Wędrowiec cz. I [Post-Apo]

Dwanaście lat po wielkim wybuchu.  
Do dzisiaj nie wiem, czy poprawnie postąpiliśmy, chowając się w tym bunkrze. Jedno jest jednak pewne - zostaliśmy wybrani. To my mamy odbudować naszą cywilizację. Postawić świat od nowa, kamień po kamieniu, to nasze przeznaczenie. Przecież to właśnie dlatego zostałem wybrany gubernatorem. Nie ten przemądrzały Danielson, nie ten buc Parkins, a właśnie ja. Jestem pewien, że jak wyjdziemy już z tego bunkra, to nam się uda. Przeklęte słońce…

***

- Wstąp już dziś do Twenty Minutes! - wrzasnął uliczny krzykacz. - Najlepsze drinki w tym świecie!
Mam już dość tych wszystkich nagabywaczy, krzykaczy i innych, niczym nie różniących się, od ulicznic ze starego świata. Na cholerę mi znać te ich wszystkie atrakcje tego świata. Czy im nie wystarczą przygody z reliktami, radioaktywne pozostałości starego ładu? Człowiek nigdy się nie zmieni, zawsze będzie pragnął starych rozrywek - hazardu, wódki i kobiet. Niesamowite, że ta cała elita która uchowała się przed zagładą w bunkrach, po wyjściu zadbali tylko o własne sprawy, o rozrywkę, o zachowaniu swojej dawnej władzy. A przecież od początku ery wielkiego wybuchu są niczym. Są zwykłym zwierzęciem takim jak ja, takimi jak relikty, takimi jak cokolwiek żyjącego. Jeden celnie wymierzony pocisk rujnuje to, co pragnęli, to, o co walczyli. Nigdy ich nie zrozumiem.
No cóż, sprawdźmy, co oferują w tej dziurze...

***

Wszechobecne pustynie rzadko były przerywane przez zabudowania. Teksas jeszcze przed Wielkim Wybuchem nie był zbyt przyjaznym miejscem, po tych wydarzeniach jednak jest to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek chciałby się znaleźć. Gorący piasek, ogromne - nawet jak na ten stan - temperatury oraz wodę, którą można było zobaczyć głównie na starych znaczkach pocztowych. W sumie, to właśnie znaczki były w tym świecie najwięcej warte. Ten kto to wymyślił, chyba naprawdę chciał powrócić do starego świata, przypomnieć sobie to, co już nie wróci. A może człowiek zawsze potrzebuje waluty. Zawsze chcemy się bogacić, chociażby kosztem innych, waluta więc to po rozrywkach ostatnia rzecz, która została ze starego świata.

***

Przydrożny bar w okolicach dawnej stolicy, Carson City, wydawał się całkiem miłym miejscem na chwilę odpoczynku od podróży. Nie był co prawda szczególnie ładny, cały był obity różnymi fragmentami blach, zebranych najprawdopodobniej z okolicznych zrujnowanych domów, a sam budynek otoczony był masą złomu, założyciel chyba liczył, że w tym świecie taki złom będzie wartościowy, ale widocznie się przeliczył.
W środku nie było wiele osób, co zaowocowało skierowaniem na mnie wszystkich oczu przy moim wejściu. Nie ukrywam, że nie przepadam za tym, jednak póki co wolałem uniknąć większych burd, a już szczególnie świeżo po wejściu.
Barman wyszedł z zaplecza, skinął łysą głową abym podszedł i usiadł.
- Chyba się nie znamy? - powiedział z zaciekawieniem w głosie. - Nie sądziłem, że ktoś jeszcze podróżuje w te okolice, ostatnio nie jest tutaj zbyt wesoło…
- Jak widać ktoś jeszcze podróżuje. Daj mi coś mocnego, najlepiej jakieś dobre Whiskey - powiedziałem, rzucając na blat dwa znaczki pocztowe.
- Pięć znaczków.
- Co? - odrzekłem zdziwiony.
- Whiskey kosztuje pięć znaczków - powiedział barman zdenerwowanym głosem.
Stanowczym ruchem wyciągnąłem z kieszeni prochowca pistolet. Szybkim gestem odbezpieczyłem, i strzeliłem w klienta siedzącego za mną. Zsunął się ociężale na ziemię, podczas gdy inni zaczęli uciekać z przerażeniem na twarzy. Barman osłupiał, wlepiając we mnie swoje oczy.
- Wybacz, chciałem go troszkę nastraszyć, ale nie wyszło… Może jakaś zniżka dla wyjątkowych gości?
- Kim… ty… - zaczął dukać barman.
- Jestem prostym wędrowcem, błąkam się tylko od stanu do stanu… - przerwałem barmanowi
- Jesteś wędrowcem, tak? - powiedział barman wypuszczając nadmiar powietrza. - Jednym z TYCH wędrowców?
- No w teorii tak…
- A w praktyce?
- No w praktyce niby też, ale wydaje mi się, że jestem ostatnim żyjącym z prawdziwych wędrowców. Już od roku nie dostałem żadnego sygnału przez radio, to włóczę się, szukając jakiejś przyjemnej pracy. A tak, wspominałeś, że ostatnio okolice nie są zbyt dużą atrakcją turystyczną?
- Od kiedy w miejscu, w którym kiedyś stało Carson City zalągł się smok, to…
- Smok? Chyba nie wierzysz w te bajeczki? Smoki nie istnieją, przyjacielu - Przerwałem mu ponownie.
- To naprawdę jest smok, widziałem, jak leciał! A gdy rok temu przyszło dwóch najemników, aby zabić to coś, to do dzisiaj ich tu nie widziałem. Może uciekli, może ich to zabiło, nie wiadomo.
- Mogę zabić tego twojego smoka, ale to będzie kosztować - powiedziałem, szczerząc zęby w stronę barmana.
- Mogę dać trzydzieści znaczków za pozbycie się go, wkońcu może ludzie zaczęliby znów odwiedzać mój przybytek…
- Czterdzieści znaczków… I pięć butelek jakiegoś dobrego trunku - dodałem szybko.
- Drogo się cenisz, no ale nic. Przynieś mi głowę tego smoka, a dostaniesz swoją nagrodę.

***

Zapadł wieczór, temperatura zmalała. Udałem się zniszczoną drogą w kierunku ruin starej stolicy. Gdy dotarłem, było już całkiem ciemno. Na obrzeżach miasta znalazłem trochę suchego drewna i rozpaliłem ognisko w pozostałościach jakiegoś domu. Z kieszeni prochowca wyjąłem swój notatnik, przeglądnąłem opisy i szkice napotkanych reliktów. Żaden nie zgadzał się z opisem który podał barman. Co więcej - żaden ze spotkanych reliktów nie potrafił wzbić się w powietrze. Przeglądnąłem jeszcze bronie. Glock 17… Świetna broń, jednak nie nadaje się na naturalne pancerze reliktów. Na nie potrzebuję drugiej broni. Magnum 44 - broń która powali największe bydle. Gdybym nie ukradł jej ze schronu przed moją ucieczką, prawdopodobnie zginąłbym w pierwszym miesiącu gdzieś na ziemiach Minnesoty zabity przez przerośniętego gekona.
Sprawdziłem jeszcze zapasy amunicji, zgasiłem ognisko i poszedłem spać. Nad ranem zbudził mnie głośny ryk. To nie był znajomy ryk. To brzmiało jak krzyki przerażenia kilkuset osób. Ten dźwięk był koszmarny. Szybko podniosłem się na nogi, zostawiłem plecak, i sprawdziłem, czy niczego nie zapomniałem, no i ruszyłem w stronę centrum, skąd dobiegało to wycie. To co zastałem, sprawiło, że zdębiałem. Ja. Nie mogłem się poruszyć. Tu, gdzie było kiedyś centrum miasta, teraz leży przewrócony drapacz chmur przysypany do połowy piaskiem. Zza niego wystają wielkie skrzydła.
Momentalnie przypomniałem sobie, dlaczego tutaj jestem, złapałem oddech i wyciągnąłem rewolwer. To było największe monstrum, jakie do tej spory spotkałem. Zakradłem się bliżej i zacząłem okrążać zawalony wieżowiec. Wtedy zobaczyłem go w całości. Wyglądał jak mityczny smok, jednak wiedziałem, że jest on tylko reliktem, zwierzęciem, które musi umrzeć jeżeli chcemy żyć dalej.
-Moje pociski raczej niewiele mu zrobią - zacząłem szeptać sam do siebie. - Muszę zaobserwować jego cykl dobowy.
I to też zrobiłem. Schowałem się w pobliskich ruinach hotelu i zacząłem obserwować. To był chyba najnudniejszy dzień w moim marnym życiu. Dowiedziałem się jednak, że bydlak opuszcza norę, gdy zachodzi słońce. To była moja szansa. Cofnąłem się do miejsca gdzie zostawiłem plecak. Z niego wyciągnąłem ostatnie posiadane zapasy plastiku.
Była około trzecia nad ranem, nie wiedziałem o której potwór wróci, więc od razu poszedłem w stronę jego leża... Takiego smrodu jeszcze nigdy nie doświadczyłem. W leżu było pełno ludzkich szkieletów, miejsce to strasznie śmierdziało zgnilizną i rozkładem. Przy ścianie przewróconego wieżowca zauważyłem jajka.  
-Nie dobrze, może być ich więcej, a nie sądzę, aby otwarta walka z nimi należała do najprostszych… - Cholera, chyba brakuje mi towarzystwa, skoro tyle ze sobą gadam…
Podłożyłem ładunki i odsunąłem się na bezpieczną odległość od gniazda.
Teraz tylko poczekać, aż ten skubaniec wróci i bach. Był smok i nie ma smoka.
Nad ranem znów usłyszałem ten straszny ryk. Zbliżał się. Byłem na niego gotowy. Już nic nie mogło pójść źle. I na szczęście plan wyszedł. Gdy potwór wylądował, odpaliłem ładunki. Głowy niestety nie przyniosę, bo trochę za długo by zeszło zebrać te wszystkie fragmenty z okolicy, no ale nic. Trzeba wrócić po nagrodę.

***

Dzień później byłem już blisko tego baru. Jednak w powietrzu można było wyczuć aurę śmierci. Przyśpieszyłem kroku. Gdy wszedłem do baru, zastałem już jedynie trupy. Ktoś ich najechał…
- Skurwysyny… No i nagrodę szlag trafił...  
Przeszukałem kieszenie barmana i pozostałych ofiar, znalazłem kilka znaczków i trochę amunicji.  
- No, dobre chociaż to…
Poszedłem jeszcze na zaplecze, gdzie udało mi się znaleźć kilka znaczków więcej, oraz mapę “nowego ustroju” - była to mapa teksasu z zaznaczonymi wioskami stworzonymi przez ocalałych oraz z pokazanymi miejscami bunkrów. Wygląda obiecująco, może znajdę tam kolejne zlecenie...

sleepy

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1634 słów i 9313 znaków, zaktualizował 15 sty 2016.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Kuri

    Dobre, klimatyczne. Cieszę się, że ktoś poza mną pisze PostApo xD Brakuje mi tylko opisów jakiegoś... życia. Żadna zmutowana mysz nie biega po Teksasie? A i jeszcze, ci "Wędrowcy"... czuję inspirację Wiedźminem xD

    13 sty 2016

  • Użytkownik sleepy

    @Kuri Bardzo się cieszę że się podoba. Skoro też piszesz coś w tematyce post apo to napewno również sprawdzę. Ogólnie planuje jeszcze kilka części w których bardziej skupię się już na wyjaśnieniu świata ;]
    A co do inspiracji wiedźminem to wyszła mi raczej przypadkowo, ale nic nie poradzę bo jestem w trakcie czytania sagi ;D

    13 sty 2016

  • Użytkownik Kuri

    @sleepy Zaznaczam, że moja opowieść jest zachowana z zupełnie innym klimacie ;P Cieszę się, że planujesz jakąś kilkuczęściową powieść, dużo tu na stronie oneshotów, a ja wolę dłuższe historie. P.S. Z tymi znaczkami, to możesz zrobić jakieś zawirowanie, mianowicie bohater zajeżdża do miasta, gdzie nie słyszeli o znaczkach jako walucie, tu używają kapsli od piwa xD Taki troll, bohater będzie miał spory problem, nie spodziewał się czegoś takiego, nie stać go nawet na dobrą szkocką xD

    14 sty 2016

  • Użytkownik sleepy

    @Kuri Oops... Szczerze to właśnie planowałem coś takiego zrobić później (Po opuszczeniu rodzinnych stanów) więc trochę mi teraz głupio że jestem przewidywalny ;D A kapsli może lepiej nie używać, już w jednym sporym uniwersum zostało wykorzystane w sporym stopniu, jeśli wiesz który świat mam na myśli ;]

    14 sty 2016

  • Użytkownik Kuri

    @sleepy Wiem, choć nie gram w fallouta ;) Sory z zdradzanie akcji Twojego opowiadania, już nie będę nic podpowiadał xD

    14 sty 2016

  • Użytkownik sleepy

    @Kuri Nie przepraszaj tylko podpowiadaj dalej, to moje pierwsze opowiadanie w życiu i im więcej z niego wyniosę tym lepiej ;D

    14 sty 2016

  • Użytkownik Kuri

    @sleepy Dobra, ale pod jednym warunkiem. Opublikuj kolejną część, która będzie na co najmniej takim poziomie jak ten rozdział. Wtedy, na privie, pogłówkujemy nad tym, co będzie mogło dziać się dalej. A jak wiadomo, co dwie głowy to nie jedna ;)

    14 sty 2016

  • Użytkownik sleepy

    @Kuri Trzymam za słowo ;]

    14 sty 2016

  • Użytkownik Kuri

    @sleepy Słowo nie gówno, robale nie zjedzą ;P

    14 sty 2016

  • Użytkownik π×drzwi

    Czemu ten psychol i alkoholik zabił tego smoka, przecież nic mu nie zrobił. Zawsze czułam że ci zbieracze znaczków, są jacyś nie z tej bajki :O

    13 sty 2016

  • Użytkownik sleepy

    @π×drzwi Nikt nie zrozumie zbieraczy znaczków. :)

    13 sty 2016