Pieskie Życie Anny Morrison

Ręce trzęsły się jej z zimna, a ostre światło halogenowych lamp świdrowało jej nienaturalnie rozszerzone źrenice, powodując uczucie bólu, który przeszywał całą jej czaszkę. Naciągnęła daszek swojej bejsbolówki prawie pod sam nos, wzdrygnęła się i ruszyła chwiejnym krokiem sklepowymi alejkami. Mijała wstążkowane makarony, na których uśmiechnięta babunia szczerzyła do niej zęby, śmiejąc się głośno, że na pewno jej się nie uda, nie tym razem. Kolorowe płatki niemodyfikowane genetycznie tańczyły na tekturowych pudełkach, pozdrawiając ją środkowym palcem. Szybciej - pomyślała, ocierając bladą dłonią zimny pot ze skroni.
-Uprzejmie informujemy naszych klientów, iż za 15 minut będziemy zamykać sklep, prosimy o kierowanie się do kasy - dźwięczny, piskliwy głos rozbrzmiał w całym supermarkecie oraz w jej czaszce, pozostawiając nieprzyjemne echo, które odbijało się między półkulami mózgu, jak ping-pong'owa piłeczka.
    Niczym jaszczurka dopełzła do miejsca przeznaczenia, regał z luksusowymi likierami, szybka kalkulacja, 2 Johnny Walkery i Burbon, jeśli sprzeda to za połowę ceny dostanie upragnioną nagrodę. Zimną, bladą i kościstą dłonią przywitała się z Johnnym, rozglądając się nerwowo. Wylądował w jej parcianej torbie z lisim ogonkiem. Za chwileczkę pojawił się tam jego brat bliźniak, a ciepłe schronienie w rękawie wojskowej kurtki znalazł Kentucky Special Burbon. Zachwiała się na nogach, które w jej przypadku wyglądały jak nadgniłe szczudła, na których porusza się żałosny błazen. Natłok myśli i gospodynie domowe, które zdobiły opakowania pełnoziarnistej mąki powtarzały jej to jak mantrę, ale przecież zawsze się udawało. Wzięła kilka głębszych oddechów, starała się nie dygotać czy to ze strachu, czy z głodu. Z głodu, przecież robi to tylko dlatego, że tak bardzo potrzebuje napełnić swój żołądek, oczywiście za pomocą iniekcji. Crack, jej ukochane dziecko, czekało za rogiem w przedszkolu, zwanym meliną Jerry'ego, tak bardzo stęsknione jej matczynego ramienia... Przecież musi je odebrać, musi się udać...
    Zaczęła pokracznym krokiem sunąć na drewnianych wyszczerbionych szczudłach w kierunku kas, nie miała pieniędzy, by dla niepoznaki kupić bochenek chleba czy tą cienką, niemiecką szyneczkę, którą to żona amerykańskiego robotnika przyozdabia jego drugie śniadanie, i kiedy mu ją wręcza czule całuje go w policzek.
- Miłego dnia kochanie.
    Kochanie? Kochanie czekało u Jerry'ego, tak bardzo stęsknione matczynego uścisku, tak bardzo potrzebowała teraz napełnić się tą czystą miłością, poczuć spokój i błogość, odzyskać kontrolę nad swoim ciałem i myślami. Przeszła przez linię kas, starając się nie spoglądać na nikogo i na nic, pewnym krokiem, o ile to komiczne włóczenie nogami można nazwać krokiem, przeszła przez swoją linię mety. Poczuła ulgę, endorfiny tańczące w głowie już przygotowywały strzykawkę i grzały na srebrnej łyżeczce solidną dawkę miłości... Sama ta wizja spowodowała, że odzyskała czucie w nogach i jakby pewniej zaczęła podążać do wyjścia.
    Ciężka ręka opadła niczym gilotyna, wgniatając jej delikatny bark w łopatkę.
- Proszę ze mną.
    Odwróciła się, a jej przekrwionym oczom ukazał się masywny, otyły stróż porządku, któremu bez trudu by uciekła, gdyby nie była w takim stanie. Nogi zaczęły jej się trząść, a świdrujące kaprawe oczka łysiejącego wąsacza powodowały spazmy zimnego potu, którym oblewała się z góry na dół.
    Przecież, przecież tam czeka jej dziecko... Musi je odebrać, jest już umówiona...
- Proszę ze mną - gruba, niezgrabna ręka ścisnęła jej bark niczym puszkę coli. Nie stawiała oporu, nie potrafiła wydukać z siebie żadnego słowa. Zaczęła się trząść z zimna, strachu, czy może dlatego, że roztańczone endorfiny przestały tańczyć w jej głowie. Szła, a właściwie wlekła się, ciągnięta za bark przez dyszącego grubasa. Jego łysiejąca głowa odbijała ostre światło lamp prosto w jej oczy. Odwróciła wzrok, sklep był pusty. Całe szczęście, nikt nie zobaczy. Całe szczęście, może wmówi mu, że ona nic nie zrobiła, że musi odebrać dziecko, że to pomyłka... Całe szczęście, pomyślała...
- Nie lubimy tu takich jak Ty - dyszący głos otworzył niewielkie drzwi i wepchnął ją do niewielkiego pokoju, przypominającego magazyn. - Wyciągaj co tam masz.
    W jej zmęczonej głowie, kotłowały się słowa, których mogła by użyć, aby wytłumaczyć, że jest niewinna, jednak nie potrafiła złożyć nic sensownego w całość.
- Ale... Ale ja nic nie zrobiłam.
    Genialna mowa, tylko rozjuszyła otyłego mężczyznę, który, o ironio, na swojej plakietce nosił nazwę przedszkola, z którego miała odebrać swoją pociechę. Gruba, włochata dłoń, przypominająca świńską racicę, chwyciła ją za ramię. Ją i Kentucky Burbon.
- Wyjmuj to. I to z torby też - dodał.
    Wiedziała, że raczej nic nie wskóra, może po prostu Jerry wezwie policje, dostanie mandat. Może jeszcze będzie otwarty inny sklep, może zdąży, może się uda, musi się udać.
- Wyjmij to i połóż na stole.
    Ochroniarz wskazał na niewielki stolik, po czym odsapnął, przetarł swoje rude wąsiska i wyszedł z magazynu zamykając go na klucz.
- No to świetnie, poszedł zadzwonić na policję...
    W jej oczach pojawiły się łzy, wyjęła butelki, kładąc je na stole, po czym bezsilnie osunęła się na plastikowe  ogrodowe krzesło, zatapiając swoje dłonie w kruczoczarnych włosach. Z jej oczu zaczął płynąć potok łez.

- Dobra. Albo się dogadamy, albo będziesz miała przejebane - oznajmił równie gruby, co jego właściciel, głos. Spojrzała na spoconego ochroniarza, na jego pożółkłą nalaną twarz, na środku której pływały podniecone, tłuste oczy. Długi wąs, niczym makaron, oplatał oblizujące się co chwilę usta. Mężczyzna dyszał ciężko, stojąc w drzwiach, które zasłaniał swoimi potężnymi gabarytami.  
- Jak się dogadamy? - wycedziła przez zamknięte, sine usta. Cały czas czuła, że jej całe ciało trzęsie się, nie wiedziała jednak czy z zimna, strachu, czy tęsknoty za swoim dzieciaczkiem.  
- Normalnie, mała złodziejko.  
    Wąs uniósł się do góry, a zwalisty mężczyzna zrobił kilka powolnych kroków w jej kierunku. Jego oczy świdrowały ją od stóp po czubek głowy. Wzdrygnęła się i przyjęła pozycję obronną. Jerry tylko uśmiechnął się chamsko.  
- Albo dzwonię na policję albo... - wyciągnął włochatą rękę, zakończoną pięcioma serdelkami i musnął jej włosy - przecież nie potrzebne Ci dodatkowe kłopoty...  
    Anna starała się opanować narastający strach, przecież nie zrobiła nic złego. Musiała to zrobić, nie miała wyboru, tak bardzo potrzebowała tego alkoholu, był ważną przepustką do kilku godzin w lepszym świecie.  
- Proszę, niech Pan mnie wypuści, już nigdy tutaj się nie pokaże, obiecuję - zapewniła mężczyznę błagalnym tonem.
- Spokojnie, dogadamy się.  
    Mężczyzna znów pogładził jej ciemne włosy, uśmiechnął się, a jego ciężka ręką powędrowała do rozporka spodni.  Wielka micha żółtego rosołu puściła jej oczko. Ona sama zamarła. Przecież nie jest dziwką, nie zrobiła niczego okropnego, nie zasługuje, żeby ją tak traktować. Zaczęła dygotać jeszcze bardziej, a jej ciało oblał zimny pot.  
- Widzę, jak się trzęsiesz. Jak będziesz grzeczna to może nawet dostaniesz parę dolców na towar.  
    Z obleśnej jamy rozporka czarnych, garniturowych spodni wyłonił się równie ohydny, biały wąż, oplatający tłustą świńska racicę. Zaczął złowrogo syczeć. Serce waliło jej jak oszalałe, a zimny pot kolejnymi falami oblewał jej ciało, przez łzy i zaciśnięte zęby prosiła tylko, żeby ją wypuścił, a ona już nigdy tu się nie pojawi. Jerry jednak nie zamierzał nikogo wypuszczać, poza swoim wężem, podszedł do niej trzymając swoje przyrodzenie w prawej ręce, a lewą zaczął dotykać jej zimnej twarzy. Wzdrygnęła się i, chcąc wstać, spadła z krzesła na ziemię.  
- Proszę, nie... Proszę, niech Pan wezwie policję.  
- Policja ma ważniejsze sprawy na głowie, niż zajmowanie się takimi złodziejskimi kurewkami jak ty.  
Jerry stanął nad nią, a jego wielka dłoń, niczym ogromne szczypce, chwyciła ją za włosy, powodując jęk bólu.  
- No dalej, weź go - wysapał obleśny strażnik.  
Łzy pociekł jej z oczu, prawdziwy wodospad łez, szczęka zaczęła grać dziwną melodię, składającą się z jęków i uderzeń. Mężczyzna przystawił jej swojego członka do ust i, zniecierpliwiony, uderzył ją otwartą ręką w tył głowy.  
- Nie będę się z tobą pieścić dziwko! - warknął.  
Posłusznie otworzyła usta, a bulgoczący rosół zaczął przybierać krwistoczerwoną barwę, dwa kaprawe tłuste oczka przybrały rozmiary dwóch kurzych jaj, a z pod wąsatego makaronu, jaki zwisał nad paszczą tej bestii, wysunął się owrzodziały świnski jęzor.  
- Nie jestem dziwką.  
Na ten jeden moment przestała drgać, adrenalina wypełniła jej żyły, a strach przerodził się we wściekłość. Ten jeden moment, te parę sekund powrotu do żywych. Delikatna dłoń zgniotła z łatwością jądra Jerry'ego, a ostre paznokcie wbiły się w nasadę głowy obleśnego węża, który zasyczał z bólu. Wielka micha z rosołem pękła, a przeraźliwy huk trzaskającej się porcelany roznosił się po całym magazynie, jak i sklepie. Poczuła siłę. Wstała i zatopiła swoje pazury w bulgoczącej wąsatej brei, którą stała się teraz napuchnięta twarz ochroniarza.  
- Ty dziwkooo!!!!!!!!  
    Dzwony, kościelne dzwony wybijały chyba dwunastą, dudniły w całym jej ciele, drugie uderzenie pięścią chyba połamało jej żuchwę, trzeci, najłaskawszy, przyniósł ukojenie w ciemności.

    Biegła w kwiecistej sukience, przez pole kukurydzy. Na niebie jej rodzinnego Dallas nie było ani jednej chmurki, piękny słoneczny dzień. Biegła boso, słysząc, jak babcia Wilma za pomocą dzwonka woła ją na obiad. Babcia Wilma wychowywała ją od 4 roku życia, kiedy to jej matce przytrafił się okropny wypadek. Podobno jej matka bardzo zachorowała i zmarła na raka, nie wiedziała tylko, czemu wujek Josh mówił ciągle coś o sznurze na strychu. Ale teraz nie było to istotne. Biegła bosymi stópkami przez pole kukurydzy, w pięknej kwiecistej sukience, a dźwięk dzwonka babci Wilmy, zwiastujący naleśnikowa ucztę, był coraz bliżej.  
    Jej oczom ukazał się biały ganek, otoczony małym drewnianym płotkiem, przy którym rosły piękne kwiaty dzikiego wina. Babcia Wilma uśmiechnęła się do niej szczodrze, po czym znikła za progiem szklanych drzwi. Anna szybciutko podreptała do środka. Była bardzo głodna, a babcia robiła najpyszniejsze naleśniki z syropem klonowym w całym Teksasie.  
- Umyj ręce, dziecino.  
    Babcia pogłaskała ją delikatnymi, aczkolwiek spracowanymi, rękoma po czarnych długich włosach. Dziewczyna szybko umyła ręce i zasiadła do stołu. Po chwili na wielki dębowy stół podano ogromny półmisek przykryty srebrną pokrywką, w powietrzu unosił się zapach słodyczy, malin, truskawek i miodu.  
- Proszę kochanie, jedz.  
    Babcia znów troskliwie pogłaskała ją po główce. Anna szybciutko zdjęła srebrną pokrywę, aby spałaszować swój ulubiony przysmak. Jednak zamiast naleśników babcia przygotowała wielki talerz ciepłego rosołu, który momentalnie zaczął formować się w twarz, twarz którą doskonale znała, wąsaty makaron i tłuste oczka doskonale przypominały jej twarz Jerry'ego.  
- Jedz, dziwko!!!!!!!!!!  
    Babcia Wilma chwyciła ją za włosy i wepchnęła jej twarz głęboko w misę pełną ciepłej zupy. Skóra zapiekła ją, jak oszalała, a tłuste wąsate macki oplatały jej twarz, powodując, że nie mogła nabrać powietrza w płuca.  
- Dalej, dziwko! Zrób to dziwko! - bulgotała ciepła ciecz, wlewając się jej do uszu, nosa i ust. Desperacko broniła się wszystkimi siłami, starając się wyrwać z włochatego uścisku ośmiorniczych macek, żyjących na dnie srebrnej misy, wierzgając, niczym wystraszone źrebie. I kiedy myślała, ze już nic jej nie pomoże, usłyszała śmiech dzieci, który odczynił wszystkie uroki. I bez problemu wydostała się z przerażającej pułapki.  

    Przetarła palcami mokrą, piekącą twarz, nie była jednak w rodzinnym domu w Dallas. Rozejrzała się dookoła, obraz falował i mienił się. Leżała z opuszczonymi spodniami na łożu z worków na śmieci. Fetor zgnilizny, który uderzył ją w nozdrza, spowodował, że gdyby tylko miała czym, na pewno by zwymiotowała. Spojrzała na swoje zakrwawione ręce, na nodze miała tylko jednego buta, a głowę ściskało jej imadło. Nagle coś trafiło ją w skroń, nie było to mocne uderzenie i nawet chyba otrzeźwiło ją trochę, wyrywając z amoku. Zobaczyła dwóch chłopców na BMX'ach, jeden trącał ją kijem, jak jakąś padlinę, a drugi śmiał się pod nosem, wtórując pierwszemu.  
- Goła baba!  
Resztką sił złapała za kij i wyrwała go jednemu z chłopców, który razem z kompanem w panice oddalił się, pędząc na swoim dwukołowym rumaku. Rozpłakała się, a stado much zatańczyło wokół niej pogrzebowy taniec. Jak nisko upadła, leżała zakrwawiona z opuszczonymi spodniami na cuchnącym uryną śmietniku, dygocząc z bólu i zimna. Jedyna myśl, jaka teraz przychodziła jej do głowy, to gruby długi sznur, na którym huśtała by się na jabłoni, gdyby tylko miała tę piękną suknie w kwiaty, specjalnie włożyła by ją na tę okazję...

    Żałosna kukła sunęła trupim krokiem poprzez śpiące ulice Leads. Miasto dopiero budziło się w ten piękny niedzielny poranek, jednak piękny nie dla niej. Pokracznym krokiem w porwanych spodniach, jednym bucie, oblepiona wszelakimi rodzajami odpadów komunalnych, razem ze stadem much, przemierzała kolejne przecznice, ot taka królewna gnoju. Chociaż otumaniona nie do końca zdawała sobie sprawę ze swojego położenia, wyżarty przez narkotyki mózg wgrał jednak trasę do Jerry'ego, dzięki czemu Anna, wraz ze swoim gangiem much, mogła skorzystać z opcji autopilota, aby dostać się do celu. Może da na krechę, uprosi go, przecież to nie jej wina. Gówno, da na krechę, skurwiela gówno obchodzi, co przeżyła.  
    Przechodząc obok witryny sklepowej niechcący odwróciła swój wzrok, który do tej pory wbity był w chodnik, i spojrzała w wielką wystawową szybę, za którą manekiny odziane były w drogie, luksusowe suknie. Niestety w odbiciu szyby zobaczyła też siebie, bladą napuchniętą twarz, oblepioną tłustymi czarnymi nitami czegoś, co kiedyś było włosami i przyodziana w cuchnącą, porwaną odzież. Nie wyglądała nawet w niewielkim stopniu tak atrakcyjnie, jak plastikowe manekiny, które zdawały się nabijać i lżyć z jej wyglądu.  
- Zobacz jaka dziwka - łysa kobieta o beżowym kolorze skóry w sukni Victone za 2000 dolarów skrzywiła swoją plastikową twarz.  
- Wygląda i cuchnie jak śmieć - Roześmiała się jej przyjaciółka odziana w piękną czerwoną suknię i czarny modny kapelusz.  

    Anna stała, a świat wirował wokół jak bęben starej pralki, w której pierze się zapaskudzone gacie. Czuła się, jak takie zapaskudzone gacie, zapach uryny w sumie wskazywał na to, że mogła je faktycznie zapaskudzić. Rozpłakała się żałośnie i histerycznie. Chowając swoją twarz w kościstych, drżących dłoniach, skorzystała z opcji automatycznego pilota i wraz z orszakiem muszek owocówek, ruszyła do celu. Chude długie palce zaskrobały w wielkie wzmacniane metalem drzwi. Niewielka klapa otworzyła się, a po drugiej stronie ukazała się na wpół bezzębna facjata Jerry'ego.  
- Cojestkurwaco? - powiedział w przeciągu ułamka sekundy  
- To ja, Ann. Potrzebuje pomocy, potrzebuje działki - zaczęła nerwowo tulić się do drzwi i histerycznie dygotać.  
- Masz kasę?  
- Nie mam ale, proszę...  
- To spierdalaj!  
    Metalowa zasuwka zatrzasnęła się i słychać było tylko pomrukiwanie dilera.  
- Pierdolone ćpuny.  
- Jerry zrobię wszystko! Proszę! Jerry - Ann nie dawała za wygraną, i chociaż dom Jerry'ego stał na uboczu, to jednak wrzaski pierdolniętej narkomanki w niedzielny poranek mogły kogoś niepotrzebnie zaniepokoić. Drzwi otworzyły się z impetem, a gruba czarna ręką wciągnęła Annę do środka.  
- Co ty sobie, kurwo, myślisz!  
    Wielki, barczysty murzyn szczerzył swoje cztery zębiska. Ann znów się rozpłakała, jednak Jerry widział już tyle płaczących ćpunów, że nie robiło to na nim żadnego wrażenia.  
- Zamknij tą mordę! - wrzasnął i złapał dziewczynę za barki, potrząsnął nią jednak niezbyt mocno, tak aby chociaż trochę oprzytomniała.  
- Zostałam zgwałcona, chyba nie wiem, pobili mnie, miałam pieniądze, miałam naprawdę, ochroniarz zabrał on....      
    Słowotok jaki sunął z ust Anny przypominał alpejską lawinę. Murzyn ziewnął, uśmiechnął się ironicznie, po czym zakomunikował, że nie ma szans na jakiekolwiek darmowe ćpanie. Jednak przypomniało mu się że Ann mówiła, że zrobi wszystko, co też potwierdziła.  
- Rozbierz się.  
- Słucham?  
- Rozbieraj się albo wypierdalaj.  
    Posłusznie ściągnęła z siebie cuchnące ubranie i po chwili stała w korytarzu całkowicie naga, przed wielkim barczystym murzynem, który z uwagą przypatrywał się jej ciału, obracał sobie ją jak jakąś kukiełkę.  
- Schyl się i wypnij dupę.  
Łzy stanęły jej w oczach, dygotała cała z zimna i bezsilności.  
- Kurwa, ja naprawdę nie mam czasu. Chcesz zarobić trochę cracku to wypinaj dupę. Nie? To wypierdalaj - wrzasnął bezzębny mężczyzna.  
    Posłusznie schyliła się, wypinając swoje blade pośladki w kierunku mężczyzny. Ten rozchylił je ręką, spojrzał uważnie i oznajmił, że powinna poddać się depilacji.
- Teraz przód, klęknij.  
    Ze łzami w oczach, całkowicie goła, uklękła przed Jerrym niczym najtańsza kurwa. Mężczyzna podszedł do niej, delikatnie się schylając i zaczął dotykać jej piersi. Chciała, żeby to jak najszybciej się skończyło, chciała dostać dragi i wynieść się jak najdalej z otaczającej ją rzeczywistości. Sięgnęła ręką błękitnych spodenek Jerry'ego, łapiąc go za przyrodzenie.  
- Co ty kurwa robisz!? - zaśmiał się murzyn, odtrącając jej rękę. Zdezorientowana klęczała na zimnej posadzce, patrząc na rozbawioną, brodatą twarz dilera.  
- Kurwa, bez urazy, złotko, ale nie chce się zarazić jakimś tryplem - mężczyzna w ironiczny sposób puścił jej oczko i kazał wstać. - Możesz się ubrać, może będę mieć dla Ciebie robotę.  
- Dostanę działkę?  
- Dostaniesz, ale najpierw musimy Cię trochę ogarnąć, a jak się ładnie spiszesz to dostaniesz towaru, ile dusza zapragnie.

AleidaMarch

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użyła 3425 słów i 19054 znaków. Tagi: #narkomanka #ameryka #gwałt #ochroniarz #lsd

4 komentarze

 
  • AnonimS

    Nigdy nie ćpałem i niezbyt dobrze znam środowisko narkomanów poza fundacjami i ośrodkami do leczenia uzależnień. Więc muszę się zdać na intuicję i uważam że opisujesz realistyczny świat. Z najważniejszym wg przesłaniem. Dla nałogu zrobisz wszystko. Pozdrawiam

    25 maj 2018

  • AleidaMarch

    @AnonimS Wczuwam się w położenie, altruizm, empatia - te sprawy.

    25 maj 2018

  • AnonimS

    @AleidaMarch i dlatego Jet to takie dobre.

    25 maj 2018

  • AleidaMarch

    @AnonimS pozostaje mi się jedynie cieszyć, że nie tylko ja tak uważam :)

    25 maj 2018

  • ZchoinkiUrwany

    Obrzydliwie wciągające.

    21 maj 2018

  • AleidaMarch

    @ZchoinkiUrwany To nie koniec wirualnych wycieczek podłymi uliczkami Leads.

    21 maj 2018

  • :)

    Chciałem dać łapkę w dół żebyś już nie pisała tych narkomańsko-erotycznych wypocin i wzięła np. za naukę, ale pojawił się komunikat że muszę być zalogowany - a nie mam konta. Dałem więc łapkę w górę :)

    21 maj 2018

  • AleidaMarch

    @:) Logika!

    21 maj 2018

  • AleidaMarch

    @:) PS. na naukę nie narzekam, jak i ona nie narzeka na mnie.

    21 maj 2018

  • iamnaughty1990

    Podoba mi się to mało powiedziane to jest opisane w taki sposób, że zamykasz oczy i widzisz sytuację czytając zdanie po zdaniu. Świetna robota  :dancing:

    21 maj 2018

  • AleidaMarch

    @iamnaughty1990 Zapraszam do innych moich opowiadań, chyba widzę komentarz dodany przez Ciebie pierwszy raz :)

    21 maj 2018

  • iamnaughty1990

    @AleidaMarch Możliwe bo komentuję to co mi się spodoba, co zachwyca i wciąga. Dużo pracy mnie ogranicza ostatnio w pisaniu i czytaniu ale mam zamiar to nadrobić. Obiecałem sobie poświęcić minimum godzinę na czytanie dzieł użytkowników wyznaczających standardy LOL-a aby uczyć się od najlepszych m.in. od Ciebie

    22 maj 2018

  • Fret

    @iamnaughty1990 Piękne słowa ale i tak nie poruchasz
    :)

    22 maj 2018

  • iamnaughty1990

    @Fret Nie spodziewałem się, że wywołam takie odczucia moim komentarzem :jupi:

    22 maj 2018

  • AleidaMarch

    @iamnaughty1990 Priv? Mogę polecić Ci kilka perełek, na których sama się wzoruję. Zadowolony czytelnik = zadowolony autor, na tym polega ten biznes.
    PS. poczułam się wyróżniona i teraz dopadły mnie wątpliwości, czy aby na pewno zasługuję na zaliczanie mnie do tak zacnego grona ;)

    22 maj 2018

  • iamnaughty1990

    @AleidaMarch Moja skrzynka zawsze otwarta z miłą chęcią poznam. Dokładnie zadowolenie działa w obie strony. Wątpliwości? Przy takiej ilości wyświetleń nie masz czego się obawiać :bravo:

    22 maj 2018

  • AleidaMarch

    @iamnaughty1990 Zatem wiadomość już poleciała!

    22 maj 2018