Kobiety IX Vera

Tę część dedykuję jednej osobie, która pojawiła się w odpowiednim miejscu i czasie.  


Jej dłonie oplatają moją szyję, kiedy chwytam ją za biodra i przyciągam mocno do siebie. Uśmiecha się, przymykając oczy.  
- Nawet nie wiesz, ile na to czekałem - stwierdzam, nie mogąc nacieszyć się widokiem jej zielonych oczu, ust, cholera, wszystkiego, na co mogę teraz bez żadnego "ale" spojrzeć, dotknąć.  
- Im mniej mówisz, tym lepiej - przykłada palec do moich ust, a potem je całuje.  
Pocałunek jest lekki. Tak, lekki to dobre określenie, ponieważ i ja czuję się lekki. Unoszę ponad wszystko, wszystkich, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie potrzebuję skrzydeł, jej obecność jest wystarczająca. Mogę latać.  
Potem ta lekkość zamienia się w namiętność, wywołując ciarki, dreszcze ciągnące się falą wzdłuż kręgosłupa, by unieść spodnie, narobić ochoty i podnieść temperaturę ciał i otoczenia.  
Jej ręce błądzą po moim ciele, szukając tego, czego, jak się domyślam, dawno jej brakowało. Dotyka mnie w sposób wręcz rozpaczliwy, gwałtowny, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół, nie pominąć żadnego kawałka mojego wrzącego już ciała.  
Nie pozostaję dłużny, odwzajemniam dotyk, każde muśnięcie, każde westchnienie, każdy głośniejszy, przyspieszony oddech.
W erotycznym tańcu zapomnienia, tęsknoty pozbywamy się ubrań, zahamowań i wszystkiego, co krzyczy w naszych głowach, aby skończyć to wszystko, zanim cała ta sytuacja zajdzie za daleko.
Pytanie, czy przypadkiem już nie zaszła za daleko?
Jej kształtne, niewielkie piersi spoglądają na mnie, dopraszając się pieszczot.  
Usta również.
Nie potrzeba mi więcej, dobieram się do niej, jak wygłodniały wilk.  
Najpierw atakuję piersi, liżę sutki, zataczając językiem maleńkie kółka na samym czubku, by poszerzyć horyzonty i doznania, zaczynam je lekko ssać. Pierwsze oznaki zadowolenia docierają do moich uszu. Odchyla głowę do tyłu, więc przyciskam ją do ściany, chcąc, by poczuła się chwilowo bezbronna. Nie przerywam zabawy, masuję wciąż jej nabrzmiałe piersi, a potem zatapiam ustami w jej szyi, zagłębieniach między obojczykami. Napieram na to kruche ciało, wyczuwając spore wybrzuszenie w swoich czarnych spodniach. Ona też to czuje i widzę, jak z rozmarzenia zagryza wargi. Wiem, że chce, abym wszedł w nią teraz i pozwolił zapomnieć o wszystkim i o wszystkich.
Tak, ja też tego pragnę, ale najpierw chcę ją całować, przytulać, napawać słodkim zapachem, naznaczyć ją swoim dotykiem.  
Pragnę, by to nigdy się nie kończyło.
Chcę ją.
ZAWSZE.



Przytula się do mnie, kiedy leżymy rozciągnięci na łóżku, próbując uspokoić oddech.  
Z żadną, naprawdę z żadną kobietą, nie czułem tego, co przed chwilą.
To nie był seks. To był cholerny rozpierdol w głowie, w ciele, wszędzie, gdzie to tylko możliwe.
Jeremy miał rację, to kobieta demon.  
- Dobrze mi z tobą - szepcze, ściskając mocniej mój bok.  
Wzdycham.
- Emma? - czuję, jak powoli głos zaczyna mi się łamać.  
Podnosi głowę, by na mnie zerknąć.
- Tak?
- Ja.. ja.. naprawdę...
- Wiem, Gerard, wszystko wiem - uśmiecha się, uspokaja, by ponownie oprzeć głowę o mój bark. - Ja ciebie też - dodaje, sprawiając, że zastygam, bojąc się zaczerpnąć powietrza na wypadek, gdyby to wszystko okazało się tylko pięknym snem.  



Telefon wibruje, wyrywając mnie z rozmyślań.  
Nieznany.
- Witam, z tej strony Vera. Dostałam numer od Dana, więc postanowiłam...
- A jednak? - uśmiecham się, choć wiem, że nie jest w stanie tego zobaczyć.  
- Nie mam innego wyjścia, więc jeśli ma pan coś konkretnego do zaoferowania, to chętnie przyjmę tę pracę - w jej głosie wyczuwam lęk. Lęk związany z utratą tego, co ledwie udaje jej się utrzymać na ten moment w rękach.  
- Żadne pan, Gerard. Wyślę ci adres smsem. Możesz przyjść około czternastej do biura - informuję, oczami wyobraźni widząc, jak bardzo się ucieszy.
- Świetnie, do zobaczenia! - nie mylę się, jej głos łagodnieje i przybiera radosny ton.



Vera spogląda na mnie, nie mogąc powstrzymać entuzjazmu.  
- Zabawne, kto by pomyślał, że będę tu kiedykolwiek siedzieć i rozmawiać z bogatym szefem kancelarii? - śmieje się.  
- Bez przesady, dobry przypadek. Mały krok w przód, aby wszystko zaczęło się układać - podaję jej papiery, by podpisała je w kilku miejscach.  
- Nie wierzę w przypadki - jej radość wyraźnie się zmniejsza, a oczy ciemnieją. - Nic nie dzieje się bez powodu - dodaje, zamyślając się na dłuższą chwilę.
Natychmiast dolatuje do mnie widok uśmiechniętej Emmy. Niemal czuję jej dotyk na swojej skórze, słodki smak jej ust.  
- Masz rację - przymykam oczy, odlatując wyobraźnią w zupełnie inne miejsce. Myślami jestem gdzieś bardzo daleko, kochając się z zielonooką, słuchając jej zmysłowego głosu i całując z nieopisaną delikatnością i czułością.
- To wszystko? - Vera macha mi ręką przed twarzą, a ja pierwszy raz od wieków zawstydzam się.  
- Tak, widzimy się jutro o ósmej - podaję jej dłoń.  
Odwzajemnia uścisk i uśmiecha się smutno.  
- Naprawdę bardzo dziękuję. Ta praca to szansa. Szansa na lepszą przyszłość - wzdycha, powstrzymując cisnące się do oczu łzy.  
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że wszystko się ułoży - podchodzę do niej, by poczuła się trochę bardziej komfortowo.  
Jestem szefem, ale w końcu i człowiekiem. Jedna myśl nie daje mi spokoju i widząc jej stan, zastanawiam się czy jest sens się mieszać i o to pytać.  
- Kim jest Arthur? - nie rezygnuję.  
Nie powstrzymuje już łez. One toczą się po jej policzkach, jak niechciani goście. Wyciera je zawzięcie wierzchem dłoni, ze złością i bezradnością. Kilka razy wzdycha, nabiera znów powietrza, chcąc się uspokoić i patrzy mi w oczy.  
- To mój syn - odpowiada łamiącym się głosem. Głosem wypranym z optymizmu.  
Bez zastanowienia przytulam ją do siebie, nie mając pojęcia, ale domyślając się, jak dużo musiała znieść i przeżyć, by doprowadziło ją to do takiego stanu, w jakim obecnie się znajduje.  
- Na pewno jest tak samo silny, jak ty. Teraz wszystko będzie inaczej, wszystko - szepczę, głaszcząc po głowie. Pozwalam, aby jej łzy moczyły moją niebieską marynarkę.
Vera wyzwala we mnie dziwne odczucia. Czuję się zdezorientowany.  
Chęć zaopiekowania się małą, bezbronną kobietą jest na tyle silna, że nie czuję żadnych przeszkód, aby trzymać ją teraz w ramionach i powtarzać, że wszystko się ułoży, choć widzą ją na oczy ledwie drugi raz.  
Nie, nie chcę jej zerżnąć ani pocałować. Żadnych rzeczy związanych z bezpośrednim, bardzo bliskim kontaktem fizycznym. Pragnę jedynie Emmy.
Po prostu czuję, że łączy nas jakaś dziwna, magiczna więź, jakbyśmy znali się od wielu lat, jakbyśmy od wielu lat byli przyjaciółmi.  
- Jesteś naprawdę bardzo dobrym człowiekiem, Gerard - są to ostatnie słowa, które wypływają jej z ust tego dnia, bo potem wychodzi z biura, pozostawiając mnie w totalnym zdezorientowaniu i ciszy.
Czy naprawdę jestem dobry?
Cholera, co się ze mną dzieje?



Jeremy kilkakrotnie próbował się ze mną skontaktować, po tym, jak wysłał mi smsa, że chce wziąć wolne na żądanie i nie będzie go dzisiaj w pracy.  
Zabawne. Ucieczka od oglądania mojej szczęśliwej gęby. Nie odebrałem.  
W końcu jestem przyjacielem, któremu nie można zaufać. Niewiarygodne, że posądził mnie o tak absurdalną rzecz. Tak, doskonale wiem, że mój styl życia mu zawsze przeszkadzał, ale nigdy nie ingerowałem w jego życie osobiste ani tym bardziej nie zalecałem się do dziewczyn, z którymi go coś łączyło a co najważniejsze, pomimo ogromnego popędu seksualnego, nie tykałem tego, co śmierdziało fałszem. To była od zawsze złota zasada. Takich rzeczy nie trzeba mówić ani powtarzać, o tym po prostu się wie.  
Chrzań się, Jeremy.
Pracy jest trochę więcej, mniej par rąk, ale nie żałuję. Nie chcę go oglądać ani z nim rozmawiać.  
Mam nadzieję, że świetnie się bawi z największą oszustką, jaką było mi dane poznać.  




Wieczorem przyjeżdżam do Emmy. Dzwoniła, informując radośnie, że zrobiła dla nas wyborną kolację a ja mam być jej deserem. Nie musiała dwa razy powtarzać.  
- Tym razem wino - uśmiecha się, wskazując na butelkę.  
- Romantyczna kolacja we dwoje? - odpieram się o blat, by móc swobodnie obserwować jej poczynania w kuchni.  
- Wolałbyś, aby była we troje? - chichocze, celując we mnie nożem.  
- Może - nie mogę powstrzymać się od przekomarzania.  
- Naprawdę nie masz pojęcia, co mogę zrobić zaraz tym nożem - mruży oczy, a z jej twarzy znika uśmiech, ale doskonale wiem, że załapała sugestię.  
- Doprawdy? - podchodzę do drobnego ciała, które opatulone jest jedynie w szlafrok. Cholernie podnieca mnie świadomość, że nie ma nic pod spodem. - A wiesz, co ja mogę zrobić tymi ustami? - przysuwam się bliżej, na tyle szybko, że nie jest mnie w stanie powstrzymać i odepchnąć. Nie pozwalam jej niczego więcej powiedzieć. Napieram mocno na jej ciało, zdejmując z niej szlafrok i błądząc dłońmi po nagim ciele.
- Gerard - mówi między pocałunkami, oddychając głośniej.  
- Nie masz teraz przewagi, kochanie - szepczę, ściskając jej szczupłą szyję. - A poza tym, jestem bardzo, ale to bardzo głodny i pieprze twoje wykwintne dania. Kolację właśnie podano na blacie - dotykam jej piersi, czując, jak poddaje się, odpływa w moich ramionach.  
Chwytam ją i podnoszę do góry. Spogląda na mnie zdezorientowana, ale kiedy jej usta otwierają się, by o cokolwiek zapytać, rozkładam szczupłe nogi i zatapiam usta w jej słodkim wnętrzu.  




Od kilku dni nie czuję się za dobrze. Emma przychodzi, by zrobić mi jakieś jedzenie, porozmawiać i sprawdzić, jak się trzymam.  
Lekarz powiedział, że to jakieś zatrucie i muszę swoje wycierpieć.  
Jeremy znów dzwonił, ale w dalszym ciągu nie chcę z nim rozmawiać. Wychodzę z założenia, że jeśli to naprawdę coś pilnego, wie gdzie mieszkam.  
- Chcesz herbaty? - Emma pochyla się nade mną, sprawdzając czy mam gorączkę.  
- Chcę buziaka - mówię a z jej twarzy znika na chwilę wcześniejsza troska.  
Dostaje to, czego chcę.  
Pocałunek jest delikatny, nieśmiały, jakbyśmy byli niezdarnymi gówniarzami.  
- Kocham cię - szepczę, nie bojąc się już tego powiedzieć na głos ani do tego przyznać, a w jej oczach, nie wiem z jakiego powodu, dostrzegam coś, czego od dawna nie widziałem, smutek.  




Następnego dnia odwiedza mnie Vera.  
- Słyszałam, że coś cię dopadło, więc przyniosłam pewną rzecz, która może poprawić ci humor - spogląda na mnie, machając w powietrzu prostokątnym pudełkiem. - Film - wyjaśnia.
Jestem jej wdzięczny, bo po wyjściu Emmy poczułem się znów źle, będąc sam w mieszkaniu.  
- Czujesz się lepiej? - klepię miejsce obok siebie, aby usiadła.  
- To chyba ja powinnam cię o to zapytać - uśmiecha się. - Lepiej, zdecydowanie lepiej - dodaje po chwili, a potem siada na łóżku.  
- Powiesz mi, skąd masz w sobie tyle siły? Tam, w barze, kiedy siedziałem obok was i słuchałem, o czym rozmawialiście, wychwyciłem w twoim głosie to, czego brakuje wielu osobom - przypominam sobie jej wyraz twarzy, słowa. - Upór, siła i coś jeszcze, czego i mi brakowało od dłuższego czasu - nie mogę powstrzymać unoszących się kącików ust.  
Wzdycha, rozkładając ręce i może to źle, że o to pytam, poruszam ten temat, bo jej oczy robią się znów szklane i smutne.  
- Determinacja pojawia się zawsze, kiedy wiem, że nie jestem odpowiedzialna wyłącznie za siebie, ale, że ta mała, bezbronna osóbka, która mówi do mnie "mamo" bardzo mnie potrzebuje i nie poradzi sobie bez mojej obecności, pomocy - ma nieobecnie spojrzenie.  
- Ile ma lat? - pytam, zapominając o filmie i o tym, że miałem na niego ochotę.  
Teraz już nie mam. Chcę jej słuchać.
- Cztery - wraca uśmiech, ten szczery. - Jest kochanym dzieckiem, ale niekiedy potrafi dać matce nieźle w kość - śmieje się i rozluźnia napięte mięśnie.  
- Jakie to uczucie być rodzicem? - przekręcam się na bok, aby mieć lepszą widoczność na jej ładną twarz.  
- Najlepsze na świecie - mówi bez chwili zastanowienia, wahania. - A co, planujecie dziecko? - uśmiecha się, przenosząc wzrok moją twarz.  
Marszczę czoło.  
- Planujemy?
- Widziałam cię ostatnio z kobietą. Nie całujesz się chyba z przypadkową osobą na ulicy? - widzę, że rozbawia ją moje zdezorientowanie i zdziwienie w oczach.
Zrozumiałaby, gdyby znała moją przeszłość, ale nie wie i się nie dowie.  
- Tak, to Emma - wyjaśniam. - Nie chcę mieć dzieci - dodaję, na co gwałtownie odwraca się w moją stronę. W jej oczach dostrzegam migające znaki zapytania i wbrew wcześniejszej niechęci, nie mam problemu, aby jej o tym opowiedzieć.  
To dziwne.  
Okropnie dziwne.




Zachłanne pocałunki. Klapsy. Mocniejszy, świadomy dotyk. Jęki. Moje imię. Twarde, sterczące sutki spragnione długich palców, miękkich ust, mokrego języka. Wolne, mocne pchnięcia. Ciało wygięte w łuk. Jędrny tyłek. Chwytane w pośpiechu długie, ciemne włosy. Zmysłowe ruchy. Piękne, zielone spojrzenie. Gęstniejące powietrze. Zwolnione tempo. Bliskość, upragniona bliskość. Muśnięcia warg. Ciepło splecionych ze sobą ciał.  
- Uwielbiam cię - szepczę, czując, jak dochodzi razem ze mną.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii inne i erotyczne, użyła 2450 słów i 13542 znaków, zaktualizowała 12 wrz 2017.

Dodaj komentarz