"Szczęście przemija nieubłaganie..." >> Prolog

Gdzieś tam, w pewnym zakątku świata miało miejsce najpiękniejsze wydarzenie w ich życiu, byli tak bardzo szczęśliwi. Kochali się i cieszyli z każdej chwili razem spędzonej. Ślub to przypieczętował, związał ich węzłem małżeńskim na całe życie. Mimo, że byli bardzo młodzi i głupi, nie żałowali ani na chwilę tej decyzji. Nigdy im nie przeszło przez myśl, że stanie się coś złego. Po prostu czerpali z życia garściami, tak aby niczego nie żałować, żyli na 102! Przecież na tym polega życie - aby żyć i wykorzystać je jak najlepiej, tak, aby w ostatnich chwilach móc się szczerze uśmiechnąć od ucha do ucha i powiedzieć sobie: "Dobra robota!"...

Kto mógł się spodziewać, że to szczęście, które zdawało się nie mieć końca... Kto mógł się spodziewać, że pewnego dnia wszystko nagle zostanie zaprzepaszczone. Ich życie, teraźniejszość, przyszłość, marzenia, plany... Wszystko jednego dnia legło w gruzach, nagle, bez żadnego znaku, niczym kula przeszywająca pierś... Jeszcze, choć jeszcze kilka lat, tylko kilka lat. Tylko trochę, wszystko było już tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Ten dzień nadszedł zbyt szybko, dopiero co ułożyli sobie życie, dopiero co planowali wspólną przyszłość, chcieli założyć rodzinę, mieć piękny dom, zwierzęta i pieniądze, by mogli to utrzymać i dać dzieciom przyszłość. Cały świat nagle się zawalił! Ich życie wywróciło się do góry nogami, zamiast szczęścia i marzeń, żyli tylko złudną nadzieją, strachem i goryczą. Każdego dnia, bez chwili wytchnienia walczyli z przeznaczeniem, mocno ściskając w dłoniach to, co im zostało - nadzieję, że wygrają oraz miłość. Nie dopuszczali do siebie złych myśli, jednak codziennie coś powoli się w nich wykruszało.

"Przykro mi to mówić, ale... Badania wykazały, że choruje Pani na już nieuleczalną chorobę. Ma pani nowotwór złośliwy prawej piersi z silnymi przerzutami na płuca i serce... Niestety, ale zostały Pani jedynie trzy miesiące życia."

Słowa lekarza codziennie dźwięczały w ich głowach, nie pozwalając na nic, nawet na myślenie o czymś innym. Choroba nieubłaganie postępowała, coraz boleśniejsza i coraz szybsza. Ostateczna godzina zbliżała się z każdym przesunięciem wskazówki. Oboje bali się patrzeć na zegar, bo wiedzieli, że on tylko odlicza czas... czas którego ubywa i ubywa. Nie mogli przecież zatrzymać bądź zniszczyć go. Cały czas mięli ochotę rzucić nim o ścianę, podłogę, cokolwiek. Rozbić na minimalne kawałeczki i nie pozwolić płynąć dalej. Ale przecież czasu nie zatrzymają! Przecież zegar nie kontroluje czasu! Nie sprawia, że zatrzyma się, kiedy zechcesz! Przesuniesz wskazówkę do tyłu, ale zegar to tylko zegar! Nie cofniesz tym czasu, ostateczna godzina i tak nadejdzie! Choćbyś nie wiem, jak bardzo chciał, pragnął... Choćbyś nie wiem ile błagał, nawet na kolanach, bijąc głową o ziemię... Choćbyś nie wiem ile krzyczał, płakał, miotał się, on nigdy Cię nie wysłucha!

Krzyczysz, płaczesz, błagasz... ale co z tego...? Jesteśmy tylko ludźmi, nie władamy czasem. Jesteśmy potworami, zawładnęliśmy nad niemal całym światem. Jesteśmy lepsi od niemal wszystkiego... Więc dlaczego nie możemy nic poradzić, kiedy wali nam się świat?! Dlaczego możemy tylko bezsilnie patrzeć, jak przegrywamy?! Czy naprawdę... Jesteśmy tacy słabi...?

Robisz wszystko, aby wygrać, aby być szczęśliwym, aby tylko żyć tak, by niczego nigdy nie żałować! Przecież ty tylko chcesz kochać i być kochanym...

TaZjaponczala3

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 633 słów i 3647 znaków, zaktualizowała 5 sie 2017.

Dodaj komentarz