Koło

Weszło kilku - milczących, zamyślonych nieznajomych. Ja siedziałem w tym czasie w jadalni. Nie słyszałem żeby ktoś pukał czy dzwonił. Po prostu weszli jak do siebie. Wtargnęli do mojego domu. Dotarli do jadalni, usiedli przy stole i patrzyli gdzieś w galaktyki tymi swoimi nieobecnymi oczami. Zaskoczony nie miałem odwagi i śmiałości zapytać się kim są i co robią u mnie. Nie wyglądali groźnie. Zwykli ludzie jakich spotyka się codziennie na ulicy. Tylko ten ich nieobecny, pusty wzrok. Przerażał mnie. Ja również siedziałem w milczeniu i patrzyłem przez okno na niebo, które powoli zatapiało się w mroku.
     Po kilku minutach weszły kolejne osoby i tak samo w milczeniu usiadły przy stole. Nikt nawet na mnie nie spojrzał. jakbym dla nich nie istniał. Już chciałem krzyknąć żeby się wynosili, ale głos mi w gardle ugrzązł.  
     Zacząłem się zastanawiać nad tą dziwną sytuacją. Może padłem ofiarą jakiejś sekty, która w moim domu postanowiła zrobić sobie tajne zebranie, a ja jestem im potrzebny do okrutnych, enigmatycznych rytuałów? Zacząłem się bać. Wstałem powoli i zrobiłem dwa kroki do kuchni. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Stałem oparty o szafkę z nożami. W razie czego będę miął pod ręką narzędzie do obrony. Chociaż.... Kiedyś mój znajomy, opętany sidłami guru wyłudzającego pieniądze chciał mnie zabrać na ich spotkanie. Twierdził, że się oczyszczę duchowo i  odnajdę drogę do szczęścia. Oczywiście odmówiłem. Teraz być może, on stwierdził, że jeżeli ja nie chciałem jechać do z nim, to on urządzi u mnie spotkanie i pomoże odnaleźć mnie wewnętrzny spokój. Wiem, że on ma takie szalone pomysły, ale chyba by mnie raczej uprzedził o swoich planach.  
     Gremium przy stole się powiększyło. Zaczęli także rozmawiać szeptem. Wytężyłem słuch. Dolatywały do mnie tylko strzępki słów, z których nic nie wynikało. Jednak często padało jedno, tajemnicze słowo. Wymawiali je z dużym podnieceniem i fascynacją. Koło - powtarzali spoglądając przez okno na podwórko.  
     Księżyc był w pełni. Większy i bardziej wyrazisty niż zazwyczaj. Ale czy księżyc w pełni może być przyczyną tego najścia tajemniczych gości? Nie wydaje mi się, lecz mogę się mylić. Wszak szeptają o kole, a księżyc w pełni jest kołem. Tajemnicze bractwo księżyca. Tylko dlaczego u mnie w domu się zebrali? Przecież księżyc widać doskonale z każdej części mojego miasteczka. Musiałem wyjść. Dyskretnie wyszedłem na korytarz, dotarłem do drzwi i znalazłem się pod firmamentem piegowatego nieba. Wziąłem głęboki oddech i poczułem ulgę, że wydostałem się z domu, w którym siedzi grupa nieznanych mi ludzi. Jestem wolny od nienormalności, zjawisk dziwnych i nadprzyrodzonych. Czas się otrząsnąć i powiedzieć zdecydowanie, co myślę o tej bandzie.  
     Już chciałem wrócić do domu, lecz koło furtki zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Kilka grubych bab zaczęło się modlić. Złożyły ręce i wznosiły wzrok ku niebiosom. Czyżby na ścianach mojego domu objawiła im się matka Boska? Baby coś tam sobie szeptały, a ja wolno okrążałem dom w poszukiwaniu śladów objawienia. Uważnie oglądałem mury, lecz niczego nadzwyczajnego nie zauważyłem - zgniła zieleń. Kobiety wyszeptały swoje modlitwy i odeszły. Już myślałem, że koniec przeżyć na dzisiaj. Myliłem się.  
     Z cienia wyszła grupka dziwnie ubranych ludzi - białe, długie szaty, koraliki i dłonie pstrokate, jakby od farby. Wyglądali na wyznawców Kriszny, ale to chyba nie byli oni. Nie towarzyszyła im ani radosna muzyka, ani kolorowy orszak. Szli z opuszczonymi głowami. Zatrzymali się oczywiście tuż przed moi podwórkiem. Utworzyli kolo i również coś szeptali ściskając w dłoniach dziwnokształtne "coś" . Był to jakiś znak, jakiś talizman. Nie mogłem dostrzec jak to dokładnie wygląda. Tajemniczy znak, który niewątpliwie związany jest z tym skrawkiem chodnika przed moją furtką. Jednak ja niczego nie widzę. Jest tyko szara kostka brukowa. Wiem, to kolejny program, który ma na celu "wkręcanie" ludzi i robienie z nich głupków. Zacząłem rozglądać się za kamerami. nie było ich widać, lecz to nie znaczy, że ich nie ma. Przecież współczesne kamery mogą być miniaturowe i ukryte niemal wszędzie. Spoglądam na twarze tych dziwnie ubranych ludzi - skupieni na swojej modlitwie. Zero uśmiechy - zawodowi aktorzy. Ciekawe kto mnie wkręca? Ani ci faceci, którzy pojawili się w moim domu niczym krasnale w domu Bilbo Bugginsa, ani modlące się baby, ani też ci mnisi nie przypominali mi nikogo z moich znajomych.  
     Księżyc jest dzisiaj w pełni. Jest niezwykle jasno. Niebo czyste, bez chmur. Można by powiedzieć, że idealna noc na czary. Jednak czary nie istnieją, magia to tylko sztuczki, a to wszystko co się dzieje jest wyreżyserowanym przedstawieniem. Jeszcze pewnie kilka chwil i doczekam się wielkiego finału - wyskoczy ekipa filmowa i krzyknie nazwę jakiegoś bzdurnego programu, a znajomy, który mnie wkręcił będzie w rękach trzymał kwiaty i śmiał się ze mnie.  
     Mnisi wznieśli wzrok ku księżycowi, podnieśli ręce do góry, wyszeptali coś i odeszli. Podszedłem do furtki, spojrzałem na to miejsce, gdzie modliły się grube baby i  ci dziwni faceci. Nic, naprawdę nic tam nie było. Podniosłem głowę do góry i spojrzałem na księżyc - tajemniczy i piękny. Nagle usłyszałem kroki. Ku mnie szła kobieta. Wyglądała jak wiedźma. Ubrana w czarną suknie, chusta na głowie i brodawki na twarzy. Szła w moją stronę wpatrzona w ten tajemniczy kawałek chodnika przed który się zatrzymała. Spojrzała na mnie i wyszeptała:
- Koło, pojawiło się koło.
Stałem w milczeniu patrząc na wiedźmę.  Jakie koło? O co tutaj chodzi? Przecież tam nic nie ma. Jest chodnik i nic więcej.  
- O jakie koło chodzi? Przecież nic tutaj nie ma? - odrzekłem zdenerwowany.  
- Koło jest życiem. Podejdź do mnie.
Otwarłem furtkę, staniałem koło tej dziwnej kobiety i spojrzałem na chodnik. Nadal nic nie widziałem. Może jestem za głupi? Albo też naprawdę jest to telewizyjny żart.  
- Zamknij oczy, weź głęboki oddech i policz do dziecięciu.  
Zrobiłem jak kazała chociaż nie ufałem. Zrobiłem to tylko dlatego żeby się uspokoić. Za dużo wrażeń.  
- Już? Teraz jeszcze raz spójrz na to miejsce, na które spoglądałeś gdy szłam tutaj. Widzisz?
- Tak - odrzekłem nieśmiało.
Tak, widziałem. Nad zimnym chodnikiem widniała delikatna, fioletowa poświata w kształcie koła. To nie żart. Objawiło się koło. Jednak czym ono jest, co to oznacza? Wpatrując się w ta poświatę czułem wewnątrz ciepło, które rozchodziło się po całym ciele docierając o koniuszków palców, czułem narastająca radość, czułem się częścią świata.
- Koło jest życiem, koło jest światem, koło to ja, ty i wszystkie istoty. Życie każdej z istot składa się z nieskończonych cykli, a więc z koła. Wszechświat jest kołem. Nic nie ma swojego końca, ani nie ma też początku. Wędrujemy ścieżką myśląc, że dojdziemy do wymarzonego celu, lecz tak naprawdę podążamy cały czas tą samą drogą, depczemy sobie po piętach. Koło, które się pojawiło jest znakiem wejścia w kolejny cykl, kolejne okrążenie. Oznacza zmianę. Wychodzimy z cyklu poznawania by wejść w cykl oświecenia. Już za chwilę skończy się świat który znałeś. Uśmiechnij się. Czeka nas wspaniały czas.
     Dalszych słów już nie słyszałem. Poczułem błogość. Ciało znajdowało się na chodniku, lecz dusza unosiła się ponad chodnik i moją materialność. Nie ma mnie...., a raczej teraz dopiero jestem. Unoszę się ku księżycowi. Zostawiam za sobą ten świat, który już się kończy.

szejkan

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1456 słów i 7852 znaków.

3 komentarze

 
  • nienasycona

    Takie to podwójnie smutne, może przez ten deszcz...Bardzo ładnie napisane

    5 wrz 2015

  • szejkan

    To w zasadzie był sen, lecz rozbudowałem go i dokończyłem.

    4 wrz 2015

  • NataliaO

    Zaciekawiło mnie opowiadanie :)

    4 wrz 2015