Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Maturzystka

Zawsze uważałem się za człowieka o twardych zasadach. Ale...
Przez lwią część swojego życia pracowałem jako osoba prowadząca zajęcia dodatkowe. Byłem wyspecjalizowany w jednej wąskiej dziedzinie.
Prowadziłem lekcje śpiewu.. Współpracowałem z przedszkolami, szkołami, ośrodkami kultury, klubami seniora, organizacjami pozarządowymi...było co robić.

Szczególnie lubiłem zajęcia z młodzieżą. W przeciwieństwie do większości kolegów i koleżanek nauczycieli, miałem to szczęście, że na moje warsztaty przychodzili ochotnicy. Nie musiałem się więc użerać z tymi, którzy mieli gdzieś, to co robię.
Tak się zdarzało, że raz na jakiś czas wpadałem w oko jakiejś swojej „podopiecznej” . Na ogół były to młode dziewczyny, w których buzowały hormony. Nie wyglądałem jak Quasimodo, więc pewnie była to okoliczność sprzyjająca tego typu sytuacjom. Poza tym posiadałem  na swoim koncie skromny, bo skromny, ale jednak jakiś dorobek artystyczny w postaci wydanego singla, czy teledysku.

Nigdy nie stroniłem od kobiet, ale świadomość różnicy wieku, pozycji zawodowej, widmo kłopotów i wrodzona odpowiedzialność... zawsze trzeźwiąco działały na mnie w dwuznacznych sytuacjach powstających na lub po moich zajęciach. Nigdy żadnej z  moich kursantek  nie wysłałem żadnego sygnału,, że byłbym czymkolwiek  zainteresowany...nawet gdy mój organizm mówił co innego.  Wyjątkiem była ona.
Właśnie rozstawałem się ze swoją narzeczoną, kilka lat w związku, w którym tylko seks był udany, dało mi  mocno w kość i wywarło spore spustoszenie w mojej psychice.
Ale do rzeczy. To był wtorek, jak co tydzień przejechałem kilkadziesiąt kilometrów, by poprowadzić zajęcia z licealistami. Grupa była zdolna, zdyscyplinowana i mimo odległości, jaką miałem do pokonania, jeździłem tam z przyjemnością. Z resztą warsztaty odbywały się  w moich rodzinnych stronach, co sprzyjało utrzymywaniu relacji ze znajomymi i rodziną.

Iga była jedną ze zdolniejszych dziewczyn w grupie. Zawsze sumienna, dobrze przygotowana, a przede wszystkim zdeterminowana. Przyjeżdżała na te zajęcia z małej wioski oddalonej o kilkanaście kilometrów od miejsca warsztatów.
Tego dnia skończyłem trochę później… Już miałem ruszać w godzinną podróż do domu, kiedy zobaczyłem jak pod budynkiem Centrum Kultury, w którym odbywały się zajęcia, Iga łapie stopa.  Zatrzymałem samochód:

- Wracasz do domu stopem?  - zapytałem zdziwiony.
- Zawsze wracam autobusem, ale uciekł mi, bo...
- Przedłużyłem zajęcia?

Nic już nie odpowiedziała. Speszyła się. Kazałem jej wsiadać i odwiozłem ją do domu. Droga minęła szybko. Miło rozmawialiśmy... Dojechaliśmy na miejsce. Usłyszałem krótkie „bardzo panu dziękuję, do widzenia”. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w dalszą podróż.

Tydzień później skończyłem zajęcia o czasie. Nie ukrywam, że pilnowałem zegarka również po to, by nie robić dziewczynie kłopotu. Dlatego zdziwiłem się, gdy po raz kolejny po zajęciach zobaczyłem Igę, próbującą zatrzymać jeden z przejeżdżających samochodów.

- Wsiadaj – rzuciłem krótko przez okno.
- Ale... – próbowała znaleźć słowa, które wytłumaczyłby mi sytuację.
- Wskakuj, wskakuj. Podziękujesz  później.

Już po chwili dziewczyna ze skulona głową tłumaczyła, że o godzinie,  o kończą  się nasze zajęcia nie jeździ już żaden PKS więc ona zawsze wraca stopem. Pytałem, dlaczego nie odbierają jej rodzice, ale tylko ją zawstydziłem. Okazało się, że jej rodzice nie mają samochodu..
Widziałem, że dziewczynie jest wyraźnie głupio. Starałem się więc zmienić temat. Zapytałem skąd ona bierze determinację, żeby w ogóle co tydzień przyjeżdżać na te zajęcia taki kawały drogi bez gwarancji, że będzie miała jak wrócić do domu. Niestety moje pytanie powiększyło jej zakłopotanie.
Akurat przejeżdżaliśmy obok domu, w którym spędziłem lwią część swojego dzieciństwa.  Zatrzymałem auto.

- Zobacz, tu się wychowywałem – palcem pokazałem stary, wiejski, drewniany dom, mając jednocześnie nadzieję, że uda mi się skutecznie zmienić temat.
- Tu mieszkają pana rodzice?
- Nie, tu żyła moja babcia, u której spędzałem dużo czasu. Też czasem musiałem przejść kilka kilometrów. Moi rodzice też nie mieli wtedy samochodu. No, ale miałem jednak ciut bliżej niż ty.
- Nie wiedziałam, że pan jest stąd.
- Dobrze się ukrywam – zaśmiałem się – chcesz zobaczyć tę ruderę, dawno tu nie byłem?
- Tak - odpowiedziała niepewnie.

Otworzyłem mocno zardzewiałą bramę i wjechałem na podwórko. Po chwili weszliśmy do środka domu.
- Pytał Pan co mnie determinuje, do przyjazdu na zajęcia - zaczęła cicho tuż za progiem. Zatrzymałem się ciekawy odpowiedzi – pan mnie determinuje-  dodała, a na swoich ustach momentalnie poczułem jej wargi, smakujące malinowym błyszczykiem.
W głowie miałem taki zamęt, jakiego jeszcze chyba nigdy.  W ciągu sekundy przebiegło przez moją głowę milion myśli: Ale jak to? Przecież nigdy nie zachowywała się w sposób mogący wskazywać, że się we mnie podkochuje. Dlaczego tego nie zauważyłem? Co ja z nią robię w tej  opuszczonej chacie? Boże, jak to będzie wyglądało, przecież sam ją tu przywiozłem... Moim myślom nie było końca.

Na moment udało mi się oderwać od jej ust.
- Iga, co ty robisz? – zadałem pytanie i odszedłem kilka kroków, próbując stworzyć bezpieczny dystans.
- Nie podobam się Panu?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Podniosłem wzrok, który przez dobrą chwilę wbijałem w podłogę, a moim oczom ukazało się najpiękniejsze kobiece ciało, jakie kiedykolwiek widziałem. Oto maturzystka stojąca przede mną odpinała kolejne guziki bluzki, powoli odsłaniając oszałamiające piersi, prawdopodobnie w rozmiarze C. Nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. Była taka śliczna, jej młode ciało było tak jędrne, tak przerażająco piękne, że pierwszy raz w życiu czułem, że tracę nad sobą panowanie.
Chyba jednak się Panu trochę podobam – powiedziała zalotnie, ręką wskazując wybrzuszenie w moich spodniach, drugą dłoń seksownie położyła na swojej prawej piersi...Zrobiła dwa kroki w moją stronę – Niech pan nic nie mówi – jej ręka już nie wskazywała mojego krocza, ona się na nim znajdowała.

- Iga, poczekaj! – próbowałem silić się na stanowczość.

Jak myślisz, uległem?

2 komentarze

 
  • Użytkownik Wwerty

    Ja to już chyba kiedyś tutaj czytałem tylko ciut dłuższe

    8 wrz 2021

  • Użytkownik TakiJeden

    Myślę, że chyba każdy facet, który ma w worku jaja a nie szuter, nie oparłby się takiej pokusie.
    Ale też jest całkiem możliwe, że górę wziąłby etos pedagoga lub bardziej przyziemnie - obawa przed konsekwencjami.

    11 sie 2021