Dziś ma nastąpić ostateczny test tego, czy się nadaję i będę mógł go zastąpić. Dowiodę, że nadszedł już ten czas.
Poprosił mnie do pokoju. Nigdy jeszcze nie byłem w tym pomieszczeniu. Wchodząc, zauważyłem ogromny stół, a na nim osiem mahoniowych szkatułek, różnych rozmiarów. Wszystkie były piękne, poza jedną pełną rys, skaz i plam.
Ojciec, widząc, jak wszystkiemu się przyglądam, w końcu przemówił:
– Oto twój ostateczny egzamin. Masz tylko jedno zadanie. Wybrać najpiękniejszą szkatułkę.
– I tyle?
– I tyle – powtórzył.
Banalne - pomyślałem. Bez wahania wybrałem największą i najpiękniejszą.
– Nie otworzysz jej? – spytał.
– A po co? Przecież widzę, iż właśnie ta jest najpiękniejsza.
Ojciec niespodziewanie popatrzył na mnie z dezaprobatą oraz smutkiem w oczach.
Nic nie mówiąc, podszedł do zniszczonej szkatułki. Wziął ją do ręki, a drugą pogłaskał delikatnie niczym rodzic dziecko.
– Przykro mi synu. Oblałeś. A powtarzałem ci zawsze, że prawdziwe piękno nie jest tym zewnętrznym.
– Jak to nie zdałem!? – krzyknąłem zszokowany.
– Normalnie. Jeszcze nie wiesz, co się tak naprawdę liczy i dlaczego. Ale to się zmieni. Trafisz do miejsca tak pięknego w swej różnorodności, że... Zresztą przekonasz się sam. Wzrok to nie wszystko. Jest jeszcze coś, czym widzimy, ale odkryjesz to już tam...
Nie słyszałem już nic.
*
Obudziłem się na Ziemi...
Dodaj komentarz