Senna aleja

Szeroka, długa aleja w parku. Szedłem nią powoli, w zadumie jednocześnie rozglądając się wokoło. Po obu stronach stały szeregi nowiutkich ławek, na których sporadycznie siadali przechodzący obok ludzie. Wszyscy bardzo spiesznie mijali się wpatrzeni w kostkę brukową. Robiło coraz tłoczniej, więc postanowiłem chwilę odpocząć.
    Usiadłem na jednej z ławek i obserwowałem zabieganych ludzi co chwila wpadających na siebie. Nagle przysiadł się do mnie chłopiec. Miał może z dziesięć lat. W ręku trzymał łyżeczkę do herbaty.
- Co pan o tym myśli? - spytał.
- O czym?
- O tych ludziach. Wszyscy zabiegani i zapatrzeni w siebie. Mnie to bardzo denerwuje.
Zaniemówiłem. Chłopiec wydawał się naprawdę przejęty tym wszystkim.
- Muszą pracować, żeby utrzymać siebie i swoje rodziny. Praca jest potrzebna.
- Dlaczego mówi pan o rodzinie? W tych czasach rodzina jest tylko na papierze.
- Chłopcze wracaj lepiej do swoich rodziców. Na pewno się o ciebie martwią.
- O nich niech pan się nie martwi. Wyszli rok temu z domu, żeby zarobić na życie i do tej pory nie wrócili. Już nawet ich dobrze nie pamiętam.
- Nie tęsknisz za nimi?
- Nie. A ni trochę.
Po tych słowach wstał i uniósł w górę swoją łyżeczkę. Nagle jeden z mężczyzn przechodzących obok krzycząc w wniebogłosy upadł. Z jego ust strumieniem zaczęła płynąć krew. Chłopiec podszedł do niego, po czym uklęknął i umoczył w niej palec.
- On nie widział swojej rodziny od kilku lat. Nie zasługuje na drugą szansę — powiedział, wkładając palec do ust.
   Nie wiedziałem co się dzieję. Kolejne osoby padały w bólu i męczarniach. Ich błagania o pomoc na nic się zdały. Inni ignorowali to, przechodząc obok. Po chwili aleja zmieniła się w potok krwi i martwych ciał a między nimi dziesięcioletni chłopiec beztrosko spacerując, śpiewał sobie niezrozumiałą dla mnie piosenkę.  
   Szybko wstałem i zwróciwszy się w drugą stronę, szybkim krokiem zacząłem odchodzić, jednak po chwili poczułem to. Ten okropny ból wszędzie. Upadłem jak długi i dławiąc się własną krwią zdążyłem jedynie unieść wzrok w niebo. Leciała tam akurat rodzina bocianów.

marok

opublikował opowiadanie w kategorii sen i horrory, użył 406 słów i 2214 znaków.

2 komentarze

 
  • AuRoRa

    Przerażający mały chłopiec, końcówka zaskakująca, łapka

    26 mar 2018

  • Somebody

    Lubię takie klimaty. Było parę niedociągnięć, ale łapkę przyznaję z czystym sumieniem.

    11 sty 2018