał, że musi być jędrna. Nieustannie też przypatrywał się jej biustowi. Pamiętał jeszcze z czasów szkolnych, że się nim zachwycał, podobnie jak koledzy, którzy dosadnie komplementowali na korytarzu między sobą: "Ależ ona ma duże. Historyca ma cyca!" - To ostatnie zdanie szczególnie utkwiło mu w pamięci... Drzwi kawiarni zadźwięczały cicho, gdy zniknęła za nimi.  

Mateusz został sam, wsłuchany w ciszę, która zapadła po jej wyjściu. Czuł, jakby coś się właśnie zaczęło, choć nie potrafił jeszcze nazwać tego „czymś”. Przymknął oczy i wyobraził sobie, jak Marta pozuje mu niemal naga. Osłonięta jedynie jakimś muślinem. A on próbuje dostrzec kształt jej bioder... jej nagich, dużych piersi. Westchnął.  

Piątek przyszedł szybciej, niż się spodziewał. O siódmej wieczorem galeria „Szepty” była już niemal pełna. Goście snuli się między płótnami i wydrukami, sącząc białe wino i prowadząc przyciszone rozmowy. Mateusz stał przy jednym z większych obrazów – portret kobiety w kapeluszu, zaledwie muśniętej światłem, jakby całą sobą była cieniem. Sprawdzał co chwila drzwi, choć udawał przed sobą, że tego nie robi. Obiecał sobie, że nie będzie czekał. A jednak czekał.  

I wtedy ją zobaczył. Pojawiła się bez dźwięku, jak szept właśnie, który nagle znajduje się zbyt blisko ucha. Miała na sobie granatowy płaszcz, spięty cienkim paskiem w talii, a na szyi zawiązaną delikatną chustę w odcieniach ciemnego wina. Spod płaszcza widać było długą czarną spódnicę, lecz z bardzo wysokim, seksownym rozcięciem na nodze, które wyraźnie przykuwało uwagę mężczyzn. Włosy upięte w niedbały kok, spod którego wymknął się jeden kosmyk. Oprawa oczu - niezwykle starannie dopracowana. Usta – subtelnie podkreślone bordową szminką. Co rusz te usta rozchylały się w uśmiechu, by zdradzić rząd śnieżnobiałych zębów. Spojrzenie – to samo, co wtedy przy herbacie. Czujne. Przenikliwe.  

– Przyszłam tylko na chwilę – powiedziała cicho, gdy podszedł. – Ale... kto wie, może zostanę dłużej.  

Nie odpowiedział od razu. Tylko uśmiechnął się lekko, prowadząc ją wzrokiem w głąb sali. Marta w tym czasie rozpięła płaszcz. Pokazała tym samym swą zgrabną kibić. No i biust. Bluzka, którą miała na sobie była dość obcisła i mocno uwydatniała kształt jej piersi. Bujnych i zgrabnych. “Historyca ma cyca” - mmimowolnie przemknęło Mateuszowi pod czaszką. - “Oj, ma…”

– Chciałbym coś pani pokazać – powiedział po chwili. – Coś, co powstało… nieco po naszej rozmowie.  

Poprowadził ją do niewielkiego pomieszczenia bocznego, gdzie wisiało zaledwie kilka szkiców. Jeden z nich – ledwo zarysowana kobieca sylwetka, dłonie trzymające filiżankę, oczy utkwione gdzieś poza ramą. Pochylenie głowy. Linia szyi. Marta zbliżyła się powoli. Wydawało się, że jakby zadrżała. Przez długą chwilę nic nie mówiła. Bacznie się przyglądała.  

– To ja? – zapytała w końcu, nie odwracając wzroku od szkicu.
– To spojrzenie, które zapamiętałem – odpowiedział cicho blisko jej ucha.
– Ale… ale ja… Nie pamiętam, żebym tak patrzyła…
– Bo to nie tylko pamięć. To też trochę może… pragnienie.  

Odwróciła się w jego stronę. W spojrzeniu miała już nie tylko ciekawość. Było w nim coś, co drżało pod powierzchnią – coś, co mogło być niepokojem lub… fascynacją.

– A więc… ja naprawdę jestem… jestem inspiracją?
– No cóż… skoro to poczyniłem…. Na pewno jestem zauroczony…  
Zawahała się. Przez moment wydawało się, że powie coś chłodnego, dystansującego, jak kobieta, która zbyt wiele razy słyszała podobne słowa.  
Ale potem tylko skinęła głową.
– I ja jestem przyznaję… zaciekawiona – przyznała. – Sama nie wiem, jak mam interpretować ten portret….
– Sztuka bywa niebezpieczna – szepnął. – Zwłaszcza, gdy dotyka prawdy.

W tej chwili między nimi zapadła cisza – ciepła, gęsta, niemal namacalna. Marta zrobiła krok bliżej. Nieznaczny, ale znaczący. Wystarczający, by poczuć zapach jej perfum. Był to zapach subtelny, kwiatowy, lecz niezwykle kobiecy. Zmysłowy. Mateuszowi mocno podrażnił nozdrza.

– W takim razie – powiedziała cicho – może powinnam dać się tej sztuce trochę… dotknąć.

A potem spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się. Chłopcu wydało się, że jakby zalotnie.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2145 słów i 12779 znaków, zaktualizowała 19 lip o 9:19.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Historyczka

    Ależ absulutnie Pin-Up! - Mam słabość do vintage. Zaś Pin-Up to powinno być moje drugie imię. Ależ chętnie popozowałabym do tych obrazków! Już ćwiczę mimikę twarzy... :)

    1 godz. temu

  • Użytkownik PinUp

    [komentarz oczekuje na moderacje]

    7 godz. temu

  • Użytkownik Historyczka

    Trochę scenariusz może wydawać się łatwy do przewidzenia... I pewnie to zarzucacie i pewnie macie rację...

    Młody artysta proponuje pozowanie - najpierw portret, potem może rozpięty guziczek bluzki do zdjęcia, potem może podwiana spódniczka... i tak stopniowo, stopniowo i - propozycja bym zgodziła się na akt...

    Pewnie uznacie, że nudne.  
    Ale ja wierzę mocno w mojego współ-autora... :)

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    To opowiadanie jest w trakcie powstawania. Dlatego możecie nas poinspirować. :)

    Jak podoba Wam się klimat? Czy w moim tekście może być zbyt mało zmysłowości - bo taka obawa mi się snuje... :)

    Przedwczoraj

  • Użytkownik ArtisteDuDesir

    @Historyczka jesteśmy otwarci na propozycje.

    Przedwczoraj