9 lat później:
Muzyki nienawidził najbardziej. Usypiające, generyczne dźwięki, które wydobywały się z glośników sprawiały, że Alek zaczął powoli odpływać do krainy snów. Wizja położenia się na wygodnej, skórzanej kanapie z minuty na minutę wydawała się być coraz bardziej atrakcyjna. Co takiego może się stać? Zdrzemnie się tylko na maksymalnie dziesięć minut, po czym natychmiast powróci do swoich obowiązków. Alternatywne utwory odtwarzane w całej galerii wydawały się być wygenerowane przez sztuczną inteligencję, a już na pewno pochodziły z najtańszego możliwego banku utworów muzycznych.
- Przepraszam pana, ale jesteśmy już kilka minut po zamknięciu. - oznajmiła zakłopotana kelnerka, wyrywając go z pierwszej fazy snu.
Alek otworzył leniwie oczy, następnie łącząc głos, który go przebudził z jasnowłosą kelnerką, poderwał się z kanapy, uderzając z dużą siłą w stolik kawowy. Mebel pod wpływem silnego kopnięcia oderwał się od ziemi i uderzył w stopę młodej dziewczyny. Blondynka wydała z siebie okrzyk bólu. Poza zatrzymaniem lecącego stolika, otrzymała też kilka plam z filiżanek, które zawierały jeszcze resztki kawy. Laptop miał mniej szczęścia. Impet uderzenia przyjął wyświetlacz, teraz prezentujący pół tuzina mniejszych i większych pajęczynek. Druga połowa urządzenia przyjęła za to kawę, której nie zdążył jeszcze wypić Aleksander. Przyglądając się temu obrazkowi przez kilka sekund, doszedł do wniosku, że z komputera odzyska co najwyżej dane.
- Bardzo panią przepraszam. - Zaczął wypluwać z siebie słowa. - Za wszystko zapłacę. Po… pomogę to…
- Proszę już wyjść. My się tym zajmiemy. Wychodząc, obejrzał się za siebie. Dziewczyna nie mogła mieć więcej niż 22 lata. Ukradkowe spojrzenia i ciepłe uśmiechy, którymi obdarzała go przez ostatnie kilka godzin, ustąpiły zaciśniętym wargom i zmęczonym oczom, które w jego głowie mówiły - spóźnię się na ostatni autobus.
- Muszę znaleźć sobie nową kawiarnię, która jest otwarta do późna. - Pomyślał. - Jest mi za bardzo wstyd tam przychodzić, a co dopiero ją gdzieś zaprosić.
***
Zmierzając ku wyjściu z pasażu handlowego Alek przyglądał się wystrojowi otaczających go sklepów i wysp. Na wielu wystawach nie ściągnięto jeszcze artykułów świątecznych, co tworzyło istny miszmasz rzeczy, które do siebie nie pasowały.
- Zupełnie jak ja do tego czegoś, puszczanego z głośników.
Już nawet dwudziesty siódmy cover najbardziej znanych świątecznych hitów, sprawiał wrażenie milszego dla uszu od aktualnej ścieżki dźwiękowej. A przynajmniej w przypadku tych piosenek, które nie były bezdusznie przerywane w połowie, żeby odtworzyć reklamę Apartu.
Pogrążony w myślach, przez pewien czas zdawał się nie zauważać zbliżającej się z naprzeciwka postaci. Owa osoba również nie zwracała na niego większej uwagi, dopóki, sam nie przyjrzał się kobiecie dokładniej.
- Ania? - zapytał z dozą niepewności. Nie widział jej od tak dawna, że nie był w stanie określić czy to naprawdę jego była dziewczyna czy są to jednak halucynacje z wycieńczenia.
- Witaj, Alek. - Odwzajemniła nieśmiałe powitanie, obdarowując go niewielkim uśmiechem. Oparła się prawą dłonią o barierkę, drugą zaś podwinęła marynarkę, by oprzeć swoje palce o lewe biodro, eksponując dopasowaną, jasnofioletową koszulę. - Dobrze cię widzieć. - Dodała, zwężając powieki.
- Aczkolwiek muszę przyznać, że wyglądasz jakbyś nie spał od miesiąca.
- Można tak powiedzieć. - Odpowiedział, odwzajemniając uśmiech. Niezawodnym sposobem na to, by dać znać byłej partnerce, że świetnie sobie radzisz bez niej, to pokazać się jej w poplamionej kawą bluzie, w której chodzisz od kilku dni, czerwonych oczach, sinych, podkrążonych powiekach, bladej skórze i włosach, po których na pierwszy rzut oka widać, że decyzja o zapuszczeniu ich nie była świadoma.
- Alek, wiem, że biorąc pod uwagę naszą przeszłość, zaproszenie na kawę może nie być najlepszym…
- Zgoda. - Nie dał jej dokończyć. Nie był w stanie wytrzymać napięcia. Nie wiedział czy to efekt zbyt dużej ilości kofeiny czy tego znajomego prądu, który towarzyszył mu za każdym razem, kiedy wychodziła z inicjatywą. Nagle poczuł jak jego serce gwałtownie przyspieszyło. Mięśnie jeszcze tak przed chwilą ospałe, teraz wydawały się być gotowe do przebiegnięcia półmaratonu.
- Ale już nie dzisiaj. Chyba w końcu położę się spać.
- Znowu masz problemy ze snem? - Uśmiech zniknął z jej twarzy, a w jego miejscu pojawiło się zatroskanie. Uwielbiał jej uśmiech. Uwielbiał jej oczy. Uwielbiał jej ciemne, kręcone włosy. Musiał jak najszybciej stąd wyjść. Te wszystkie uczucia bombardowały mu głowę równie mocno, co kofeina. Było o wiele głośniej niż w mieszkaniu, obok którego od trzech miesiący trwa dwutygodniowy remont. Głośniej od regularnych imprez, urządzanych co noc przez jego sąsiadów.
Musiał wyjść. Teraz.
- Raz jest lepiej, raz gorzej.
- Kłamstwo - pomyślał. Tak jakby nie umiała rozpoznać, kiedy kłamiesz.
***
Następnego dnia obudził go młot, uderzający w ścianę, stykającą się z jednym z boków niewielkiego, drewnianego łóżka.
- To nieprawdopodobnie , że po takim czasie została mu jeszcze jakaś ściana do kucia.
Zegarek pokazywał godzinę trzynastą. 28-latek nie był w żadnym stopniu zaskoczony faktem, że przespał 14 godzin. Od przeszło dwóch lat jego cykl życia to bezsenność oraz długie sesje słodkiego snu, kiedy już doprowadzi się do takiego stanu, w którym mógłby zasnąć w każdych warunkach. Wstał z łóżka i skierował się w stronę łazienki. Podszedłszy do niewielkiego lustra na umywalką, przyjrzał się uważnie swojej twarzy. Widok nie był najprzyjemniejszy, jednak zdecydowanie mógł przyznać, że nie wygląda tak źle, jak wczoraj, kiedy spotkał Annę. Pierwsze zmarszczki mogłyby zostać uznane za atrakcyjne, gdyby ogólny stan twarzy wyglądał na zadbany. Z tym da radę jednak coś zrobić. Podobnie jest z włosami, które od dawna tęsknią za dotykiem nożyczek. Mimo wszystko, po umyciu i wysuszeniu bez większego planu, utworzą artystyczny nieład, który co prawda wyszedł z mody dawno temu, ale w wieku 28 lat mężczyzna nie przejmował się już tym, jaka jest teraz kolekcja na zimę 2024. Przechodząc wzrokiem do sylwetki uznał, że jego ciało można jeszcze uznać za wysportowane, pomimo trucia się śmieciowym jedzeniem. Wyglądał nieźle. W porównaniu do wczorajszej wersji siebie, prezentował się niczym Adonis. Zastanowił się przez dłuższą chwilę, czy widziała go kiedyś w tak beznadziejnym stanie.
- To ta przypadkowa drzemka musiała mnie tak urządzić. Idiota.
***
- Ty sobie chyba żartujesz, Alek. Czy ty nie uczysz się na własnych błędach? - Skarciła go pełnym wyrzutu tonem Alicja - wieloletnia przyjaciółka Aleksandra, jeszcze z czasów szkolnych, kiedy podkochiwał się w starszej o dwa lata koleżance. - Dlaczego sobie to robisz?
- Widocznie lubię cierpieć. - Odpowiedział obojętnie Alek. - Poza tym to ona mnie zaprosiła.
- O nie, sytuacja bez wyjścia. Tobie do mózgu dopływa kompot zamiast krwi, kiedy tylko na siebie wpadniecie. Jakim w ogóle cudem raz na kilka lat musicie na siebie trafiać? Milion ludzi mieszka w tym mieście, a ty dajesz sobie łamać serce przez jedną i tę samą kobietę.
- Swoją drogą, bardzo dobry ten kompot.
- Nie wkurwiaj mnie. - Jej ton był ostry. Zdawała sobie sprawę z tego, że jest dla niego niemiła. W przypadku Anny każde bolesne zdanie usprawiedliwia troską o dobro najlepszego przyjaciela. Sama była jej współlokatorką w czasach studenckich, ale ta znajomość przepadła dobre kilka lat temu.
Jej talerz z pierogami ruskimi stał praktycznie nietknięty, jeśli porównać go do talerza jej gościa, który jadł z prędkością świadczącą o tym, że od dawna nie zjadł pełnoprawnego, ciepłego posiłku.
- Ulubiony napój młodego. Musi być dobry, skoro ten diabeł pije go hektolitrami.
Mężczyzna skończył swoją porcję, po czym zaczął przyglądać się szklance z czerwonym płynem. Zaczął rozmyślać o Ali jako matce. Nigdy nie spodziewał się, że tak świetnie udźwignie ciężar rodzicielstwa. Wiele lat temu nie spodziewał się również, że dalej będą przyjaciółmi po tym, jak Alicja skończy liceum. W tamtym momencie swojego życia bardziej niż na przyjaźni, zależało mu na tym, żeby odwzajemniła jego uczucia, które skrzętnie ukrywał przez całą wspólną edukację. Dopiero po ukończeniu przez nią szkoły odważył się na wyznanie miłości. Przez pierwsze tygodnie po tym wydarzeniu ich relacja była bardzo niezręczna. Później poprzez Alicję poznał jej współlokatorkę - Anię. Z początku dziewczyna nie zwracała na niego większej uwagi. Było tak aż do pamiętnej rozmowy w kawiarni. Wtedy też zrozumiał, co czuje, patrząc w jej duże, niebieskie oczy. I wtedy to wszystko się zaczęło. Miłość, która trafia się tylko raz w życiu. Jak pokazał czas, jedna, ta sama miłość może trafić się kilka razy, z mniejszymi lub większymi przerwami. Ania i Alek byli parą, która nie potrafiła dogadać się w większości spraw. Od filmu do obejrzenia po kolacji do decyzji o stworzeniu rodziny. Jak to bywa z tego typu relacjami, para została związana niewidzialną gumą, niemożliwą do rozerwania, która sprawia, że im mocnej się od siebie oddalą, tym mocniej przyciąga ich do siebie z powrotem. Ostatni raz widzieli się 4 lata temu. Do wczoraj myślał, że tym razem uwolnił się od niej na zawsze.
- Czy ty mnie słuchasz? - Głos Alicji wyrwał go z rozmyślań.
- Oczywiście! - Oznajmił, ale nawet on wiedział, że nigdy nie będzie umiał jej okłamać.
- Kiedy znowu odpłynąłeś, przepraszałam cię za to, że traktuję cię zbyt ostro. Ale z racji, że nie było cię przy tym, przejdę do drugiej kwestii:
- Nie będę kolejny raz sklejać twojej zranionej duszy. - Jej głos załamał się w poczuciu bezsilności. Poczuła jak jej oczy zachodzą wilgocią, znajomy ciężar zawitał w okolicy powiek. - Po prostu nie. Nie mam do tego siły. Za każdym razem, kiedy cierpisz z jej powodu, ja cierpię razem z tobą. Mam dziecko. - Pociągnęła nosem, czując, że niewiele dzieli ją od cofnięcia wszystkiego, co właśnie mówi. - Idziesz tam na własny rachunek. Ja mam dla kogo być szczęśliwa.
Alek nie odpowiedział. Raz to patrzył w jej w walczące z łzami oczy, raz uciekał w sufit, ściany, wszystko co nie jest jej twarzą. Siedzieli tak przez jakiś czas w milczeniu, pozwalając, by jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu był śpiew żyjących na drzewie, za oknem, ptaków.
- O której do niej jedziesz?
- O osiemnastej.
***
Stojąc pod drzwiami mieszkania Anny, Alan przeanalizował sobie wszystko, co do tej pory się wydarzyło. Plan zmienił się dosyć szybko. Żadna kawiarnia w okolicy nie bywa otwarta na tyle długo, ile postanowili dla siebie przeznaczyć. Poza oczywiście jedną, do której mężczyzna wracać nie zamierzał, nie zmieniwszy wcześniej tożsamości. Mając na uwadze, że podobne procedery są dosyć problematyczne, bez większych oporów zgodził się na propozycję swojej byłej partnerki, aby zamiast tego spotkać się u niej. Alan byłby głupi nie dostrzegając, że jest to nad wyraz wygodne.
Nie myśląc już o tym dłużej zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Po kilkunastu sekundach kobieta ubrana w dopasowany, czarny golf i ciemnoniebieskie jeansy zaprosiła go do środka.
- No to czego się napijesz? - Zapytała, ujawniając białe ząbki w uśmiechu.
- Doppio.
- No proszę. - Zaśmiała się tryumfalnie. - A więc w końcu się przekonałeś!
- Jest taka piękna, kiedy się śmieje… - Złapał się na tym, że znowu uciekł na chwilę myślami od rzeczywistości. Tym razem jednak udało mu się wyrwać na tyle szybko, że nawet ona tego nie zauważyła. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Jestem masochistą. - Odpowiedział po krótkiej chwili.
- Nie ty jeden. Nie ty jeden…
Anna odwróciła się, ukazując jak idealnie jej spodnie opinają wysportowane pośladki. Napełniła obie kolby świeżo zmieloną kawą i uruchomiła duży ekspres, zajmujący zdecydowanie zbyt dużą powierzchnię blatu kuchennego, jak na urządzenie kuchenne, nawet tak dla niej istotne.
- Co się stało z poprzednim?
- Zepsuł się. Planowałam oddać go do naprawy, ale jej koszt przekraczał sumę, jaką byłabym w stanie wydać na ekspres za 300 złotych. A ten dostałam na urodziny jakieś dwa tygodnie później od… - Ania zagryzła wargę. Zdała sobie sprawę, że powiedziała jedno słowo za dużo.
- Twojego faceta?
- Narzeczonego. Jestem zaręczona. Od roku. - Anna wyraźnie straciła fason. Przestała obserwować ostatnie kapiące kropelki kawy.
- Moje gratulacje. Ale nie wydajesz się być szczęśliwa, mówiąc mi o tym.
- To nie tak. Po prostu chciałam, żeby to wyszło naturalnie, z rozmowy. - Przerzuciła sobie kosmyk włosów na drugą stronę. - Ale przy tobie zawsze muszę się ze wszystkiego wygadać po pięciu minutach.
- Zdaje się, że kawa jest gotowa. Pomogę ci.
28-latek zabrał obie filiżanki i przeniósł je na mały, szklany stolik, podobny kształtem do tego, który wywrócił poprzedniego wieczora. Po chwili zjawiła się Anna z dwoma szklankami wody, ustawiając je obok filiżanek. Usiadła obok niego i przez dłuższą chwilę badała go wzrokiem, jakby czekając aż coś powie. Aleksander chcąc zająć czymś ciszę i dać sobie więcej czasu na przyswojenie usłyszanych wieści, wypił łyk wody, następnie upił jedną czwartą espresso.
- Kurwa, jakie mocne. - Rzucił szybko, zanim zaniósł się krótkim kaszlem. - Czego ty tam dałaś?
- Nic szczególnego. Może trochę amfetaminy. - Odpowiedziała mu, zanosząc się niekontrolowanym śmiechem. - Powiedzmy, że mam swoją ulubioną palarnię, która specjalizuje się w wydobywaniu całego smaku z ziaren.
- Jak już wypijesz, spróbujemy czegoś o zupełnie innym bukiecie.
- Naprawdę? A cóż to będzie? Jakiś kwas?
W odpowiedzi Anna wstała z kanapy i zniknęła na moment za ścianą, by wrócić z korkociągiem. Po powrocie do salonu skierowała się w stronę barku. Po dłuższej chwili grzebania wśród butelek wróciła do niego z winem o znajomej etykiecie.
- Pamiętasz?
- Oczywiście. To wino, które kupiłem podczas naszych wakacji w Portugalii. Nie sądziłem, że jeszcze je masz.
Istotnie, wino marki, której oboje nie potrafili wymówić, czekało na otwarcie od co najmniej czterech lat. Para planowała wypić je jeszcze tego samego wieczora, jednak plany zniweczyła najbadziej zażarta w historii ich licznych związków kłótnia, po której do Polski wrócili już osobno. To był ich najdłuższy czas razem, bo dotrwali aż do drugiej rocznicy. Całość zaczęła się dosyć niewinnie. Oboje urządzili sobie wojnę w pokoju hotelowym, obrzucając się skarpetkami, bielizną oraz zwiniętymi w kulki koszulkami. Gdy po stoczonej bitwie Alek poszedł wziąć prysznic, Ania postanowiła posprzątać porozrzucane po całym pokoju ubrania. Złożyła jego koszulki i podeszła do bagażu, chcąc odłożyć je na miejsce. W środku, na samym dnie zauważyła jedną, która nie jest złożona, a zwinięta niedbale, co dla jej faceta było co najmniej nienaturalne. Nie myśląc wiele, podniosła zmiętolony t-shirt, z którego wypadło małe, drewniane pudełeczko. Znalazłszy pierścionek zamarła nad walizką, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Tak zobaczył ją Alek, który przewrażliwiony na punkcie własnej prywatności wyrwał jej pudełko z ręki. W tamtym czasie Ani nie potrzeba było wiele, by poczuć się personalnie zaatakowana, więc od tej pory oboje, chowając rozum do kieszeni, zaczęli operować na swoich najgorszych traumach. Kłótnia trwała dobre dwie godziny, obejmując wszystkie sporne sytuacje, jakie nazbierały się przez przeszło pięć lat ich znajomości.
- Jakoś nie umiałam go otworzyć bez ciebie.
Godzinę później po alkoholu nie było już najmniejszego śladu, nie licząc organizmów byłej pary. Wino z każdą minutą uderzało do głów, tłumiąc głosy w głowie Alka, które do tej pory obserwowały każdy gest jego byłej, ostrzegały przed każdym nierozważnym posunięciem. Dwójka siedziała już bliżej siebie, niż miało to miejsce jakiś czas temu. Mężczyzna zauważył, że ma coraz mniejsze problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Jej oczy w świetle lampek choinkowych wydawały się się być zabrane z drzewka i umieszczone w miejscu powiek, a niebieska poświata na jej policzku zdawała mu się być tego dowodem. Chłonął każde jej słowo. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo tęsknił za tą kobietą. Jej głowa spoczywała na lewej dłoni, która podtrzymywana była łokciem o oparcie kanapy. Siedziała tak przechylona w lewo, z nogą założoną na nogę, obdarzając go długim, pełnym czułości spojrzeniem, które potrafiłoby stopić lód. Raz na jakiś czas zabierała dłonią opadającego na oko loka, uśmiechać się uroczo.
- Dlaczego ta miłość jest przeklęta? Co musiałbym oddać, żeby ją odczarować? - Pomyślał.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Wszystko w porządku? Nie odezwałeś się od dobrych dwóch minut.
- Myślałem o tym, jak to jest, że niezależnie od tego ile musi minąć czasu, my zawsze na siebie wpadamy. Czy to klątwa czy błogosławieństwo.
Ania pogładziła dłonią jego włosy.
- Pamiętasz teorię, którą wysnułeś, kiedy nie mogłeś spać i zacząłeś się zastanawiać nad tym; czy to przypadek, że ludzie na siebie trafiają czy może jednak coś je ku sobie ciągnie i pomaga znaleźć drogę? Pamiętasz jak to nazwałeś?
- Trajektoria lotu dusz. - Uśmiechnął się. - Nie sądziłem, że usłyszę to kiedykolwiek po tylu latach.
- Wierzysz, że coś nas do siebie ciągnie i nie pozwala się nam od siebie uwolnić? - Uśmiech z jej twarzy zniknął. Zabrała też dłoń z jego głowy.
- Nie wiem, Ania. Zastanawiam się nad tym od lat, ale nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Wymyśliłem ten termin dla zabicia czasu w nocy, ale nie przykładałem do tego wiary.
- Bo nigdy nie wierzyłeś w przeznaczenie. Tak, wiem.
- Sama w nie nie wierzysz. Sami podejmujemy wybory.
- To czemu podjąłeś wybór, żeby tutaj przyjść? - Mężczyzna uniósł głowę. Jej wzrok był przeszywający. Czujny. Piękny. - Oboje wiemy jak się to skończy.
- Tak. - Pomyślał. - Był tylko jeden scenariusz. To jedyna możliwość. Iluzja wyboru, jaki dostał, zaczęła się właśnie klarować. Nie dało się wybrać inaczej. To niemożliwe.
Nie odpowiadał przez jakiś czas. Spojrzał na Anię. Jej twarz była przepełniona bólem.
- Nie mogę spać. - Zaczął wreszcie. - Nie mogę spać odkąd ostatni raz cię widziałem. Byłaś całym moim światem, a ja nie potrafię żyć w świecie bez twojej obecności…
- Alek, nie rób tego…
- Kochałem cię w tej cholernej kawiarni, odkąd pierwszy raz się do mnie odezwałaś i odkąd pierwszy raz raczyłaś spojrzeć mi w oczy. Kochałem cię przez cały ten czas. Będę cię kochał nawet po dzisiejszej nocy, będę cierpiał, a potem znowu będę kochał, bo tak jestem zaprogramowany od 9 lat. - Spostrzegł, że jej oczy zaczynają się błyszczeć pod niebieskim światłem. Dlaczego są takie piękne? - I ty też nigdy nie przestałaś mnie kochać. Mimo że to niszczy nas oboje. Nie możemy razem żyć, ale nie możemy też żyć bez siebie nawzajem.
Usłyszał cichy szloch. Teraz to jej oczy skierowane były w dół. Przysunął się do niej. Prawą ręką złapał czule za policzek i pomógł unieść głowę. Jej policzki były pełne łez, a z oczu coraz to spływały nowe krople.
Ania uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie pod wpływem jego dotyku. Nie protestowała, gdy zbliżył głowę i pocałował ją najczulej jak tylko potrafił. Jej wargi były tak miękkie i przyjemne, jakimi je zapamiętał. Ich usta stykały się bez pośpiechu, szanując każdą sekundę. Anna powoli przesunęła prawą rękę na jego pierś, nieznacznie dociskając nią jego tors. Drugą powędrowała na jego biodro, jakby szukając miejsca, którego może się złapać, zanim całkowicie zatraci się i wpadnie w przepaść namiętności. Nagle jej pocałunki przybrały na łapczywości. Docisnęła dłoń do jego klatki piersiowej z taką siłą, że Aleksandrowi zabrakło na krótką chwilę powietrza. W tym czasie brunetka usiadła mu na kolanach i przysunęła się jeszcze bliżej. Całowała go z taką zawziętością, jakby mieli to robić ostatni raz w życiu. Wygłodniała ściągnęła z mężczyzny kremowy sweter, odsłaniając umięśniony tors. Przejechała dłonią po klatce piersiowej, po czym obie powędrowały na jego plecy, drapiąc go mocno, sprawiając mu tym ogromną przyjemność. Teraz to Alek złapał ją pod pośladkami i wstał z kanapy, kierując się z dziewczyną w stronę blatu kuchennego. Posadził ją obok ekspresu, by sekundę później dobierać się już do paska jej spodni. Po krótkiej chwili ściągnął z niej jeansy, uwalniając jej piękne, jędrne nogi. Nie poprzestając na tym szybkim i pewnym ruchem ściągnął czarne, koronkowe majtki. Anna przyglądała się mu z pasją, czekając w milczeniu na jego kolejny ruch. Przez te dwie minuty zdążyła podniecić się bardziej niż przez trzy lata związku ze swoim narzeczonym. Mateusz nie dawał jej tego pożądania, którym obdarzał ją Aleksander. Szatyn wprost pożerał ją wzrokiem. W końcu powoli rozchylił jej nogi by zatrzymać się na chwilę i spojrzeć w jej duże, niebieskie oczy. Jego wzrok znowu miał w sobie ten blask, którego nie widziała przez ani przez cały wieczór ani wczoraj, w galerii.
Zaczął od powolnych ruchów językiem w górę i w dół. Jego powierzchnia początkowo chropowata, szybko stał się śliska po kilku takich ruchach po wargach sromowych. Z czasem jak cipka zaczęła się przed nim powoli otwierać, Aleksander kreślił już naprzemiennie ósemki oraz kółka, słysząc nad soba ciche pomrukiwanie swojej partnerki. Znowu złapała go czule za jego gęste włosy, by móc jeździć dłonią po jego głowie, czując je między palcami. Szatyn odchylił nogę Anny jeszcze szerzej, by móc dołączyć do stymulacji językiem, powolny dotyk, zaczynający się od kostek, przesuwając dłoń przez łydkę, aż do wewnętrznej strony uda. Wtedy też złapał stanowczo za jej nogę, odsunął twarz z pomiędzy jej nóg, by przekręcić głowę o ponad 90 stopni i ugryźć ją w dolną część uda.
Anna krzyknęła, a następne głęboko westchnęła, czując jak zęby, które przed chwilą czuła pod pośladkiem zaczęły drapać ją, kreśląc skośną linię przez całą powierzchnię uda. Alek przesunął dłoń wyżej, przejeżdżając przez wzgórek, na co kobieta zareagowała kolejnym głębokim wypuszczeniem powietrza. Ręka powędrowała pod golf, zakreśliła powolną ósemkę na jej płaskim brzuchu, zatrzymując się na staniku.
Jak na zawołanie brunetka ściągnęła z siebie czarny sweter i rozpięła biustonosz, a następnie rzuciła go w stronę jednej z kanap. Dłoń Alka, teraz już niczym nie skrępowana, dostała się w końcu do jędrnych, ale jednocześnie miękkich piersi. Zahipnotyzowany obserwował jak niewiele wystarczyło by sutki stwardniały. Miał ochotę zanurzyć głowę w jej wspaniałych cyckach, lecz powstrzymała go dłoń wplątująca się w jego włosy i stanowczy ruch, który przyciągnął jego głowę z powrotem w stronę jej cipki. Wszedł językiem do środka. Do końca. Usłyszał kolejny okrzyk zachwytu. Teraz już z zwiększa szybkością i bardziej agresywnie eksplorował wnętrze jej pizdy. Czuł jak Ania dociska jego głowę obiema rękami. Jego miesięczna broda nie robiła już krzywdy przy bliższym kontakcie, spełniając teraz dodatkową funkcję, która doprowadzała 30-łatkę do szaleństwa. Intensywność dotyku w tylu punktach na raz napełniała ją rozkoszą, dla której oddałaby w tym momencie całe swoje życie. Po kilku chwilach jej uda zaczęły się zamykać, a on sam, ściśnięty pomiędzy udami przestał słyszeć jej głos. Przez zatkane uszy zaczął odczuwać coś w rodzaju tętna. Nie wiedział do kogo należało, ale zauważył, że jest bardzo szybkie. Mimo że odgłosy jego partnerki były teraz przytłumione, był w stanie zaobserwować drżenie jej długich nóg. Orgazm był bardzo blisko. Kontynuował zwiększając tempo, dodatkowo stymulując łechtaczkę swoim kciukiem. W końcu nadeszło. Uścisk stawał się coraz większy. Głowa przyciśnięta z każdej strony nie miała w tym momencie szans na wycofanie się. Po kilku sekundach przytłumione krzyki Ani stawały się jeszcze cichsze. Jego oczy zaczęły zachodzić ciemnością.
- Wszystko w porządku? Trochę nad sobą nie panowałam. - Zapytała z niepokojem. Oboje byli na podłodze.
- Tak, chodźmy do sypialni. - Zachwiał się próbując wstać. Oparł się ręką o blat.
- Musiałem odpłynąć na kilka sekund. - Pomyślał. - Takie rzeczy zdarzają mi się w innych okolicznościach.
Chwiejnym krokiem dotarł do pokoju Ani. Opadł ciężko na łóżku, pozwalając by przejęła inicjatywę. 30-latka błyskawicznie pozbawiła go dolnej części garderoby, po czym zaczęła swoje show. Uklękła nad jego penisem, patrząc jednak tylko na niego. Że wzrokiem utkwionym dalej w jego oczach zniżyła się powoli do poziomu jego krocza. Musnęła członka czubkiem języka w kilku miejscach, a następnie zatrzymała nad nim głowę i czekając aż z jej ust spadnie wiązka śliny. Gdy wylądowała na jego kutasie, Anna błyskawicznie urwała kontakt wzrokowy i płynnym, ale szybkim ruchem schowała w ustach 3/4 jego długości. Nie zatrzymując się ani na chwilę, powoli cofała głowę. Znowu spojrzała mu w oczy, hipnotyzując go. Nie pozwalała mu ominąć nawet sekundy. Cały czas utrzymując kontakt, szybko zanurzyła członka w swoich ostach do połowy, aby powoli wrócić do początku. Gdy już wydawało się, że wyjmie go z ust, szybkim ruchem połknęła go całego. Trzymała tak, dociskając trzon przez 3 sekundy aż Alek nie wytrzymał i zerwał kontakt wzrokowy, wydając przy tym głośny jęk. Już prawie zapomniał jak to jest kiedy loda robi ci ktoś, kto ma do tego wrodzony talent. W tym czasie Anna przybrała usta w formie pocałunku i zaczęła w ten sposób jeździć po bocznej stronie żołędzia, po chwili dołączając do tego ruchy ręką po trzonie. Jej spojrzenie było jak dziki ogień, którego nie ugasi nic poza orgazmem. Przez następne 30 sekund wykonywała płynne ruchy głową, ze zmienną szybkością do momentu aż zalał jej usta obfitą dawką spermy.
Oblizała usta z zadowoleniem, a następnie nie dając mu chwili na wytchnienie, wskoczyła mu na kolana i pocałowała z pasją, biorąc ten pocałunek jako coś, co jej się należy. Chwilę później już znalazła ręką jego penisa, który nie zdążył jeszcze do końca stwardnieć. Po kilku umiejętnych ruchach dłonią był już na tyle twardy, by na niego wejść. Gdy poczuła go w końcu w sobie, zamknęła oczy, wyprostowała swoje plecy. Głowę pełną lekko potarganych już włosów uniosła ku górze, poddając się wspaniałemu uczuciu, które ją wypełniło. Oplotła rękami jego szyję, odbijając się coraz szybciej od powierzchni łóżka. Towarzyszyły temu cykliczne jęki rozkoszy, przeszywające jej ciało za każdym razem, gdy czuła w sobie jego kutasa, wdzierającego się w nią z dużą siłą. Objął brunetkę na wysokości pleców, pozwalając na to, by skakała po jego męskości w tempie, które sama narzuciła. Ania opuściła nieco głowę, zbliżyła się swojego ukochanego i zwolniła nieco, poczuwszy pierwsze oznaki zmęczenia. Jej czoło dotknęło jego czoła, nadając tej scenie już bardziej emocjonalny wydźwięk. Po kilkunastu sekundach dłonie mężczyzny, wciąż trzymające ją mocno, poczęły powoli zjeżdżać aż poczuła ich mięsisty dotyk na obu pośladkach. Poddała się całkowicie w momencie, w którym przejął inicjatywę i wszystko znowu nabrało tempa. Teraz przesuwał ją bezlitośnie do przodu i do tyłu po całej długości swojego penisa, nie pozwalając się jej oddalić nawet na chwilę. Nie potrafiła opisać intensywności doznań, jakie jej to wtedy dawało. Jego palce wbite mocno w jej tyłek sprawiały jej umiarkowany ból, ale w żadnym, nawet najmniejszym stopniu zdawał się on Ani nie przeszkadzać. Czuła od niego prymitywną żądzę. Nieujażmioną chęć zerżnięcia jej. Pragnęła, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Dźwięki, które z siebie wydobywała już od jakiegoś czasu opuszczały jej usta bez jakiejkolwiek kontroli. Krzyczała, że jest cudowny, prosiła o więcej, błagała, żeby pierdolił ją tak bez końca. W tym momencie doszła znowu. Poczuła, że całe jej ciało kolejny raz rozpada się milion małych kawałków, tylko po to, by po chwili mieć wrażenie, że wszystkie te drobinki mieszają się niczym w zupie, na wysokości jej brzucha. Zatopiła paznokcie w karku mężczyzny.
Alek pozwolił, by miała kilka chwil dla siebie, jednak nie mógł czekać ani sekundy dłużej. Był spragniony jej ciała, pragnął jej bliskości, pożądał jej gorącego wnętrza. Podniósł ją i jeszcze gdy Anna była delikatnie przymroczona, stanowczym ruchem przekręcił ją, sprawiając, że wylądowała na kolanach. Znalazł się przy niej. Objął w klatce piersiowej lewą ręką, prawą masował już jej rozgrzaną do czerwoności cipkę, nie chcąc pozwolić by wystygła nawet na chwilę. W końcu przyciągnął brunetkę jeszcze bliżej, po czym wszedł w nią, czując znowu ten przyjemny opór, dający mu tyle przyjemności podczas penetracji. Ciepło, jakie poczuł dookoła swojego członka rozpaliło go do czerwoności. Trzymając w dalszym ciągu jedną dłoń pod jej prawą piersią, drugą rękę owinął wokół szyi swojej partnerki tak, by mogła oprzeć swoją brodę na jego łokciu. Tym razem postanowił nie bawić się już w powolną i delikatną penetrację. Chciał ją ruchać najmocniej jak tylko potrafił. Chciał by po wszystkim połowa bloku wyszła na papierosa. Okrzyki Anny zaczęły na nowo wypełniać pomieszczenie. Na początku dało się jeszcze usłyszeć jak mówi coś w rodzaju: „o tak”, „o boże” albo „pierdol mnie”, jednak teraz jedynymi odgłosami, jakie była w stanie z siebie wydobywać, były głośne, niekontrolowane okrzyki, w akompaniamencie rytmicznego klaskania. Alek wypuścił kobietę z objęć. Popchnął ją na pościel, a Ania, rozumiejąc jego oczekiwania, oparła się nisko na łokciach i wypięła w jego stronę swój tyłek. Zauważył, że kropelki potu na jej plecach pięknie odbijają światło kolorowych żarówek. W tej pozycji wręcz prosiła o więcej tego samego. Mężczyzna uwielbiał dotyk jej jędrnych pośladków na swoim podbrzuszu. Co raz to obdarzał ją silnymi klapsami, w odpowiedzi słysząc tylko jęki rozkoszy i przebijające się przez nie prośby o więcej. Po pewnym czasie prawy pośladek był już cały czerwony, a na jego środku zaczynała powoli odciskać się dłoń, która nie zejdzie zbyt szybko. Zadowolony ze swojego dzieła stopniowo zwolnił swoje ruchy, pozwalając na to, by wyjście z niej odbyło się bardziej naturalnie. Następnie pochylił się na wysokości jej głowy, by wyszeptać:
- Połóż się nie plecach.
Teraz już o wiele spokojniej wchodził w nią z mniejszą intensywnością, stawiając na różnorodność wytwarzanych doznań. Annie udało się złapać odrobinę oddechu. Alek wykonywał asymetryczne ruchy frykcyjne, bardzo podobne do tego, w jaki sposób ona sama obciągała mu jakieś 15 minut temu. Albo 30? To nie było ważne. Jej największym pragnieniem w tej chwili było to, by mogli tak pozostać do końca świata. Podnieceni, żądni zaspokojenia, chętni by zaspokajać. Rozchyliła nogi szerzej, dając mężczyźnie znak, że może wejść jeszcze głębiej, jeśli tego chce. Jej oczy coraz częściej zachodziły ciemnością, tylko po to by ustępować po dwóch sekundach. Za trzecim razem zrozumiała, że on robi to celowo. Po tylu latach Aleksander doskonale wiedział, gdzie powinien nacisnąć, by sprawić, że dojdzie oraz jakiej siły użyć, by efekt był mocniejszy. Robił to spokojnie. Raz penetrował ją powoli, ocierając się o jedną ściankę, raz wchodził w nią pod innym kątem o wiele mocniej, wgniatając ją całą w materac łóżka. Czuła jak przesuwając palcami po jego plecach, nabierają one wilgoci. Zatopiła dłoń we włosach ukochanego, drugą zaś drapała po plecach za każdym razem, kiedy czuła w sobie kutasa. Gryzła delikatnie płatek jego ucha. Jego ciche pomruki utwierdzały dziewczynę w przekonaniu, że nadal uwielbia drapanie. Dała mu mocnego klapsa w tyłek. Po chwili oba pośladki mężczyzny były już przyozdobione śladami po paznokciach.
Z każdym kolejnym ruchem czuła drżenie. Intensywność doznań, jakie jej dawał stawały się zbyt silne, by mogła długo to wytrzymać i pozostać na tym stanie astralnym. Chciała dojść. Dociskała rękami jego tyłek z każdym kolejnym ruchem, niemal mdlejąc z ekstazy, kiedy wchodził do końca.
- Nie wytrzymam tak dłużej. Dojdź we mnie.
Najsilniejsze orgazmy w swoim życiu Anna przeżywała, kiedy w kulminacyjnym momencie czuła, jak jej wnętrze wypełnia salwa spermy swojego partnera. Możliwość powtórzenia tego doświadczenia dodała brunetce samozaparcia. Musiała pozostać świadoma jeszcze przez chwilę.
Alek, zrozumiawszy, co musi zrobić, wykonał jeszcze kilka szybszych ruchów, zatrzymując się na pół sekundy za każdym razem, gdy dochodził do samego końca. W końcu poczuł, chwilowe drganie na swoim penisie, a następnie wraz z wytryskiem uwolnił silny orgazm, paraliżujący go na kilka dobrych sekund. W tym samym czasie Ania czując w sobie pierwszą dawkę nasienia, zwariowała z ekstazy. Jej jęki ucichły, szybkie i nieregularne oddechy ustały, a usta otworzyły się, zaciśnięte. Alek spostrzegł tylko jak rogówki 30-latki uciekają za drgające górne powieki, ustępując białkom, zanim poczuł jak bardzo jest zmęczony. Opadł powoli na swoją partnerkę, nie wyciągając z niej jeszcze członka, aby mogła cieszyć się orgazmem jak najdłużej.
***
Obudziły go pierwsze promienie, przebijającego się przez chmury słońca. Widok śniegu za oknem, pod koniec grudnia był dla niego na tyle niespodziewanym widokiem, że siedział tak przez kilka sekund, zanim uświadomił sobie dwa fakty. Przede wszystkim jest wypoczęty, wyspany. Nie był pewniej o której zasnął, ale na pewno było to krótko po tym jak chwilę po wyciągnięciu penisa z pochwy Ani, ułożył się na plecach, a ona przytuliła się do niego i kładąc głowę na jego klatce piersiowej, zamknęła oczy.
Drugim faktem, który dla odmiany go zaniepokoił był fakt, że w łóżku nie ma Anny. Zebrał wiszące na krześle części garderoby i po krótkiej chwili stał już ubrany.
- Musiała je pozbierać, kiedy spałem. - Pomyślał szybko, zanim postanowił poszukać kobiety w drugim pomieszczeniu.
Brunetka siedziała na parapecie, obrana w czarne majtki, podobne do tych, które do pewnego momentu miała na sobie wczoraj. Te były od nich jednak znacząco dłuższe. Na ciele powiewała niczym flaga od chłodnego z uchylonego okna powietrza biała koszulka z nieco naznaczonym przez czas logiem jakiejś drużyny NBA. Była na nią co najmniej dwa rozmiary za duża. Musiała należeć do jej narzeczonego. Siedziała tak z na wpół wyprostowanymi nogami, zajmując trzy czwarte długości parapetu.
W dłoni trzymała świeżo odpalonego papierosa. Poczułwszy jego obecność, wypuściła z ust dym i odwróciła w jego stronę głowę.
- Hej. - Rzuciła cicho. Bez radości w głosie ale i bez smutku.
- Hej. - Odpowiedział równie cicho i niejednoznacznie. - Długo nie śpisz? - Usiadł na wolnym miejscu, plecami do okna, od razu czując chłodny powiew na karku. Poczekał aż wypuści dym z płuc i poda mu żarzącego się papierosa. Nie doczekawszy się odpowiedzi rzucił:
- Myślałem, że rzuciłaś.
- Bo rzuciłam. - Na jej wargach zagościł lekki uśmiech. - Palę tylko w stresowych sytuacjach, kiedy muszę podjąć jakąś ważną decyzję. - Uśmiech zniknął równie szybko jak się pojawił. - A odpowiadając na twoje pytanie… W ogóle się nie kładłam. Miałam dużo myśli w głowie, które musiałam sobie uporządkować. Sam wiesz, że to, co się wydarzyło…
Zabrała mu papierosa po czym zaciągnęła się mocno.
- Co zamierzasz zrobić? - Zapytał, zabierając jej resztkę dopalającego się papierosa. Zaciągnął się na tyle ile było to możliwe, by po chwili zgasić go o zakrętkę od słoika.
- Mateusz wraca jutro. To da mi wystarczająco dużo czasu, by wstępnie się spakować. Chcę móc wynieść się na tyle szybko, żeby nie musiał oglądać mnie dłużej niż to konieczne. Muszę mu powiedzieć.
- A co do wczoraj…
- Nie, Alek. - Przerwała mu stanowczo, po raz pierwszy zdradzając emocje. Nie możemy tak żyć. Załóżmy, że zamieszkamy razem, tak jak kiedyś. Po jakim czasie zaczniemy sobie skakać do gardeł przy każdej możliwej okazji? Kiedy zaczniemy znowu zatruwać swoje dusze dla kilku dobrych chwil, które ulecą równie szybko jak ten papieros? To nie będzie szczęśliwe życie. Ani dla ciebie ani dla mnie.
Aleksander nie odpowiedział. Zdał sobie sprawę z tego, że znał odpowiedź jeszcze zanim przekroczył próg tego mieszkania.
- Kocham cię. Tak straszliwie cię kocham. - Powiedziała, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Dlaczego ona musi być taka piękna nawet kiedy płacze? - To musi się skończyć dla naszego wspólnego dobra. My nigdy nic razem nie zbudujemy. Nigdy nie stworzymy domu, w którym zagości ciepło, ale zawsze w jednej chwili będziemy niszczyć wszystko dookoła.
Aleksander nie odpowiadał. Odwrócił się w stronę okna. Obserwował śnieżycę, która paraliżowała miasto, po raz setny zaskoczyła kierowców. Po raz setny zaskoczyła jego. Odwrócił głowę, spoglądając ponownie na 30-łatkę. Przez szparę w oknie wleciał duży płatek śniegu, który wykonując swój ostatni taniec, spadł w końcu na policzek kobiety, by roztopić się i wymieszać z jej zasychającymi już łzami.
- Wyjeżdżam. Wyjeżdżam gdzieś, gdzie nigdy mnie nie znajdziesz, a my nie będziemy w stanie się nawzajem niszczyć.
Aleksander nie odpowiadał. Przez jakiś czas szukał słów, które sprawią, że wszystko jeszcze się jakoś naprawi. Szukał, dopóki nie zrozumiał, że takie słowa nie istnieją.
Siedzieli tak jeszcze przez kilka minut, smagani zimnym wiatrem. Milczący, jak zaklęci w kamień.
————————
7 lat.
Tyle minęło od mojego ostatniego opowiadania. Moja mała obsesja i hiperfiksacja w czasach nastoletnich. Nigdy nie przypuszczałem, że będę w stanie napisać w swoim życiu cokolwiek, a co dopiero opowiadanie erotyczne. Muszę przyznać że powrót do pisania przyszedł mi o wiele łatwiej niż myślałem oraz że bawiłem się o wiele lepiej niż mogłem to sobie wyobrazić.
Jednakże; jeśli jest coś, co wspominam z tamtych czasów najlepiej, będzie to zdecydowanie społeczność. Ludzie, z którymi pisałem i wynosiłem znajomości do życia prywatnego. Jesteście wspaniali. Jeśli ktoś ze starej gwardii lola to czyta, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam. My, dinozaury musimy trzymać się razem! Daj znak życia w komentarzu.
Mam nadzieję, że moje grafomaństwo spodobało się jak największej ilości osób. Jak wiadomo, nie można dogodzić każdemu. Za to każdemu, kto czyta tę zdecydowane przydługą i zbędną notkę, życzę wszystkiego co najlepsze w nowym roku
1 komentarz
Noname
No i mnie zmusił do zalogowania...
Witam serdecznie dawnego bywalca i autora świetnych serii.
Choć osobiście nie uważam się za "dinozaura" (zarówno wiekiem jak i stażem na LoL'u), ponieważ są tu starsi niż ja, to faktycznie jest nas jakby mniej. Nie wiem czy to COVID (tfu, tfu przez lewe ramię), czy może niektórzy po prostu wyrośli już z tego, jednak takie są (przykre i smutne) fakty.
Z tej właśnie przyczyny Twoje (po długiej nieobecności) "objawienie się" jest tak dla oka i duszy miłe.
Za życzenia noworoczne pięknie (i z wzajemnością) dziękuję nadzieję nikłą mając, iż powrót nie na chwilę tylko, a na dłużej nastąpił.
Bywaj Autorze i trzymaj się ciepło.