Druga część opowiadania "Anastazy"
Unoszę kieliszek do ust. Wypijam jego zawartość z teatralnym skrzywieniem. Chłopak obok mnie podaję mi od razu drugi. Wypijam. Gdybym tego nie zrobił byłoby to podejrzane. Przyjmuje podana mi puszkę coli i popijam alkohol. Głośna muzyka, krzyki podpitych ludzi.
Nagle czuję ręce na tali. Nie reaguje. Wiem kto to. Drobna brunetka staje na przeciwko mnie. Jej ręce obłapiaja moje ciało, a ja jej na to pozwalam. Zaczynamy sie calowac. Ona jest pijana, ja teoretycznie też.
Obserwator z boku widzi dwoje pijanych młodych ludzi obmacujacych się w clubie. Nic podejrzanego...
- Może przyjedziesz do mnie?- mruczy do mojego ucha.
- Ej kochasie kolejeczka!- krzyk. Unoszę głowę.
- Jej juz wystarczy... - mówię otaczając brunetke opiekuńczo ramieniem. - odstawie ją do domu...
Slysze śmiechy Jej przyjaciół. Teoretycznie to też moi przyjaciele. Wychodzimy z clubu. Ona się zatacza, więc podtrzymuje ją. Gdy tylko opuszczamy lokal koło nas pojawia się wyrośnięty koksu , Jej ochroniarz.
- On jedzie z nami!- wykrzykuje i nie wiedzieć czemu zaczyna chichotać. Obserwuje ochroniarza. Przewraca oczami, uśmiecham się przepraszająco. Zna mnie... Wie, że nie jestem dla niej zagrożeniem. W końcu jestem Jej chłopakiem!
Wsadzam ja do auta, a gdy kierowca rusza Ona zaczyna mnie calowac. Odwzajemniam Jej pocałunki. Dwoje dzieciaków obmacujacych się na tylnej kanapie. Nic dziwnego. Ochroniarz ignoruje nas i o to chodzi.
Kierowca zatrzymuje się pod rezydencja jej rodziców. Dalej się całujemy. Po omacku wysiadamy i biorę ją na ręce. Ochrona nie komentuje, ale nie umykają mi ich spojrzenia. Zanoszę ją do pokoju. Kładę do łóżka. Jest pijana... bardzo pijana.
- Prześpij się...- mrucze, całując jej czoło. Tak by zrobił troskliwy chłopak. Przytulam ją i czekam, aż będę miał pewność, że już się nie przebudzi.
Dziesięć minut później jestem już w gabinecie jej ojca. Za pomocą mikronosnika zgrywam całą zawartość jego komputera. Trwa to zdecydowanie za długo, ale cierpliwie czekam. Po to tu jestem. Gdy dane są zgrane wychodzę po cichu z domu. Nikogo nie dziwi moje nocne odwiedziny. Takie sytuacja miały już kilka razy miejsce, ale pierwszy raz to ja dostałem to po co od początku tu jestem.
W wynajmowanym apartamencie wrzucam zgrane pliki to "zaszyfrowanej chmury", a mikronosnik niszcze i spłukuje w toalecie. Z niecierpliwiony czekam na odpowiedź czy kończymy misje. Nie lubię takich akcji. Stabilnym, bez cienia adrenaliny. Są trudniejsze, bo wymagają wzbudzenia zaufania w ofiarach. Muszą uznać mnie za swojego, nim pozwolą sobie na opuszczenie zabezpieczeń, które ja chętnie wykorzystam. Opierają się głównie na czekaniu, a ja nie lubię siedzieć bezczynnie.
Idę pod prysznic. Przyjemnie ciepła woda obmywa moje ciało. Gdy ubieram czyste ciuchy telefon informuje mnie o nowej wiadomości.
" Czas wracać do domu"
Koniec misji...
Mam nie całą godzinę na wyczyszczenie mieszkania i wyjechanie z miasta.
W końcu. Myślę z ulga...
Pędzę autostradą. Misja zakończona. Teraz muszę zaszyć się w bezpiecznym miejscu i czekać na kolejny przydział. Nigdy nie wiem jak długo przyjdzie mi czekać. Nie lubię tych przerw, ale On uważa że są konieczne. Stary piernik...
Po 4 godzinach jazdy mój telefon obwieszcza nowa wiadomość. Otwieram ja z zaciekawieniem. Wiadomość zawiera dane współrzędne. Nowa misja. Dziwne...
Wbijam współrzędne w nawigację, która informuje, że do celu dojadę za 16 godzin.
Nic nie mogę poradzić na dreszcz ekscytacji. Czuję w kościach, że szykuje się coś ciekawe.
Po piętnastu godzinach jazdy i 3 postojach w trakcie których zmieniałem auta, docieram do celu. Jestem w innym kraju, ale dla mnie to nie ma większego znaczenia. Parkuje auto na podziemnym parkingu.
" Czarny Sprinter" - krótka wiadomość.
Szybko lokalizuje wskazane auto. Dwa uderzenia w tylna klapę. Drzwi się otwierają. Metaliczne oczy mierzął mnie od góry do dołu. Odsuwa się i wsiadam do auta. Nim zdążę wygodnie się rozsiąść, auto rusza. Podaje mi teczkę z dokumentami. Moja ciekawość jest coraz większa.
Pochłoniam podane mi akta jak dziecko czekoladę. Z każda kolejna strona jestem coraz bardziej podekscytowany.
Jest jedno, ale...
- Nie biorę tego... - Mówię to gdy czytam ostatnią stronę. On z ciekawością mi się przygląda. Zna mnie na tyle, aby wiedziec, ze opis misji mnie zaintryguje.
- To nie jest koncert życzeń...
- Nie będę po nich sprzątał- odpowiadam ignorując jego ton
- To nie Ty podejmujesz takie decyzję.
- A ty nie możesz mnie do tego zmusić.
- Nie chce Cie zmuszać... Proszę Cię o pomoc...
Szach mat...
Mierzymy się przez chwilę wzrokiem. Dwaj wrogowie grający do jednej bramki.
Z ciężkim sercem biorę dokumenty i czytam je jeszcze raz. Tym razem kodując w głowie każde zdanie.
Dodaj komentarz