Lubię swoją pracę. Pracuje jako sprzedawca w sklepie budowlanym, gdyby nie to że muszę za każdym razem być tak wcześnie było by idealnie ale nie ma rzeczy idealnych. Około dwóch tygodni temu spotkało mnie coś… Nie wiem czy powinienem się cieszyć z tego powodu ale było to coś co zmieniło moje życie. Pamiętam tamten dzień jakby to był dzisiejszy poranek. Dzień jak co dzień wstałem bardzo wcześnie i zacząłem wypełniać moją poranną rutynę. Około czwartej rano byłem już na przystanku i czekałem na busa. Pamiętam że to nie był dla mnie najlepszy poranek, zbiłem słoiczek z kawą i musiałem go zostawić żeby nie spóźnić się na autobus. Moja żona nie była z tego powodu zadowolona ale nic już z tym nie zrobię. Strasznie wtedy nie miałem ochoty na pracę, chciało mi się wrzeszczeć myśląc o tym że będę znów musiał użerać się z klientami. Usiadłem na przystanku. Rozejrzałem się i jak zwykle, ulice świecą pustkami. Podniosłem wzrok i spojrzałem na daszek przystanku, zauważyłem coś dziwnego. Zrywek papieru był włożony w konstrukcję przystanku. Bez namysłu zabrałem ten papierek i w tym momencie zatrzymał się autobus. Mimo tego nastawienia porannego pracowało mi się bardzo dobrze. Mimo kilku problemów nic nawet nie spróbowało mnie zdenerwować. Wróciłem do domu szczęśliwy. Szukałem przed drzwiami mieszkania kluczy po kieszeniach kurtki, za każdym razem są gdzie indziej. I wtedy znalazłem znów ten zrywek papieru. Na śmierć o nim zapomniałem. Wszedłem, rozebrałem się i usiadłem w kuchni. Zacząłem czytać: "Mam nadzieję że odnalazłeś moją ostatnią wolę. Nieznajomy mam nadzieję że twój dzisiejszy dzień będzie wspaniały, życzę ci wszystkiego najlepszego. Twój bardzo dobry dzień jest prawdopodobnie ostatnim dniem mojego życia. Nigdy nie sądziłem że tak skończę. Wdałem się dziś w bójkę, dwóch napastników próbowało mnie okraść a ja wybrałem walkę. Nigdy nie sądziłem że zabijanie wyda mi się tak satysfakcjonujące i przyjemne. Tych dwóch skurwysynów nie zasługiwało na mój portfel jak na swoje życie. Przeszedłem już kilka kilometrów, mój brzuch krwawi dość mocno. Pewnie jestem blady jak ściana ale mimo wszystko czuję się niesamowicie. Świat jest piękny, dostrzegam to wyraźnie. W moim ostatnim dniu idę przez siebie, mimo niewielkich szans nie poddam się nieznajomy. Przejdę, dojdę to tego szpitala. W moich ostatnich chwilach, mam nadzieję że przeczytasz to a w pobliżu nie będzie mojego ciała. Chciałbym żebyś coś dla mnie zrobił, żyj pełnią życia, pracuj tak mocno jak tylko możesz i kochaj na tyle ile pozwoli ci twoje serce, ja już nikogo nie pokocham. Żyj i ciesz się swoim życiem póki jeszcze je masz. Twój zdeterminowany nieznajomy.” Siedziałem tak w kuchni gapiąc się na ten liścik przez dobre dwie godziny, żona zaczepiała mnie nawet i martwiła się co się ze mną stało. Od tamtej pory codziennie biorę nadgodziny, codziennie mówię żonie jak bardzo ją kocham, codziennie wstaje z uśmiechem na ustach. Nigdy nie znałem tego człowieka, nie wiem jak wyglądał ani jak miał na imię, ale wiem że zmienił moje życie. Determinacja to dla mnie ten gość. Dziękuje mu.
Dodaj komentarz