Korpo – OneShot

Był mroźny, grudniowy poranek; do Świąt pozostały cztery dni. Klaudia, kobieta sukcesu, a tym samym niewolnik korporacji zbliżała się do trzydziestki. Czuła irracjonalny strach przed przekroczeniem tej granicy wieku, na pozór nic się nie zmieni, a jednocześnie już nic nie będzie takie samo. Jej mąż, a właściwie były mąż, zostawił ją ponad rok temu dla starszej, zamożniejszej kobiety. W dniu, w którym oświadczył jej, że odchodzi, też był mróz, w radiu pojawiały się co jakiś czas piosenki świąteczne. Wszedł do mieszkania, jak zawsze odstawił teczkę na niewielką, sosnową komodę. Ona przygotowywała kolację; jak zawsze. Wszystko wydawało się poukładane, ugrzecznione. Namiętność między nimi wygasła już dawno, a może nigdy jej tak naprawdę nie było? Sama już nie była tego pewna. Nie myślała o tym, nie brakowało jej tego. Jej życie wypełniała praca. Gdy Adam wszedł do kuchni, rzucił zdawkowe „cześć”, po czym zamknął się w sypialni. Kobieta była zaskoczona jego zachowaniem, lecz nie oderwała się od krojenia czerwonej papryki.  
     Po kwadransie mężczyzna pojawił się w kuchni z torbą sportową i walizką na kółkach. Spojrzał na żonę, jakby była kimś obcym.  
– Wychodzę – oznajmił pozbawionym emocji głosem.  
– Widzę. Gdzie ty się z tymi bagażami wybierasz? – zapytała, nie mogąc ukryć zaskoczenia.  
– Odchodzę. Po prostu. Papiery rozwodowe podrzucę ci w tygodniu.  
     Nie zdążyła już nic powiedzieć, jej poukładany dotąd świat runął w gruzach. Adam wyszedł. Widziała go później jeszcze kilka razy, ale nie zamienili ze sobą ani jednego niepotrzebnego słowa, ani krztyny zbędnych uprzejmości, uczuć. Jedynie suche formalności. Ostatni raz, gdy go widziała, w dniu rozprawy rozwodowej, patrzyła na niego jak na obcego, nic nieznaczącego człowieka, który zabrał jej kilka lat życia. Czuła do niego żal, nie dała mu tego po sobie poznać, ale w środku aż gotowała się ze złości. Zachowała się, jak niegdyś jej matka, którą zostawił ojciec.      
     Z mieszkania zniknęły wszystkie jego rzeczy, wszystkie wyrzuciła, miała ochotę je spalić, lecz pozostała przy włożeniu ich do kontenera. Jej życie w całości przejęła praca, w korporacji spędzała większość doby, a w domu była niemal gościem. Jej życie prywatne, praktycznie nie istniało. Życie erotyczne przestało istnieć już dawno. Jakby ktoś wyłączył w niej uczucia, pożądanie...  
     Był mroźny, grudniowy poranek; do Świąt pozostały cztery dni. Do jej trzydziestych urodzin pozostały cztery dni. Usiadła na szerokim, welurowym fotelu, cieszyła się dotykiem miękkiego materiału, pragnęła... No właśnie? Czego pragnęła? Spoglądając przez okno, poczuła przypływ zapomnianych już emocji, dreszcz przeszedł jej ciało. Dochodziła siódma trzydzieści, biura korporacji dzisiaj są nieczynne; opustoszałe. Ona jednak postanawia nie siedzieć w domu, pakuje laptopa, ubiera się jak zawsze elegancko. Czarna, klasyczna spódnica za kolana, biała bluzka z niewielkim żabotem, dopasowany żakiet i eleganckie szpilki. Kwadrans przed dziewiątą przekroczyła próg drzwi biurowca. Znajomy ochroniarz przywitał ją jak zawsze – ciepło. Ona jednak nigdy na niego nie spojrzała, rzucała jedynie w powietrze suche „dzień dobry”.  
     Kilka minut później przemierzała wąski korytarz biura, znajdującego się na siedemnastym piętrze, z którego okien rozpościerał się widok na centrum Warszawy.
– Klaudia? – Usłyszała głos szefa; szefa, którego szczerze nie lubiła.  
– Dzień dobry panie dyrektorze – przywitała się uprzejmie, zaglądając do jego gabinetu.  
– Co ty tutaj robisz?  
– Nie chciałam marnować dnia. Mam sporo pracy. – Była pewna siebie. – Jeśli pan pozwoli...
– Wejdź, proszę. – Przerwał jej.  
– Ale...
– Powiedziałem, wejdź. – Jego stanowczy głos trochę zbił ją z pantałyku. Weszła do środka. – Usiądź.  
     Klaudia zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny w średnim wieku, przystojnego o czarnych włosach. Mężczyzny pewnego siebie, uprzejmego, stanowczego. Dzisiaj wydawał się nadwyraz miły. Czuła, że jego udawana sympatia nie jest bezinteresowna. Mężczyzna wstał, obszedł biurko dookoła, usiadł na jego krawędzi, niby przypadkowo dotykając jej nogę. Spojrzał na nią. Dłonią pogładził jej włosy.  
– Co pan robi?! – zapytała zbyt agresywnie.  
– Nie mów, że tego nie chcesz...
– Ale...
– Wiesz, że mogę cię zwolnić.  
– Ale...
– Cicho. Potraktuj to jako obowiązki zawodowe, he, he, he...
     Jego dłoń gładziła jej twarz, druga zaś powędrowała na nogę. Delikatnie podwinął spódnicę, palce wędrowały po wewnętrznej stronie uda i zatrzymały się tuż przed jej łonem. Mężczyzna całował skórę kobiety, szyję, następnie usta. Klaudia poddała się szybko, odwzajemniła jego pocałunek. Czuła wewnętrzne drżenie, napływające fale ekscytacji, podniecenia. Chciała go tu i teraz. Jej ciało domagało się zbliżenia, dotyku mężczyzny. Jej dłonie powędrowały do jego paska. Chwilę później trzymała już w dłoni penisa, był twardy, gotowy, by dać jej przyjemność. Delikatnie objęła go ustami, zaczęła pieścić. Dłonią masowała jądra, z jego ust wydobyły się ciche jęki. Wiedziała, że jest mu przyjemnie. Mężczyzna gestem poprosił ją, aby wstała. Zdecydowanym ruchem zdjął jej żakiet, rozerwał bluzkę, guziki wystrzeliły we wszystkie strony. Zbliżył twarz do jej piersi, językiem pieścił sutki, a ręka błądziła wokół jej szparki. Sprawdzał, czy już jest wilgotna, czy już jest gotowa. Była. Oderwał się od niej na chwilę, założył prezerwatywę, zsunął jej spódnicę wraz z koronkowymi majtkami. Posadził ją na biurku i wszedł jednym, gwałtownym pchnięciem. Na chwilę zastygli w tej pozycji.  
     Kobieta czuła jak ją wypełnia, brakowało jej tego uczucia już od dawna, lecz wyłączyła w sobie myślenie o tym. Dzisiaj jej stłumione pragnienia w końcu zostaną zaspokojone. Zaczęła się wić, prosząc o więcej. Ich zbliżenie było gwałtowne, ostre. Mężczyzna brał ją niemal jak zwierzę, rżnął ją; bo tego, co robili, inaczej nazwać nie można. Nie trwało to długo, może dziesięć minut. Kobieta poczuła nadchodzącą falę dreszczy, ciepła. Mężczyzna poczuł na swoim członku spazmatyczne skurcze jej mięśni, a  jęki upewniły go, że doszła. Kilka chwil później i jego ciałem zawładnął orgazm. Szybkim, zdecydowanym pchnięciem wszedł do końca, skończył. Na ciele kobiety pojawiły się drobne kropelki potu, a wyraz jej twarzy zdradzał zadowolenie.  
     Skończył. Kobietę przechodziły dreszcze ekscytacji. Jej głód seksualny nie został do końca zaspokojony. Po tak długim czasie było jej mało. Chciała więcej. Stała się zachłanna. Mężczyzna zaczął się ubierać, przyglądała mu się z wyraźnym zaskoczeniem. Jak to, już? To wszystko? Rozpalił ją i teraz zostawi?  
– Miło było, ale trzeba wracać do pracy. – powiedział, jak gdyby nic się nie wydarzyło. – Jesteś dobrym pracownikiem, Klaudio – dodał z ironicznym uśmiechem.
     Znienawidziła go w tym momencie, a jednocześnie chciała, by znów znalazł się w niej, by dał jej więcej. Niestety. Powróciła do szarej, tak dobrze jej znanej rzeczywistości; rzeczywistości niewolnika korporacji. Jej prawdziwego świata.  
     Był mroźny, grudniowy poranek; do Świąt pozostały cztery dni. Do jej trzydziestych urodzin pozostały cztery dni...

TeodorMaj

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1288 słów i 7600 znaków.

2 komentarze

 
  • Palmer

    Brak tu jakiejkolwiek oryginalności. Jeśli pojawia się sex, to czemu tak szybko się kończy?

    7 sty 2017

  • eli19

    @Palmer bo tak wygląda życie, czasem jest mocno, intensywnie, a potem wraca rzeczywistość

    8 sty 2017

  • Szarik

    Dobre, zwięzłe i realistyczne.

    5 sty 2017