Randka w lesie cz. 3 by Horror Ziom
Marcin intensywnie zastanawiał się na tym, co zrobić aby doprowadzić do rozstania Wojtka i Klaudii. Musiał jakoś go pogrążyć w jej oczach...ale jak? Chłopak nie miał za bardzo nic na sumieniu, co on mógłby wykorzystać przeciwko niemu. Skoro nie był umoczony w żadne pokrętne interesy i nie znalazł na niego żadnego haka, musiał temu zaradzić i spreparować jakieś dowody. Albo zmusić go żeby zrobił coś takiego, czego Klaudia nienawidzi.
Narkotyki. Tego nie znosiła najbardziej. Gdy dowiedziała się o tym, że jej były handluje, to od razu z nim zerwała. Nie ma zmiłuj. Co ciekawe to był koleś, którego dobrze znał. Odbierał od niego towar raz w tygodniu. To był taki typowy Seba. Podgolony z tyłu, z kajdanem na szyi i dresem z przykrótkimi nogawkami. Nie wspominając o białych skarpetach z logo i obowiązkowej nerce. Pewnego razu przyjechał do Marcina wcześniej, bo towar schodził wyjątkowo szybko. Razem z Klaudią. I wtedy ją zobaczył. Piękną, młodą lasencję, z apetycznymi krągłościami i prześliczną twarzą. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Dojrzał ją przez okno, gdy wyszła na chwilę z samochodu by zapalić. Nie lubił tego u dziewczyn, nie chciał całować popielniczki. Ale nikt nie jest idealny. Gdy na nią patrzył, miał wrażenie jakby wpadł w trans, zaś jej widok był niemal oślepiający. Diler musiał chyba dzwonić przez dwie minuty, zanim Marcin w końcu oprzytomniał i zszedł do niego na dół. Oczywiście chłopak nie powiedział jej, że przyszedł po dragi, tylko zełgał, że chce pożyczyć grę. Prawda wyszła na jaw trochę później za sprawą Marcina. Był zwyczajnie zazdrosny...
Niestety, wrobienie Wojtka w dilerkę i rozłam jego związku z Klaudią nie było najważniejszą sprawą, jakiej musiał się w tym momencie podjąć. Stary nagrał mu robotę, która według niego była teraz "ścisłym priorytetem". Mianowicie przyszedł czas na utylizację jego "piwnicznej dziewczyny". Tadek stwierdził, że trzeba upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbyć się jej, a przy okazji przygotować dla klientów relację z zabójstwa. Co prawda było to chore gówno, ale popyt był na to ogromny. Zwłaszcza wśród bogatych dupków, którzy wykupywali abonament premium za miliony monet i mogli zgłaszać swoje pomysły do realizacji. Trochę mu jej było szkoda, bo nawet się polubili. Na pewno wolał seks z nią niż z tą oschłą szmatą Magdą, ich gosposią. Azjatka była chociaż miła i się starała, a tamta leżała jak kłoda. Skoro stary jej płacił, to mogłaby się chociaż odrobinę wykazać.
Streamy z morderstw to coś, w czym brał już udział. Najgorsze były te z zarzynania dzieci z azjatyckich "hodowli". Kiepsko znosił ich krzyki. Zwłaszcza jak były patroszone wiertarką. Ale klient nasz pan, a hajs się musi zgadzać. Ofiara zawsze miała zakładany na głowę czarny kaptur, podobnie jak niegdyś przy egzekucjach na krześle elektrycznym. Chociaż twarzy nie widział bo na pewno wyglądały przerażająco. Ale te wrzaski...Jezu...
Najpierw ofiary były odurzane pozostałościami po dopalaczach, które mieli jeszcze z czasów gdy był na to popyt. Szkoda było ładować w nich narkotyki, bo taki ktoś już więcej nie zażyje, więc była to kiepska inwestycja. Lepiej było je sprzedawać małolatom, bo przyjdą po jeszcze. Zawsze przychodzili.
Potem przywiązywano osobę przeznaczoną do utylizacji do krzesła. Ustawiano przed nimi kamerę na statywie. Gdy ofiara budziła się, dwóch "zaufanych" osobników (najczęściej zza wschodniej granicy, choć trafiali się i z Gruzji czy Afganistanu), zaczynało ją "obrządzać", jak to mawiał Tadek. Śmierć następowała w zależności od woli klientów. Mogła być powolna albo szybka. Powolna była dużo bardziej skomplikowana, ale też bardziej dochodowa. Więcej cierpienia i zachodu, co wiązało się też z wymyślaniem nowych tortur lub spełnianiem "zachcianek" klientów. Następowało wtedy usuwania kciuków, patroszenie nożem lub śrubokrętem, obijanie całego ciała metalową rurką lub kijem bejsbolowym. Szybka śmierć była łatwiejsza. Czasem wystarczał jedynie strzał w tył głowy albo zastrzyk z trucizną. Innym razem odrąbywano głowę siekierą. Najczęściej jednak podrzynano gardło. Marcin miał jednak nadzieję, że tym razem pójdzie sprawnie.
***
Wojtek zaraz po tym jak zobaczył napis na monitorze momentalnie zbladł, a w oczach mu pociemniało. "Kurwa, co tu jest grane", powiedział sam do siebie. Nie miał pojęcia jak i kiedy ktoś go nagrał i czego teraz od niego chce. Wiedział jednak jedno. Nie może powiedzieć nic Klaudii a sprawę trzeba załatwić po cichu, bez niepotrzebnego jej angażowania. Tak będzie dla nich najlepiej. Tak przynajmniej mu się wydawało.
Tylko czego może chcieć ta osoba? Ta myśl nie dawała mu spokoju. Paraliżowało go to niemal całkowicie. Starał się odganiać od siebie natrętne myśli, żeby móc funkcjonować na co dzień, ale nerwowe wyczekiwanie na jakiś znak od jego prześladowcy stawało się nie do zniesienia. Z tego wszystkiego zaczął obgryzać paznokcie, czasem nawet do krwi. Studia jako tako ciągnął, choć bez rewelacji. Najgorsze było to, że nikomu nie mógł o tym powiedzieć. A pragnął tego jeszcze bardziej niż seksu z Klaudią.
Chociaż w tej sferze jakoś się układało. "Natury nie oszukasz", powtarzał w głowie słowa swojego ojca, który zawsze się wymądrzał, ale jednak w życiu niewiele osiągnął. Seks traktował jako swoistą ucieczkę od tej sytuacji. Dzięki bzykaniu mógł choć na chwilę zapomnieć o dręczących i natrętnych myślach. A było ono pierwszorzędne. Klaudia miała w szafie sporo seksownej bielizny, którą praktycznie zawsze zakładała na czas ich intymnych spotkań, co bardzo go podniecało. Dodatkowo udało im się znaleźć normalną miejscówkę do ich miłosnych igraszek. Babcia Klaudii pojechała do sanatorium, a ona dostała jej mieszkanie pod opiekę.
Przez długi czas nie było żadnego sygnału od autora filmiku. "Może zapomniał albo się rozmyślił?", rozważał opcje Wojtek. Po kilku tygodniach ciszy, zaczął powoli zapominać o tym, że w ogóle dostał tego maila. Aż do pewnego feralnego wieczoru, gdy przeczytał smsa z zastrzeżonego numeru.
"Za dwa dni spotkasz się z pewnym facetem i odbierzesz od niego towar, który potem dostarczysz w wyznaczone miejsce. Spróbuj strzelić z ucha psom a zapierdolę ciebie i twoją niunię..."
***
Marcin mocno przeżył ostatnią transmisję live z utylizacji. Niestety poszło bardzo powoli a jego "piwniczna dziewczyna" przeokrutnie wyła i wierzgała jak zarzynane zwierzę.
Klienci zapłacili podwójną stawkę by zobaczyć jej twarz, zanim ostatecznie wyzionęła ducha. "Honoru" zdjęcia kaptura z głowy swojej kochanki dostąpił Marcin. Gdy go zobaczyła, zaczęła go błagać o litość. Jej twarz wyglądała potwornie. Wykrzywiona przez ból i krzyki, przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, człowieka walczącego o życie ze wszystkich sił. Była cała obśliniona, włosy miała zlepione od potu, zaś z oczu i uszu leciała jej krew. O mało się nie porzygał. Ale musiał to zrobić. Jeden z klientów zażyczył sobie by zakończyć życie Azjatki poprzez zmiażdżenie jej głowy tłuczkiem do kotletów. Marcin nie miał wyboru. Wiedział, że jeżeli nie spełni żądania klienta, sam może podzielić jej los. Jego ojciec pewnie bez skrupułów by go sprzedał tym rzeźnikom zza Buga. Wziął tłuczek ze stołu, po czym kopniakiem przewrócił krzesło na którym siedziała. Gdy leżała bokiem na ziemi zaczął tłuc na oślep jej głowę swoim "narzędziem śmierci". Na początku coś tam jeszcze pokrzykiwała, by po chwili zamilknąć. Potem było tylko słychać tylko tępe "łup, łup, łup" a kawałki kości i skóry wirowały w powietrzu jak oszalałe. Gdy już nie żyła, zniknął z kadru by rzucić się do wiadra ustawionego w kącie piwnicy, i do niego zwymiotować. Poczuł pewną ulgę. Wiedział, że będzie musiał odreagować. I to szybko.
Tyle dobrego, że nie musiał sprzątać po tym wszystkim. Tym zajmowali się "chemicy", którzy rozpuszczali ciało kwasem, i definitywnie zacierali ewentualne ślady zbrodni. Rzeźnicy, po zakończeniu tortur poszli na wódkę. On też postanowił się napić, ale jako że nie spożywał alkoholu, wypił chyba beczkę znanego na polskim rynku energetyka. Potem, odpowiednio pobudzony do działania, musiał się wyżyć. Postanowił napisać smsa do Wojtka, żeby ustalić spotkanie z dilerem, który da mu dragi. Trochę się zapędził, grożąc śmiercią, ale to mogło sprawić, że tym bardziej będzie posłuszmy. Gdy już gówniarz się spotka z handlarzem narkotyków, on wszystko odpowiednio udokumentuje, a fotki przekaże Klaudii. Wtedy ona na pewno z nim zerwie, a Marcin przejdzie do ataku. I jeżeli Tadek też będzie chciał ją puknąć, to on mu ją udostępni. Kara musiała być. Za to, że go tyle razy ignorowała. Co prawda nigdy do niej nie zagadał w realu, tylko pisał do niej na mesendżerze, ale ona to olała. Teraz zamierzał w końcu odważyć się na prawdziwą gadkę ale żeby móc to zrobić, musiał pozbyć się konkurenta. I to raz na zawsze.
***
Internetowy prześladowca nakazał Wojtkowi spotkać się z jakimś facetem za dwa dni w centrum miasta by odebrać tajemniczy "towar" i przekazać go dalej. Chłopak miał nadzieję, że jak to zrobi, to prześladowca da mu spokój. Ale nie łudził się, że tak będzie. Pewnie uwikła go w jeszcze większe tarapaty. Tak czy owak nie miał wyjścia. Zwłaszcza, że ten ktoś groził śmiercią. Pół biedy ten filmik. Byłoby trochę beki w necie, najwyżej by wyleciał ze studiów. Cóż trudno. Ale jego kłopoty by się skończyły a może policja by znalazła sprawcę? Kto wie...
Teraz jednak musiał skupić się na tym by wszystko poszło gładko, a on nie popełnił żadnej gafy. Przez te dwa dni praktycznie z nikim się nie spotykał, a Klaudii powiedział że jest chory. Nie chciał się przez przypadek zdradzić. Nerwy miał napięte jak postronki. Gdy wreszcie nastał dzień wymiany, poszedł na spotkanie. Starał się być wyluzowany, ale niewiele z tego wyszło. Szedł ulicą jakby miał kija w dupie. Miał tylko podać hasło, które brzmiało "Brajanusz". Nawet trochę śmiesznie. Ale jemu nie było do śmiechu. Po podaniu hasła miał otrzymać przesyłkę, choć nie miał bladego pojęcia co to mogło być. Facet miał być ubrany w czarną bluzę z kapturem, i białe adidasy. Trochę pospolite ubranie, zwłaszcza w tym kraju. A jak go pomyli i podejdzie do innego? Myśli szalały w jego głowie...
***
Marcin pojawił się na miejscu spotkania Wojtka i dilera dużo wcześniej, bacznie obserwując okolicę. Jak to w centrum wielkiego miasta, roiło się od ludzi. Bananowa młodzież, hipsterzy z wlepionymi w komórki oczami czy pomarszczeni żule, którzy zaczepiali ludzi prosząc o papierosa, czy parę groszy na chleb, bo pić się chce. Standard. Na spotkanie wyznaczył jakiegoś początkujęgo sebę, który dilował od niedawna. Powiedział mu, że ma przekazać specjalnemu klientowi dwie samarki: jedną z ziołem, drugą z kokainą. Dodał też, że ten któremu przekaże narkotyki nie będzie płacił. W końcu "klient specjalny". Poda tylko hasło. Wie jak wygląda i powinien zjawić się parę minut po czternastej. Dilerowi przekazał, że powinien spodziewać się studenciny-suchotnika, który może być nieco wydygany. Taki typ introwertyka, który kokainą pomaga sobie w podrywaniu lasek na imprezach. Nie on pierwszy, nie ostatni. Powiedział też, że będzie go obserwował jak sobie daje radę w ulicznej dilerce, bo być może będzie chciał mu powierzyć bardziej odpowiedzialne zadanie. Sam miał niełatwe. Musiał uwiecznić twarze obu na zdjęciach, żeby uwiarygodnić dowody, ponieważ Klaudia znała dilera. To był kumpel jej byłego chłopaka i o nim też wiedziała, że handluje. A jak już będzie miał zdjęcie, to wiadomo co zrobi.
***
Wojtek bał się jak nigdy. Był jeszcze bardziej zdenerwowany niż przed swoim pierwszym razem. Dla kurażu wypił setkę wódki kupioną w osiedlowym monopolowym. Cóż trudno, będzie wiało od niego trochę gorzałą w autobusie, ale nic go to nie obchodziło. Miał poważniejsze zmartwienia. Przez chwilę wahał się czy nie zadzwonić do Klaudii i jej wszystkiego nie opowiedzieć. Jednak wstrzymał się. Sam to załatwi. Jak prawdziwy facet, a nie jak przysłowiowa pipa. Dojechał do centrum, w umówione miejsce. Co prawda nie trzeba już było nosić maseczek na otwartym terenie ale on na wszelki wypadek założył. I czapkę z daszkiem. Po co ma go ktoś widzieć? Jeszcze jakiś znajomy ze studiów się będzie kręcić po mieście i co wtedy? Zobaczą go, że zadaje się z jakimiś podejrzanymi typami. Woli być incognito. Facet od którego miał wziąć przesyłkę czekał już w umówionym miejscu, pod barem z burgerami. Czarna bluza z kapturem, białe adidasy. Palił papierosa. Może też się stresował? Chwilę mu się przyglądał z tłumu, przyczajony za małym murkiem. Rozejrzał się też trochę po okolicy. Ludzie chodzili po mieście jak zawsze. Trochę młodych wilków w garniturach, gadająca do siebie babcia i jakiś koleś siedzący na ławce, który dziwnie przypominał mu kogoś znajomego. Skupił na nim przez chwilę wzrok. "Moment, to chyba nie...", pomyślał "Przecież to mój kuzyn Marcin! Poznał go po wychudłej sylwetce i bluzie z napisem "Chcę być księdzem jak mój ojciec". Doskonale pamiętał ten ciuch! Widział jak ją nosił, kiedy raz odwiedzał wraz z babcią wujka Tadka, a on nawet nie był łaskaw do nich podejść i przywitać się. Przeszedł tylko przez salon gdzie siedzieli i wtedy miał na sobie tą bluzę. "Co on tu robi do cholery?", zastanawiał się gorączkowo."Chyba nie jest w to zamieszany...Ale kto go tam wie, może i jest? W końcu znał się dobrze na komputerach i mógł coś takiego zaplanować'.
Wojtek widział, że Marcin trzyma swoją komórkę w rękach, kierując ją w stronę dilera. "Może go nagrywał?", myślał dalej, nie spuszczając wzroku ze swojego kuzyna. "Dobra nie ma co dalej kombinować, może on nie ma z tym nic wspólnego. Idę do tego kolesia, biorę co ma mi dać i spieprzam", stwierdził i ruszył ochoczo w stronę chłopaka w czarnej bluzie z kapturem, spoglądając ukradkiem na Marcina, ciekaw jego reakcji jak podejdzie. W końcu stanął przed swoim celem i już miał powiedzieć hasło, gdy nagle z boku usłyszał:
- Dzień dobły, przepłaszam panowie, macie może poratować pińsiąt groszy? - wybrzmiał zmęczony życiem głos – Nie jadłem nic od wczoraj a pić się strasznie chce. Porajutecie?
Wojtka zamurowało. " Co teraz, co teraz...?", kombinował jak szalony ale nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Z pomocą przyszedł mu stojący przed nim dresiarz.
- Odpierdol się dziadu i weź się za robotę! - powiedział donośny głosem – Chuj mnie to boli, czego chcesz!
- Jaki dziadu, jaki dziadu! - oburzył się "proszący" – Ja normalnie pracuje, złom zbieram, puszki a nawet makulaturę. Tylko wiecie, dziś trochę mało nazbierałem i...
- Powiedziałem coś! Wypierdalaj! - dres nie odpuszczał
Niestety na swoje nieszczęście. Nie zauważył, że z zaułka wyłonił się wychudły ćpun, w zalepionym brudem ubraniu i z cegłówką w prawej dłoni. Gdy bezdomny dalej się tłumaczył, a młodzian w bluzie z kapturem cisnął mu coraz bardziej, drugi żul zamachnął się i, z obłędem w oczach, uderzył cegłą w głowę odwróconego do niego plecami dilera. Tamten runął jak długi. Wtedy pierwszy zaczął go kopać, a jego kompan okładać pięściami. Wojtek patrzył na to z przerażeniem, głowiąc się co robić, lecz po chwili jednak stwierdził, że musi stąd spieprzać...
***
"Jebane żule! JEBANE ŚMIERDZĄCE ŚMIECIE", pomstował pod nosem na zaistniałą przed chwilą sytuację Marcin. Wszystko spieprzone przez jakichś brudasów...Dilera pobili, pewnie zabrali mu kasę i dragi, oczywiście nikt mu nie pomógł bo każdy się bał. A co najgorsze Wojtek spieprzył! Kuźwa muszę teraz coś nowego wymyślić, tylko co? No właśnie, co?
Dodaj komentarz