Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Zaskoczona w kuchni

Zaskoczona w kuchniW kuchni pachniało ziołami i czosnkiem. Stałam przy kuchence, mieszając sos w rondelku i nucąc pod nosem melodię z radia. Miałam na sobie cienką sukienkę domową i fartuszek przewiązany w talii. Włosy były lekko związane, a kilka niesfornych kosmyków opadało mi na twarz. To miał być zwyczajny wieczór.

Gdy nagle — rozległo się pukanie do drzwi.

– Kto to może być o tej porze? – mruknęłam pod nosem, wycierając dłonie w ścierkę.

Kiedy otworzyłam, przez próg wszedł on – mój szef, dyrektor szkoły. Stał w płaszczu, lekko zmoknięty, z tym swoim charakterystycznym, nieco poważnym spojrzeniem.

– Marto… przepraszam, że tak bez zapowiedzi – powiedział spokojnym, lecz wyraźnie zdenerwowanym głosem. – Wracałem z zebrania… i po prostu… skręciłem tutaj.

Zaniemówiłam. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie — trochę spięty, trochę… zawstydzony? A jednocześnie emanował tą swoją charakterystyczną, męską stanowczością, którą czułam nawet wtedy, gdy tylko staliśmy w pokoju nauczycielskim.

– Proszę, wejdź – powiedziałam cicho, odsuwając się od drzwi.

Wszedł do kuchni i rozejrzał się powoli. – Pachnie… cudownie – rzucił półgłosem, jakby był niepewny, czy w ogóle powinien tu być.

– Gotuję kolację – wyjaśniłam z uśmiechem, czując ciepło na policzkach. – Nie spodziewałam się wizyty dyrektora w fartuszku i w garach…

Jego spojrzenie zatrzymało się na mnie — nie na kuchni, nie na rondelku — na mnie. Długo. Zbyt długo, jak na oficjalną wizytę.

– Wiesz… Marta… czasem trzeba kogoś po prostu zobaczyć – powiedział powoli, niemal szeptem.

Zrobiło mi się gorąco. W kuchni, mimo otwartego okna, powietrze zgęstniało. Stał bardzo blisko. Na tyle, że czułam zapach jego perfum, lekko zmieszany z deszczem. Mój fartuszek był cienki, a jego spojrzenie wędrowało coraz niżej.

– Nie wiem, czy to… właściwe – wyszeptałam, ale sama słyszałam, że w moim głosie nie było żadnego protestu.

– Może i nie… – odpowiedział z półuśmiechem. – Ale czasem… nie wszystko musi być właściwe.

Zrobił krok w moją stronę. Byłam między nim a kuchenką. Nie miałam gdzie się cofnąć — i nie chciałam. Stałam bez ruchu, czując, jak bije mi serce. Jego dłoń powoli sięgnęła do mojego policzka, odgarnęła kosmyk włosów i przez chwilę tylko patrzył mi w oczy.

Ten moment był jak cichy piorun — niby nic się nie wydarzyło, a wszystko się zmieniło. Kuchnia nie była już kuchnią. Była naszym małym, zamkniętym światem.

Nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało...  
Oparł mnie o kuchenkę i bez słowa zadarł mi nogę do góry... Odsunął spódnicę...
Nawet nie wiedziałam kiedy rozpiął spodnie... Kiedy w moją stronę wysunął się sprężysty drąg...

- Tak pieknie coś nuciłaś zanim wszedłem... Może i teraz coś dla mnie zanucisz...  

- Ależ panie dyrektorze... - Sama nie wiem, dlaczego przeszłam na pan, mimo, że byłam z nim już od kilku miesięcy na "ty".

- Od początku mialem na ciebie chrapkę... Zawsze ubierasz się tak, żebym miał... Zawsze kręcisz pupcią tak, że nie mogę przejść obojętnie.

- Ależ... panie... - Nie dokończyłam. W tym momencie był już tam, gdzie od dawna zdaje się zamiarował...

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 582 słów i 3347 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik takion87

    Ja też biorę co chcę

    Przedwczoraj

  • Użytkownik WersPer

    Jak zawsze, pięknie piszesz jak chcesz być zdobywana...

    2 dni temu

  • Użytkownik takisobie

    Mimo tylu już dzieł trzymasz formę :)

    2 dni temu