Wstawaj, szkoda dnia

Wstawaj, szkoda dniaWSTAWAJ, SZKODA DNIA.


      Czasem dopada mnie chandra, mam wtedy strasznie dużo pytań, na które nikt nie może mi odpowiedzieć..
Bo przywołaj sobie w pamięci swojego najlepszego przyjaciela, kolegę, bądź koleżankę i już na twarzy masz uśmiech. Przypomina ci się to, co zwariowane, szalone, co stanowiło sens, by rano się zwlec z wyra. By przychodzić do klasy, mieć zeszyty i czasem odrobione ćwiczenia.

Nikt nie miał zamiaru tam zdobywać doświadczenia, zażywać edukacji, na samą myśl o tym robią mi się zajady, że ktoś nam coś przekaże.
Wiedzę?
Dobre sobie, to po prostu był obowiązek.

Zawsze jak ktoś szuka ujścia energii, to znajdzie zapalnik.
I ja znalazłem.
Kacper, bo o nim chcę powiedzieć, był takim kimś, takim co umie zjednoczyć, zbliżyć i dać nadzieję , że będzie lżej, inaczej.
Od kiedy pamiętam, zawsze z jego gęby nie schodził uśmiech.

To było wręcz nienaturalne by tak jak na haju chodzić, jakby był taką  – za przeproszeniem ciotą.  
Wiem, że to wredne,  - delikatnie mówiąc - ale on miał dystans do siebie, więc mnie zrozumie, jestem tego pewny.

Nasze relacje były na poziomie, który mnie wręcz zachwycał, stawał się dla mnie idealny.

To on organizował nam jakieś wyjazdy, upraszając rodziców, by nas puścili.

Umiał takie ciemnoty wcisnąć, że nie tylko mogliśmy, ale wręcz bez zbędnych słów nas puszczano.

Te wszystkie imprezy w starym opuszczonym domu, gdzie oprócz przycupanek, jeszcze zloty konstruktorów organizował, jakiś modeli sklejanych, żołnierzyków z 2 wojny światowej.

Mało mu było, to jeszcze zespół rokowy założył.  
O graniu, to nie było mowy, bo z nas były tłuki, co to,  
do -  re  - mi,  
mogło grać a nie solówki jak jemu się marzyło.

Takie wpitu mater było granie, ale zapraszał dziewczyny, ba!  
Nawet prosił by piszczały, jak chcą.
I robiły to, jak bum cyk, cyk.

Nie znał słowa nuda, nie mówiąc o jakimś podłamaniu życiowym, bo on zawsze miał już plany na jutro.
Nie był jakimś Iglesiasem, w ogóle do Hulia to nie był podobny.
Ot chłopczyna, przeciętny, którego minęłabyś na ulicy bądź  w Biedronce
spacerując między regałami z czekoladą Wedla i kaszą gryczaną, zapamiętując bardziej
cenę tej pierwszej niż jego fizjonomi.  
Takie są fakty, ale  przy choćby zdawkowej znajomości zyskiwał i
zwłaszcza dziewczyny  go uwielbiały.

Podszedł, pouśmiechał się, pocieszył jak widział, że któraś ambitna a tu tylko 4 na
kartkówce z bioli. Tak niby zwyczajnie, objął w pasie, szepnął coś na ucho,  
przytulił policzek do policzka, pocałował w skroń i odszedł.
Tyle.
A może aż tyle?
I to wystarczyło, by dziewczyna zmieniła nastawienie do tego problemu,
a nawet zaczęła się uśmiechać.
.A my mogliśmy cuda robić a i tak nas z dzwoneczka traktowały.

Powiem szczerze, że czasem tak próbuję ale efekt....eeeeh....nie mam tego daru.  


I nagle przychodzi do szkoły z gadżetami, wiesz takimi grami, jakieś słuchawki, komiksy.
No to wszystko, co stanowiło o jego życiu, jego samym, co kochał, co go określało.
Staje z tym całym ekwipunkiem i mówi:

– „ Mnie to już nie będzie potrzebne”.

Wywalił to z plecaka tak, że część wpada na posadzkę.
Uśmiecha się jak zwykle, a my pajace, rzuciliśmy się na to jak pies na polędwicę.
Radocha bo za friko dostało nam się wszelakie dobro, które było wynikiem
dobrego gustu i zamiłowania kolekcjonerskiego.

Nikomu z nas nie przyszło na myśl by się spytać, co wyprawia, czy nie
zwariował. Dlaczego.
Nie spytaliśmy.
Ja nie spytałem.

     Tłumaczę sobie, że nikt z nas nie mógł przypuszczać, że jeszcze tego styczniowego dnia,  
po zmroku, położy się na torach.  
Ten zawsze uśmiechnięty, pełen werwy młodzieniec, odda się opatrzności na wieczny czas.
Dla nas to był szok, jakieś nieporozumienie, by na wysokości, dzisiejszego ronda Beksińskiego,
jakieś trzysta metrów od Mc donald;"s położyć się i czekać na śmierć.

Ja pier.....Przepraszam.
Przecież to nie był jakiś smutas, introwertyk, jakaś pipa, sierota zrobiona miękkim…  
No to był gość z charyzmą, mój przyjaciel!!
Przyjaciel przez wielkie pe.
Nikt nie mógł uwierzyć, bo to było nie do pojęcia.

  
Nie wiem czy mnie słyszysz, czy jest taka możliwość by pisząc ten
tekst, Ty mógłbyś tu być obok.
Ale jeśli po śmierci jest świat równoległy, to wierzę, że tu jesteś.

Więc czytaj.

Kacper!!! Czemu? Co się takiego stało?

     Zabrałeś mi chęć do wstawania z łóżka. Nie chciało mi się czyścić zębów,  
słuchałem muzyki celtyckiej, chciałem krzyczeć, bo płakać nie umiem do dziś.

Wychodziłem z domu szukając odosobnienia i szedłem  
w kierunku Płowiec. Raz nawet zaszedłem pod Niebieszczany tak byłem
pochłonięty własnym natłokiem myśli.
Brałem sunię i tuliłem do siebie, jakbym sfiksował.  
Mówiłem do niej o tobie, o tym co było a ona piszczała bo psy wyczują jak
coś jest nie tak. Kto ma zwierzaka ten wie o czym piszę.
Lizała mnie po dłoni, twarzy i jak zawsze biegała po lesie tak wtedy nie
odstępowała mnie na krok.


    Kiedyś twoją mamę spotkałem w sklepie i patrzyłem i patrzyłem,  
coś chciałem wyczytać z jej twarzy, zapytać, coś usłyszeć.  
Niczego nie umiałem dojrzeć i dalej nie wiem, co ona myśli, jak sobie radzi.
Czasem przypadkowo się spotkamy, wymienimy pozdrowienia albo zdawkowe:

    - " Co tam Robciu u ciebie ciekawego....Pewnie, trzeba odpocząć...
          ...A jak tam pani Gosiu, pani rabatka?.....
         ....Beata przyjechała na wakacje? ....To super, ma pani wnusię
            dla siebie......Nie, moja siostra wciąż w Paryżu...
         ...Proszę pozdrowić męża...:

Taa, niby normalnie rozmawiamy ale wiem, czuję, że to sztuczne.
Dlatego jak zapraszała mnie do siebie nie wszedłem.
Wiesz dlaczego Kacper? Bo boję się stanąć w miejscu gdzie siedzieliśmy
po szkole, czyli w twoim pokoju.
Bo kto wie czy twoja mama nie trzyma twoich rzeczy, pamiątek po tobie.

Może budzi się w nocy, wstaje, podbiega i patrzy czy śpisz w pokoju  
- twoim pokoju  - u niej w domu  a nie tym u Pana Naszego, tym wiecznym.
Zrobiłeś jej krzywdę, czy ty to rozumiesz, egoisto?
Nie dałeś jej szansy na spoglądanie i dopatrywanie wnucząt, na pomoc w twoich sprawach.

Przez rok Ela trzymała zdjęcie, wasze zdjęcie na nagrobku, aż żal nam jej było.
Ale ty to masz gdzieś, bo wybrałeś sobie inną opcję.
Szedłem do Ciebie na Rymanowską a ona głaskała nagrobek.
I co miałem zrobić?
Powiedzieć jej:
   - " Będzie dobrze. Spotkasz innego.
        Klin klinem.
       Jedna miłość zastępuje inną."

Może i tak ale jak się coś kończy a nie gdy kwitnie.


Chowałem się, za nagrobki i czekałem aż pójdzie.
Zgarbiona, zapłakana.  

Tak, Ela wyszła za mąż.
Na szczęście to silna kobieta, mocny charakter.  
Ma syna i chyba spoko gościa, ale kto wie, czy nie myśli o tobie.
Jakby to było.
Czy byłaby szczęśliwsza, czy jej uczucie przetrwałoby.
czy miałaby z tobą syna a może córkę,  
Nigdy już tego się nie dowie.
Rozumiesz?
Nigdy już się nie przekonam, czy byłbyś z nią czy inną Hanią.
Czy byłbyś w ogóle z kimś czy jak ja.
Czy byłbyś dobrym ojcem, mężem.
  
Kawalkada aut dojechała do ronda, nad parkiem wisiało ołowiano - szare niebo.
Odgłosy miasta, ktoś kosił trawę przy cmentarzu a ja patrzyłem na twoją  
fotografię na nagrobku i się śmiałem, aż babinka, która pucowała  
płytę nagrobka, zmierzyła mnie wzrokiem.
Bo kupiłem znicz z napisem  

– WSTAWAJ SZKODA DNIA..

Jakbyś tu mógł stanąć, tuż obok mnie, to pewnie byś mnie trzepnął w ramię i powiedział jak zwykle :  

- „ Gościu rozjebałeś mi serducho”

Brakuje mi ciebie, dla tego mam tyle pretensji, bo nie wiem , czy to odwaga czy tchórzostwo?
Kiedyś będę i ja tam gdzie ty jesteś, więc sobie powspominamy.
Pewnie to potrwa nim tu na tym padole łez zakończę swoje bytowanie.
Z czego ty zrezygnowałeś a szkoda bo straciłeś.

Ja mam nadzieję jeszcze na ciekawe podróże, spotykania ze znajomymi,
czasem na sen, objadanie się i by mi nie odbiło do reszty to
trzeba popracować..
Przyznam bez bicia, ze czasem spontanicznie robię sobie przerwy ale
wtedy pewna pani mi przysyła ironiczną wiadomość tekstową z Zagórza:

  - " Zamierzasz nas zaszczycić swoją obecnością? " -

Tak, po takiej reprymendzie wracam, najpierw na ziemię, a  
później do firmy.

     Wracając do tematu to kiedyś jak Pan Bóg mnie wezwie.
A zrobi to w odpowiednim momencie.
To przygotuj się, że na dzień dobry, dostaniesz  
w pyszcycho, tego możesz być pewny.
I nie muszę mówić za co, mój Przyjacielu.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 1577 słów i 8631 znaków, zaktualizował 19 lut 2022.

1 komentarz

 
  • papcio

    Miałem kumpla 100 jak on też odszedł tyle że on w wodę.

    5 wrz 2020

  • milegodnia

    @papcio   Nie odszedł, jest w takich ludziach jak Ty, co wspominają i rozmawiają o nim z ich bliskimi.

    5 wrz 2020