Piekło Devica — cz. I

Część I

— Dajcie mi spokój — powiedziałam. Rodzice krzątali się wokół szpitalnego łóżka, na którym leżałam zmęczona chorobą. Nie odstępowali mnie na krok, choć mówiłam im setki razy, że jedyne czego teraz potrzebuję to chwila spokoju. — Idźcie i dajcie mi odpocząć.
— Jesteś pewna? — zapytała mama, poprawiając mi poduszkę pod głową.
Westchnęłam zrezygnowana.
— Tak — mruknęłam.
— Jakby co, to nas wołaj — dodał tata.
— W porządku — odparłam szybko, licząc na to, że w końcu będę miała chwilę dla siebie.
Wyszli z sali, a ja spojrzałam beznamiętnie w biały sufit. Nienawidzę szpitali. Nienawidzę za to, że co chwila do nich trafiam, za to, że męczą mnie kolejnymi dawkami leków, które nie pomagają, a przede wszystkim za to, że czuć w nich ostatnie tchnienie, tchnienie śmierci na karku. Czujesz się tu, jakbyś miał za chwilę umrzeć. Ciekawe, ilu ludzi codziennie traci tutaj życie? Ilu daje się uratować? Pewnie tych, którym udało się przeżyć, jest znacznie więcej. Nawet nie wiedzą, jakie mają szczęście.
Pozwoliłam, by łzy spłynęły mi po policzkach. Boję się śmierci, nie chcę umierać. Chciałabym żyć normalnie, bez codziennej dawki bólu. Marzę o tym, by móc kiedyś normalnie chodzić, poruszać rękami, widzieć. Niestety, ostatnio mój stan tak się pogorszył, że doznałam paraliżu nóg i rąk oraz częściową utratę wzroku w obydwu oczach. Stało się to w trakcie jednego z ataków. Po podaniu sterydów nieco mi się poprawiło, ale nadal widziałam jak przez mgłę.
Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć, ale na próżno. Czułam ból w każdym fragmencie mojego ciała, bolały mnie nawet włosy. Zaczęłam się wiercić niespokojnie, ale wszystko to na nic. Za bardzo bolało. Niby dostałam dawkę sterydów, która miała pomóc, ale nic z tego. Już od roku zastanawiam się, kiedy w końcu normalnie się wyśpię. Chyba odpocznę dopiero wtedy, gdy umrę.
Usłyszałam kroki na korytarzu. W pierwszej chwili pomyślałam, że to moi rodzice, ale wydawały się lekkie, choć było słychać ciche szuranie, jakby ktoś podskakiwał. Następnie do moich uszu dobiegł dźwięk piosenki małej dziewczynki. Zmarszczyłam brwi. Zrobiło mi się przykro, że nawet takie małe dzieci już trafiają do szpitali. Oby przyjechała tutaj w odwiedziny, pomyślałam.
Drzwi otworzy się i zobaczyłam w nich dziewczynkę. Od razu wydała mi się dziwna – miała długie, jasne włosy, które wydawały się być niemal białe, podkreślały jej alabastrową cerę i oczy w kolorze płynnego złota. Ubrana była w szpitalną piżamę sięgającą kolan, a na stopy założyła miękkie kapcie z króliczkami. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
— Cześć — przywitała się radośnie. — Jak masz na imię?
Zaskoczyła mnie nieco swoim entuzjazmem.
— Anna — odpowiedziałam ostrożnie. Dziwnie się poczułam, nie wiem dlaczego. Emanowała obcą, nieznaną mi energią. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— A ja jestem Julia.
Tanecznym krokiem podeszła do mnie i usiadła obok na łóżku, trzymając w dłoni dużego lizaka w kształcie serca.
— Jak długo tu jesteś? — zapytała. Nie wiem dlaczego, ale nagle wydała mi się niezwykle irytująca. Spojrzała na mnie wyczekująco, na co odpowiedziałam westchnieniem.
— Dwa dni.
— To tak samo, jak ja — roześmiała się życzliwie. Co z nią nie tak? Dlaczego ma taki dobry nastrój? A jeśli ona również ma jakąś śmiertelną chorobę? Jak może się cieszyć mimo to? — Na co jesteś chora?
— Zespół Devica — odparłam automatycznie. Pokiwała głową za zrozumieniem. — A ty?
— Zatruwa mnie ten świat.
Nie zrozumiałam, co ma na myśli. Spojrzałam na nią zdziwiona. Nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała w bok, liżąc ze smakiem lizaka. Zeskoczyła z łóżka i podeszła do drzwi.
— Niedługo się dowiesz, co miałam na myśli — rzuciła na odchodnym, uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie.
Kim ona jest? Albo c z y m ona jest? Dlaczego tak dziwnie się zachowuje i wygląda niecodziennie? Myśli obijały mi się o czaszkę, niczym rój wściekłych pszczół w ulu, dopadła mnie migrena, powodując kolejną falę bólu. Rozmasowałam skronie, ale niestety, nie pomogło. Miałam ochotę krzyczeć, błagać o śmierć albo o leki przeciwbólowe. Wiedziałam, że nic mi to nie pomoże. Ból stał się nieodłączną częścią mojego życia. Jako jedyny trwa przy mnie zawsze.

Shiroi

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 823 słów i 4570 znaków.

Dodaj komentarz