Historyczka u tablicy (miniaturka) cz. 1

Boże! Jak ja uwielbiam przychodzić do pracy w minispódniczce! Intensywniej czuję na sobie wzrok młodych, przepełnionych energią uczniaków. Gdy jestem w miniówce, zdarza się, że smarkacze upuszczają długopisy, i to akurat wtedy, gdy obok nich przechodzę! Ależ mnie to ekscytuje, gdy kątem oka dostrzegam ich karkołomne próby zajrzenia mi pod kieckę! Natychmiast zastanawiam się wówczas – co takiego udało im się dostrzec??? Noszę pończochy, więc jestem wtedy ciekawa, czy mogli dostrzec koronkowe manszety kuszących pończoszek? Do tego uwielbiam założyć szpilki na wysokim obcasie. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo są seksowne i pobudzają wrażliwość młodzieńczą… Na lekcjach historii nie omijam trudnych tematów. Szeroko opowiadam o sytuacji kobiet podczas wojny, kiedy to właśnie płeć piękna doznaje wielu krzywd i cierpień, że to białogłowy bywają gwałcone przez nieprzyjacielskich żołdaków, co stosowane jest jako element opresji. Staram się opowiadać żywiołowo i przekonująco, jakbym to ja sama doświadczyła takiej przemocy… Oczywiście demonstruję przy tym swe wielkie zawstydzenie, że muszę mówić o tak wstydliwej sferze, ja atrakcyjna nauczycielka – młodzieniaszkom w wieku, w którym szaleją hormony… Gdy wykładałam o rzeczywistości okupacyjnej, opowiadałam o doli kobiet skazanych za niewielkie przewinienia i zmuszonych do prostytucji. Gdy tak perorowałam o losie seksualnych niewolnic, traktowanych później, po powrocie do domu, jak zdradzieckie dziwki, rozpiął mi się guziczek bluzki, i tak z dość wyciętym dekoltem… „Szczawiki”  zostali poczęstowani, aż dwoma bodźcami erotycznymi…