Guess my name. - cz. 1. Daily routine - morning.

Twarz w lustrze przez chwilę ociekała wodą, zanim Jakub wytarł ją czystym ręcznikiem. Według pani Tatiany miał pachnieć pustynną różą, ale nie zauważył oczywistej różnicy. Przyjrzał się ledwo widocznym workom pod bladoniebieskimi oczami. Znów zbyt późno zasnął.
–Empty spaces.
Rzucił okiem na odbicie stającej za nim czarnowłosej kobiety. Dojrzał je w całości, chociaż praktycznie pokrywało się z jego posturą.  
Czasem wstawała później, czasem równocześnie. Niekiedy zostawała w łóżku na długie, wspaniałe dni, a nawet tygodnie. Czesem próbowała go w łóżku zatrzymać, ale raczej nieskutecznie. Miał wdrukowane zbyt wysokie poczucie obowiązku. Obowiązek. Wypełniony - pozwalał poczuć się dobrze.  
Ona jednak zawsze, gdy już wstała, była gotowa do działania. Nie potrzebowała makijażu, układania włosów. Była idealna, perfekcyjnie skrojona na jego miarę. Od zawsze, jak wierna, wspólnie dorastająca przyjaciółka.
Przy śniadaniu usiadła przy stole, bębniąc nerwowo palcami o blat.  
-What are we waitng for?
Lekarz kazał mu się zdrowo odżywiać. Nawet nie z powodu czterdziestki na karku, ani tym bardziej niezauważalnej nadwagi. Ale kawa, papierosy, stres….
Jednak sok pomarańczowy zamiast kawy potrafił ją zirytować.
-Na cholerę ci to? Ofiara marketingowców FMCG. – prychnęła i rzuciła okiem na skład soku.- Cukier! – zawołała jakby wygrała w bingo- Żartujesz sobie? Kogo chcesz nabrać? A słyszałeś o tej aferze z biopomarańczami? Oczywiście były zwyczajne, tylko sprzedawane dwa razy drożej. Ech, głupich nie sieją….
Spojrzała na niego z ukosa, jakby właśnie znalazła pierwszego. Milczał. Nawet nie rzucił na nią okiem.    
-Kwiaty!
-Co, kurwa? - W końcu się odezwał. W drzwiach, ale widocznie ucieszyła się, że w końcu.
-Kwiaty! – stanęła z założonymi rękami oparta o framugę. – Prawie uschły. O ten fikus od babci na przykład.
-Kurwa, spóźnię się do pracy! – warknął Kuba.
-To tylko trzy minuty. Nie spóźnisz się!  
Nalewając nerwowo wodę do dzbanka stwierdził, że musi pogadać z panią Tatianą. Nie po to płaci za sprzątanie domu, żeby…
-Uważaj, idioto! To panele! Wchłaniają wodę.  
Oczywiście w pośpiechu rozlał wodę na podłogę. Idealnie na łączeniu desek.  
-Cholera, ścierka. Gdzie jest jakaś ścierka?
Stała obok, naigrywając się z jego nieporadności w pośpiechu.
Po schodach już prawie zbiegał, uważając by nie skręcić kostki, jak miesiąc temu. "I guess I’m learning” – pomyślał wtedy. Człowiek uczy się cale życie. Nawet, a zwłaszcza gdy jest w jego drugiej połowie.
-Jechać, kurwa! – delikatne bębnienie palców o kierownicę nagle zmieniło się w uderzenie z obu pięści. Korek wydawał się być codziennie większy i codziennie coraz bardziej wkurwiający. Wszystkie stacje radiowe na specjalnym, tajnym posiedzeniu ustaliły, żeby o 8.37 a.m. puścić najgorszy chłam. Uderzeniem kciuka wyłączył radio.  
Poczuł na barkach delikatny, kojący masaż. Spojrzał we wsteczne lusterko. Uśmiechnęła się delikatnie, nie przestając masować.  
-Puść coś z telefonu. Może "Closer”?  
-Closer? Zapomnij, kurwa.
Puścił coś klubowego. Kygo. Zaczął znowu bębnić palcami po kierownicy. Muzyka zaprojektowana do lekkiego przekroczenia prędkości na nadmorskim bulwarze. Nie na stojący w korku, listopadowy Mokotów.  
-Kurwa!! Znowu się spóźnię! – wrzasnął do pozostałych     użytkowników, jakby w oczekiwaniu, że rozstąpią się jak Morze Martwe.
Do biura wpadł zasapany, czerwony i wkurwiony. Przynajmniej nie musiał szukać karty. Była tam, gdzie zawsze – uporządkowanie pozwalało na pozorne zachowanie kontroli.
-Kawa! – pomyślał o pierwszym biurowym obowiązku.  
-Świetny pomysł! – przyklasnęła. – W końcu jakiś sensowny!
Papieros wydawał się być jeszcze lepszym. Chociaż próbował rzucić, jednak namawiany wciąż wracał.
"Cholera!” – skomentował w myślach obecność na tarasie koleżanki z drugiego oddziału. Tej fajnej.
-Zaś ta idiotka?- skomentowała ona, przycupnęła z tyłu, pozornie biernie obserwując rozwój wydarzeń.
-Część. Zimno! – przywitała się Anka.
-Hej. No…
-Geniusz konwersacji. - mruknęła zza pleców.  
-Jak tam? Nawałka przed końcem roku? U nas przerąbane…
Jakub uśmiechnął się lekko. W zasadzie już wcześniej widział jej próby pokonania własnej nieśmiałości. Ale nie ułatwiał.  
- Czego ona chce? – szarpnęła go za rękaw jak rozkapryszony bachor w supermarkecie. – Może chce się do was przenieść?  
-Zamknij się. – warknął. – Tak, u nas też dociskają śrubę, ale … Nie dajemy się! Hold the line!
Uśmiechnął się do Anki.
-Co za słoik drewniany! Idiotka. Odpuść, człowieku! Nie widzisz o co jej chodzi, tępaku?
Jakub odwrócił się do zakłócającego myśli głosu.  
-Zamknij kurwa ryj! Rozmawiam!
Obraziła się. Na całe półtorej minuty.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użyła 829 słów i 5001 znaków, zaktualizowała 22 gru 2018. Tag: #guess

1 komentarz

 
  • agnes1709

    Niezłe, czuję tu ostre, przyszłe wydarzenia:D

    22 gru 2018

  • angie

    @agnes1709  No to jest krótka akcja, powstała wczoraj od wpływem chwili. Dokończę, obiecuję, ale chyba Cię zaskoczę.  ;)

    22 gru 2018

  • agnes1709

    @angie Mam nadzieję:D

    22 gru 2018