Witamina M (4) Raz na górze, raz na dole

Czy jeszcze ktoś to czyta?

Tym razem, po dłuższym milczeniu, poinformował mnie o swojej obecności w tramwaju. Ciskał się, parł na tkaninę spodenek tak, jakby chciał ją rozerwać. Domyśliłem się, że nie jest mu tam najlepiej, ale chyba mógł sobie znaleźć lepsze miejsce do protestów? Popatrzyłem na niego krytycznie. Faktycznie był widoczny i to aż za bardzo. Od jakiegoś czasu obserwowałem uważnie innych mężczyzn i ich małych przyjaciół. Kobiety też, ale co im zobaczysz? Na cycki byłem raczej obojętny. I powoli się przekonywałem, że mój osobisty przyjaciel nie kłamał w kwestii wzrostu. Faktycznie innym też rósł i to nawet bardziej odważnie niż mnie. Nawet zimą. Ale legenda o dwudziestu centymetrach dalej pozostała tylko legendą.  

No i co z nim zrobić? Trzeba by go przede wszystkim obejrzeć, jak to wygląda u innych. Ale jak? No nie w tramwaju oczywiście, ale im szybciej, tym lepiej. Tramwaj jechał właśnie przez Most Uniwersytecki i coś mi świtało, że zaraz za nim jest jakaś toaleta, chyba jedyne tego typu miejsce, gdzie mogę natychmiast z nim porozmawiać, bo nawet nie irytował mnie, a po prostu bolał. Co poprawiłem go ręką, ból był jeszcze większy. Zamiast wiec jechać dalej, wysiadłem na następnym przystanku i prawie biegiem wpadłem do toalety. Była na szczęście pusta, choć fetor bił od pisuarów tak potworny, że w każdej innej sytuacji dałbym sobie spokój. A ja musiałem go zobaczyć.  
– To przez ciebie – powiedział, kiedy tylko ujrzał światło dzienne. Dopiero po chwili zacząłem go oglądać. Jeszcze nigdy nie był taki czerwony i gorący.  
– Jesteś chory? – zapytałem z troską.  
– Nic mi nie jest – odparł niewzruszony. – Jeszcze raz powtarzam, że to twoja wina.  
Widzicie go... Nawet go nie dotknąłem, a ten zwala wszystko na mnie. Nie bawię się tak...  
– Możesz mi łaskawie powiedzieć, w którym miejscu? – zapytałem niewinnie.  
– Zastanów się, zdaje się, że myśleć umiesz. Pod tym względem mój właściciel nawet mi się udał, tylko czasami...  
– Nie zaprosiłem cię tu na żadne wywody filozoficzne, a chcę sprawdzić co się z tobą dzieje. Jeszcze nigdy nie byłeś taki opuchnięty.  
– Ja nie jestem wcale opuchnięty – zaprotestował. – Ja po prostu rosnę, a ty zdałeś się przeoczyć ten nader istotny szczegół. Zapamiętaj sobie: krótszy już nie będę. Cieszysz się prawda?  Nie wiem, czy słusznie. Ale dalej powtarzam, że ten cały ambaras to twoja wina. Co robiłeś, kiedy zacząłem się powiększać? No, przypomnij sobie?  
Wróciłem jeszcze raz do scenki w tramwaju. Stałem, jak zwykle zresztą, w przegubie i obserwowałem stojącego naprzeciw mnie faceta. Facet był dorosły i to nawet bardzo dorosły, potężnie zbudowany, ale jakiś łagodny. Od pewnego czasu lubiłem ludzi, którzy wyglądają i zachowują się łagodnie, bez większych szaleństw, którzy nie mają wściekłości czy złośliwości wypisanych na twarzy. Można powiedzieć, że tamten też taki był. Jednak nie to mi się w nim podobało najbardziej a miejsce, w którym trzymał swojego przyjaciela. Od samej Szewskiej zastanawiałem się, jak on musi wyglądać. Tamten miał na sobie spodnie, które co prawda nie przylegały zbyt do figury, ale w tamtym miejscu miał zdecydowanie ciasno. Jego przyjaciel był widoczny, prawie jakby był na wierzchu, wręcz w każdym szczególe, z łebkiem na czele.
– No widzisz, jednak potrafisz myśleć – odezwał się mój przyjaciel. – To właśnie było powodem i, jak widzisz, jest nim nadal.  
Zirytowałem się.  
– Co ty, kolegów sobie szukasz? – zapytałem, wpatrując się w niego, a szczególnie sam czubek, który wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Skórka, która go ciasno zamykała i zwłaszcza ostatnio przynosiła mi wyłącznie ból, była luźniejsza i zaczęło przez nią wychodzić coś śliskiego. Jeszcze lepiej...  
– Będziemy musieli z tobą iść do jakiegoś lekarza – powiedziałem mu. – Mnie to nie wygląda specjalnie dobrze.  
– Stanowczo protestuję – powiedziało to bydlę. – Nie będę dawał się oglądać jakimś babom, co to, to nie.  
– A jak lekarzem będzie chłop? – zapytałem przekornie.  
Wyobraziłem sobie, jak idę do lekarza, który wygląda tak jak ten facet w tramwaju. Jak by mi go oglądał... Musiałoby to być nawet przyjemne. Tylko jaką mam gwarancję, że lekarzem będzie facet? Kobiecie bym pewnie nie pokazał i niestety, nie wiedziałem dlaczego. Może bałbym się, że zacznie rosnąć, jak będę patrzył na jej cycki, bo coś takiego powiedział niedawno jeden z kolegów. Toteż robiłem rozmaite eksperymenty, wpatrywałem się w biusty koleżanek, niewielkie jednak ale już rysujące się kształtnym łukiem. Nic z tego.  
– Żadnej – odpowiedział ten potwór. – A tak w ogóle to schowaj mnie już i pogadamy wieczorem, będę miał dla ciebie zadanie specjalne.  
– Zastanowię się, czy dla ciebie jest sens cokolwiek robić – odpowiedziałem. – Na razie tylko mnie wkurzasz.  
– Coś bym ci pokazał, ale nie tu – skontrował mnie mój przyjaciel. – Ty lepiej nie zapominaj, o której masz być w domu. Masz jakieś dwadzieścia pięć minut, aby dojechać na Krzyki.  

Oczywiście czas był wyśrubowany, więc schowałem go z powrotem, a następnie pędem wypadłem z toalety. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie byłem tam zupełnie sam, kawałek dalej stał jakiś facet i, tak mi się przynajmniej zdawało, obserwował mnie uważnie. Na razie nie łączyłem tego z niczym – czego może chcieć od takiego szczawika jak ja? Droga powrotna minęła mi już o wiele spokojniej, kupiłem w kiosku Wieczór Wrocławia i czytałem aż do samego Ronda Powstańców Śląskich. Nawet nie starałem się obserwować innych facetów, na jakiś czas miałem dość. Ale ta nasza rozmowa w toalecie dalej nie dawała mi spokoju. Cały wieczór byłem nieuważny, rozkojarzony.  
– Co się z tobą dzieje? – pomstował ojciec – już nie potrafisz porządnie zamieść podłogi? – mówiąc to, pokazał na długie flaki kurzu na podłodze. Rzeczywiście musiałem ich nie zauważyć. Myślałem po prostu o czymś zupełnie innym.  

Wieczorem w telewizji był film z Bardotką, ulubienicą mojego ojca.  
– Patrz, jakie ona ma długie nogi.  
– Aż do samej ziemi – zgasiła go matka. – I nawet jej się zawijają na końcach.  
– No nie mów, że takie zwyczajne – zaprotestował ojciec.  
Popatrzyłem uważnie na nogi Bardotki. Nogi jak nogi, nie widziałem w nich nic szczególnie atrakcyjnego. W ogóle robiła wrażenie głupiego babska, wypindrzonego i wyfiokowanego. Nie wiem, czy gdybym ją zobaczył na ulicy, zwróciłbym na nią uwagę. W ogóle jakoś nie zwracałem uwagi na kobiety, poza tymi eksperymentami z cyckami. Ciekawe dlaczego? W końcu doszedłem do tego, że widocznie jestem na to za młody, choć moi koledzy z klasy już zaczęli na nie patrzeć. Co do samych cycków, uznawałem to miejsce u kobiety za najmniej atrakcyjne. Lubiłem za to ich twarze, elegancki makijaż,  fryzury, zgrabną sylwetkę i tyłek jak u gazeli – ale do cholery, nie cycki!  

Film się skończył, jeszcze tylko kąpiel i do łóżka. Już w wannie mój przyjaciel wykazywał się sporą aktywnością.  
– Ty chyba lubisz, jak się ciebie głaszcze – powiedziałem mu.  
– Przede wszystkim lubię, jak się mnie myje. Pamiętaj o tym, bo przez twój brak higieny piekło mnie pół dnia. A głaskanie też lubię, ale o tym później. Na razie umyj mnie i resztę ciała a później pogadamy.  O jajkach też pamiętaj.  
– Coś dziś rozmowny się zrobiłeś... Ale niech ci będzie – odpowiedziałem, wycierając go do sucha. Już nie był taki napuchnięty.  
Przypomniał o sobie, kiedy tylko położyłem się do łóżka, jeszcze dobrze nie rozprostowałem kości, a ten już się pręży, boleśnie przypominając o swojej obecności.  
– No teraz możesz mnie pogłaskać – powiedział łaskawie.  
I miała ta mała cholera rację, rewanżował mi się, jak tylko potrafił.  
– Nie tak, czubek głaskaj – upomniał mnie. Tymczasem ja czubka najbardziej bałem się ruszać ze względu na to dziwne mięso wyrzynające się spod skórki.  
– Nic jej nie będzie – rozwiał moje obawy.  
– Ale bolisz, nie rozumiesz tego?  
– A nie pomyślałeś, że ja się muszę trochę zmienić? Trochę poboli i przestanie, ale już będziesz miał spokój do końca życia. No głaszcz ten czubek. Możesz go trochę naślinić, ale delikatnie.  
Jak prosił, tak miał. Widać wiedział, co robi, bo przyjemność przewyższała ból. A przyjemność była coraz większa i większa... Zacząłem go naciskać coraz mocniej, szalejąc z przyjemności po każdym takim skurczu. To już nie była taka niewinna zabawa jak rok temu, kiedy po raz pierwszy czerpałem przyjemność z obmacywania się i drażnienia. Tym razem to miało rytm, swoją wewnętrzną logikę i dramaturgię. Wyczułem drania i dostawał dokładnie, co chce. Sądziłem, że wszystko zakończy się tak jak zwykle, w pewnym momencie będzie mi najprzyjemniej, a później już tylko będę dochodził do siebie. I tu czekała mnie spora niespodzianka. Jest w tej całej zabawie pewien punkt, po którym nie ma już żadnego odwrotu. Gdy już go przekroczyłem, zaczęło się dziać ze mną coś dziwnego. Dostałem drgawek jak jakiś epileptyk. Zdaje się, że nawet się wystraszyłem, choć te dreszcze wcale nie były takie nieprzyjemne. Jednocześnie czułem, jak we mnie coś przepływa. I nagle eksplodował! Siła była tak mocna, że zabrakło mi tchu, oddychałem tak głęboko, jakbym przebiegł co najmniej sto metrów. Tylko co on robi? Moja ręka była kleista, lepka, gorąca, pokryta czymś przeźroczystym. Wzdrygnąłem się.  
– Coś ty najlepszego zrobił?  
– No chyba ci się podobało, prawda?  
Chyba… Bylem tak oszołomiony, że dość długo zbierałem się, zanim dałem odpowiedź.  
– Tak ma być, na razie przyjmij to do wiadomości i daj mi spokój na dziś. Zobaczymy się jutro.  
– I kto to teraz będzie sprzątał?
– No przecież nie ja – odpyskował.
– Dlaczego mnie na to nie przygotowałeś? – wściekałem się. – Rozumiem, że to jest coś naturalnego, coś tam słyszałem, ale zupełnie nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać. Pisali „nasienie” – czy to nie powinna być pestka albo coś podobnego?
– Oszalałeś? – zdziwił się. – Żeby mnie kompletnie poharatało w środku? Wyłbyś z bólu przez tydzień, jak cię znam. Ten sposób jest o wiele mniej przyjazny, i dla mnie i dla ciebie, nie uważasz?
– Nie, nie uważam – odburknąłem. – Jak sobie będziesz częściej pozwalał na takie ekstrawagancje – dokładnie nie wiedziałem co to słowo oznacza, ale brzmiało w sam raz, by zrobić na nim wrażenie – to moje łózko zamieni się w śmierdzący chlew. Nie mówiąc o problemach z rodzicami.
Ale on wiedział  swoje.
– Ile razy ci mówiłem, że masz o mnie dbać? To dotyczy też tego. Trzymaj jakąś chusteczkę w kieszeni, czy coś podobnego.  Nie zbiedniejesz…
Na razie nic mnie nie kosztował, wyglądało, że to się ma zmienić. Groszem nie śmierdzę i nawet zakup chusteczek stanowi dla mnie jakiś wydatek. Poza tym po każdej takiej eksplozji trzeba by było iść z tym do ustępu i spuścić wodę.  
– Na twoje lenistwo nic nie poradzę – odezwał się. – Ja bym się raczej cieszył, bo u kobiet jest to o wiele bardziej skomplikowane.
– A ty skąd to wiesz? – zdziwiłem się.
– Jest to moja wiedza, powiedziałbym, życiowa. Ty też wiesz, że należy oddychać…
Nie chciało mi się wchodzić w te rejony, wiedziałem zbyt mało, by podjąć jakąkolwiek dyskusję. Z drugiej strony byłem tak zadowolony z tego prezentu, że zapragnąłem znów go pogłaskać. Jednak on zaprotestował stanowczo.
– Nie chcę już, nie dzisiaj. I nie będę ci już posłuszny. Zresztą... Sam zobaczysz.  
Zobaczyłem. Zasnąłem natychmiast, trzymając go w ręce.  

Kilka dni później, gdy siedziałem nad lekcjami i otworzyłem książkę od matematyki, zauważyłem, że w książce jest zakładka, której tam nigdy nie było. Nie używam zakładek, z reguły pamiętam, na której stronie czytam. Na zakładce były jakieś serduszka i inne, równie kretyńskie obrazki. Wyglądało to na typową dziewczyńską robotę, chłopak czegoś takiego by nie rysował. Nie siedzę z żadną dziewczyną w ławce, jeszcze czego?, więc o pomyłce nie mogło być mowy. Matematyka była wczoraj i tej zakładki w książce nie było, sam ją zamykałem właśnie na tej stronie. Kto miał dyżur w klasie? Aneta i Krysia. Anety nie lubiłem, klasowa prymuska i w ogóle lekceważyła wszystkich, jakby była ulepiona z innej gliny. Dla odmiany lubiłem jej brata, który chodził do młodszej klasy. Krysia zaś była miłą, ładną dziewczyną, trochę skromną, dobrą uczennicą i lubiłem ją od pierwszej klasy. Na logikę któraś z nich to włożyła, nikt inny nie miał dostępu. Trzeba będzie je poobserwować.  

Głaskanie to on uwielbiał i był bezlitosny w dopominaniu się o kolejną porcję pieszczot. Bywało, że upominał się o to nawet w środku lekcji w klasie.  
– Teraz daj mi spokój! – upomniałem go.  
– No ale troszeczkę – dopominał się uparcie.  
– Chyba zwariowałeś? Tutaj? Teraz? I co jeszcze? Chcesz się popłakać z radości? – dokończyłem jadowicie.  
– No fajnie by było... Troszeczkę, nikt nie będzie widział...  
No to go troszeczkę pogłaskałem, ale drań wciąż dopominał się o więcej. Już i tak zwróciłem na siebie uwagę...  
– Co ty się tak wiercisz? – zapytała nauczycielka. Błagałem po cichu, żeby mnie tylko nie wyrwała na środek klasy, bo będzie kompromitacja... A wchodziłem już w poważny, ale i pechowy wiek trzynastu lat i nie wypadało się zachowywać jak dzieciak.  
– Ja? Nic...  
Jak jej to wytłumaczyć, że tak naprawdę to nie moja wina? Że to w sumie nie ja odpowiadam za to, że teraz siedzę w ławce i nie mogę się skupić, bo mój przyjaciel się o coś tam dopomina?  
– Czekaj, na przerwie zrobię ci coś, czego naprawdę nie lubisz – zagroziłem.  
– Aha... Już się boję... Rób sobie, co chcesz, na mnie nie ma rady.  
– Zobaczymy...  

Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, mimo że była to moja ulubiona geografia, a na dodatek omawiano mój ulubiony region – Dolny Śląsk.  
– Madejski, może nam przypomnisz ważniejsze pasma Sudetów? – spytała Dębowa, moja geograficzka.  
– Tu czy na środku klasy? – w zasadzie po co ją głupio pytam? Trzeba było zacząć wymieniać i spokój, a tak... Tylko prosiłem się o kłopoty.  
– Możesz na środku, przy okazji pokażesz na mapie.  
Zmieszany wstałem z miejsca i obciągnąłem sweter. To bezczelne bydlę stanęło zupełnie na sztorc i szedłem do tablicy jak z dzidą. Chyłkiem przemykałem się między ławkami, tak aby nikt za wiele nie zobaczył.  
– No więc... Od zachodu mamy Góry Izerskie, później Karkonosze, przełęcz Okraj i Grzbiet Lasocki, z boku Rudawy Janowickie... – ciągnąłem, koncentrując się na mapie i bardziej myśląc o tym, żeby nikt tego nie zobaczył. Zwłaszcza że ta mała cholera wcale nie zrezygnowała z dawania mi znaków o swym istnieniu, prężąc się prawie jak wąż. Ja tymczasem rozkręciłem się i żałowałem, że tych pasm nie ma więcej.  
– No nieźle, Madejski, niektóre szczegóły mogłeś sobie podarować. Wiedzę to ty masz naprawdę dużą, zawsze przychodzisz przygotowany, ale ostatnio ciągle jesteś rozkojarzony. Chyba będę musiała porozmawiać z twoimi rodzicami.  
Rany, tylko nie to... Przecież ja się z tego nie wytłumaczę za żadne skarby. Coś rzeczywiście trzeba zrobić z nim, bo jeszcze gotów wtrącić mnie w porządne bagno.  

– Dobra, doigrałeś się – powiedziałem mu na przerwie, kiedy już znalazłem się w takim miejscu, gdzie mogłem sobie z nim spokojnie porozmawiać. – Ty myślisz, że naprawdę na ciebie nie ma sposobów? Są, mój drogi, i za chwilę zastosuję jeden z nich. Zobaczymy, kto kogo.  
Ale ta cholera ani myślała rezygnować.  
– No właśnie, zobaczymy. Ty się najpierw porządnie zastanów, zanim zaczniesz kombinować. Już niejeden się na tym przejechał.  
Nie mam w zwyczaju negocjować z terrorystami. Zerwałem spory kawał papieru toaletowego z wieszaka, namoczyłem go w zimnej wodzie i obwinąłem go. Nie było to zbyt przyjemne, z miejsca skurczył się i siedział cicho. Naciągnąłem gacie, zapiąłem spodnie i poszedłem na następną lekcję. I już po piętnastu minutach zrozumiałem, na czym polegał mój błąd. Poczułem na tyłku wielką mokrą plamę. Na dodatek była to lekcja techniki, na której najczęściej nie siedzi się w ławce, a chodzi to tu to tam. „Trudno, jestem uziemiony” – pomyślałem. Na dodatek moje krocze wyglądało, jakbym się zesikał. Jeszcze czasami dręczyły mnie koszmary z pierwszych klas podstawówki, kiedy miałem z tym potworne problemy, wspominałem o tym na początku, prawda? Szczęśliwie to już za mną, mimo to dalej pamiętam, jak dzieciaki obrzucały mnie wyzwiskami. A teraz realnie groziła mi powtórka z rozrywki. Zwłaszcza że zapomniałem fartuszka, za co i tak już zostałem ukarany minusem. Trzy minusy i lufa, na szczęście to był mój pierwszy. A teraz jeszcze to... Więcej czasu zajęło mi staranie się, by nikt tego nie zauważył niż piłowanie deski.  

A jednak...  
– Zlałeś się? – zapytał Krzysiek, jeden z moich lepszych kolegów, kiedy podszedłem do ich stolika po piłę.  
– Nie, zachlapałem się w kiblu – salwowałem się kłamstwem. Na szczęście Krzysiek należał do grona tych spokojniejszych chłopaków, którzy nie robią problemów. Wiedziałem, na kogo muszę szczególnie uważać. Jednak wkrótce przyplątały się następne kłopoty. Zaczęło mnie wszystko wokół swędzieć, a nawet boleć. Do zakończenia lekcji pozostało całe dwadzieścia minut, niemal wieczność, a ból narastał i narastał. Już nie dotykałem mojego przyjaciela, żeby go uspokoić, ale by załagodzić świerzbienie i ból, który nasilał się nawet wtedy, kiedy nie chodziłem. Ostatnie minuty w ławce były dla mnie męczarnią. Równo z dzwonkiem wyprysnąłem z klasy i, zaciskając nogi, wpadłem do toalety.  
– Ostrzegałem – odezwało się bydlę.  
– Odwal się. Zachowuj się normalnie to ci dam spokój. Na razie robisz z siebie a przy okazji ze mnie konkursowego idiotę.  
– Czy ty nie rozumiesz, że ja tak muszę? – niemal zakwilił. – Są pewne rzeczy, o których nie jesteś do końca poinformowany, ale w końcu nic nie stoi na przeszkodzie, byś się dokształcił. W wieku trzynastu lat już powinieneś zrozumieć, co o mnie piszą. A piszą wiele i jestem nawet sławny.  
– Tak? To dlaczego o tobie nie uczą w szkole? – wyrwało mi się. – Jeśli jesteś taki ważny, za jakiego się podajesz, powinna być o tobie jakaś lekcja, jeśli nawet nie cały przedmiot. A tymczasem...  
Ale jego nie przegadasz.  
– Jest kilka lekcji, ale za rok. Idź do biblioteki, rozejrzyj się uważnie, jest kilka książek, gdzie piszą, co ze mnie za ziółko, jak mnie traktować, jak pomagać a jak przeszkadzać.  
Gdybym tylko wiedział jak tego szukać...  
– A mogę zapytać bibliotekarki?  
– Mnie to nie obchodzi, jak ty to załatwisz. Ale po dobroci ci radzę, żebyś raczej wytężył swoje szare komórki, masz wiedzy na tyle, że znajdziesz coś na ten temat. A teraz zrób coś ze mną i z tym cholernie mokrym i zimnym miejscem, w którym się znajduję. Strasznie niewygodnie mi tutaj.  
– To znaczy co mam zrobić?  
– Wysusz to najpierw, przecież ja się do wszystkiego kleję, nie widzisz? Potem wysusz mi główkę, ale ostrożnie, bo ja też mam swoje problemy. Na razie chcę wyglądać tak, jak powinienem i coś mi jeszcze przeszkadza. Ale o tym pogadamy kiedy indziej, na razie łap tę srajtaśmę i do roboty.  
Obejrzałem to miejsce krytycznie. Było całe zaczerwienione, zwłaszcza po bokach, gdzie stykało się z nogami, równie w tym miejscu czerwonymi, nawet purpurowymi. No i te mokre spodnie... Otuliłem całość papierem toaletowym, tym razem suchym i naciągnąłem portki. Wyglądałem teraz pokracznie, z kroczem wypchanym jak u tamtego faceta w tramwaju, tyle że on nie miał na pewno papieru w slipkach.  

Zajęcia techniczne były ostatnią lekcją i po obiedzie w stołówce poszedłem do domu. Słowo „poszedłem” nie oddaje do końca prawdy, stąpałem powoli, myśląc nad każdym krokiem i uważając, by tkanina spodni nie ocierała się o wnętrza ud. To niecałe pół kilometra szedłem dwadzieścia pięć minut. Gdy dochodziłem do mojego bloku, byłem już całkiem spocony. A żeby mnie do końca dobić, zerwał się wiatr i spadł ulewny deszcz, co znakomicie pogarszało sprawę. Im bliżej domu tym byłem coraz zimniejszy i mokrzejszy, zwłaszcza od pasa w dół. W domu jeszcze przed odrabianiem lekcji wysmarowałem krocze kremem, tym, który używam do opalania i wszystkich innych rzeczy związanych ze skórą. Jakoś dociągnąłem do wieczora, choć nie czułem się najlepiej. Mój przyjaciel był wyjątkowo spokojny, powiedziałbym nawet pokorny i nie myślałem o nim za wiele.  
– Co ci? – zapytałem przed snem, kiedy oglądałem uda i sprawdzałem, czy schodzi obrzęk.  
Ale nie odezwał się, nawet nie drgnął. Cóż, jak strajk to strajk. Szczęściem ja też nie miałem zbytniej ochoty na zabawy i zasnąłem szybko.  

Proszę o jakikolwiek komentarz.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użył 3835 słów i 21701 znaków, zaktualizował 8 mar 2023.

3 komentarze

 
  • iiswkornaa

    Zagadkowa sprawa z tą zakładką w książce od matematyki. Ma serduszka więc prawdopodobnie jest od jakiejś dziewczyny. Dziewczyny, która podkochuje się w Leszku Madejskim? Chłopak podejrzewa Anetę lub Krysię, bo akurat miały dyżur w klasie i okazję by podrzucić zakładkę. Czy zrobiła to któraś z nich a może całkiem inna koleżanka? Ja w przeciwieństwie do bohatera, uwielbiam klatki piersiowe (chłopięce i dziewczęce, te drugie mniej) i duże sutkowe otoczki. Ekstra miejsce do wlepiania oczek. A jaka przyjemność z dotykania mmmm... ~ Przyjaciel ~ Leszka fizycznie się zmienia, ale charakterek pozostaje taki sam. I dobrze, lubię te jego przekomarzania z chłopcem. Świetne opowiadanie, powinno trafić na stronę główną. Szkoda, że na forum LOL-a nikogo od rana nie ma.

    9 mar 2023

  • eksperymentujacy

    Fajne :) przywołuje wspomnienia ;)

    7 mar 2023

  • TomoiMery

    powoli się rozkręca 👍

    7 mar 2023