PRÓBA OGNIA
Kilka nocy i dni minęło mi na zabawianiu różnych osobistości. Przez chwilę nawet robiłam to z uśmiechem na ustach. Dostałam do swojej dyspozycji pokój, moje chwilowe królestwo. Ściany oblepione jaskrawą tapetą, skórzana sofa w centrum. Nawet miałam u siebie coś w rodzaju stolika na drinki. Żyć nie umierać.
Rudy koleś, który mnie tu umieścił, był kimś w rodzaju ochroniarza/zarządcy. Zażądał ode mnie sprzedawania się w ramach swego zarządzania (ludźmi). Natomiast ochraniał mnie przed tym, bym nie wydostała się przed czasem. Czasem, ustalonym najwyraźniej przez jakąś siłę wyższą, która decydowała o moim losie. Perspektywa bycia w czyjejś mocy była podniecająca. A jednocześnie groźna i niepokojąca. Wiedziałam jednak, że i tak ulegnę, ponieważ nie potrafiłam sobie odmawiać niczego, co w jakimś aspekcie mnie kręciło.
Dostawałam tutaj także jakieś prochy, bym się nie trzęsła przy klientach. Także mimo początkowego przerażenia, stwierdziłam, że nie było tam tak źle. Poza tym, miałam niedługo wrócić do siebie. To był tylko taki chwilowy epizod. Zaczęłam też sobie tłumaczyć zachowanie R. i cała złość do niego niemal mi minęła. Może to był tylko taki sprawdzian z jego strony? Może w ten sposób chciał mnie nauczyć, że jestem przy nim bezbronna i w zasadzie mogę wykonywać tylko jego polecenia? Jak jakiś, kurwa, dobrze wytresowany pies?
Z jednej strony taka perspektywa była dla mnie chora, a z drugiej czułam w podbrzuszu motylki, kiedy o tym myślałam.
Nie chcę przypominać sobie szczegółów moich pobytów z klientami, bo w gruncie rzeczy te spotkania były żenujące. Klientela burdelu sama w sobie przecież musi być żenująca. I w mojej kurewskiej karierze nie spotkałam żadnego wyjątku. Uważam, że tyle wspomnień na ten temat wystarczy.
BRUTAL?
R. siedział zanurzony do pasa w gorącej wodzie. Oprócz niego w wannie znajdowała się naga dziewczyna. Opierała się delikatną twarzyczką o umięśniony tors swojego towarzysza. Nie miała więcej niż dwadzieścia lat. Przymykała znużone powieki, podczas gdy silna męska dłoń głaskała ją delikatnie po włosach. Nasz rozpustny bohater wspominał właśnie postać Kai, której losy toczyły się województwo dalej - w tandetnym pokoju Domu Publicznego.
Pamiętał ją z czasów pokwitania. Zawsze kojarzyła mu się z czymś milcząco złowrogim. Natomiast kiedy zaczynała mówić, wydawała się nieobecna i przytłaczająco pesymistyczna. Dlatego każdy uśmiech na jej bladym licu wydawał mu się nienaturalny. W jej oczach była jakaś głębia, lecz nie taka, o której często słyszymy z ust zakochanych chłopców w stosunku do niebieskookich dziewcząt. O, nie. Było w nich coś niepokojącego, jakaś mroczna tajemnica.
Przyjaźniła się z jego kilka lat starszą córką. To znaczy, na początku w to wierzył, potem przejrzał na oczy. One po prostu ze sobą chodziły. Często, chcąc nie chcąc, słyszał ich dwuznaczne rozmowy, subtelne gesty. Jednak to wszystko nie mogło być dziełem przypadku. Ponadto, pewnej nocy był świadkiem sytuacji, która uświadomiła go ostatecznie.
Dziewczęta wyszły gdzieś na cały wieczór. Jemu powiedziały, że idą do kina. Akurat tego dnia nie zamierzał kłaść się wcześnie, ponieważ miał sporo papierkowej roboty do nadrobienia. Tak więc, doczekał momentu ich powrotu. Już pomijając fakt, że obie były zalane, mocno się do siebie kleiły. Widział scenę ich pożegnania z końca korytarza, gdzie mieścił się jego pokój. Kaja przywarła do ust Jego Córki i wdarła dłon pod jej spódniczkę. Wtedy drgnął. Ta przestraszona w jego mniemaniu pannica okazała się być stanowcza. Zabawne, że zapomniały, iż w domu był także On. Tamtego dnia stanął mu po raz pierwszy widząc swoją córkę dominowaną przez jej nietypową kochankę. Bynajmniej nie czuł z tego powodu wstydu. Dlaczego taki był? Odpowiedź na to pytanie jest złożona.
Mimo maski, którą nosił na codzień, był istotą myślącą. Od własnej młodości czuł w sobie ciągoty do władzy, a zarazem wszelkich zakazanych uciech cielesnych. Nie izolował się jednak, tylko szukał wokół siebie ludzi, którzy mogliby mu się do tego przydać. Od zawsze był swego rodzaju hersztem grup, które sam tworzył i moderował. Spełniał swoje chęci często kosztem innych, choć jego perswazja i ogólna ogłada pozwalała mu zachować w dalszym ciągu te osoby przy sobie. Z tego też powodu czuł się czasami zagubiony. Miał chwile załamania, kiedy pragnął poznać kogoś bardziej zdolnego od siebie, by móc poczuć w końcu, że istnieje osoba, która go intryguje i nie nudzi. Taka właśnie była przyszła matka jego dziecka.
Kiedy ją stracił, świat się zawalił. Dotychczas pracował w ciemnej strefie klubów, hazardu i mafii. Po utracie kobiety idealnej postanowił się zmienić. A raczej zagryźć zęby i zrobić z rozpaczy coś szalonego. Wstąpił do wojska, zagrzebał dwa metry pod ziemią swoje dotychczasowe kontakty. Zmienił klimat, by móc nie myśleć o złamanym sercu. Nie wiedział, że jego ex spodziewa się dziecka. Nie wiedział, że zostanie ojcem. Kilkanaście lat starczyło, by niemal zapomniał o resztkach swoich uczuć, resztkach sumienia. Korupcja w nowej pracy i idiotyzm jego podwładnych sprawił, że po jakimś czasie znów wmieszał się w lewe interesy. Zdążył awansować na dość wysokie i zasłużone stanowisko. Niedługo potem okazało się, że starzy znajomi z poprzedniego życia bywali w podobnych miejscach, co on sam. Stwierdził wreszcie, że wraca. I to z przytupem.
Wcześniej nie maczał palców w substancjach psychoaktywnych, ale to się miało zmienić. Jako Amfetaminowy Baron czuł się nawet dobrze. I wpływowo. Budził szacunek i respekt, pewnie dlatego, że większość jego znajomych była od niego zależna. Właściwie prawie wszyscy. Sam był czysty, narkotyzował się jedynie endorfinami wydzielanymi wtedy, kiedy ktoś łechtał jego ego. Nigdy nie posiadał w sobie chęci samodestrukcji, która była tak popularna w kręgach jego klientów. Dzięki temu był na wygranej pozycji. Można powiedzieć, że był odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.
Warto też nadmienić o osobie Szczura, który mimo wszystko był od początku bardzo barwną osobistością. To on jako pierwszy współpracował z R. po jego powrocie na ciemną stronę mocy. Robił zarówno w przemycie, narkotykach, jak i hakerstwie - terenie zupełnie nieznanym i dziewiczym dla naszego byłego Żołnierzyka. Mimo swojego dziwnego sposobu bycia, stanowił dla R. interesujące towarzystwo. W rzeczywistości miał na imię Oskar. Interesował się dewiacjami związanymi z swoim ideałem bosej femme fatale. Często o tym opowiadał, nie kryjąc wstydu i śliny cieknącej mu z ust przez samo wspominanie niektórych kobiet, które go posiadły. Jedną z nich była przypadkowo niedoszła muza R. Kiedy się o tym dowiedział - puknął się w czoło, na myśl o tym, jak bardzo świat bywa mały. Ale następne niespodzianki nie zwlekały, by ujrzeć światło dzienne i nie były także jakkolwiek dla niego litościwe. Nie dość, że spotkał się z kobietą, która złamała mu serce, to jeszcze dowiedział się o zaginionej córce. Brzmi to cholernie nieprawdopodobnie, aczkolwiek życie lubi takie bywać. Zanim R. ochłonął, w kolejce czekały już następne czające się w mroku tajemnice.
Efekt jego nieszczęsnej miłości okazał się być już prawie dorosłym i w pełni rozumującym stworzeniem. Owa latorośl od zarania swojego życia szukała wszędzie nieznanego ojca. Jej matka po uświadamiającym spotkaniu z dawcą nasienia, z którego powstała, wskazała jej upragniony cel poszukiwań. Była to swego rodzaju zemsta. Za ciążę, za poród, za samotne wychowywanie niechcianego dziecka. Ta kobieta nie kryła swojej ekscentryczności. A R. niedługo potem musiał stanąć oko w oko ze swoją siedemnastoletnią, zdeterminowaną córką. Ich dalsze losy nie są już tak istotne, aczkolwiek podając je w telegraficznym skrócie, to istotnym faktem była przeprowadzka nowoodkrytego potomstwa do nowoodkrytego protoplasty. W miarę mieszkania razem poczuli do siebie nawet jakiś suplement miłości, ponieważ wiele ich łączyło.
Następny etap życia naszego Narkotykowego Hrabi był czasem straconym na wwiercaniu się coraz głębiej w ciemne interesy. W tamtym właśnie okresie poznał młodszą towarzyszkę swojej córki, także i z tej lubieżnej strony. Póki co, opierał się tylko na pilnej obserwacji jej poczynań, nawet za bardzo nie myślał o tym, by kiedykolwiek zanurzyć się samemu między jej gorącymi udami. Aczkolwiek nie mógł powiedzieć, że go nie intrygowała. Miała w sobie to coś. Ku jego rozczarowaniu wkrótce odeszła od młodej Panny R. Stało się to pewnie przez dziwne stany przeżywane przez tą drugą, sam odczuł na sobie ich moc. I tak minęło mu kilka lat do teraz, kiedy Kaja dała o sobie ponownie znać w jego życiu. W wyniku jakichś kłopotów w jej głowie, zaczęła brać. Została tanim, brudnym ćpunem, ale nadal wyczuwał w niej to samo, co czuł kiedyś. Zmieniła się przez te kilka lat na lepsze. Nabrała kobiecej powagi w głosie i spojrzeniu, jej ciało stało się bardziej atrakcyjne przy jednoczesnym zachowaniu tych cech, które były w niej wyjątkowe. W dalszym ciągu była nieobecna, nieprzewidywalna i na swój wysublimowany sposób wulgarna i pewna siebie.
Westchnął. Młoda dziewczyna na jego klatce drgnęła i uniosła głowę. Delikatnie ją do siebie przycisnął.
- Coś nie tak, kochanie? - zapytała zaspanym głosem niewinnej zabaweczki.
- Nie. Tylko tak sobie myślę... - odparł uspokajającym tonem.
1 komentarz
AnonimS
Pytałaś Autorko co widzę ciekawego. Motywy i rozterki ( lub ich brak) u bohaterów. Ona narkomanka na etapie zrobię wszystko żeby dostać działkę, zainteresowana R i znajomością z nim. Z drugiej strony jednak odczuwająca obrzydzenie gdy musi być prostytutką. Szkoda że tylko do klientów. On bez skrupułów wykorzystuje dziewczyny szmaci je . Coś wspomniałaś Żołnierz w byłym życiu. Jestem ciekaw co dalej . Pozdrawiam