Walter

Lato to dość ciekawa pora roku w życiu młodego człowieka, to właśnie latem przynajmniej według mnie najwięcej robimy i zapamiętujemy. Powstają wspaniałe wspomnienia, które pozwalają nam przetrwać jesień i zimę by wiosną przygotować się na kolejne lato. Sam robię latem naprawdę różne rzeczy. Odpoczywam ale i się bawię. Kiedy kończy się rok szkolny i zaczynają się wakacje uczniowie mają sporo wolnego czasu. Za każdym razem bałem się marnować ogrom takiego czasu, choć i tak uważam że zawsze dało się zrobić więcej. Przeczytać coś albo nauczyć się czegoś nowego, nie koniecznie związanego z edukacją mam na myśli na przykład rysunek czy może poprawić język obcy albo "liznąć” innego niż angielski.

I zaczynam następne lato, rocznica pewnego wydarzenia, które nadal zajmuje mi myśli. Nigdy nie byłem tak negatywnie nastawiony do lata tak jak teraz, zawsze wiązałem z nim pozytywne emocje jednak teraz, teraz się go trochę boję. Mówi się: "Co cię nie zabije to cię wzmocni.”, nie jestem w stanie się z tym zgodzić. Czasem może i się to sprawdza ale poprzednie lato dało mi przeżyć a mimo tego czuję się słabszy, gości we mnie taki niepokój a nawet strach.

Zacząłem grzecznie, mówiąc o porze letniej jak o najlepszej jaką tutaj mamy ale dobrze wiem że nie zaglądasz tu by dowiedzieć się tego co wiesz… Chciałem, w końcu muszę się podzielić z kimś tą historią. Dręczy mnie to że nigdy nikomu o tym nie mówiłem, ciągnę za sobą ten kamień i z każdym krokiem coraz mi ciężej, a przynajmniej się taki wydaje. Może to piach a może to ja słabnę, ale do rzeczy.

Rok temu razem z dwójką przyjaciół: Kubą i Zuzą, postanowiliśmy wspólnie znaleźć pracę na lato, jako że mieszkam w części kraju, w której króluje rolnictwo, braliśmy pod uwagę głównie oferty zrywania owoców i pracy na roli różnego rodzaju. Co roku widać na słupach naszej niewielkiej miejscowości wiele ogłoszeń typu "Szukam pomocy do rwania malin” itp. Więc zadzwoniliśmy na jeden ze znalezionych numerów i odebrał mężczyzna, jego głos był dość niski choć słyszałem o wiele niższe niż jego mimo to Zuza rozmawiała z nim chwilę, pytając się o warunki rwania i inne szczegóły interesujące nas. Najbardziej zainteresowała nas myśl że jego pole znajdowało się najbliżej z wszystkich, tak naprawdę nie musieliśmy nawet jechać, wystarczyło przejść się kawałek lasem. Jako że płaca Waltera wydawała się w porządku, postanowiliśmy że to właśnie on w tym roku da nam pracę. Wszyscy wydawali się zadowoleni że udało nam się wspólnie znaleźć pracę. Tego dnia Kuba spotkał się z Walterem, naszym pracodawcą, by poznać drogę do pola oraz poznać troszkę właśnie naszego pracodawcę. Nazajutrz mieliśmy zaczynać więc wszyscy spotkaliśmy się pod klatką Zuzy, gdyż od niej było najbliżej. Przyszedłem pierwszy gotowy do działania, zadzwoniłem domofonem po Zuzkę i po kilku minutach zeszła na dół, oboje wydawaliśmy się podekscytowani możliwością zarobku mimo to nadal czekaliśmy na Kubę, który się jeszcze nie zjawił. To było dość nietypowe zachowanie Kuby, gdyż to on zazwyczaj na wszystkich czekał. Rozmawiając czekaliśmy i narzekaliśmy na Kubę, po jakichś pięciu minutach Kuba dotarł pod klatkę Zuzy i wyruszyliśmy w stronę lasu by dostać się na pole Waltera. Idąc rozmawiałem z Zuską a Kuba trzymał się z przodu, przewodził naszej trójce ale tamtego dnia jakoś nie był bardzo rozmowny. Sądziłem że po prostu jest zaspany i musimy poczekać aż jego mózg powróci do normalnego trybu działania. Po jakiś dwudziestu może trzydziestu minutach marszu udało nam się dotrzeć na miejsce. Polna droga oddzielała pole od budynków, w których prawdopodobnie mieszkał i pracował Walter. Byliśmy na miejscu około szóstej rano, Walter stał na swojej posesji pod jednym z budynków wycierając ręce. Po chwili odwrócił i pomachał w naszą stronę więc ruszyliśmy by się z nim przywitać. Po chwili rozmowy Walter zaprosił nas do jego domu na śniadanie, wydawał się bardzo miłym i troskliwym staruszkiem. Był dość niski, miał lekki ale mocno biały zarost, oraz niewiele już równie białych włosów, nosił okulary o bardzo grubych szkłach i jasnobrązowych oprawkach. Z jego twarzy nigdy nie znikał uśmiech, choć wydawał się człowiekiem pracy, człowiekiem, który codziennie pracuję w pocie czoła niezależnie od pogody. Po śniadaniu ruszyliśmy w maliny i zaczęliśmy pracować. Dzień dłużył się, było bardzo gorąco ale mimo to nie poddawałem się i starałem się uzbierać tyle owoców ile tylko jestem w stanie, ale nawet ten długi i upalny dzień dobiegał końca. Na koniec pracy pomogliśmy jeszcze ze skrzynkami Walterowi, więc Kuba został by zapisać nasze "osiągnięcia” i powiedzieć o tym Walterowi, kazał nam wracać i na niego nie czekać. Ważenia i liczenia było troszkę, ale zgodziliśmy się w końcu do pomocy był tam jeszcze Walter. Następnego dnia mieliśmy dzień przerwy ze względu na to że mieliśmy pracować co drugi dzień. Postanowiłem więc wyskoczyć z Zuzką i Kubą na zewnątrz gdzieś się przejść pogadać czy cokolwiek, jak to przyjaciele. Mimo to nie mogliśmy skontaktować się z Kubą, ale na szczęście był on w domu. Zachowywał się dziwnie, wydawało mi się że bardzo zależało mu żebyśmy dali mu spokój ale próbował to bardzo ukryć przed nami. Wtedy sądziłem że po prostu odbiło mu jak czasem, miał takie napady gdy chciał być sam, daliśmy mu spokój. Następnego dnia wpadłem po Zuzkę i czekaliśmy na Kubę, po piętnastu minutach czekania, oboje byliśmy już mocno zdenerwowani na tego kretyna, okazało się że po tych piętnastu minutach napisał mi smsa że on jest już na farmie Waltera. Mocno mnie to zdenerwowało że nie kontaktował się z nami wcześniej ale Zuzka stwierdziła żebym się tym nie przejmował i zajął się trafieniem na farmę, wydawało mi się że Zuzka ma już dość naszego Kubusia. Spacer zajął nam dwadzieścia minut i znaleźliśmy się na miejscu, aczkolwiek droga dziś wydawała się dłużyć mimo tego że było to tylko dwadzieścia minut. Czas jakby się zatrzymał, zastanawiałem się wtedy nad swoim życiem, nad wszystkim co robiłem oraz nad przyjaciółmi. Rzadko zdarza mi się siąść i zastanowić się nad tym ale w trakcie tego spacerku właśnie to zajęło moją głowę pewnie była ku temu przyczyna, kiedy do tego wracam możliwe że czułem co się stanie ale starałem się odsunąć to na bok, zapomnieć, ignorowałem ostrzeżenia przeczuć, w końcu była to tylko praca na lato cóż takiego mogło się stać?

Dotarliśmy na farmę Waltera, który spostrzegł nas kiedy podeszliśmy pod bramę i z uśmiechem powitał nas, zapytał wtedy czy chcemy się przyłączyć do śniadania, muszę przyznać że przegapiłem śniadanie i przemyślenia w drodze do pracy sprowadziły głód. Bez zastanowienia zgodziłem się mimo Zuzki, która patrzyła na mnie jakby chciała mnie uderzyć. Prawdopodobnie chciała grzecznie podziękować jak grzeczna dziewczynka, którą jest jednak ją uprzedziłem. Przeszliśmy przez ganek, na którym siedział sobie Kuba, przywiał się z nami. Wydawał się jakiś nie swój, jego spojrzenie było puste, patrzył na mnie, patrzył mi w oczy a mimo tego wydawało się jakby obserwował farmę czy otaczające nas pola a nie faktyczni przyglądał się mi. Weszliśmy do przedpokoju, który swoją drogą wyglądał bardzo ładnie, na ścianach wisiała masa obrazów. Poczułem się jak w muzeum albo wystawie sztuki, wszystko wydawało się sterylnie czyste i wydawało się takie nieprawdziwe bardzo mocno kontrastowało wnętrze jego domu z tym co zastaliśmy na zewnątrz. Przeszliśmy przez tą "wystawę” i znaleźliśmy się w kuchni. Usiedliśmy przy stole otoczonym przez cztery stołki, które zajęliśmy. Walter wszedł ostatni i stanął w progu kuchni oparty o futrynę, ruchem ręki wskazał nam talerz kanapek, który znajdował się na blacie zaraz za mną. Chwyciłem za talerz i położyłem go na stole, Kuba od razu stwierdził że nie jest głodny, Zuza z grzeczności chwyciła jedną kanapkę, spojrzała na nią i ugryzła. Sam momentalnie po odłożeniu talerza na stół złapałem kanapkę i wziąłem dość sporego gryza. Obróciłem się jeszcze w stronę blatu by spojrzeć co się na nim znajduję w trakcie zjadania kanapki. Na blacie nie znajdowało się nic ciekawego, sól, kilka kubków, jedna szklanka i opakowanie margaryny, które było otwarte a pokrywka leżała zaraz obok, zdziwiło mnie to że na pokrywce znajdował się kurz, a przynajmniej coś co wyglądało jak kurz. Wróciłem wzrokiem nad kanapki, skoczyłem okiem na twarz Kuby i zauważyłem drobny uśmiech, ledwie dostrzegalny. Spojrzałem na Zuzę, skończyła kanapkę i podziękowała Walterowi i w tym momencie spróbowała wstać przewracając się, przestraszyło mnie to, zalał mnie pot, mój wzrok zaczął tracić na ostrości, spróbowałem wstać po czym upadłem. Ostatnią rzeczą jaką zdążyłem zobaczyć był pełny i ciepły uśmiech na ustach Waltera.
Przebudziłem się jeszcze z zamkniętymi powiekami, otwierałem je powoli. Wtedy sądziłem że będzie to mój koniec. Leżałem na ziemi, oparty o drewnianą skrzynkę, w komórce było niewiele światła, głównym jego źródłem była niewielka dziurka w drzwiach, która wprowadzała niewielki strumień światła, który przecinał ciemność. Dzięki temu strumieniowi zauważyłem Kubę klęczącego nad jakimś sporym workiem. Powoli zacząłem zbierać się do kupy i podnosić z ziemi, cały czas obserwując Kubę, który klęczał nad workiem z głową skierowaną w górę. Nie poruszał się, na jego twarzy widniał ogromny uśmiech, jego oczy były pełne obłędu. Przeraził mnie ten widok worek, nad którym klęczał był przesączony czymś w niektórych miejscach, płyn tworzył na nim łaty lekko widoczne przy tak niewielkim świetle. Podniosłem się i stanąłem na nogach, krzyknąłem: "Co to ma do cholery znaczyć? O co chodzi? Co zrobiłeś?”, w tym momencie Kuba odwrócił głowę w moją stronę nie zmieniając wyrazu twarzy i powoli podnosił się z klęczków. Naglę otworzyły się drzwi komórki, stał w nich Walter i rzucił się w stronę Kuby, złapał go za szyję i uniósł nad siebie, mimo tego że Walter był w okolicach sześćdziesiątki, nie brakowało mu zwinności, wydawał się być wtedy nad człowiekiem. Zacząłem krzyczeć, drzeć się tak głośno jak mogłem by wypuścił mojego przyjaciela, ruszyłem w jego kierunku jednak szybko upadłem. Środek, który wydawał się kurzem na pokrywce masła nadal działał i nie czułem go po przebudzeniu ale mimo to byłem strasznie słaby i nie mogłem nic zrobić. Widziałem jak klatka piersiowa Kuby przestaje się podnosić i opadać, jego ogromny uśmiech nie zszedł mu z twarzy. Zaczął się krztusić i dławić a mimo tego nie próbował walczyć. Wisiał w powietrzu duszony przez Waltera, aż jego ciało uderzyło o ziemię z łomotem, gdy Walter wyrzucił go w moim kierunku. Adrenalina nie dała mi odczuć strachu, krzyczałem w stronę Waltera: "Gdzie jest Zuza? Dlaczego go zabiłeś skurwysynu!” Wtedy Walter spojrzał na dłonie po czym skierował swoją uśmiechniętą i ciepłą twarz w moim kierunki mówiąc: "Cała wasza trójka znajduję się w tej komórce.”, kończąc to zdanie złapał za worek i uniósł go w powietrze. Z worka "wylało się” ciało Zuzy, na jej twarzy nadal widziałem grymas bólu. Jej ciało miało wszędzie krew, na całej powierzchni, wszędzie widniał czerwony płyn, który w niektórych miejscach już czarniał. Brakowało jej lewego oka oraz lewej dłoni, może nadal były w worku. Nie wiem… "Dlaczego im to zrobiłeś?” – z drżeniem w głosie zapytałem tego potwora, "Z dwóch ciał tylko jedno wyprodukowałem ja, Kuba był dobrym chłopakiem, umiał dochować tajemnicy i najwidoczniej był podobny do mnie, ale to ja byłem lepszy.” – Odpowiedział. Nie wiedziałem co się dzieje, moje myśli wirowały, adrenalina najwyraźniej się skończyła, poczułem zapach śmierci, zwymiotowałem. "Zabij mnie, nie daj im czekać na mnie.” Powiedziałem, gdy nadziei już dawno nie było. Walter odpowiedział mi: "Co do ciebie mam jeszcze plan…”, kończąc zdanie wyszedł z komórki zamykając drzwi, światło padało na twarz Zuzy, bez gałki ocznej, wyglądała jakby nadal walczyła, nasz psychopata leżał na ziemi zaraz obok mnie, na jego twarzy nie zmieniony szeroki uśmiech. Mówi się że nadzieja umiera ostatnia, dla mnie nadziei nie było już dawno, jedyne co we mnie pozostało to gniew, który nasilał się coraz bardziej. Był to gniew, którego nigdy nie czułem. Chciałem zemsty to było jedyna rzecz, która nie dała mi się poddać. Mimo tego że mój organizm pracował bardzo słabo przez "masło” Waltera, ślizgając się na brzuchu zbliżyłem się do ciała Kuby. Podniosłem dłoń w powietrze i uderzyłem go w twarz, raz, dwa, trzy-dzieści parę razy po czym położyłem się na plecach i w zmęczeniu chciałem usnąć i budzić się. To musiał być koszmar, coś takiego nie dzieje się naprawdę, tacy ludzie nie istnieją. Straciłem przytomność, gdy ponownie się ocknąłem nie było już komórki ani ciał. Siedziałem na krześle bujanym na ganku, zmierzch… Nie wiem ile godzin minęło od momentu gdy wyszedłem z domu ale czułem się jakby nie było mnie tam sześć miesięcy. Walter stał na schodach ganka i przyglądał się zachodzącemu za drzewa słońcu. Nadal wyglądał na zwyczajnego, przyjaźnie nastawionego dziadka. Czułem się lepiej wydawało mi się że jestem w stanie wstać, spróbowałem i myliłem się. Mój upadek zwrócił uwagę starca. Nie chciałem go wtedy słuchać, ale zdradził mi co zrobił i dlaczego. Wydawało mu się że stanie się kimś lub czymś, jego chore sny kazały mu stać się "nadmordercą”, jego zadaniem było zabić, zabić i zabić, ale trzy specyficzne cele. Miał zabić po prostu, kogoś niewinnego i spożyć jego krew, miał zabić mordercę, więc stworzył sobie jednego. Tak naprawdę Kuba nigdy go nie znalazł, to Walter znalazł Kubę i zrobił z niego rozpruwacza, to Waler nas tutaj zwabił, to za jego sprawą zginęła Zuza, więc dlaczego jestem równie zły na niego co i na Kubę, a ostatnim celem był on sam. Miało go to utwardzić w morderstwie i uczynić nieśmiertelnym. Przynajmniej tak twierdził. Chęć zemsty nie dała mi się poddać, czołgałem się w jego kierunku, on tylko stał i uśmiechał się swoim "ciepłym” uśmiechem. Kiedy zbliżyłem się na odległość dziesięciu centymetrów od jego nogi, nadepnął mi na rękę. Poczułem ból i łamane kości, nie zabrał nogi tylko powoli zniżał się bym mógł go spostrzec, stwierdził że nie pokrzyżuję już jego planu, zaszedł za daleko w swojej psychozie, wierzył w to że jego serce się zatrzyma po czym wróci do bicia. Zabrał but z mojej dłoni, w tym momencie cofnąłem ją, ból cały czas mi towarzyszył. Połamanie mi lewej dłoni było jego błędem, zastrzyk adrenaliny, której zapewne nie zostało już za wiele poderwał mnie na równe nogi, złapałem krzesło bujane i rzuciłem w stronę tego potwora, on nie spodziewał się tego. Impet i zdziwienie powaliło go, wskoczyłem na niego zacząłem bić, szarpać, drapać i w końcu dusić. Złapałem za jego szyję, jego oczy kłamały, błagały o litość. Nie dopuściłem bym po ziemi kroczył nieśmiertelny Walter, ale czy na pewno by taki się stał, może nie, może tak, tego nigdy się już nie dowiem, aczkolwiek chciałbym by wstał żebym mógł go zabić. Spędziłem na farmie jeszcze kilka godzin, do momentu aż mogłem wstać. Wróciłem do domu, wezwałem służby wskazałem miejsca, nie postawiono mi żadnych zarzutów. Spędziłem rok na terapii, nie sądzę żeby mi ona pomogła. Nadal widzę ten pieprzony uśmiech, nadal czuje gniew, nadal chcę zabijać…

indiwibarcih

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 3006 słów i 16374 znaków, zaktualizował 23 lip 2015.

5 komentarzy

 
  • zalukaj1111

    Super :) opowiadanko na Niedziele heh

    29 lis 2015

  • Zaciekawiona

    Minął miesiąc od ostatniego opowiadania, mam nadzieje że żadna z historii które opisujesz Ci się nie przydarzyła i będziesz tworzył nadal. :jem:

    24 wrz 2015

  • indiwibarcih

    @Zaciekawiona Żyję.

    13 lis 2015

  • LittleScarlet

    To jest bardzo dobre!

    23 lip 2015

  • nienasycona

    Jak zawsze super, ale popraw proszę- kurz, nie "kusz":)

    23 lip 2015

  • Lilith

    Jak się cieszę, że odwidziała mi się praca na plantacji w te wakacje  :eek:

    23 lip 2015