Fechowicz cz. (I) - Lena

Powrót do pisania po kilku latach... stare opowiadania znajdziecie u mnie w profilu.

Uderzenie. Mrok. Lekki ból. Powietrze którego nie mogłem jeszcze przed chwilą złapać zaczęło powoli znów wdzierać mi się do płuc. Wystrzelona z kierownicy poduszka powietrzna ogłuszyła mnie na kilkadziesiąt kolejnych sekund. Chwila refleksji i przemyśleń – czy to był moment w którym otarłem się o śmierć? Czy dużo brakowało? Czy byłem trzeźwy? Chyba tak. Na razie jeszcze tego nie wiem. Nie jestem sobie w tej chwili przypomnieć nic, co działo się tego dnia. Łapię głęboki oddech, wypełniam płuca powietrzem na nowo. Wysiadam z auta i rozglądam się wokół. U mnie wgnieciony bok. Wyrwane lewe przednie koło. Drugi samochód leży w rowie, wpadł przodem. Krótka analiza pozwala mi wywnioskować, że wyjechał z podporządkowanej i wtedy uderzył we mnie. Całe szczęście, że to jego wina. Nie lubię problemów, niepotrzebnej adrenaliny. Wiem że może być ciężko z nim, być może jeszcze z pasażerem. Mój samochód mimo solidnej budowy stał na poboczu dość mocno obity. Czarny Mercedes E55 AMG W210 nie nadawał się teraz żaden sposób do jazdy.  
     Biegnę w kierunku białego Scirocco, szarpię za drzwi – zablokowane. Druga strona również. Wyciągam telefon, próbuję odblokować. Nie działa. W środku dwa nieprzytomne istnienia, być może uchodzące z tego świata. Mam świadomość, że nie myślę w tej chwili racjonalnie, wszystko co robię to czyny intuicyjne, odruchy. Wiem, że powinienem im pomóc, ale jestem bezradny, nie wiem jak mam sobie z tym poradzić. Ledwo trzymam się na nogach, wszystko wokół staje się jakby sztuczne, jakby tego wszystkiego tak naprawdę nie było. Przymrużam oczy, zbliżające się niebieskie światło oświetla rosnące obok drzewa, rozbite samochody. Po kilku sekundach zatrzymuje się obok mnie. Jedna z postaci które wysiadają z pojazdu podbiega do mnie, chwyta mnie. Pomaga mi utrzymać się na nogach, więc zapewne wyglądałem tak jakbym miał się za chwilę przewrócić. Padają pierwsze pytania, o to jak się czuję, jak to się wydarzyło, czemu samochód leży w rowie. Jedyną, może mało błyskotliwą odpowiedzią na zadawane pytania jest ta dotycząca samochodu w rowie – „wjechał”. Jestem już świadom tego, że to policja. Nie pomogłem im chyba za bardzo. Około 30-letnia policjantka, przedstawiająca się imieniem Lena stoi obok i trzyma mnie pod rękę. Zadaje kolejne pytania, nie jestem w stanie odpowiedzieć. Słyszę je, ale ich nie rozumiem
-Muszę usiąść – wyduszam, zużywając całą energię jaką w tej chwili mam w sobie. Prowadzi mnie do radiowozu, zaczynam mieć wątpliwości co do mojej niewinności w tej kolizji. Otwiera mi tylne drzwi, sama siada na przednim siedzeniu. Podaje mi alkomat. Dmucham – pierwsza próba nieudana. Za drugim razem wynik świadczący o mojej trzeźwości. Teraz zwraca się już do mnie milszym głosem niż jeszcze przed chwilą. Jest bardziej stonowana, nie traktuje mnie jak potencjalnego zabójcy, nie podejrzewa mnie już o jazdę „pod wpływem”. Prosi o dokumenty. Sięgam więc do wewnętrznej kieszeni ciężkiego zimowego płaszcza, podaję jej cały portfel. Zaświeca światło, oślepia mnie. Czuję pojawiający się na mojej twarzy grymas, oczy zasłaniam dłonią. Razi mnie.  
-Kurwa nie wyciągniemy ich. Poblokowani są, wezwij kogoś ze straży i pewnie karetkę – krótko i rzeczowo informuje policjant. Lat około 50. Pamiętający zapewne służbę w poprzednim ustroju, prosty pospolity pies. Jest przejęty tym co mówi, jest wyraźnie podenerwowany.  
-Dobra, kurwa, nie sikaj. Patrz kogo my tu mamy. Poznajesz Pana? – Lena pyta psa.  
-Nie, a kto to?
-Adam Fechowicz! – z dziwnym podnieceniem w głosie oznajmia koledze tą jakże niesamowitą rzecz.
-Kto to? To ten co go teraz każdy u nas czyta?
-No ten sam!  - gadają o mnie jakby mnie tu nie było.
-Oni żyją? – wtrącam się do rozmowy.
-Żyją, ale najebani obydwaj są ostro. Nie ma sensu nawet alkomatem ich badać, trzeba na krew, ale najpierw to ich muszą rozciąć żeby wyszli stamtąd  – mówi i wraca w stronę białego volkswagena.  
Lena odwraca się do mnie. Uśmiecha się. Widzę ją teraz dokładniej – czarne włosy, związane w kitkę, czapka z trochę odrażającym napisem „Policja”. Ładny uśmiech, grube wargi, świecące oczy.  
-No nieźle że taka interwencja mi się trafiła. Wybaczy Pan, że tak o Panu gadaliśmy, ale dziś jeszcze gadaliśmy o „Markizach” na komendzie. Rewelacyjnie Pan to napisał! – coś o mnie wie. Wie że jestem pisarzem i że interwencja którą teraz przeprowadza nie jest jedną z wielu które miała wcześniej. Ma w sobie coś niezwykłego, niszczącego jej codzienną rutynę w tej pracy. Ton jej głosu ujawnia jej ogromne podekscytowanie tym spotkaniem. Jestem narcyzem, egoistą. Schlebia mi to co mówi. Lubię kiedy mnie ktoś chwali. Tym bardziej jeśli jest to 20-kilkuletnia Lena, śliczna brunetka.
-Dziękuję. Krzysiek jestem – podaję jej dłoń. Odwzajemnia to, podając swoją. Delikatna, miękka rączka zatapia się w mojej dłoni.
-Lena – uśmiecha się znowu. Śliczna jest
-Możesz zdjąć tą czapkę? Trochę Cię szpeci – mówię szczerze, staram się stworzyć tego mało śmieszny żarcik.
-Dobrze – śmieje się. Ściąga czapkę, odkłada ją na bok.  
Jest skromna, takie odnoszę wrażenie. Albo speszona. Zastanawia się jak ma się zachować żeby nie wyjść głupio, czy może poprosić o zdjęcie, o autograf, o numer telefonu. Cokolwiek co będzie dla niej pamiątką, dowodem na to, że weszła ze mną w choć chwilową znajomość. Uśmiecha się ładnie, choć uśmiech jest typowy dla głupich cip, które widząc kogoś popularnego uśmiechem staraj się dać do zrozumienia, że jest to dla nich coś wyjątkowego.
-Znam tych chłopaczków – przerywa krótkie milczenie – kiedyś tego pasażera zgarnęliśmy za posiadanie, ma zawiasy. Ten kierowca to jego kuzyn. Obydwaj z bogatych rodzin. Nic im nie będzie nawet jeśli są pod wpływem.
-Nie zrozumiem nigdy po co komuś niszczyć życie, bruździć w papierach za to, że miał przy sobie zioło – mówię szczerze i bezpośrednio.
-Ja też nie – odpowiedź mnie zaskakuje – ale to przydział z góry. Pewnie sami tego nie rozumieją, ale to łatwa do nabicia statystyka. Dużo młodych, co raz więcej jest w posiadaniu. Statystyka ich widzi jako przestępców, więc ładnie to wygląda kiedy się kogoś takiego zgarnie. Nic poważnego im w sumie za to nie grozi, ale trochę zabawy z tym jest – opowiada.  
Lubię słuchać o takich rzeczach, takich historii. Przydaje mi się to w życiu, wtedy gdy chcę czegoś takiego bądź podobnego użyć w kolejnej mojej powieści. Staram się to dobrze zapamiętywać, żeby nie naciągać później za bardzo rzeczywistości.  

-Tak z ciekawości zapytam, co robicie z ziołem jak komuś zarekwirujecie?
-Różnie
-Czyli co?
-Czyli różnie, no nie mogę Ci powiedzieć – śmieje się.
-Do książki mi to potrzebne, mów, bo mnie to ciekawi. Gwarantuję Ci tajemnicę pisarską! – też zaczynam się śmiać. Chyba jednak jestem pod wpływem czegoś. Nie pamiętam. A skoro nie pamiętam, to chyba jednak jestem.  
-Albo gdzieś to utylizują, albo ktoś sobie to bierze sobie – mówi obojętnie. Jakby mi ufała. To dziwne – dopiero mnie poznała osobiście, a już teraz jako policjantka na służbie mówi mi co robią z ziołem jak komuś je rekwirują.
-I co, jaracie to sobie?  
-No im więcej tym lepiej. Wtedy mniejszą ilość wpisujemy do raportu. Dla prokuratora nie ma znaczenia czy miał gram czy dziesięć, grozi mu to samo. Czyli nic, ale statystyce też to jest obojętne ile przy sobie miał.
-Mhmm – wzdycham – to w takim razie, często się to zdarza?
-Dziś dwóch dzieciaków, dwóch 17-latków. Razem nie mieli chyba grama, no ale rodzice musieli ich odebrać już od nas. Trochę narobimy im stracha, wiedząc dobrze, że za jakiś czas możemy ich spotkać ponownie. Zgarniamy ich raz jeszcze potem wychodzą, można tak w kółko.
-Czyli masz coś?
-Co? Zioło?
-O to mi właśnie chodzi.
-Mam, nie pytaj czy Ci użyczę.
-Czemu mam nie pytać?
-Bo Ci odmówię. Potem powiem, że udam że tego nie słyszałam. Jestem kurwa na służbie! – mówi twardo. Podoba mi się sposób, styl w jakim to powiedziała.
-Czemu jesteś w policji? – zmieniam temat.
-Miałam ambicje na to aby zmieniać świat, uczynić go bezpiecznym, lepszym…  
-I jak Ci idzie?
-Zajebiście…
-Czyli mam rozumieć że chujowo?
-Dwóch stróżów prawa, którzy zatrzymując pijanego, sami potrafią być pod wpływem. Myślisz, że to nie zdarza się często? Ten gość co ze mną jeździ, mówię na niego Janusz. Paweł ma na imię, ale denerwuje się za Janusza, więc tak na niego mówię. Robił rzeczy po których nie powinien w policji już pracować.
-Czyli?
-Nie będę Ci o tym opowiadała. Nie teraz, na pewno nie dziś. Jeśli chcesz, możemy to zrobić innym razem. Wtedy Ci trochę opowiem jako POZI.  
-Poufne osobowe źródło informacji?
-Ta, widzę, że trochę się w temacie orientujesz.
Mając 32 lata mam za sobą napisanych 8 książek o tematyce kryminalnej. W ciągu ostatnich 11 lat. Polską Policję znam niemalże na wylot. Wiem jak wygląda ta praca i ile w niej jest brudu. Wiem że ćpają, wiem też co zrobił Paweł. Ponad 15 lat temu uderzył policyjnym polonezem w 12-letnie dziecko. Tydzień w śpiączce i dzieciak umarł. Paweł był pod wpływem, ale ze wszystkiego się wykręcił, pomógł mu teść prokurator. Rodzina tego dziecka nie dostała nawet odszkodowania. Za wypadek odpowiadał podstawiony słup. Ostatecznie wersja była taka, że dziecko wyjechało z podporządkowanej, wymusiło pierwszeństwo i to była jej wina. Nikt za jej śmierć nie odpowiedział do tej pory.
-Dużo wiesz o nas, o policji. Nie muszę Ci nic mówić, nic opowiadać, masz swoich informatorów i znajomych w policji.
-Mam, to żadna tajemnica. Dlatego wiem co zrobił Paweł.
-Opisałeś to w którejś książce, o tym też wiem.
-Tak, co konkretnie mojego czytałaś? – sięgam po wodę leżącą między siedzeniami. Nie jest oczywiście moja, ale czuję się na tyle swobodnie w tym miejscu, że nie pytam nikogo o zgodę.
-Wszystko. To co tam opisujesz, to moje życie. To co piszesz sprawia, że w moim życiu pojawia się jakaś iluzja.
-Iluzja?
-Tak. Wracam z pracy, chcę od tego uciec, biorę Twoją książkę i znów jestem w pracy. Nie tylko ja, wielu moich znajomych którzy Cię czytali odczuwają to samo. To taka droga bez powrotu.
Obok znów pojawiają się światła. Niebieskie światła – straż i dwie karetki.
-Widzisz, dlatego jeśli mamy i tak się spotkać i się upalić, albo upić, to zróbmy to teraz. Takiej okazji jak ta nie będziemy już mieli – wyskakuję ponownie z wygasłym już tematem.
-Chyba sobie kurwa żartujesz. Przyjeżdżam do wypadku w którym  brałeś udział, pozwalam Ci czekać ze mną w wozie i pytasz mnie o to czy możesz wziąć towar który przed chwilą zgarnęliśmy jakiemuś typowi.
-Sama mówiłaś że znam dużo osób w policji. Sama o tym dobrze wiesz. Piłem z nimi, paliłem i wciągałem. Nie będzie to dla mnie żadnym zaskoczeniem, jeśli zrobisz to teraz ze mną tutaj.
-Kurwa… - dodaje jakby przejawiając w tym słowie dylemat z jakim teraz ma do czynienia.  
Patrzy w stronę kolegi psa spisującego coś w notatniku. Obok strażacy, którzy zabierają się do rozcinania samochodu.  
-Masz w co zbić? – pyta.
Teraz znowu zaczynam zastanawiać się nad tym, czy to mi się śni, czy jest to rzeczywistość. Halucynacje czy sen na jawie. Jeśli rzeczywistość, to taka którą mogę opisać kiedyś w jakiej swojej książce w przybliżonej formie. Ale boję się, lekko się obawiam iść w to dalej. Tu jest za dużo ludzi.
-No, jakoś nie za bardzo. Puszka? – wskazuję na puszkę coli leżącą obok wajchy od skrzyni biegów.
-Dobra – otwiera ją, wylewa zawartość. Sprytnie, z widocznym doświadczeniem zgniata ją w odpowiednim miejscu. Długopisem wybija kilka dziurek. Mi podaje torebkę z zawartością. Kruszę kawałek, po czym układam to co skruszyłem na puszcze którą trzyma Lena. Z kieszeni swojej psiarskiej kurtki wyciąga zapalniczkę. Pierwsza przykłada usta do puszki, odpala zapalniczkę, zaciąga się dymem. Podaje mi. Robię to samo, tylko trzykrotnie. Niewielkie buchy wprowadzają po kilkudziesięciu sekundach lekkie zawirowanie w mojej głowie. Odbiera ją ode mnie, po czym sama zaciąga się jeszcze raz. Gasi światło.  
-Jest dobrze. Jest śmiesznie – przerywa dłuższą chwilę milczenia.
-Co jest śmieszne?
-Nic takiego – zaśmiewa się sama do siebie – po prostu dziś z koleżanką gadałam o tym że fajnie by było z Tobą usiąść do stołu, postawić pół litra i gadać. Znasz się z kilkoma chłopakami od nas, Oni trochę opowiadali. O Tobie, o piciu z Tobą.
Faktycznie, mówi to z takim infantylnym zaufaniem, jakby nie nadawała się do tego zawodu. Wiem, że kobiety się przede mną otwierają, są ze mną szczere. Jestem dobrym przyjacielem dla kobiet. Dużo z nimi spędzam czasu i dużo mam z nimi do czynienia. Dużo przez nie cierpię, ale też dużo z nich czerpię przyjemności. Może to, że na tyle dobrze się z nimi dogaduję sprawia, że nie jestem w stanie przebrnąć w takiej znajomości przez coś więcej niż tylko płomienny, ostry romans? Nie umiem się ustabilizować uczuciowo, co często mnie boli. Bardzo boli.
-Kolega idzie – odbijam od tematu. Próbuję nie pokazywać przejęcia jej pochlebieństwami, staram się je ignorować. Pozwalam jej się wykazywać tak, aby mocniej się wykazywała w pielęgnowaniu mojej narcystycznej osobowości.  
-O kurwa – płochliwie otwiera drzwi. Robię to samo. Jestem myśli, że skoro Ona pozwoliła sobie na to aby wspólnie ze mną tu palić, to nie obawiała się tego że On może zareagować na to inaczej niż tak, by to zignorować.  
Otwiera drzwi od strony kierowcy, wsiada. Wyciąga notes, ma coś powiedzieć. Patrzę na dwóch chłopaczków stojących na ulicy i zastanawiam się czemu pies Janusz zostawił ich tam bez niczyjej kontroli, opieki. Przecież mogliby teraz równie dobrze stamtąd spierdolić. Ja bym spierdalał na ich miejscu. Chociaż może gdybym był na ich miejscu i w ich sytuacji bałbym się zrobienia czegoś dziwnego w tym momencie. Miał ich dane, ich dowody osobiste. Szkoda mi ich. Pies ma już coś powiedzieć o młodocianych, czy według jego opinii są dilerami, czy coś innego, pochodnego. Otwiera usta, po czym… po chwili łapie trzy szybkie wdechy.
-Co Wy kurwa?  Jaraliście tu?!
-Janusz, kurwa, bez krzyków! – odważnie atakuje go Lena.
-Lena, kurwa mać czy Ciebie to już popierdoliło?! Weź się kurwa zastanów trochę nad tym co robisz! Przecież On jutro może kurwa o tym w telewizji opowiadać, że się z suką w radiowozie najarał ziołem. Jemu nic nie zrobią, a Ty będziesz wyjebana ze służby!
-Spokojnie, zamknij się już Janusz, nie pierdol. Święty też nie jesteś.
-Dobra, kurwa, nie mów do mnie tylko Janusz. Ja wysiadam, a Wy stąd spierdalajcie, bo zaraz jeszcze przyjadą chłopaki, a lepiej żeby żaden strażak ani sanitariusz nic dziwnego nie poczuł – rzuca i wysiada pośpiesznie z samochodu.
-To lecimy! – krzyknęła. Przesiada się za kierownicę. Odpala silnik, włącza syrenę i rusza z miejsca. Patrzę zjarany przez szybę na dwóch zjebów którzy pruli bez opamiętania po drodze, mając ze sobą towar. Kandydaci do nagrody Darwina, kurwa.
-Ja pierdole, jak u Vegi. Wypadek, jaranie zioła z policjantką i ucieczka na sygnale. Co za pojebany wieczór – kwituję.
-Cicho już bądź, nie wiem już sama co robię, musimy gdzieś zjechać.  
Nie zależy mi na tym aby się drugi raz rozbić tego wieczoru. Drugi wypadek, tym razem w radiowozie mógłby już mediom nie umknąć. Nienawidzę tych dziennikarskich szmat. Potrafią bruździć w życiu bardziej niż złośliwy policjant.  
-Zjeżdżaj, tutaj, zaraz – wskazuję palcem na prawą stronę jezdni, na leśną dróżkę.  
Robi co mówię. Przejeżdża w wolnym tempie kolejnych kilkadziesiąt metrów. Kieruje się w głąb lasu. Zatrzymuje się, zaciąga ręczny. Opiera się mocno o fotel. Panuje absolutna cisza. Słyszę jak Lena przełyka ślinę. Po chwili odpina pas i szuka czegoś w kieszeni kurtki. Wyciąga papierosy.  
-Co robisz?  
-Chcesz skręcić?  
-Tutaj? Serio, z Twoimi kolegami robiliśmy różne dziwne rzeczy, ale nie tak na przypale, no kurwa. Skręcasz jointa w lesie, w psiarskim samochodzie? – staram się jednocześnie znaleźć wytłumaczenie na to co chce zrobić, usprawiedliwić, zrozumieć to jakoś. Jest bardzo nierozsądna.
-Przecież tu nikt nawet nie przyjedzie. Nikt nas nie zauważy. – policjantka która namawia mnie do spożywania nielegalnych substancji. Tego jeszcze nie było.
-Przecież to miejsce publiczne, trzecia w nocy, ale ktoś może tu przyjechać choćby na ruchanie. Myślisz że widząc radiowóz w środku lasu nie zacznie kogoś zastanawiać co tu robimy?
-A może też przyjechaliśmy na ruchanie? – jest bardziej bezpośrednia ode mnie. Mimo jej szczerej chęci zmiany świata na lepsze, życia w zgodzie z prawem jeszcze kilka lat temu, to typ prawilnej dziewczyny, takiej która niejedno w życiu już robiła, być może dużo też już przeszła.
-Dobra, to solidny argument. Chodź na tył. No i siedzenia przesuń do przodu, będzie wygodniej – lubię robić rzeczy nieodpowiednie. Coś co daje mi odpowiednio dużo adrenaliny. A jaranie zioła mimo iż to drobne przestępstwo, to robienie tego z policjantką w radiowozie w miejscu publicznym zdecydowanie zaspokaja moją zapotrzebowanie na adrenalinę na ten wieczór.
Wchodzi, siada obok. Siedzę na środku kanapy. Pozbywam się tytoniu z papierosa, pozbywam się wszystkiego co niepotrzebne. Sprawnie, w krótkim czasie nabijam go skruszonym przez nią w międzyczasie ziołem. Skręcam, rozpalam. Łapię głębokiego bucha. Kolejnego daję jej. Łapie najpierw mały wdech, po czym wygodniej układa się na siedzeniu. Kładzie swoje nogi na moich nogach. Siada w poprzek auta. Ja swoje nogi wyciągam kładąc między przednimi fotelami. Automatycznie lewą rękę kładę na jej udzie, drugą zaś na piszczelu. Policyjnymi ciężkimi butami lekko napiera na drzwi. Łapie kolejnego głębokiego bucha. Trzyma jointa w lewym ręku, wyjmuje go na chwilę z ust. Gładzę ją po udzie. Zjeżdżam ręką stronę jej brzucha i wyciągam rękę by jej odebrać palącego się jointa.  
-Teraz mogę Ci już coś więcej poopowiadać - wyznaje z zamkniętymi oczami.
-Wszystko już raczej wiem – oznajmiam
-Nie wszystko chyba…  
-Czego według Ciebie nie wiem?
-Brakowało mi w Twoich książkach seksu
-Seksu? – pytam z wyraźnym zaskoczeniem, bo moje dzieła kategoryzowałbym raczej w dziale powieści erotyczno-kryminalnych. –Seksu Ci w nich brakuje? Naprawdę?
-No seksu jest dużo, ale nie właśnie między policjantami, albo między policjantką a zatrzymanym.  
-Między policjantami? Fakt o tym nie pisałem – podaję jej do ust, zaciąga się.
-Albo policjant i zatrzymana, albo policjantka i zatrzymany.
-Zatrzymany z którym jarasz jointa w radiowozie? – śmieję się
-Na przykład! – odwzajemnia to. – Poczekaj, coś Ci pokażę.
Podnosi się, wychyla się przede mną między fotelami. Wypina się tak, że przed twarzą mam teraz jej tyłek. Nieduży, ale krągły. Umięśniony, wysportowany. Wyrzeźbiony od codziennego biegania, przysiadów i różnej maści ćwiczeń. Znów automatycznie moje dłonie wędrują na jej uda, lecz zdecydowanie wyżej i bliżej jej intymnych miejsc. Kładę je na bokach jej tyłka, zjeżdżając lekko do środka. Udaję że ją trzymam. Wiem już dobrze, że za chwilę będę próbował przejść do kolejnego etapu znajomości. Znajomości która i tak, zdecydowanie szybko przez te kolejne etapy przechodzi. Wyjątkowo szybko. Wraca. Siada mi na prawym udzie, potem przesuwa się w bok. Siada teraz po mojej prawej stronie. Odblokowuje telefon, po który odbyła właśnie podróż na przód auta, kładzie się, opiera się o drzwi.  
-Patrz! – włącza coś w telefonie. By lepiej to widzieć, próbuję się położyć na ciasnej kanapie obok niej. Niewygodnie jak cholera. Wszystko mnie zaczyna boleć. Układam się, rękę kładę na jej brzuchu. By zrobić więcej miejsca, przekręca się lekko, by leżeć trochę bardziej na boku. Dosuwa się do mnie, układając tyłek na wysokości mojego krocza.
-No, co?
-Patrz, o czymś takim mówię – włącza film erotyczny, pornosa z policjantem i z zatrzymaną. Ona blondynka, drobna, On duży i czarny. Znany scenariusz o umowie między dwójką bohaterów, że On ją wypuści jeśli Ona mu się odda. Nuda. Nie jestem fanem pornosów, jestem nawet można powiedzieć ich przeciwnikiem.
-Fajny – kłamię. Dociskam jej ciało do swojego ciała, pozwalam jej na wyraźnie poczucie mojej twardości na jej pośladkach. Lewą nogę przekłada za moje nogi, po czym wraca i wkłada ją między nie. Przesuwam teraz ja swoją lewą nogę, kładę bardziej na nią. Głaszczę ją po brzuchu. Łapie głęboki wdech, robię to samo. Wyjmuję z jej ręki telefon i przerzucam go, nie dbając o jego obudowę na przód auta. Scenariusz którego nigdy w książce nie użyłem, zaczyna teraz się sam pisać. Na jawie.
-Tego nie mogłam Ci już odpuścić – wyznaje. Wyciąga głowę w moją stronę. Językiem sięga moich ust. Zaczynam rytmicznie poruszać biodrami, imitując ruchy takie jak wtedy gdy już w nią wejdę. Rozpina mój płaszcz. Przekręca się przodem do mnie, rozpina po chwili też koszulę. Pozwalam jej robić to pierwszej. Gładzi opuszkami palców po odsłoniętym torsie, znów językiem wsuwa mi się do gardła. Całuje po szyi, całuje po torsie. Dłonią jeździ po spodniach, po rozporku. Podnoszę się. Postanawiam przejąć inicjatywę. Próbuje się podnieść, ale przyciskam ją i każę zostać tam gdzie była, ma leżeć. Przeciągam jej nogę tak, by znaleźć się teraz pomiędzy nimi. Kładę się na niej, całuję w usta, po szyi, dłońmi dobywam piersi. Są duże. Duże, jak na moje potrzeby na ten wieczór przystało. Chciałem dziś dużych piersi. Lekko się podnoszę, rozpinam jej koszulę. Rozpinam pasek, ściągam lekko spodnie. Wszystko toczy się w szybkim tempie, ale zioło które dziś spaliliśmy powoduje złudzenie spowolnienia. Toczy się to szybko, lecz każda sekunda trwa jakby pięć sekund. Zatracam się w tym, mogę rozkoszować się tym. Po chwili jest już bez butów, spodni, bez majtek. W samym staniku. Ona w międzyczasie pozbawia mnie także koszuli i rozpina mi spodnie, wydostając kutasa na z bokserek. Leżę na niej, całuję. Zjeżdżam niżej, całuję piersi, ściągam z nich czarny jedwabny stanik. Lubię go ściągać na końcu. Dłonią zaczyna stymulować mojego kutasa, masuje go, przesuwa dłoń w górę i w dół. Co chwilę sięga palcami do jaj, nie zapomina o nich. Doskonale.
-Masz kogoś? – pytam. Później myślę, czy to pytanie jej nie otrzeźwi jeśli kogoś ma i czy cały czar teraz nie pryśnie.  
-Mam – zaczynam zamierać – ale to nic ważnego, mogę to poświęcić dla takiej chwili.
Nie wiem czemu, ale jeszcze bardziej mnie to podnieca.  Myśl o tym, że gdzieś czeka na nią jakiś gość, może jest w pracy, może śpi. Może to też policjant. Nieważne co robi i kim jest, nie jest dla niej na tyle ważny by miała teraz odmówić sobie chwili uniesienia ze mną.  
Ściąga mi spodnie z bioder, liczy na to że już teraz wejdę. Nic z tych rzeczy. Wychodzę spomiędzy nóg, siadam na kanapie, wyciągam rękę i łapię ją mocno za szyję. Pociągam ją. Posłusznie się podnosi i bez zbędnych słów, bez zbędnych gestów, kieruje głowę w moje nogi. Łapię ją za głowę, za związane w kitkę włosy. Drugą ręką rozpinam jej stanik. Ściąga go sama. Najpierw bierze kutasa do ręki, następnie z drugiej strony łapie go na dole ustami. Oblizuje go.  Dookoła, dokładnie, stara się nie zaniedbać żadnego milimetra. Przekłada go do lewej ręki. Nogi wyciągam pomiędzy fotele, prostuję je. Dociera ustami do czubka, po chwili już bierze go do buzi. Pracuje ręką i ustami. Dokłada do tego język. Ciągnie go, ssie, dłonią masuje jaja. Masuje mnie po udach, włosami łaskocze po podbrzuszu. Ciągnę jedną ręką mocno za włosy, jednocześnie staram się narzucić coraz szybsze tempo i głębsze ruchy. Drugą ręką masuję ją po plecach, wyciągam ją dalej. Uderzam kilkukrotnie mocno w tyłek, ściskam go, wbijam w niego paznokcie. Palcami sięgam do cipki. Wykonuję krągłe ruchy, drażnię ją, masuję. Wkładam do środka palec, lecz nie wkładam go nadto głęboko. Robię tylko przedsmak tego co się stanie za chwilę. Pociągam ją za włosy, odrywam ją od robienia loda. Podnoszę ją, patrzy na mnie przez chwilę, patrzy się głęboko w oczy. Mocno ją całuję, sama automatycznie po chwili kładzie się grzecznie przede mną i czeka na moje przybycie. Układam się na niej, ręką naprowadza mnie na swoje wnętrze. Wchodzę. Wsuwam się lekko, bezboleśnie, bez problemów. Mimo iż zioło powinno ją wysuszyć, jest wystarczająco mokra. Krótki wolny ruch. Jeden, drugi, trzeci. Przy siódmym wsuwam się  do końca. Przez kilkadziesiąt kolejnych sekund tempo jest powolne, leniwe, ale na pewno nie nudne. Jest raczej czymś na wzór uprawiania miłości, próby napojenia się chwilą, swoimi ciałami. Przyśpieszam, narzucam szybsze tempo, co sprawia że na jej twarzy pojawia się grymas zmieszany z uśmiechem. Jest jej dobrze. Sprawiam jej przyjemność. To dla mnie ważniejsze niż sprawianie przyjemności sobie samemu. Motywuje  mnie to do dalszego działania. Wchodzę i wychodzę, starając się kolejnymi wbiciami w jej cipkę przybliżać ją do szczytu. Przewraca oczami, dłońmi masuje i ściska piersi. Kładę się na niej całym swoim ciałem, drapie mnie mocno po plecach. Wbija w nie paznokcie. Swoją rękę układam na jej szyi, lekko ją podduszam.  
-Gdzie mogę skończyć? – pytam. Choć może niepotrzebnie, wolę spytać. Jeśli zdecyduję się na twarz, a tego nie będzie lubiła, zepsuję cały seks, całe zbliżenie. Jeśli lubi jak facet kończy jej w ustach, lepiej zrobić to w ustach, niż wystrzelić jej na brzuch i nie dać jej pełni zadowolenia.  
Przyśpieszam na tyle ile mogę, nie spinam się, nie chcę jeszcze sam dojść. Najpierw ona. Kobieta zawsze jest w tym ważniejsza ode mnie. Podduszam ją mocniej, po chwili wypiera swoje biodra ku górze, podnosi się, w pewien sposób mnie blokuje. Głośne jęknięcia dają mi jasny sygnał – doszła.  
-O kurwa! Coś pięknego – dyszy  - skończ gdzie chcesz.
-W środku też? – ze wszystkich sposób lubię ten najbardziej ryzykowny. Zakazany owoc kusi najmocniej.
-Też, nie bój się niczego – zapewnia.
Chwila zastoju spowodowanego jej szczytowaniem zostaje przerwana kolejnym moim uderzeniem w jej wnętrze. Pozwalam sobie teraz na dojście. Kilkanaście, może trochę więcej odpowiednio głębokich i szybkich ruchów zaczyna mnie paraliżować, wprowadzać w moje ciało skurcz. W chwilach w których osiągam największy znany mi poziom orgazmu tak właśnie się dzieje. Zaciskają mi się wszystkie mięśnie zaczynając od tych na łydkach, na udach, pośladkach, plecach, torsie, rękach. Wszystkie. Czuję jak kutas pulsuje, jak zbliża się to na co pracowałem przez ostatnie kilkanaście minut. Dochodzę. Mam to. Jest. Głośny krzyk wydobywający się z mojego gardła, który raczej był głośnym rykiem sygnalizuje moje spełnienie, sygnalizuje poziom mojego zadowolenia, osiągniętej rozkoszy. Strzelam w nią kilkukrotnie, czuję jak leży pode mną już spokojna. Grzeczna, pozwalająca mi na dokończenie swojego dzieła. Czuję w okolicach kutasa i na jajach lepką, wylewającą się w jej wnętrza spermę. Całuję ją mocno, wychodzę z niej. Kilka dłuższych chwil leżę na niej. Momentalnie dociera do mnie uczucie trzeźwości. Ona masuje mnie po spoconych plecach. Wychodzę, siadam obok. Ona nadal leży.  
-Brak mi słów, nie wiem co powiedzieć – mówi.
-Dobrze Ci było?
-Nawet nie pomyślałam że może być aż tak dobrze – śmieje się.
Wierzę jej. Nie staram się analizować tego czy udawała, czy nie. Wyglądało to wiarygodnie, nie będę drążył tematu. Wierzę jej na słowo.
-Mi też – dodaję.
-Powtórzymy to jeszcze?
-Teraz?
-Może być teraz, może być innym razem.
-Lena, nie zrozum mnie źle, ale nie będzie dalszej historii. Możemy się spotkać pięć, dziesięć razy. Ale nie będzie nic co zmieni naszą przyszłość. Ja nie jestem taki, nie jestem takim typem faceta.
-Wiem – mówi, jakby z żalem, ale dobrze wie że nie może ode mnie wymagać czegoś więcej. Może chcieć, ale nie wymagać. Niczego jej nie obiecywałem, nie było kilku randek, to był seks na pierwszym spotkaniu, ledwie się poznaliśmy.
-Nie zapomnę o Tobie, jeśli będziesz czegoś chciała możesz się ze mną skontaktować. Jesteś fajną dziewczyną, masz cudowne ciało, jesteś piękna. Ale nie jestem zawodnikiem który zostaje w jednej drużynie na wiele sezonów. Chodzę na wypożyczenia – śmieję się
-Spoko. Pogadamy jeszcze o tym przy okazji. –Fakt. Będziemy musieli o tym jeszcze pogadać. Chcę się z nią jeszcze spotkać, spróbować jej jeszcze więcej niż teraz. Nie jestem nią odpowiednio nasycony. Ten temat jeszcze powróci.
-Dobra, to ubierzmy się i jedziemy stąd. Dam Ci mój numer, mój adres. Wpadnij do mnie jak będziesz miała wolną chwilę. Ja przez najbliższe dwa tygodnie nie ruszam się z miasta. Tylko daj znać wcześniej, to zrobię coś dobrego do jedzenia. Jesz mięso?
-Jem – uśmiecha się, wyczuwając moją sympatię do niej. Ale nie jest to żadnym wyjątkiem. W moim życiu głównie spotykam kobiety które są chwilówkami, pojawiają się i znikają. Nieliczne zostają na dłużej, a jeszcze mniej powraca do mojego życia niczym bumerang, którego nawet zły wyrzut sprawi, że i tak powróci. Są na chwilę, na dłużej, ale ze wszystkimi sympatyzuję i na swój sposób są dla mnie ważne. Na swój sposób je kocham. Zaczęło się to wszystko w takim stopniu wówczas, gdy zacząłem zyskiwać popularność od zagrania jednej roli w pewnym serialu. Później zacząłem pisać książki i tak, moje życie erotyczne i towarzyskie rozpoczęło swoją oddzielną historię. Zaczęło się to 11 lat temu, a historii takich jak ta z Leną, bądź podobnych było wiele…

kyrgiakos

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 5424 słów i 30858 znaków. Tagi: #policjantka #samochód #creampie #celebryta #narkotyki

Dodaj komentarz