Candor

CandorUKŁAD GWIEZDNY ALASKON 2.5.0. PRZESTRZEŃ POROZUMIENIA PÓŁNOCNOAMERYKAŃSKIEGO.

Zimna przestrzeń oblewała statek jednego z konwojów humanitarnych lecących na Alaskona, którego dwa dni temu spowił potężny wiatr słoneczny. Dwadzieścia milionów ludzi uwięzionych zostało na tropikalnej planecie bez dostępu do technologii, która na młodej jeszcze kolonii nie została dostatecznie zabezpieczona. Jeden z okrętów małej floty statków niosących pomoc oddalił się z kursu wychodząc z podprzestrzeni w niedalekiej odległości od krawędzi układu. Niewielka fregata należąca do Kanadyjczyków zatrzymała się w nicości pogrążona w chaosie awarii układów sterowniczych.

– Zróbcie diagnostykę systemu, chcę wiedzieć, co się stało. – Stanowczy głos kapitana postawił do pionu trzech nawigatorów, którzy odpowiadając jedynie „Tak jest.” wybiegli z mostka i zniknęli za białymi drzwiami. Wysoki mężczyzna wydający rozkazy na tej jednostce szybko zeskoczył ze swojego fotela i ruszył do jednej z konsol. Personel na całym okręcie, zaskoczony nagłym urwaniem się ciągłości strumienia, stawił się na swoich posterunkach. Brązowe mundury Kanadyjskich funkcjonariuszy floty migały po korytarzach zagęszczając atmosferę, nie tylko fizycznie.

– Nowy statek! Dwa lata! Już problemy! – Na mostek wbiegła główna inżynier krzycząc jakby do siebie i wymachując resztką przewodów polaronowych. Jej ciasno spięte włosy wyrwały się w pędzie spod upięcia i zakrywały lekko czoło zaciągnięte zimną miną zmęczenia.

– Sierżancie Wrońska, ta pretensja w głosie? Mam rozumieć, że to moja wina? – Kapitan obrócił się w stronę kobiety z nieznośną miną irytacji. Jego głos jak zwykle był szorstki i nie pozostawiał niczego, co mogłoby ujść za nieprofesjonalne.

– Ja nie wydawałam rozkazu najwyższej prędkości, pan wydał… Panie kapitanie. – Głos blondwłosej kobiety po trzydziestce odpowiadał tym samym tonem, jaki użył mężczyzna.

– To nowy okręt, nie było możliwości…

– Jak widać była. – Inżynier wyciągnęła rękę z przewodami w stronę kapitana przerywając mu. – Kapitanie Wroński.

Nie ważne jak bardzo byli profesjonalni, ich podejście zawsze pokazywało, że zbieg nazwisk nie jest przypadkowy. Adam Wroński, mąż głównej inżynier CSS Yukon był kapitanem tego statku od niedawna. Dwójka mimo oskarżeń o manipulacje i wpływanie na przebieg rekrutacji zawsze lądowała na tym samym okręcie. Oboje niegdyś służyli w Flocie Operacyjnej Międzymorza, ale od roku zgodnie z rotacją stanowisk zostali przydzieleni przez ONZ do floty kanadyjskiej. Na początku decyzja wydawała się dla nich krzywdząca. Flota północnoamerykańska specjalizowała się w eksploracji kosmosu i długoletnich misjach, podczas gdy międzymorska funkcjonowała raczej, jako siły specjalne. Pozostawienie ich siedemnastoletniego syna i córki starszej o rok na Candorze, ich rodzinnej planecie, zdawało się dla nich niepotrzebne, ale wspólnie uznali, że są na tyle dorośli by radzić sobie samym.

– Kapitanie? – Sternik z przerażonym wzrokiem odwrócił się do Adama przerywając jego kłótnię na i tak już rozkrzyczanym mostku. – Alert zbliżeniowy. Nierozpoznany statek. Wektor podejścia… prosto na nas.

Kapitan odwrócił się i z wyrazem niepokoju, usiadł na swoim fotelu wydając rozkaz przybliżenia obrazu. Na wielkim ekranie, który zastąpił panoramiczną szybę mostka pojawił się powiększony obraz małego okrętu.

– Wywołaj. – Krótka komenda pobudziła sternika do działania.

– Tutaj CSS Yukon, zidentyfikuj się. – Dwudziestoletni, świeżo upieczony kadet wykonał polecenie, łącząc się ze statkiem. Jego komendy pozostały bez odzewu. Chłopak powtórzył słowa, lecz na łączu pozostawała cisza.

– Defkon 5*, podnieście osłony! – Kapitan podniósł glos. Na statku zapaliły się ciemnoczerwone światła.

– Tutaj Kapitan Adam Wroński. Okręt Północnoamerykańskiej Floty Kosmicznej. Wspólnota Kolonii Ziemskich. Wyłącz napęd i przygotuj się do abordażu. –  Brązowowłosy mężczyzna oparł łokcie o fotel i czekał na odezw. Przekaz na monitorze tak samo jak i w słuchawce w uchu pozostawał niemy. – Ewa, wracaj do maszynowni, zrób wszystko, co możesz. Musimy mieć silniki. – Zwrócił się do blondynki, która umilkła na chwilę patrząc tępo na monitor.

Główna inżynier nie pytała o nic i ulotniła się z mostka. Kapitan jeszcze raz powtórzył wezwanie. Na mostku zapadła cisza. Uwaga wszystkich zwróciła się ku nieznanemu obiektowi.

– Statek akceleruje. Brak znaku odpowiedzi. Nadal nie możemy niczego zidentyfikować. – Sternik z desperacją w ruchach próbował wszystkiego, maszynownia nadal nie dawała odpowiedzi.

– Status broni! – Krzyknął kapitan.

– Sir, to statek transportowy nie mamy za wiele. Polarony, ze trzy, może więcej. – Dwaj nawigatorzy wrócili właśnie na mostek. – Maszynownia dalej nie odpowiada.

– Załadować torpedy polaronowe, namierzyć na źródło napędu obiektu, unieszkodliwić. – Wroński wstał i zbliżył się o ekranu. Mimo że czujniki nie mogły namierzyć i zidentyfikować statku dokładnie, kapitan zdawał się wiedzieć, z czym mają do czynienia. Kiedy fregata zbliżyła się do nieznanego obiektu na dwadzieścia kilometrów Adam spojrzał w pustkę z niedowierzaniem. Jego mina z profesjonalnego oblicza zmieniła się w to, jakie znała jedynie jego żona.

– Ewa, to oni. – Adam połączył się z główną inżynier komunikatorem, który każdy z nich nosił za uchem. – Znaleźli nas. – Kapitan wyszedł z mostka zostawiając hałas za sobą. Potem zaczął biec. Białe ściany korytarza zabarwione czerwienią odbijającą się od podłogi prowadziły go prosto do żony.

– Nie mogli. Zmieniliśmy kurs dwa razy, informacje były zakodowane. – Wroński dosłyszał w głosie Ewy to samo, co czuł teraz – strach.

– To oni, poznałem oznaczenia…

– Może się pomyliłeś!

– Nie! To oni! Idę do ciebie! – Kapitan wbiegł do turbowindy i zniknął za jej drzwiami.

– Tutaj kapitan. – Adam stał w windzie czekając aż dotrze do celu jego oddech stawał się coraz cięższy. – Rozkaz 202. Opuścić statek. – Kiedy jego słowa dotarły do wszystkich załogantów niezidentyfikowany obiekt znalazł się na tyle blisko by rozpocząć to, czego obawiał się Adam.

– Niezidentyfikowany statek to okręt kamikadze. Akceleruje i nie przestanie. Nasze układy sterownicze nie działają. Jak sadzę torpedy też nie dały efektu. – Głowna inżynier dawała rozkazy swojemu asystentowi. Na hali maszynowni rozległ się donośny głos załogowej syreny ogłaszającej ewakuację. Kobieta rozejrzała się dookoła, chowając twarz w dłoniach zapomniała o rozkazach i rzuciła się w głąb maszynowni.

Yukon wystrzelił torpedy, ale te jedynie wypaliły się w osłonach statku wroga. Mała fregata zaczęła wystrzeliwać pierwsze kapsuły ratunkowe. Sygnał sos uleciał w przestrzeń do pobliskiego Alaskonu, krzycząc o pomoc. Kamikadze nabierał prędkości. Kolejne torpedy uderzały w mały statek bez efektu. W końcu i one się skończyły.

Do maszynowni wbiegł kapitan. Kiedy tylko zobaczył swoją żonę oboje skierowali się do arsenału, gdzie za wielkimi pancernymi drzwiami czekała na nich przesyłka, którą mieli dostarczyć na Alaskon. Po rozpoznaniu sylwetki i genomu kapitana drzwi otworzyły się, a dwójka zniknęła w środku. Statek powoli pustoszał. Na mostku pozostawała załoga koordynująca ewakuację.

– Która to… – Ewa nie skończyła. Jedna z torped wystrzelona przez kamikadze uderzyła w kadłub. Dwójka z hukiem poleciała na ścianę ciężko rozbijając się o metalową powietrznię. – Która to!

– A345BQ, to tamta. – Adam pokazał palcem na jedną z waliz upchniętą w kącie małego pomieszczenia. Mężczyzna odepchnął się od ściany i ciężkim krokiem podszedł do obiektu, który jego żona zdążyła już złapać. Trzeszczący metal poszycia uderzał w uszy dwójki mówiąc im, że nie mają już czasu.

Kolejny wybuch rozerwał statek na dwie części. Biały szum rozległ się w słuchawkach dwójki w maszynowni. Mostek został zniszczony. Oboje spojrzeli na siebie i bez słowa, bez wahania otworzyli walizkę. W jej środku znajdowały się pliki nośników pamięci. Plastikowe karty ułożone rzędami w czarnej gąbce.

– Dobra, odsuń się. – Ewa machnęła ręką na swojego męża, a ten ustąpił jej miejsca cofając się dwa kroki w tył. Statek dryfował w przestrzeni, smagany pociskami. Na jego środku ryczała wielka dziura wysysająca ostatnie atomy atmosfery w pustkę.

Ewa wyciągnęła rękę przed siebie i zrobiła to, za co ściga ich ten okręt. Z jej ręki wydobyła się nikła, ale widzialna fala soniczna. Fala, która uderzyła w plastik i stopiła go w kilka sekund, niszcząc wszystkie informacje w zawarte w nośnikach. Jej oczy przeobraziły się w coś okropnego. Głuchy szczęk stali i pukających warstw był szaleńczym śpiewem, krzykiem umierającego statku.

Ostatni huk rozerwał Yukon. Kamikadze uderzył w niego z całą mocą uwalniając ogromną energię.

– Ewa… – Kapitan wydał z siebie ostatni dźwięk. Drzwi zbrojowni wydarte zostały przez próżnię. Kobieta wypchnięta przez różnice ciśnień zdążyła jedynie spojrzeć na swojego męża. Zimno przestrzeni wdarło się na ich skórę. Powietrze uleciało z ich płuc, a oczy oblała mętna powłoka bólu. Ich ostatnią myślą jednak, była satysfakcja. Kobieta ostatnią uncją energii podniosła kąciki swoich ust, a Adam oddał ten gest powoli tracąc przytomność.

Bezwładne ciała zniknęły w płomieniach żerujących na uciekających atomach tlenu. Kula ognia pożarła okręt by potem zapaść się w ciszy i mroku przestrzeni. Ostatni puls uleciał z martwej jednostki urywając nić łączącą ją z innymi okrętami floty daleko na Alaskonie.

_____

Defkon – „stan obronny”, rodzaj alarmu obronnego na statkach kosmicznych w skali od 1 do 5. Stan pierwszy to brak zagrożenia, stan piąty to zagrożenie bezpośrednie.

Vashchoock

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 1721 słów i 10274 znaków. Tagi: #scifi #sciencefiction

Dodaj komentarz