Wspomnienie. Prolog

Dopalając papierosa patrzę tępo przez okno. Obraz kolejnego deszczowego dnia napawa mnie melancholijnym nastrojem. Przyglądając się ludziom biegnącym do domów by uchronić się przed przemoknięciem przywołuje na moją twarz drwiący uśmieszek.
Po co oni tak uciekają? Przecież z cukru nie są, nie rozpuszczą się.
Ta odruchowa myśl przemknęła przez moją głowę i obudziła we mnie coś, do czego nie chciałam wracać. Fragment życia, który bolał jak drzazga w sercu, nie dawał o sobie zapomnieć.  
Wzdrygając się gaszę ledwo tlącego się papierosa i idę w głąb mieszkania szukając czegoś, co zajmie moje niespokojne myśli.  

Wyczuwając gwałtowniejszy ruch w pomieszczeniu do życia obudziła się moja towarzyszka. Leniwie otwierając oczy przeciągnęła się na kanapie. W mgnieniu oka już była przy mnie, wskakując na oparcie fotela zaczęła wtulać się w moją zziębniętą dłoń. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo zimno jest w pokoju. Rozejrzałam się wokół. W półmroku puste ściany wyglądały przygnębiająco. Nigdy nie przywiązywałam do tego większej uwagi, lecz zawsze starałam się utrzymać poczucie przytulności i ciepła w domu. W domu. Jak można takie zimne miejsce nazwać domem? Cisza wśród czterech ścian, minimalistyczne, zimne meble, praktycznie brak kolorów, a jeśli już jakieś są to stłumione prawie do szczętu. Jak ja. Jak moje życie.

Biorę moją towarzyszkę (nie)doli na ręce, co pobudza w niej odruchowe pomrukiwanie. Jak ja kocham jej ciepło i oddanie, to, że jest. O ile jestem w stanie kochać.
Kotka wyczuła moje przygnębienie i starała się mnie pocieszyć wtulając się we mnie jeszcze bardziej. Jednakże smutek nie chce mnie opuścić, nadal lekko rozbudzone wspomnienia dudnią w mojej głowie i nie dadzą mi wytchnienia.
Zostawiam kota na fotelu a sama odchodzę do okna i odchłani tego ponurego dnia. Szukam na ślepo paczki papierosów, niestety nie ma już żadnego. Wycieczka do sklepu to ostatnie na co mam ochotę, ale pragnienie zapalenia odprężającego dymka przezwycięża niechęć.  
Spoglądam w lustro dla sprawdzenia wyglądu - blada twarz, podkrążone oczy.. To nie to co chciałam zobaczyć, ale mogło być gorzej. Zresztą nie obchodzi mnie co sobie ludzie pomyślą, w końcu gdybym miała się czymś takim przejmować to dawno bym się pocięła.
Wychodząc na ulicę poczułam na sobie krople deszczu, standardowo wyszłam bez parasola.. Bo po co mi on? Przyzwyczaił mnie do tego mój niegdyś ukochany. Znów przyłapuję się na tęsknych spojrzeniach w kierunku, z którego zawsze wracał.  
Przytomnieję i idę po jedyne co jest w stanie mnie odprężyć.  
W sklepie uderza mnie znowu pełne smutku i współczucia spojrzenie ekspedientki. Nienawidzę tego. Nie pozwala zapomnieć nawet na chwilę. Wychodzę ze sklepu i prawie biegnę do domu. Zimnego i pustego.

Jest już wieczór, wiedząc, że dziś nie zrobię już nic produktywnego przygotowuję się do snu. Szybki prysznic, tabletki na sen i do łóżka. Mam nadzieję, że sny będą inne niż do tej pory.  

Czuję, jak powoli spływa na mnie sen, moje ukojenie i moje przekleństwo.  




To początek mojego pierwszego opowiadania, proszę o krytykę, pozdrawiam :-)

Gogolina

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 569 słów i 3259 znaków.

3 komentarze

 
  • Malolata1

    Zgadzam sie z nienasyconą. :)

    16 gru 2015

  • nienasycona

    Zaciekawiłaś mnie. Schludne słownictwo, ale brak przecinków psuje cały efekt. Kliknę tak, ale następny raz, jeśli będzie tak samo, będę za odrzuceniem tekstu. Zdania pozbawione przecinków zatracają sens. To są życzliwe słowa, bo piszesz bardzo ładnie.

    15 gru 2015

  • chaaandelier

    Krótkie, ale czytało się bardzo przyjemnie. Język płynny i bardzo dobry. Rozczulił mnie fragment z kotką, sama jestem ich wielką miłośniczką i za to masz DUŻEGO plusa. ;)

    15 gru 2015