Siedzieliśmy na ławce. Pachniało igliwiem, dookoła rozlegał się piękny śpiew ptaków. Tak po prostu było przyjemnie.
Nagle szepnęła mi coś do ucha. Zbyt cicho. Nie dosłyszałem i tylko pokiwałem głową. Dziewczyna się uśmiechnęła, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Wkroczyliśmy do lasu. Z każdą minutą zagłębialiśmy się coraz bardziej w mroczne rejony, gdzie milkły ptasie odgłosy i robiło się ponuro. Miałem złe przeczucia.
Nie idź dalej w tym kierunku – mówił mi głos rozsądku. Chciałem zawrócić, ale dziewczyna była pewna swego. Dawała mi pewność, że zna drogę i przy niej się nie zgubię.
W końcu dotarliśmy do niewielkiej chatki. Wydawała się opuszczona, ale już niejednokrotnie widziałem horrory, w których grupka nastolatków zostawała napadnięta w podobnych okolicznościach przez szaleńca. Nie miałem pojęcia po co mnie tam ściągnięto.
Dziewczyna weszła do środka, a ja wiedziony ciekawością udałem się za nią. Wnętrze przypominało pobojowisko, miejsce opuszczone dawno temu, przez które potem przeszło stado szabrowników. Ostały się tylko śmieci, pochodzące z dawno minionych czasów. Dziewczyna podeszła do leżącej w rogu skrzyni i ją otworzyła. Ze środka spod stosu rysunków wykonanych przez niewprawnego rysownika, wyciągnęła starą i wysłużoną książkę. Fiodor Dostojewski. Zbrodnia i kara.
- Po co mnie tu zabrałaś? – zapytałem.
- To miejsce jest dla mnie ważne. Kiedyś tu mieszkałam.
- Pewnie dawno temu.
- Bardzo dawno.
Jakby przypadkowo otwarła książkę na jednej ze stron i zacytowała:
- Najgorsze jest to, że z natury jestem podły i zawsze i we wszystkim dochodzę do ostateczności, przez całe życie przekraczałem granice.
Przerwała i popatrzyła na mnie.
- Ojciec lubił Dostojewskiego. Ten fragment najbardziej. Cytował go, a potem mnie gwałcił. Każdego dnia.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Strzeliła mi batem prosto w twarz.
- Mieszkałam tylko z nim, nie chodziłam do szkoły, nie miałam przyjaciół. Nie wiem, gdzie podziała się moja matka, ani co z nią zrobił. To kompletne odludzie, poza cywilizacją, może nawet poza czasem. Raz uciekłam, ale zaraz się zgubiłam. Ojciec znalazł mnie pod jednym z tysięcy bliźniaczo podobnych drzew, szlochającą i przerażoną. Obiecałam wtedy, że nigdy więcej nie ucieknę. Bałam się go, ale jeszcze bardziej lasu i mieszkających w nim istot.
Dalej milczałem, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie byłem dobry w wyrażaniu emocji.
- W tym tygodniu wychodzi z więzienia – kontynuowała. - Muszę zniknąć. Już więcej mnie nie zobaczysz.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów.
- Nie rób mi tego – wydukałem.
- Nie zostanę znów jego niewolnicą, a ty nie jesteś w stanie mnie obronić. Przepraszam.
Następnego dnia nie przyszła. Siedziałem sam na ławce, wpatrując się w pustkę.
3 komentarze
AnonimS
Łapka i Tak
AnonimS
Ciekawy pomysł , zwięźle czyli tak jak lubię.
Somebody
Bardzo podoba mi się pomysł.