Siostro…? — zapytał, a w jego głosie zabrzmiała nuta, której nie potrafiła od razu rozpoznać. Magdalena poczuła, jak brakuje jej powietrza.
Stała w pół kroku, w progu pokoju, zastygła jak posąg. Jeszcze chwilę temu była przekonana, że otwiera drzwi do pokoju Adama. Tymczasem trafiła prosto na Grzegorza. Blask małej lampki nocnej oświetlał jego twarz, przyjemnie ciepłą, a jednak niepokojącą w tym kontekście.
— Przepraszam… — wyszeptała, zdając sobie sprawę z pomyłki. — Ja… pomyliłam pokoje.
Grzegorz podniósł brwi, uśmiechając się w sposób, który nie był ani sarkastyczny, ani rozbawiony. Był cichy, ciepły, pełen nieoczekiwanego zrozumienia.
— Nic się nie stało — odpowiedział spokojnie, podchodząc kilka kroków bliżej. — Chyba nie zaszkodzi, że tu jesteś.
Magdalena poczuła, że serce bije jej tak mocno, że niemal zagłusza wszystko inne. W powietrzu unosiło się napięcie, którego nie potrafiła nazwać. Czuła, jak przyciąga ją bliskość jego ciała, a jednocześnie rozum krzyczał, żeby się odsunąć.
— Jeśli to błąd… — zaczął, ale nie dokończył. Magdalena uniosła dłoń i dotknęła jego policzka. To była decyzja, odruch, a nie przemyślany ruch.
— Może… potrzebuję się zgubić — wyszeptała, sama zaskoczona tym, co powiedziała.
Ich spojrzenia spotkały się na dłuższą chwilę. Czas w pokoju rozmył się. Każdy dotyk, każde przesunięcie dłoni wydawało się znaczyć więcej, niż powinno. Grzegorz pochylił się, ich usta spotkały się w delikatnym, ostrożnym pocałunku, który stopniowo stawał się pewniejszy. Jego dłonie wplotły się w jej włosy, przyciągając bliżej, a ona poczuła, że zapomniała o wszystkim — o klasztorze, o pielgrzymce, o świecie poza tym pokojem.
Nie wiedzieli, jak długo trwała ta chwila. Gdy w końcu odsunęli się od siebie, oboje siedzieli na skraju łóżka, patrząc na siebie z mieszaniną zakłopotania i pragnienia.
— Nie powinniśmy… — wyszeptała Magdalena, lecz głos jej się załamał.
— Ale jednak jesteśmy tu — odparł Grzegorz cicho, jakby sam nie wierzył, że tak mówi.
Ich usta delikatnie się muskały, Magda czuła, że robi się coraz bardziej wilgotna, zdawało się jej, że krople soczków wypływają niczym z wyciskiwanej cytryny.
U Grzegorza stopień podniecenia był podobny. Mimo,że był już po 40-stce, jego kutas był twardy jak kamień. Zdecydowanym ruchem obrócił Magdę i podwinął jej habit
- A gdzie siostra ma bieliznę? - zapytał z ciekawosci.
Magda nic nie odpowiedziała, czekała na moment w którym ścianki jej ciasnej cipki rozepcha kawał grubego kutasa.
- Ależ siostra ma piękne dupsko, nic tylko porządnie pierdolić.
-Oooo kurwaaaa- zajękneła Magda.
Zdecydowanie pchnięcia Grzegorza sprawiały że miała gwiazdki przed oczami. Jebał jak wyposzczony 20 latek, a falującą dupa Magdy jeszcze bardziej go nakręcała.
Na tym zakończyła się ich noc, oboje zbyt zagubieni, żeby myśleć o konsekwencjach.
---
Następnego dnia wyruszyli w dalszą drogę razem z Adamem. Zosia, żona Grzegorza, została w domu sprzątając po pielgrzymach. Adamowi na szczęście ustąpił ból kostki, więc mógł kontynuować pieszo pielgrzymkę, uważając jednak na kostkę poprzez delikatniejsze stawianie stopy. Szli w jednej grupie pielgrzymów, słońce powoli wschodziło nad polami, a rosa połyskiwała w trawie. Każdy krok wzmagał zmęczenie, ale też dawał dziwną radość z prostego bycia razem.
Magdalena starała się skupić na rozmowach z innymi, a Grzegorz maszerował obok, czasem rzucając do niej krótkie spojrzenie. Nie rozmawiali o wczorajszej nocy, jakby nie było potrzeby.
Po kilku godzinach zatrzymali się w małej wiosce na krótki odpoczynek. Starsza kobieta, patrząc na nich z zaciekawieniem, powiedziała półgłosem do swojej towarzyszki:
— Hm… chyba trochę podobni. Taki sam wyraz twarzy, uśmiech…
Magdalena uśmiechnęła się nerwowo i szybko zmieniła temat. Grzegorz tylko lekko uniósł brwi i wzruszył ramionami. Dla nich była to drobnostka, nic nie znaczące spostrzeżenie od obcych ludzi.
---
Wieczorem dotarli do kolejnej miejscowości, gdzie mieli nocować w szkole. Adam wydawał się zmęczony, błąkał się po korytarzach, jakby szukał jakiegoś spokojnego kąta, w głębi duszy miał żal do Magdy, że nie przyszła do niego poprzedniego wieczoru.
Adam wyszedł na zewnątrz, tłumiąc zmęczenie. Chciał tylko na chwilę odpocząć, odetchnąć powietrzem, spojrzeć w gwiazdy. Podeszło do niego kilka pielgrzymów, ale on tylko skinął głową i oddalił się w kierunku drzew.
Powietrze było chłodne, wilgotne od nocy, a ziemia pod nogami miękka od rosy. Adam zatrzymał się przy krzakach, robiąc krok w bok, kiedy nagle poczuł potężny cios w tył głowy. Upadł bezgłośnie na ziemię.
CDN
1 komentarz
cosmo
ciekawy obrót spraw, czekam na dalsze części