Gate of Hades

"Obudź się, no obudź... !" -słyszałem niewyraźne krzyki dobiegające sponad mojego łóżka.  
Nic więcej do mnie nie docierało.  
Nie pamiętam prawie nic, co się później wydarzyło... To było takie dziwne, straszne, nierealne a zarazem bardzo przekonujące.  



Wielka brama, spowita piekielnymi płomieniami... Wokół niej dziwne istoty... Nie potrafię ich nazwać.  

Wchodzę... Powoli, ale zdecydowanie.  
Nagle, jakby opętane jakąś siłą, moje ciało poderwało się do góry.  
Leciałem... Nie wiem gdzie i po co. Pamiętam jedynie wąski tunel, co chwile zmieniający gwałtownie swój kierunek.  
Co chwile spadały mi na głowę wrzące krople ciemnej krwi...  
Ból był nieopisany... Rwało mnie od środka, jakby coś próbowało się ze mnie wydostać pod wpływem napierającej energii.  
Zwolniłem...  
Zobaczyłem znaki na ścianach groty, którą był zakończony ów tunel. Układem przypominały jakieś pismo... Może staroegipskie, hebrajskie... Nie mam pojęcia.  
Ale same w sobie mówiły coś więcej. Nie rozumiałem co jest tam napisane, ale dobrze wiedziałem, o co chodziło autorowi tych bazgrołów.  
Przestroga. Pewnie przed tym, co czekało mnie dalej.  
Pomimo tego, że wiedziałem iż powinienem zawrócić, ciekawość wygrała.  
Zawrotne tempo, krzyki i znów ból...  
Moim oczom ukazał się ogromny krzyż.  
Na pierwszy rzut oka- zwykły, drewniany krzyż.  
Zbliżyłem się do niego, bo moją uwagę znów przyciągnęły dziwne inskrypcje. W tamtym momencie poderwał się do góry z niesłychanym piskiem, jakby kobiecym.  
Zobaczyłem dziwną postać... Ludzką, wijącą się po sklepieniu. Dotarło do mnie, że to właśnie z jej ust wydobywała się wrząca krew, której ślady nadal miałem na twarzy. Mimowolnie zacząłem uciekać. Nie chciałem więcej na nią patrzeć, zbyt wielkim strachem przepełniała moją głowę.  
Szybko, i szybciej... Biegłem z nierealną prędkością- znów wąskim tunelem.  
Nagle cichy i stłumiony odgłos pękających kości.  
Zabrakło mi nóg... Niczym wąż snułem się w piekielną ciemność, wyczuwając jedynie jej obecność... Kobiety.  
Słyszałem odgłosy, jakby miliona końskich kopyt podążających za mną niczym cień.  
Bałem się...  
Dalej goniąc w głuchą nicość...  
Spadam- bardzo szybko. Nie wiem co się dzieje.  
Czuję, że nie mam kontroli.  
Pisk wypełnił moją głowę.  
Uderzenie!
Spadłem... Na sam dół... Czegoś.  
Podniosłem się, jakby nie o własnych siłach.  
Chciałem tylko, żeby to wszystko się skończyło.  
Mały błysk w ciemności.  
Dlaczego miałbym zmarnować taką szansę?  
-poszedłem.  
Wrzask!
Odwróciłem głowę w panice... Nikogo za mną nie było.  
Mój wzrok znów powędrował w stronę światełka...  
Ona już tam była... Piękna i naga.

Anonymouse

opublikował opowiadanie w kategorii sen, użył 498 słów i 2773 znaków.

3 komentarze

 
  • barabaku0

    Dobre!!! Lecę do kolejnych części!!! :exclaim: :exclaim: :exclaim:

    26 mar 2013

  • dychton

    Dawaj dalej, ciekawe ale za krótkie ;p

    14 gru 2012

  • Anonymouse

    Jezeli sie podoba, nie pogniewam sie za subskrybcje ^^ Opowiadania na zyczenie :) :faja:

    13 gru 2012