Materiał zarchiwizowany.

Strings of life - 1

Przękręciłem sie na drugi bok... Potem znowu... I znowu... Leżałem w łóżku z zamkniętymi oczami i zastanawiałem sie nad dzisiejszym dniem. Chociaż... nad czym tu sie zastanawiać? Będzie tak samo nudny jak zwykle.
Odrzuciłem na bok koc pod którym spałem. Było lato, całe moje ciało spływało potem.  Moje długie brązowe włosy przyklejały sie do skóry na szyi.
Usiadłem na łóżku i podrapałem sie po karku. Spojrzałem na podłogę, oświetlało ją słońce wpadające przez okno koło łóżka.  Ogrzewało moje bose stopy.
Westchnąłem i podniosłem sie z łóżka.  
Podszedłem do stolika koło drugiego okna. Ładował sie tam mój telefon. Przecierając zlepione oczy, sprawdziłem smsy.  
Jest jeden. Od Karola.  
„Żyjesz tam?”
Uśmiechnąłem sie. Mało pamiętam z wczorajszej nocy. Widać musiało być fajnie.
Odpisałem kumplowi.
„ U mnie spoko. Co myśmy wczoraj robili?”
Usiadłem na stoliku, ignorując fakt że jestem w samych bokserkach a mama może w każdej chwilli wejść.
„ Chlali z Damianem. Odwiózł cie do domu bo sam byś nie trafił”
- Ja pierdole... – szepnąłem czując że moja głowa chce pęknąć.
Chciałem wrócić do łóżka ale stwierdziłem że nie przegram walki z kacem.  
Odłożyłem telefon i wyjąłem z szafy jakieś ciuchy. Rzuciłem je na kanape koło stolika.  
Spojrzałem w lustro. Obok niego wisiał plakat Bullet For My Valentine zajmujący prawie całą ściane nad łóżkiem.  
Zdjąłem z ręki gumkę do włosów i związałem moje tluste kluchy w średniej długości kucyk. Zapuszczam od niedawna, Karol mnie namówił.  
- Cześć kochanie – powiedziałem jak żul, przechodząc do sofy obok pieca 40watowego i mojego Corta EVL Z2. Gitara nie jest za dobra ale i tak ją kocham. Kupiliśmy ją z Karolem niedawno. Obok elektryka stał mój akustyk z urwaną struną.  
Ubrałem sie w  czarne podziurawione dżinsy, tego samego koloru koszulkę bez rękawów i czarne trampki. Tak, jest lato.
A ja jestem Edi i moge robić co chce.
Wziąłem z półki zapalniczkę, fajki i telefon. Wyszedłem z pokoju do kuchni gdzie spotkałem moją mame.  
Szykowała kanapki. Zdziwiła sie na mój widok.
-O... dziesiąta i zombie wróciły do życia. A miałam cie budzić – Uśmiechnęła sie.  
- Daj spokój – odburknąłem. Głowa mnie bolała i jakoś nie lubie jej żartów z mojejgo nieszczęścia.
- Chciałam ci zanieść śniadanie – powiedziała odchodząc od stołu – Herbata sie zaparza, ja zaraz musze wyjść... – mówiłą poprawiając włosy przed lustrem.
- Dam rade – Usiadłem na blacie i przyglądałem jak kobieta nakłada szminkę. Była ładna, moja siostra odziedziczyła urodę po niej.
- Anka w pracy? – zapytałem.
- W piątki zazwyczaj tam jest – Mama zrobiła przerwe i odwróciła sie do mnie – Ile wyście wypili?
Parsknąłem śmiechem mówiąc że nie pamiętam.
Uśmiechnęła sie tylko... jakby ze współczuciem.
Po kilku minutach wyszła do pracy. Ja stałem i przyglądałem sie kubkowi herbaty i kilku prostym kanapkom z szynką, ogórkiem i chyba serem.  
Koło stołu właśnie zjawiła sie suczka Lucky. I wgapiła te swoje ślepia w talerz...
- Moje – powiedziałem głośniej, żeby dotarło, wziąłem swoje jedzenie i wyszedłem na podwórko.
Mieszkamy w starym domu, mamy duże podwórko. Zaniosłem rzeczy na stolik koło garażu i usiadłem na krześle. Na słońcu, o tej porze dnia trudno tu o cień.  
Upiłem łyk herbaty i oparłem głowę o ścianę. Byłą przyjemnie zimna. Spojrzałem na paczke fajek i chciałem zapalić. Jednak, postanowiłem najpierw zjeść kanapki.
Zrobiłem to szybko, popiłem i odstawiłem do połowy opróżniony kubek. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem sie. Patrzyłem w niebo, było cudownie niebieskie. Za to właśnie kocham lato. Za zajebistą pogode.  
Mlasnąłem ustami, Lucky stała w oknie i patrzyła sie na resztki po kanapkach.
Parsknąłem.
- Głupi pies.
Wszedłem do korytarza i postawiłem talerz na podłodze aby suczka mogła go „umyć”.
Odstawiłem kubek do zlewu i wyszedłem na dwór żeby nie nasmrodzić papierosem w mieszkaniu.  
Wyszedłem z podwórka i postanowiłem troche przejść sie po okolicy.  
Mieszkamy w małej miejscowości niedaleko Lublina. Jest tu dużo zieleni, nie ma knajp, barów czy takich miejsc. Z chłopakami pijemy albo w Łęcznej u Damiana albo w Lublinie, gdzie mieszka Karol. Nie za bardzo lubie podróżować autobusami ale dla kumpli jestem w stanie. Są moimi jedynymi przyjaciółmi.  
Nigdy nie miałem przyjaciół. Zawsze wszyscy mi dokuczali bo byłem mniejszy. Urodziłem sie w 5 miesiącu i ledwo przeżyłem. Byłem inny i dlatego nikt ze mną nie gadał. Dopiero  liceum poznałem tych dwóch metali. Na początku sie ich bałem, potem wciągnąłem sie w papierosy. Robiłem to żeby pomóc sobie, nie dla szpanu. Ale dzięki temu dostałem to co najlepsze i najważniejsze w życiu – przyjaciół.  
Szedłem przed siebie dróżką wysypaną żwirem. Mijałem domy sąsiadów, na szczęście nikogo nie było na podwórkach. Nie lubie gadać z ludźmi, jestem raczej zamknięty w sobie. Tylko Karol i Damian potrafią mnie otworzyć, tylko im sie zwierzam i tylko przy nich czuje że naprawde żyje.  
Łaziłem tak chwilę, oglądając jak wszystko oświetla słońce. Piękne widoki.
Doszedłem do momentu gdzie droga łączy sie z asfaltową ulicą. Koło przystanku autobusowego zgasiłem papierosa i oparłem sie na chwilę o metalolwe barierki.  
Obserwowałem, chodnikiem szła jakaś kobieta. Starsza.
Relaksowałem sie w słońcu.
Pani którą znam z widzenia zbliżała sie do mnie. Jednak, przeszła obk szybko. Jakby sie nie bała.
- Ha... jestem metalem – pomyślałem zadowolony w myślach. Lubie kiedy mój wygląd odstrasza ode mnie ludzi. Ale sam nie wiem dlaczego, nie nosze pentagramów na czole, nie mam ran na rękach ani nic takiego.
Wróciłem do domu i wszedłem do swojego pokoju.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1119 słów i 5945 znaków.

Dodaj komentarz