Mokra robota - 2

Mokra robota - 2- Witaj Stary, myślę, że słyszałeś już w wiadomościach o pożarze w domu Sumam, przykra sprawa, prawda?  
- Kurwa, tyle razy ci mówiłem, żebyś nie mówił do mnie Stary! O pożarze słyszałem, zgłoś się do mnie na dniach, rozliczymy się za ostatnią imprezę.  
- Dobra, do zobaczenia Stary!  
- Zapierd… - rozłączyłem się, gdy już miał zacząć mnie besztać i mi grozić. To taki nasz stały fragment rozmowy.  
Stary ma na imię Marcus i naprawdę był stary, 65 letni gość (a w naszym fachu to rzadkość dożyć takiego wieku), z siwymi włosami, okularami na nosie, twarz oznaczona zmarszczkami i długą blizną ciągnącą się od lewego oka do ust, pamiątka dawnego zawodu. Był zabójcą, jednym z najlepszych, ale gdy poznał swoją (już świętej pamięci) żonę, stwierdził, że czas się zająć się czymś bezpieczniejszym. Więc został pośrednikiem, od zleceń zabójstw. Cały system przypominał pajęczynę. Każdy, kto chciał się kogoś pozbyć, przez siatkę odpowiednich osób kontaktował się z kolejnymi osobami, ci z następnymi, aż w końcu ostatecznie zlecenia trafiały do Starego, a ten przedstawiał oferty zabójcom. Na początku było to 3 osoby, obecnie nasz zespół tworzy Szczęśliwa Dziesiątka, w tym 2 kobiety. Co do zleceń to decydowała kolejność, kto pierwszy ten lepszy. Ale niektórych zadań nie brał nikt, oprócz dwóch osób, Mamby i Ciernia. Były to osoby mroczne, bez cienia sumienia i zasad. Zlecenia te zazwyczaj dotyczyły zabijania całych rodzin razem z małymi dziećmi, zabójstw w sposób wyjątkowo brutalny, poprzez tortury. Policja często musiała poświęcać cały dzień, żeby po domu ofiary odnaleźć jej wszystkie palce, albo nawet całe kończyny. Wszystkich szanujących się zabójców dotyczyły pewne reguły, z naszego kręgu tylko Cierń i Mamba naginali te zasady, lecz ich skuteczność była niezaprzeczalna, dlatego byli tolerowani przez pozostałą Ósemkę i Starego.  

Załatwiłem resztę spraw w Rzeszowie i dwa dni później byłem już we Włoszech w jednym ze swoich mieszkań. W mojej profesji muszę mieć gdzie się zatrzymać, szczególnie, że moje zadania nie ograniczają się tylko do Polski, lecz także do innych krajów na różnych kontynentach. Tak więc mam kilka mieszkań własnościowych, ale zazwyczaj ograniczam się do hoteli. Ogoliłem się, szybki prysznic i o 14.00 zapukałem do biura Starego.  
- Wejść – usłyszałem. Wkroczyłem do małego, przytulnego pomieszczenia, mimo, za masywnym biurkiem pogrążony w papierach siedział Stary, z tyłu kolejne drzwi do zaplecza.  
- Witaj Stary. Przyszedłem po wypłatę.  
- Nie jestem kurwa stary! Jeszcze nie jednego szczeniaka bym poskładał. Chcesz mnie sprawdzić Cichy?  
- Może innym razem – odparłem z uśmiechem na ustach. – To co z tą wypłatą?  
- Proszę, przeliczysz? – zapytał Stary, wyjmując małą walizeczkę. – Poza tym, dobra robota – dodał.  
- Dzięki, nie będę liczyć, nie pracuję z tobą od wczoraj.  
Po chwili z zaplecza wyszła, na oko 17 letnia, śliczna dziewczyna z filiżanką kawy. Ubrana w zwiewną kolorową sukienkę z lekkim dekoltem. Miała wielkie, zielone oczy, długie kręcone blond włosy obejmowały jej ramiona, na czole krótki niesforny kosmyk, ciągle opadający na oczy. Mniej więcej mojego wzrostu, czyli koło 165 cm, szczupła, przez sukienkę przebijały się średniej wielkości piersi. Była cudowna, zjawiskowa.  
- Tutaj tatusiu masz swoją kawę – powiedziała dziewczyna, kładąc ją na biurku przed Marcusem. – O przepraszam, nie chciałam przeszkadzać.  
- Nic się nie stało Skarbie. Poznaj Cichego.  
- Angela, miło mi – powiedziała, podając mi dłoń.  
- Cichy – ująłem jej drobną dłoń i szarmancko delikatnie ucałowałem.  
- Cichy? A imię?  
- Nikt nie zna imienia Cichego, po prostu nikomu go jeszcze nie zdradził – wtrącił się Stary – Wracaj do nauki Aniołku – dodał.  
- Już idę tatusiu – pocałowała ojca w policzek – Bardzo miło było cię poznać Cichy – rzuciła wychodząc na zaplecze.  
- Wzajemnie – odparłem uśmiechając się na jej widok.  
- I co się szczerzysz? – zapytał Marcus.  
- Fajną masz córkę, jakoś nigdy się nią nie chwaliłeś.  
- Bo nie było takiej potrzeby. Tylko ona mi została Penelopie, tylko dzięki niej ciągle się trzymam – w jego głosie słychać było smutek.  
- To na pewno twoja córka? Bo w ogóle nie jest podobna do takiego brzydala jak ty – powiedziałem śmiejąc się – A tak na poważnie, bardzo podobna do matki, nie znałem jej długo, ale była dobrą kobietą…  
- Wiem. Sam nie wiem co we mnie widziała, byłem wielkim skurwielem, zabijałem z zimną krwią, a ona i tak potrafiła dostrzec we mnie coś więcej, niż to kim byłem. Brakuje mi jej. Dzięki Cichy. Zaczynam już zrzędzić, może faktycznie się starzeje.  
- Nie jest tak źle z tobą jeszcze – odparłem, wstając z fotela i zabierając walizkę. – Trzymaj się, jakbyś coś miał dla mnie, daj znać.  
- Jasne. Cichy…  
- Tak? – odwróciłem się i zobaczyłem jego twarz i upiorne spojrzenie, w tej chwili nie przypominał staruszka, przypominał rekina, bardzo głodnego, wkurwionego rekina.  
- Widziałem, że wpadła ci w oko. Co gorsza, ty też przykułeś jej uwagę. Jeżeli dowiem się, że ją tknąłeś, to znajdę cię, utnę ci kutasa, wsadzę ci go do tej twojej mordy i zmuszę cię, żebyś go zżarł. Rozumiemy się?  
- Jasne szefie – odparłem z uśmiechem. Gdy wyszedłem z biura, głęboko przełknąłem ślinę, a po moim uśmiechu nie było śladu. Kurwa, jak ja nienawidzę tego jego spojrzenia. Byłem dobrym zabójcą, mimo 25 lat miałem już spory "dorobek” na swoim koncie. Ale Marcus, to był człowiek, przed którym czułem autentyczny respekt i strach, deklasował mnie swoimi umiejętnościami, porównując ja byłem w podstawówce, gdy on właśnie zdobył tytuł doktora. Wiedziałem, że jest gotowy zrobić to, o czym mówił. Chyba, że się o niczym nie dowie… Cholera, dlaczego jak tak lubię ryzyko? Nagle z zamyślenia wyrwał mnie damski głos.  
- Cześć Cichy, szmat czasu – przed sobą zobaczyłem Mambę, jak zwykle ubrana w krótką, obcisłą, czerwoną sukienkę i czarne kabaretki. Kilkucentymetrowe obcasy sprawiały, że była wyższa ode mnie.  
- Cześć Mamba, wyglądasz jak dziwka – odpowiedziałem jej pogardliwie szczerząc zęby.  
- Ha ha ha, widzę, że za każdym razem powtarzasz ten sam dowcip.  
- Bo za każdym razem wyglądasz jak dziwka. A teraz wybacz, ale się śpieszę, więc z całym szacunkiem, którego dla ciebie nie mam, weź spierdalaj i nie wchodź mi w drogę. Żegnam – wyszedłem szybko na ulicę. Gardziłem nią. Dla mnie zabójca ma zasady i honor. Ona nie ma ani jednego, ani drugiego.  
- Do zobaczenia Cichy. Zobaczymy się szybciej niż myślisz – usłyszałem na koniec jej charakterystyczny śmiech, w którym wyraźnie słychać obietnicę.  
- Za dużo obietnic na dzisiaj – parsknąłem kierując się do swojego mieszkania.  

Po powrocie szybko ukryłem swoje pieniądze w bezpiecznym, nowoczesnym sejfie i po raz kolejny tego dnia wybrałem się na ulice Rzymu. Tym razem na zakupy, zabójca czy nie, też coś muszę jeść. Po półtoragodzinnej wędrówce wróciłem do swoich czterech ścian. Lubiłem swoje cztery kąty, nowoczesne, spore mieszkanie z niewielkim ogrodem i tarasem, w piwnicy dobrze zaopatrzona siłownia i niewielki basen. W kuchni zacząłem rozpakowywać zakupy, nagle poczułem, że ktoś mnie obserwuje, odruchowo chwyciłem nóż z pobliskiego blatu i szybko odwróciłem się gotowy do obrony.  
- Cześć Cichy, mówiłam, że szybko się zobaczymy – przede mną z uśmiechem stała Mamba.  
- Czego chcesz? Mówiłem, żebyś się trzymała ode mnie z daleka – odkładając nóż, ruszyłem w jej stronę z zamiarem wyrzucenia jej z mojego mieszkania. Mimo, że jej nie znoszę, nie zabija się ludzi z własnej ekipy.  
- Oj naprawdę tak źle mnie widzieć?  
Byłem już przy niej i chwyciłem ją za ramię. Ona szybkim ruchem wywinęła się i tym razem ja stałem z wykręconą ręką. Szybko się uwolniłem i zaczęliśmy krążyć wokół siebie.  
- Prawie jak za dawnych czasów, prawda? – ciągle uśmiechała się ukazując rząd równych, białych zębów.  
Ruszyłem do ataku, ale Mamba zwinnie unikała moich ciosów, lecz ona również nie mogła przełamać mojej obrony. Widziałem jej piersi, jak falują pod obcisłą czerwoną sukienką pod wpływem przyśpieszonego oddechu. Ciągle utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Tym razem ona zaatakowała, ale udało mi się chwycić ją za rękę i już po chwili trzymałem ją przy ścianie, z wyłączonymi z walki rękoma. Oddychaliśmy szybko, patrzyłem w głęboko w jej orzechowe oczy i nagle zaczęliśmy się namiętnie i dziko całować. Puściłem jej dłonie i objąłem ją mocno, sięgając do tyłu zacząłem rozpinać jej sukienkę, która już po chwili opadła na ziemię, ona jednocześnie pozbyła się mojej koszuli i usilnie próbowała odpiąć pasek z moich jeansowych spodni. Zwinnym ruchem obróciła mnie tak, że teraz ja stałem oparty o ścianę a ona cofnęła się o krok w samej koronkowej bieliźnie i lustrowała moje ciało.  
- Mmm… - zamruczała cicho. – Widzę, że nic się nie zmieniłeś – dodała, przesuwając dłonią coraz niżej po mojej klacie, po wyrzeźbionym brzuchu. W końcu uklękła przede mną, pasek w końcu uległ w jej palcach i rozpięła moje spodnie, jednocześnie zsuwając bokserki i uwalniając mojego, twardego już penisa. Zaczęła go pieścić, przesuwając języczkiem wzdłuż całej jego długości, wzięła główkę w swoje pełne usta i lizała ją jednocześnie ssąc. Po chwili zaczęła wsuwać go i wysuwać na zmianę, mój kutas coraz głębiej znikał w jej ustach, aż w końcu zniknął cały. Przez cały czas bawiła się nim patrząc mi głęboko w oczy, co mnie niesamowicie podniecało. Zamknąłem oczy i z przyjemnością oddawałem się jej pieszczotom, objąłem jej głowę nadając tempo.  
- Może teraz ty mi się odwdzięczysz? – zapytała, wstając i całując mnie gorąco po brzuchu, klacie, szyi. – Proszę... – dodała szeptem do mojego ucha.  
Bez słowa odwróciłem ja i przycisnąłem swoim ciałem do ściany, zdarłem z niej stanik uwalniając piękne piersi. Ustami namiętnie całowałem jej szyję, lekko przesunąłem języczkiem zostawiając lekko wilgotny ślad, po czym lekko dmuchnąłem sprawiając, że po Mambie przeszedł lekki dreszcz. Po czym moje usta rozpoczęły dalszą wędrówkę, zachłannie całowałem jej pełne piersi, lekko zagryzając sutki. Drażniłem je końcówką języczka, robiąc wokół nich kółeczka, z rozkoszą je ssałem. Jej piersi unosiły się i opadały pod wpływem podniecenia. Po chwili kontynuowałem swoją wędrówkę i już po chwili całowałem jej płaski brzuszek, jednocześnie pozbywając się koronkowych majteczek. Przed swoimi oczami miałem cudowną, kuszącą cipkę. Lekko rozchyliłem ją paluszkami i przesunąłem języczkiem pomiędzy wargami… Cichy jęk wydobył się z ust Mamby, po czym tym razem ona objęła moją głowę swoimi dłońmi i mocno docisnęła ją do swojej cipki. Jednocześnie moje dłonie wylądowały na jej pośladkach, obejmując je i masując. Jęki Mamby coraz głośniej rozchodziły się po kuchni, w końcu najdłuższy z nich oznajmił nadejście wielkiego orgazmu.  
Wstałem a ona od razu wpiła się zachłannie w moje usta, całując mnie namiętnie. Z przyjemnością oddawałem się tym pocałunkom, rewanżując się tym samym, jednocześnie dociskając Mambę całym ciałem do ściany, dłonie błądziły po jej plecach, jędrnych pośladkach. Objąłem jej uda i uniosłem ją, stojąc między jej nogami docisnąłem ją do ściany, twardy penis ocierał się o jej wilgotną szparkę.  
- Chyba przytyłaś ze 2 kilogramy. – wyszeptałem jej do ucha.  
- Ty świnio… Ahhhh! – nie dokończyła, bo cichy krzyk przerwał jej następujący potok bluzgów, gdy opuściłem ją na twardego kutasa. Objęła mnie mocno swoimi udami i wtuliła się w moje ciało, czułem na szyi jej gorący, przyśpieszony oddech. Unosiłem ją i opuszczałem coraz szybciej, czułem jak cały penis chowa się w jej gorącej cipce. Z ust Mamby za każdym razem wyrywał się coraz głośniejszy jęk. Mi już też dużo nie brakowało, jeszcze kilka ruchów i wystrzeliłem w niej, jednocześnie poczułem jak jej cipka zaczyna zaciskać się na moim twardym penisie. Mamba doszła po raz kolejny. Wyszedłem z niej i opuściłem na podłogę.  
- Och, tego mi trzeba mi było trzeba… - wyszeptała. – Idę pod prysznic, dołączysz? – zapytała, kierując się w kierunku łazienki, kusząco poruszając biodrami, hipnotyzujący ruch pośladków zrobił swoje.  
- Pewnie – odparłem z uśmiechem.  
Nieustający sygnał telefonu wyrwał mnie ze snu. Oczywiście po Mambie nie został nawet ślad, po wspólnej, upojnej nocy zniknęła niczym duch. Tak naprawdę to sam nie wiem co było między nami, nie szanowałem jej, gardziłem nią, ale i tak zawsze nasze spotkania kończyły się tak samo.  
- Tak Stary? Co jest? – zapytałem, uciszając jednocześnie bezlitosny dzwonek telefonu.  
- Jest robota, zainteresowany?  
- Będę za godzinę.

bard110

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2452 słów i 13394 znaków, zaktualizował 22 gru 2023.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Gazda

    :bravo:  
    Kogo zabije i kogo przeleci?

    8 kwi 2022

  • Użytkownik Robert72

    :bravo: Ciekaw co z córą szefa?

    6 kwi 2022