Dachy

Wysokość… Niektórzy się tego boją. Ja stoję po drugiej stronie. Od zawsze wolałem być wyżej. Kiedy byłem szkrabem starałem się wdrapać na każde drzewo, które wyglądało na wyższe od innych, nie raz spadłem ale mimo tego widok z wysokości był dla mnie czymś niesamowitym. Spoglądać na kolegów podążających moim śladem po kolejnych gałęziach. Obserwowanie widoków, ludzi spacerujących po parku. Lubiłem to, nawet bardzo lubiłem. Częściej zdarza mi się patrzeć w górę niż w dół. Ludzie czasami dziwnie na mnie zerkają, kątem oka czasami widzę jak próbują dostrzec coś w chmurach razem ze mną… Może myślą że ktoś stoi na dachu budynku i patrzę właśnie na niego ale nie, ja po prostu jestem zapatrzony w wysoko położone punkty, gwiazdy i chmury. Żyje w dużym mieście, w którym pełno wieżowców. Marzyłem o tym żeby wejść na nie wszystkie. Na niektórych byłem, widoki były nieziemskie. Wiatr, który wieje tam mocniej. Dawka adrenaliny gdy stoisz na krawędzi. Czasami będąc wysoko chyba każdy… A przynajmniej ja zastanawiam się czy nie zrobić jednego kroku. Nigdy się nie odważyłem, ale po tym co zobaczyłem łatwiej będzie mi to zrobić. O ile kiedykolwiek wzbiję się znów gdzieś na szczyt. Ostatnio dostrzegłem dość spory budynek niedaleko mojego mieszkania. Stojąc na dole po tym jak wyrzuciłem śmieci rozejrzałem się, i zobaczyłem budynek, który był niewiele większy od wszystkich wokół. Postanowiłem spróbować na niego wejść, obejrzeć jeszcze raz swoją okolicę jak ptak. Dostanie się na szczyt nie było trudne. Czekałem pod klatką może piętnaście minut zanim ktoś wyszedł i dał mi szansę wejść do środka. Wybrałem schody… Zawsze wolałem schody. Myślałem wtedy że choć ciut zmęczenia, które nawiedzi moje mięśnie będzie zapłatą za widok, który oglądam. Dziś… Wybrałbym windę. Wchodząc na górę potknąłem się może trzy jak nie cztery razy. To było to, ale mimo to szedłem dalej. Uznałem że po przerwie od wchodzenia na budynki byłem tak podekscytowany że nie uważałem na nic. W głowie miałem już tylko wysokość, nic więcej ten dach, który przedstawi mi panoramę miasta. Stojąc na górze czułem się świetnie, tak jak ośmiolatek, któremu udało się wejść na szczyt drzewa. Spoglądałem na dół, widziałem ludzi, samochody nawet ptaki latały pod moimi stopami. Usiadłem na granicy powietrza z betonem, nogi zwisały mi w dół budynku. Czułem się świetnie i byłem przygotowany. Miałem ze sobą lornetkę. Mogłem spoglądać na dół i czuć wszystko. Widzieć zdenerwowanie dziewczyny, która nie dobiegła do autobusu. Smutek jakiegoś dzieciaczka, któremu piłka utknęła na drzewie wraz z determinacją kolegi, który był pod względem wspinaczki podobny do mnie. Mijały godziny ja czułem się świetnie. Nastał zmrok. Wieczór, który dla mnie zmienił wszystko… Wydawało mi się że jestem królem świata a nie mogłem zrobić nic. Sprawdzając uliczki dojrzałem coś co mnie zainteresowało. Parkę ludzi jakaś dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną, wymachiwała przed twarzą jakiegoś mężczyzny. Gość uderzył ją w twarz. W tym momencie dziewczyna złapała się za twarz, a gość poszedł dalej… Uderzył ją jeszcze raz, upadła na ziemię… Klękną i uderzył ją ponownie, i jeszcze raz. I kolejny… Na moich oczach zakatował dziewczynę. Widziałem jej ostatnie chwilę. Ruch ust, prośba o litość, jej bezradność. Moje serce stanęło, nie miałem nawet nic pod ręką żeby rzucić tym w ich stronę. I tak bym nie dorzucił… Boję się. Boję się że już nikomu nie pomogę… Nie wyszedłem z domu od tamtego wydarzenia. Jest czwartek, a dziewczyna nie żyję już sześć dni, jej życie się skończyło… Tak jak i moje.

indiwibarcih

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 702 słów i 3863 znaków.

1 komentarz

 
  • Lilith

    Zawsze czytam każdy Twój tekst jednym tchem. Wpatruję się w niego jeszcze długo po przeczytaniu i przeżywam to wszystko w środku jak jakaś wariatka. Wyzwalasz ze mnie wariatkę. Genialne.

    22 mar 2015