Wyobraźcie sobie, jak ja muszę się czuć, w chwili, gdy już wiem, że nie mam innego wyjścia, gdy wiem, że po prostu muszę mu się oddać...?
Boże, jak ja to przeżywam! Jak to?! Mam pozwolić, żeby ta kreatura, ten ramolowaty urzędas, tak po prostu mnie wziął? Nie! Ni może tak być! Ten łachudra miałby mnie tak po prostu wydupczyć?! Mnie, tak szanowaną panią profesor? O nieposzlakowanej reputacji? Miałby do woli sobie używać? Jak jakąś ladacznicę?! Niedoczekanie!
Mimo swego oburzenia oczyma wyobraźni widzę to! Jak stoję w jego obskurnym biurze, przed zabałaganionym papierzyskami biurkiem, jak świdruje mnie małymi, przymrużonymi oczkami, nieprzyzwoicie, ironicznie jakby, uśmiechając się.
A ja? Stoję taka zawstydzona, skonsternowana. Nie wiedząc, co robić. Czy każe mi się tak po prostu oprzeć o to biurko, a on podwinie mi spódnicę? A może będę musiała rozłożyć się na tym biurku na plecach i sama podciągnąć kieckę? A może jego perwersyjny umysł podpowie jeszcze inne rozwiązanie? Gdy on będzie siedział za biurkiem, ja otrzymam polecenie, że mam przy nim kucnąć...
Okropne! Miałabym pewnie sama rozpinać rozporek jego spodni. Od tego wytartego, starego garnituru. Szarego, jak on sam!
Jakże będą mi drżeć palce, gdy będę rozpinać jego rozporek... To byłoby obrzydliwe, gdybym wyłuskiwała jego sflaczałą, pomarszczoną kuśkę... Ależ to byłoby upokarzające! Zwłaszcza gdybym zaraz musiała ją wziąć do ust...
Wyobrażacie to sobie? Ja, jak mówią o mnie - elegancka damulka, zawsze w porządnej, dopasowanej garsonce, wytwornych szpileczkach, z szykownie ułożoną fryzurą, klęczącą przed tym niechlujnym urzędasem w wyciągniętej i wytartej szarej marynarce, trzymającej w buzi jego fiuta?! Zapewne odciśnie się na nim ślad mojej krwistoczerwonej szminki...
Wyobrażam sobie, jak w tym poniżeniu, klęcząc, ssąc jego wątpliwą męskość, jestem chwytana za głowę, niczym lalka do zabawy, przyciągana...
Ale czy mniej poniżające byłoby, gdybym musiała pójść z nim do łóżka w jego domu? Spędzić z nim całą noc? Znosić jego łapska na swoim ciele. Czuć jak maca mi pośladki, jak miętosi cycki, jak bawi się moją piczką... Jak bezceremonialnie się w nią pakuje...
Swoją drogą... Ciekawe, gdzie mieszka?
Czy lepiej tam? Czy już lepiej, żeby wychędożył mnie na tym swoim zabałaganionym biurku?
A wszystkie te dywagacje z jednego, głupiego powodu. Pan kierownik raczył nałożyć na moją mamę niebywale wysoki mandat karny. Żeby go spłacić, nie wystarczyłoby sprzedać dom. Trzeba by mieć kilka domów do sprzedania. Czy mogłam narazić moją biedną mamę na taki dramat?
Cóż... nie mam czasu na zwłokę, już jutro muszę mu dać odpowiedź.
Długo nie mogę zasnąć, wciąż myślę tylko o nim. O tym jak idę do niego, a wszyscy, którzy mnie mijają, doskonale wiedzą, że idę mu dać.
Zastanawiam się, jak się ubrać? Na pewno luźna spódnica... Pończochy. Może kabaretki? Nie... niech nie myśli, że jestem jakąś dziwką...
Wyobrażam sobie, jak ten brzuchacz gramoli się na mnie, jak każe mi rozłożyć nogi...
Powoli orientuję się, że te myśli zaczynają w jakiś dziwny sposób mnie ekscytować.
Wspominam, jak pierwszy raz pojawiłam się w jego gabinecie... Jak wbijał we mnie wzrok, niczym drapieżnik szpony w ciało ofiary.
Komplementował mnie.
Wtedy zasugerował, że mama może uniknąć mandatu i spłaty nienależnego zwrotu vatu.
Wreszcie odpływam...
Ale co to?! Pan Ignacy włazi do mojego pokoju. Patrzy na mnie z obleśną miną, tak drapieżnie...
- Ależ co pan tu robi?
- Przyszedłem cię nawiedzić, moja ty damulko...
- Ależ ja jeszcze nie wyraziłam zgody...
- Ale po co mi twoja zgoda... sikoreczko? - Jego twarz wyraża jeszcze bardziej sprośnie jego podniecenie.
- Nie... proszę... jeszcze nie zdecydowałam się, czy się panu oddam...
- Dasz mi, paniusiu... Wiesz dobrze, że mi dasz...
Brutalnie popchnięta na łóżko, padam na plecy. Sprężyny skrzypią niemiłościwie.
Zadziera mi spódnicę, mimo, że trzymam ją rozpaczliwie dłońmi.
- Nie... nie... proszę...
- Co my tu mamy? Seksowne pończoszki-kabaretki! Ładnieś się wystroiła i przysposobiła do dawania dupy!
Z lubością zrywa moje stringi.
- A to będzie mój łup!
W mgnieniu oka mnie dosiada... Czuję na sobie ciężar, który sprawia, że nie mogę się nawet ruszyć. Wkrótce wypełnia mnie potężny pal. Wielki! Długi i gruby. Mam wrażenie, że przebija mnie na wylot! Czuję jak rozpycha moją piczkę, rozciąga jej ścianki wręcz do granic fizycznej wytrzymałości!
- Nie... nie... proszę...
Lecz wkrótce moje - "nie" - zastępują żałośliwe jęki - "aaaaa!"
Ten nikczemnik okazuje się być wulgarny.
- Ty zdzirowata damulko. Rozepcham ci tę "sakwę", że nie będzie już taka ciasna! Będziesz miała dziurwę, jak rozjechana rozjebunda!
Chce mnie drań poniżyć! Z wytwornej damulki sprowadzić do roli jakiejś lafiryndy!
Ależ brutalnie mnie ładuje! Stary dziadyga, a pracuje jak młot pneumatyczny! Tak mocno i... szybko! Cóż za łomot sprawia mojej piczce! A co będzie, jak mi zmajstruje jakiegoś berbecia! Pełna przerażenia zaczynam go błagać, aby przestał.
- Panie Ignacy! Niech pan uważa... Chyba nie chce pan ze mnie zrobić mamusi...
Nikczemnik tym bardziej przyspiesza!
- A dlaczego by nie przyozdobić takiej eleganckiej paniusi gustownym brzuszkiem! Aż się prosi, żeby takiej panience zmajstrować taki prezencik - bobasa!
I cóż ja mogę na to począć??? Nic. Zupełnie nic.
Mogę tylko sobie pokrzyczeć...
W wyniku moich stękań i krzyków, do pokoju wparowuje... moja mama!
- O mój Boże! - Załamuje ręce. - Córuchno, co ty robisz pod tym panem?!
Czuję potworny wstyd. Przyłapana przez rodzicielkę... w takiej pozie! Z podciągniętą spódnicą, z rozłożonymi nogami, dźganą przez otyłego urzędasa.
Który ani myśli zaprzestać pracy swych lędźwi! Usilnie szturcha mnie bez wytchnienia!
Wtem mama dostrzega, że to pan referent z urzędu skarbowego, do którego tyleż razy dreptała!
- Pan Ignacy! Co pan robi mojej córce?!
- Jak to co... - sapał, nadal nie przestając mnie piłować, co potwornie mnie krępuje - rozchyliła mi kalafiora, to jej robię przegazówkę!
- Mamusiu! Ratuj! - wzywam pełna nadziei.
Jakże okazuje się krucha! Napastliwy urzędas wciąga interweniującą rodzicielkę, a wszak to szczuplutka kobietka, razem ze mną pod siebie! Jej spódnica solidaryzuje się z moją... rychło zostaje podciągnięta.
Jurny referent ładuje na przemian raz jedną z nas, raz drugą.
- Każdą z was wygrzmocę po równo! Każdej z was zostawię pamiątkę. Będziecie spacerowało po swojej wiesce z równymi sterczącymi bębenkami!
Nagle wszystko rozmywa się...
O Boże! Jak to wspaniale, że to był tylko sen...
Zwlekam się z łóżka, myśląc tylko o czekającej mnie decyzji. Staję na wprost lustra. W odbiciu widzę całkiem zgrabną kobietę, o długich nogach, w seksownej, prześwitującej koszulce nocnej. Dość dobrze widać przez nią piersi. No może są nieco za duże... pupa też, lecz czyż mężczyźni nie tego właśnie szukają? Będę dla tego gnoja niezłym łupem, o którym będzie rozpamiętywał do końca życia... i chwalił się kolegom.
Gdy kąpię się pod prysznicem, szczególnie starannie myję cipkę, jakbym z góry wymywała z niej pozostałości po niechlujnym urzędasie. Niespodziewanie, ten zabieg niezwykle mnie podnieca, zaczynam silniej trzeć piczkę, aż do bólu.
Ubiór dobieram tak, jakbym już postanowiła, że mu się oddam, stojąc przed lustrem - zakładam skąpe, koronkowe stringi, grafitowe pończochy i koronkowy stanik zapinany z przodu.
Którą spódnicę wybrać? Najlepiej jakąś szeroką. Przecież nie wiem, w jakim miejscu on zechce mnie wyobracać... szeroka kiecka będzie wygodna.
Patrząc na swe odbicie, unoszę spódnicę wysoko. Na pewno będzie to dla niego arcypodniecający widok - moje zgrabne nogi w pończochach, zakończonych koronkowymi manszetami, pupa widoczna doskonale, bo wszak ileż mogą zakryć stringi?
No i cycki... łatwo mi rozpiąć ten stanik... Przed lustrem rozpinam go, jakby na próbę. Miseczki łatwo uwalniają dwie ciężkie półkule.
Zawstydzam się, jakby rzeczywiście moje nagie piersi zobaczył teraz obcy mężczyzna.
Bluzka rozpinana. Tak niech będzie na zatrzaski, kto wie, czy ten rozpustnik nie będzie chciał jej szarpać?
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
volvo960t6r
Twoje opowiadania są pisane z sensem seksapilem erotyzmem no po porotu nic dodać nic ująć