Bzdury pan plecie, panie komisarzu. To nie była żadna miłość od pierwszego wejrzenia. To znaczy to była miłość, tak mi się przynajmniej wydaje, chodzi bardziej o to wejrzenie, znaczy spojrzenie. Zresztą, jeden chuj.
Do rzeczy.
Ogólnie na początku totalnie w dupie miałem, jak ona wygląda. Analfabetka, chamka i wieśniara, taka siłą od bawoła oderwana.
Co, pługa?
A, mówi się od pługa.
Ok.
Niech będzie i tak.
No więc ta wieśniara właśnie, napisała mi, że moje książki są ciekawe jak instrukcja obsługi piły motorowej - wiadomo z nich tylko tyle, że trzeba się rżnąć, a w tym konkretnym przypadku jedynie - cytuję: "chyndolić" i to tak miernie, że czytanie jest zbędne. Wystarczy obrazek. Jak w IKEA.
Jak to się zaczęło? No właśnie panu opowiadam. Zaczęło się od tego, że ta siusiara, która ledwo pozbyła się pampersów i pucołowatych policzków, zabawiała się w recenzentkę moje powieści, bestsellerowej bądź co bądź.
Kurwa, chłopie!
Przepraszam, komisarzu.
Więc, kurwa, komisarzu, musiałem przeżyć trzy czwarte życia, nabyć siwych skroni, zaczątków przerostu prostaty, żeby w końcu spotkać kogoś, kto wyleje mi na łeb wiadro szydery, a ja mu, to znaczy jej, jeszcze za to podziękuję, a wręcz będę niemal skamlał o więcej. O jeszcze. Byle tylko do mnie mówiła. Cokolwiek.
Wie, pan, komisarzu, niech pan nie pomyśli, że od razu szło nam tak zgrabnie. Że ona mi pach, a ja jej cmok. Ale żadna historia nie jest na starcie napisana schludną czcionką na bielutkim papierze. Żadna! Wiem, co mówię, bo napisałem sześć. Każda historia zaczyna się od nabazgranych na zatłuszczonych kartkach notatek. Od kompletnie niekompatybilnych słów, które przychodzą do głowy na ulicy, w kiblu, czy wtedy, kiedy robisz dzieciom obiad. Ale w tym bajzlu są tak genialne, że musisz wymyślić do nich historię - nie, nie odwrotnie.
No więc na początku ja też jej przysrałem. Nie jakoś bardzo wymyślnie i z polotem, tylko tak, w ramach samoobrony. Ot, że gruba, głupia, brzydka i śmierdzi. Standardowo jak na dorosłego chłopa, co?
No, a jakieś kilkanaście wiadomości później okazało się, że wcale nie taka głupia. A jeszcze kilka dni i nocy później, że nie taka znowu gruba, nie taka znowu brzydka i nie taka znowu śmierdząca.
Śliczna jest. To znaczy była.
Wyglądała trochę tak, jakby seksapil zerżnął jakąś kruchą niewinność i bach! Wyszło takie kombo. Ukraińska Włoszka.
Wie pan, bo widział zdjęcia?
Panie, ze zdjęcia, to pan gówno wiesz.
Widzi pan, komisarzu, ja jestem pisarzem, wydawało mi się, że dobrym. Zarobiłem słowami na dom, auto i spokojną starość, ale jej opisać nie potrafię, chociaż widzę ją każdej bezsennej nocy. Dzieliło nas dwadzieścia lat. Podczas kiedy przez moje łóżko, tylne siedzenie, biurko… no a krócej mówiąc fiuta, przewinęło czy raczej nadziało się mnóstwo zupełnie różnych ciał, ona uczepiona maminej spódnicy ciumkała co najwyższej chupa-chupsa. A jak już przyszło co do czego, jak już ustaliliśmy, że nie tylko obelgi dobrze nam wychodzą, to to ja trząsłem się jak nastolatek. I tu nie chodzi o to, że ja cycków nie widziałem czy cipki albo że jej konkretnie biust czy dziurka były takie niezwykłe. Nie. Fakt, była wręcz onieśmielająco piękna, ale nie w taki czysto fizyczny sposób. To znaczy nie tylko w taki. Bo wie pan, człowiek nie wiedział, jak jej dotykać i czy w ogóle powinien. Ona miała w oczach coś … nie wiem. Ona nie musiała nic mówić, wystarczyło, że spojrzała. I to tak, że w kilka sekund śmiałeś się w głos, cieszyłeś jak nastolatka z nowych majtek, miałeś ochotę zapaść się pod ziemię albo jej na przykład przypierdolić.
W ogóle z nią było coś nie tak.
Z nią.
Nie ze mną.
Zrzucała te swoje tandetne koronki nad wyraz łatwo i szybko i sądzę, że tę umiejętność ćwiczyła długo przed tym, jak się poznaliśmy, ale nie o to chodzi, chodzi o to, że kiedy już leżała pode mną z chciwie rozłożonymi nogami, kiedy już mogłem ją posuwać na wszystkie możliwe sposoby, czułem się … niezręcznie? Czułem, że szpecę, psuje coś niezwykłego, niepowtarzalnego. Ja naprawdę słyszę, jak to brzmi - dławiła się moim fiutem za również moim wyraźnym przyzwoleniem, a nawet rzekłbym zachętą, a ja się zastanawiałem, czy przypadkiem nie spuściłem się na ołtarz, na jakieś jebane miejsce czci. Rozumiesz?
Znaczy rozumie pan, komisarzu?
W jednej chwili szarpiesz laskę za włosy, wciskasz jej się do gardła, cipki i gdzie ci się aktualnie zamarzy, a w drugiej masz ochotę wymazać to gumką myszką.
Jak do sedna!? Co do sedna!? Chłopie! To jest właśnie sedno tej sprawy!
To jest istota!
Bo właśnie tamtej nocy znowu zrzuciła te swoje kurewskie szmatki. Niby jak zwykle, ale jakoś tak... Ślizgała się po mnie, jakby od tego zależał jej oddech. Lizała mnie i ssała, jakbym jej obiecał co najmniej całe piekło. Paliło mnie w środku, wszędzie - w głowie, między żebrami, w lędźwiach.
Ręce miałem niezdarne. Do teraz pamiętam ten cudownie ostry, a jednocześnie delikatny kształt biustu, smukłą szyję i ramiona, brzuch przyklejony do mojego Tę wilgotną, miękką fakturę między jej udami pod moimi palcami i językiem. Czerwone wargi, rozchylone, ciepłe, gładkie wczepione w moje. Dyszała mi do ucha rzeczy, jakie chce usłyszeć każdy zdrowy na umyśle facet. Ja, pan, każdy. Nie wiem, co bardziej mnie nakręcało. To, że bzykała się jak bogini, to, że chciała więcej i więcej. Chciała! Chciała, rozumiesz? Chciała brać więcej i więcej. Patrzyła na mnie… inaczej. Tak jakby za mgłą, niewyraźne. No
i wtedy się zgubiłem. Wtedy się zapomniałem. Przewidziało mi się. Pomyliło. Nie wiem, coś uderzyło mi do głowy - sperma, starość czy jakiś zator w dupie. Nie wiem.
Powiedziałem, że ją kocham. Panie komisarzu, jakbym splunął.
Co ona?
Ona po prostu wstała. Spokojnie, wiedząc, co się ze mną dzieje, zaczęła się ubierać, ale tak, jakby robiła odwrotny striptiz. Bielizna, sukienka, buty. Trzy razy zawiązywała włosy gumką, tylko po to, by je ponownie rozpuścić. A później na mnie spojrzała.
Nawet kiedy moje palce zmiażdżyły już całkiem miękkie chrząstki jej gardła, wciąż widziałem ten wzrok. Nawet kiedy jej gałki odleciały jak u zepsutej lalki, wciąż widziałem te oczy. Kiedy osuwała się po ścianie, ja wciąż…
To było sedno, komisarzu.
To spojrzenie.
Dodaj komentarz