Nożem otwieram horyzont skóry. Ciepła gęsta krew spływa żwawo po konturach już martwego ciała. Ciała bo duszy człowiek ten nie posiadał. Sądzę, że nie potrafiłby wyobrazić sobie tak złożonego mechanizmu jak spirytystyczne uniesienia. Gdy czyny złe stają się rutyną coś w nas pęka. Nie jesteśmy z gruntu źli przecież, następuje to powoli, mściwie nie zostawiając nic za sobą. Póki czujesz zmianę jest jeszcze dla Ciebie ratunek jednak gdy uświadamiasz sobie co w Tobie zaszło pozostaje nie wiele. Ten człowiek miał tyle złej rutyny w swym życiu że uświadomiłem sobie że musi zginać. Świadomość to podstawa bytu. Czy jestem lepszy? Blask Koi rany.
1 komentarz
Mordum
Bardzo mi się podoba. Świetne.