Materiał zarchiwizowany.

Wyrwane dni cz. 1

-Kurwa !!!-
jedyne słowo ktore przechodzi mi przez myśl.  
Nogi są już jak z waty, pieczę wszystko, nabardziej płuca, oddech coraz płytszy, krótki i szybki, oczy zachodzą lekką mglą zezmęczenia, ale nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę rozluźnienia.
Taaa... Ja Bogusław Wojcieszko - wiem, przeczarny żart moich rodziców na temat Polskiego twardziela kina akcji... tak to sobie tłumacz...
-Fuck!!! -Odłamek betonu uderza mnie w głowę, potykam się, lewą ręką staram się podtrzymać, podeprzeć, niestety nie udaje mi się i upadam. Szybko staram się przeturlać w lewo za róg budynku, do ktorego liczyłem że na spokjnie dobiegnę i chwilę będę się mógł zbunkrować.
Strzały dochodzą do mnie, róg za którym jestem schowany w strzępach, czuje w ustach smak betonu  
- Kaszlę -zatyka mnie, głuchy dźwięk strzałów nie ustepuje.  
-Dawaj !!!- staram się zmotywowac, wystawiam lufę kalashnikowa za rog i naciskam spust... ręką zaczyna szarpać odrzut, strzelam na ślepo, muszę jakoś ich spowolnić, staram się liczyć strzały ale nic z tego raptem, głuchy oddźwięk, magazynek się skończył. Lewą ręką sięgam do klatki gdzie na szelkach zaczepione mam 3 granaty, biorę jeden, odbezpieczam zawleczkę i rzucam, plecy do ściany głowa do klatki... i słyszę huk po ziemi przeszła fala.  
  Nie wyglądam, nie próbuje nawet zmienić magazynka, rzucam się przy budynku, najpierw na czworaka, rozpedzam się jak kot, jeszcze tylko około 200 metrow i będe mógł nacisnąć ten jebany, pieprzony przycisk i wysadzic to co za mną, tym samym myśle że uwolnię się od tych przyjebów.
   Znów obok mnie latają kule, nie wiem jakim cudem jeszcze jestem cały, a może tak mnie spompowała adrenalina że nic nie czuje... kolejny wyrwany dzień, świat się załamał...w tym momencie to już nie ważne.
- Jest -
widzę ten cholerny mały budyneczek droznika, staram się biec zakosami
- Jezuuu-  
jak ja już nie mam siły.
staram się w biegu zmienić magazynek w kałaszu, niestety ten co wyjąłem gubię.  
-Chuj z nim - myslę
Mam w szafce parę na zapas to sobie wyrównam.
Mijam Spalonego Transita, Dobrze kawalek blachy za plecami się przyda.
Nagle przy prawej nodze seria strzałów wyrywa kępy trawy, instynktownie rzucam się w lewo.  
To był błąd wpadam w koleiny rozjeżdżone przez tyle lat, tracę równowagę i upadam, podpierając się rękami udaje mi się rzucić za betonową łapę która kiedyś sluzył jako odważnik do bannera reklamowego, momentalnie wokół mnie rozbryzguje seria strzałów.  
Spokojnie, spokojnie... leżąc na ziemi, zrywam kolejny granat
zawleczka, rzucam z całej siły...
-Granat !!!- slysze jak ktos krzyczy na całe gardło  
Jeśli są choć trochę inteligentniejsi od świń to się przez moment schowają... chociaż przez chwilę.
Korzystam z okazji ładuje magazynek, szybki oddech i krew która pulsuje w skroniach  
... wszystko piecze.  
Nie mam wyjścia jeśli nie będę walczyć jeśli nie dotre tych 50 metrow to po mnie.
Wszystko zwalnia opieram broń na ramię, oko, szczerbinka, widze jak biegnie staram się wycelować w gogle narciarskie, ruch palca szarpnięcie  
-Jezu jakie ten kałach ma kopyto, chyba nigdy się nie przyzwyczaje -
Jest widzę jak jego ciało dosłownie zatrzymuje się jaby uderzył w niego pociąg, po prawej zza spalnego transita rusza kolejny, szybkie naciśnięcie spustu, nie ma czasu na super celowanie, Trzy szarpnięcia barkiem, pacjent upada.  
Zza poszarpanego rogu budynku, przy którym nie tak dawno łapałem oddech, wylewa się kilka cieni, ze zmęczenia i stresu zaczyna brakować mi oddechu.
Jak nie teraz to nigdy, obracam się, wbijam mojego timberlanda w błoto i rozpędzam się, dosłownie słyszę jak przystają i celują we mnie.
Dobiegam po prawej do tej budy rzucam się na tył zabudowania, sięgam ręka w kępę trawy, rozrywam foliową torebkę i naciskam guzik...
Momentanie cała okolica jakby podnosi się do góry, niemiłosierny huk który rozrywa uszy, staram się jak najbardziej wtulić w podmurowke.
Słońce zanika...
-Nie !!! -  
Nie ma czasu na opierdalanie, mimo ogromnego bólu i zmęczenia podnoszę się, nie mam w ręku broni, sięgam do kabury na prawym udzie, mam już w ręku makarova, odbezpieczam, sprawdzam czy załadowany  

Pare szybkich oddechów, dym gryzie w oczy w płuca, podnosząc broń na wysokość wzroku wychylam się zza budynku, omiatając to co zostawiłem za sobą, teraz dosyc mocno sfatygowane budynki, wszedzie gruz, tu się coś pali, gdzieniegdzie woda tryska.

-Chyba nie przesadziliśmy z ilością ładunków ?- W myślach powiedziałem sam do siebie.  

Poruszam się powoli zgarbiony idę przed siebie cały czas celując. Nie opuszczam broni nawet na sekundę, nie wiadomo czy moj plan się powiódł.
Wychodzę za budynek  
-Wow- leży gość, leży ciężko powiedzieć jest wbity w sciane budynku na ktorej widok tak się cieszyłem, jego głowa zrobiła dziurę w styropianie.
- chyba ocieplali 10-o centymetrowym- przeszło mi przez myśl.  
był tuż za mną, dosłownie parę sekund i bym tu nie stał.
Idę dalej mijam Łapę od reklamy która jeszcze parę chwil temu była moim schronieniem.  
Podchodzę dalej, jestem kilka metrów od gościa ktory wyskakiwał zza spalonego dostawczaka
-Nie rusza się - szepcze do siebie  
celując podchodzę bliżej, nogą odkopuje jego mp5, drugie kopnięcie ląduje na jego żebrach.
Nic, żadnej reakcji, dla bezpieczenstwa strzelam w głowę, po tym nie powiniensię podnieść
-chyba, ze jest pieprzonym Supermanem -pomyślałem  
Chowam broń do kabury, podnoszę jego karabinek, szczęknięcie zamkiem, załadowany, przeszukuje gościa, cały czas omiatając okolice kątem oka.
Dwa magazynki, granat, makarov w kaburze... wszystko biorę.  
Magazynki upycham w kieszeniach kamizelk taktycznej, granat przyczepiam na szelkach - no to mam dwa - makarov ląduje w kieszeni w bjowkach.

Wszystko zajęło mi kilka chwil. Wstaje iznów celując ogarniam okolice, poszarpana ziemia, zawalone budynki.
300 metrow dalej których przejście zajęło mi w stosunku do paru minut wcześniej jakies 20 razy dłużej.  
Są, widzę rozszarpane ciala  
, leżą rozrzucone w okolicy
Teraz doceniam niszczycielska moc tego wybuchowego wynalazku.  
-No to ładnie, ja Jebię - mówię sam do siebie, aż ciarki mnie przeszły.
Powoli i systematycznie z tych z których coś można jeszcze zabrać to zbieram, udało mi się zebrać jeszcze jedno mp5, przewieszam na plecy.
Jakoś już mnie nie rusza widok tych ciał, takich bezimiennych.
Idę krok za krokiem powoli, nasłuchuję ciszy po burzy.  
-Nic, chyba się udało - wzdycham ciężko moge się rozluźnić, znów czuje pieczenie, dodatkowo dym i kurz w nosie i gardle, nogi już totalnie z waty, ale jeszczę chwilę jeszczę parę kroków  
-Dam radę- myśli kołaczą się w głowie, dochodzę do budynku z rozerwanym rogiem, tym razem nie miałbym szans się za nim skryć, nic już z niego nie zostało.
Przechodzę obok, idę dalej, narazie cicho nic nie słyszę, myśle, że wszyscy wyeliminowani.  
Odetchnąłem głęboko.  
Idę
Po około metrach wychodząc zza zakretu wyrasta mi przed oczami auto, jednak dobrze słyszałem ze druga grupa podjezdza, stąd ilość trupów
-No to pieknie ! troche szczescia w nieszczesciu chociaż - znów mówię sam do siebie, nie za często ?
Nawet się uchowało w całości...
Auto, teraz z lekka przerobiona Vitara. Szyby powybijane, drzwi oderwane doboków przykręcone pyty stali w ramach pancerza.  
Zawieszenie podniesione, koła terenowe...
koła terenowe...
- skad oni wzieli kola terenowe ??!! -
Nie ważne, podchodzę
- mam nadzieję, że nie zabrali kluczyków, to byłoby nie smaczne w tej sytuacji -
zaglądam do środka, są, kurwa są, no to chociaż to, przeskakuje przez stalową płytę, wsiadam na miejsce kierowcy...

-Ej, przystojniaku - słyszę... w głowie słyszę ?
nie zążyłem podnieść głowy... ból przeszył lewy policzek, metaliczny posmak w ustach - KURWA- co jest - szybkie przemyślenie jakże adekwatne.  
Drugie, trzecie - uderzenie  
lekko przymroczony, wyciąga mnie ktoś z Vitary, rzuca na ziemię, jej zgniły smak w ustach miesza się razem z krwią.
Wszystko dzieje się w sekundach. Ogromne kopnięcie w żebra,  
-FUCK- jak mnie wszystko już pieczę - czyjeś ręce podnoszą mnie do pozycj siedzącej i opierają plecami o auto  
-No, No... ładnie to wykombinowałeś, dobrze, że czekałam na rozwoj sytuacji, bo inaczej i bawiłabym się wybuchowo-
-Ej czekaj czekaj, bawiła ?-pomyślałem  
przetarłem oczy z kurzu, potu -jest- widzę - na lewe oko trochę gorzej,  
rozmazany świat zaczyna składać się w całość  
-odkasłuje, wypluwam krew z ziemią -  
podnoszę głowę i widzę JĄ, tak Ją  
kruczoczarne włosy, związane w wysoki kucyk, skórzana katana, jeansowe spodnie z kaburą na lewym udzie -Ha ! pewnie jest lewręczna - ciężkie buty wojskowe, okurzona, twarz pociągla, trochę przybrudzona - Na tę chwilę to i tak sporo zauważyłem  
-znów kaszlę- tym razem dłużej, płuca rwą jak szalone, policzek puchnie  
-ehhh kurwa ja już mam wszystkiego dość - gdy się uspokajam, spoglądam na tę księżniczkę i z przekąsem pytam  
-a Panieneczka to się nie zgubiła, łańcuch z kuchni taki długi ?
I to był błąd...  
Poczułem silne kopnięcie w prawą część tułowia -Ja pierdole co za ból- gdybym ćwiczył na siłowni parenaście lat może bym miał na tye mięśnie wyrobione żeby to jakoś zatrzymać, ale nie badzo... Oj nie... tym razem kaszel na dobre mnie ogarnia, łapię oddech po kilkunastu sekundach... mogę coś powiedzieć  
-Ty... Babo ty, nie znasz się już na żartach, ja pierdole -spluwam krwią -jakie wy wszystkie urażone zawsze do żywego. Mniemam, że jeśli jeszcze...zipie... a ledwo zipie, to czego ode mnie chcesz, EEEE ?
-Słuchaj, żartownisiu - oj piękny ma głos, z nutą chrypy taki kojący... oj na randce w parku bym mógł się nawet romzażyć  
-Gdzie to JEST ? - zapytała tak delikatnie i zalotnie -Kurwa chyba jebie mi się w głowie od tego ciągłego walenia w nią różnymi rzeczami  
-Gdzie co jest -ciężki oddech - gdzie jest co, co ty chcesz ?- w sumię z trudem wypowiedziałem to zdanie, jak te płuca pieką, żebro boli... wszystko boli  
  Szybko podeszla do mnie, przykucneła... złapała lewą reką za moją szyje i pchneła moją głową w tył, oczywiście uderzając w blachę... Taaa kolejne szare komórki uatują, znów boli... non stop ostatnio coś mnie boli... naprawdę to zaczyna być męczące.  
-Słuchaj !!! - Tu już jej głosik nie był taki słodki  
-Gdzie jest moje suzuki, wczoraj jak spierdalałeś pzed tymi gówno zjadami to jebnąłeś go z pod "składnicy wiary ", gdzie on DO KURWY jest !!!???! -
Oj chyba się zdenerwowała z lekka, puściła moją twarz  
- o mogę ruszać szczęką - odwracając się odeszła jakieś 3-y 4-y kroki odemnie
- Teraz spostrzegłem, że ma nawet zgrabny tyłek, no no same niespodzianki -  
Zrobiła obrót w moją stronę, przez prawę ramię  
-No dam sobie ręke uciąć, że jej wlosy zafalowały w tym kucyku jak na filmach disneya, grzywka opadła na oko... jednocześnie wyjmując z kabury na udzie Glocka 17  
-Kurde do tego lubi takie zabawki jak ja -
To nie żarty, przecież nie powiem jej, że ten jej motor położyłem jakieś parę godzin temu, jak przebiłem oponę, a te matoły przejechały po nim swoim Steyrem... I chuj z niego zostało Taaa przecież wtedy to i po zawodach.  
Trzeba działać  
Te przeciągane z lekka wypowiedzi i chwilę jakby myślenia, dały mi troche czasu na to, żeby ochłonąć i ogarnąć sytuacje, w miare przyzwyczaić się do bólu, w sumię i tak permanentnie mnie coś boli.  
-JA PIERDOLĘ, ZA TOBĄ ! - wykrzyknałem w jej stronę  
I tak pewnie mi nie uwierzyła, ale ta chwilę zanim ogarneła i przemyślała czy to prawda czy podpucha, dały mi sekundę, gdzie na to by rzucić lewą ręką w jej stronę, kamieniem, tak pieczołowicie powolutku zbierałem go gdy mnie przyduszała.
-Ha !!!-
Zadziałało instynktownie lekko uchyliła się robiąc unik, nie zdążyła wycelować we mnie.
Prawą ręką sięgnąłem po mojego makarowa, znów szarpnięcie w ręce  
-Raz - dwa -trzy - strzały w jej stronę, nawet nie celowałem, zaskoczenie, tak na zaskoczeniu opierałem swoja taktyke.
Wszystko przyśpieszyło  
-STOI- czemu ona nadal stoi -
przy szybkim spojrzeniu w jej twarz, zauważyłem tylko jak bardzo jest zaskoczona.
Znów naciskam spust "kulawe" celowanie, chyba nawet zamknąłem oczy na moment.
-cztery - pięć - znów dwa strzały w jej stronę  
O, żesz ty, trafiłem, trafiłem jej w stopę, broń wypada jej z ręki, ogromny grymas bólu pojawia się, na jej twarzy  
-upada na kolana -
Szybko - jak tylko to możliwe, przy moim stanie - podrywam się nie próbuje celować walczę o zycie, na czworaka, dolatuję do GLOCKA szybko odrzucam go na bok.
Ona chyba już w szoku, trzeźwieje w tej sytuacji szybko, patrzę na nią przez ułamek chwili
-Kurdę nawet spore cycki ma - szybko przelecialo mi przez myśl >FACECI<
Ja przed nią na kolanach - Nie czas na sesntymenty i rycerstwo -  
Jak mocno tylko mogę, wymierzam jej lewy sierpowy...

Udaje jej się tylko lekko unieść prawą dłoń, niestety nie na tyle, by zablokować moje uderzenie, czuje jak pięść zatrzymuje się na twrdych kościach czaszki
>oczywiście nie, trafiłem idealnie <
Nie ważne i tak na tyle mocno, by upadła na lewy bok...
Celuje makarova prosto w jej głowę... widzę jak patrzy w lufę i zamyka powoli oczy...  
-AAAAAAAAAAAAAAA !!! - drę się jakbym chciał co najmniej wystraszyć samego Lucyfera  
-A jak się zatnie - szybkie przemyślenie - albo co gorsza nie mam naboi - wyjdzie głupio -  
-STOP - wykrzyknąłem  
Jej oczy, powoli zaczely się otwierać, nabierać życia na nowo.
-STOP STOP STOP, co to kurwa ma być, Pierdolę takie sytuację, będziesz spokojna ? - zapytałem, na płytkim oddechu, adrenalina toczyła moją krew, zaraz mi łeb rozsadzi. Przecież ona to nie śmieciarz  
-Nie chcę strzelić, ale daj mi pretekst, daj jeden choćby pretekst -
-OK, OK nie strzelaj, przepraszam, przepraszam, nie strzeaj proszę - nawet jej oczy wyglądały na w miarę szczerę  
-Tak ! ukradłem Twój motor, Tak ! żeby uciec przed tamtymi, Tak rozbiłem go, no w sumię nie Ja tylko oni po nim przejechali, Nie cofnę czasu, ale jest gdzieś tu ich STEYR, a za niego na Markecie możesz dostać na pewno, dobrą dolę, że motor sobie odkupisz z nawiązką. Ty Znajdujesz STEYRa. Ja biorę te male gówno -Tu kiwam głową na Vitare - i lala, wszyscy happy -
PASUJE !!?- Monolog wpowiedziany w trakcie celowania w głowę dziewczyny, hmm kiepska pierwsza randka.
  :Jakoś strasznie ciągneła się ta chwila, nie wiem sam, nie jestem w stanie określic ile to mogło trwać. Jej wzrok przeniósł się z lufy wprost w moje oczy. można było zauwazyć, jakie ma zmęczone spojrzenie  
-No ostatnie parę godzin to i dla mnie nie było laskawe - Ja pewnie wygladam tysiąc razy gorzej.  
Kiwnełą głową, przełkneła slinę  
-Ok... spoko, Twoja propozycja jest w tej sytuacji akceptowalna -
ahhhh >KOBIETY <
-Akceptowalna mówisz, Ok, to oboje teraz łapiemy oddech i ogarniamy się -  
Kiwnęła głową na aprobatę  
Przestałem celować jej w głowę, z trudem, podniosłem się z kolan, wstałem, zerknąłem jak z ulgą opuściła głowę na ziemie, zakmkneła oczy i odetchneła, schowałem maka do kabury, spróbowałem się otrzepać, ale i tak to nie miało całkowitego sensu, podszedłem parę kroków do glocka, podniosłem go - cholera ładny jest - pomyślałem otrzepując go z ziemi, ale nie, nie wybaczyła mi motoru i swojej broni osobistej, zagryzła by mnie żywcem.
Odwróciłem się w jej stronę, siedziała zdejmując but z lewej nogi, z grymasem bólu, eeee trochę krwi lekkie przedarcie skóry, jednak nie trafiłem tak idealnie jak myślałem, no ale zadziałało, to najważnejsze.
-Ładna Pukawka - Zagaiłem, nonszalancko podchodząc do niej, tekst na pierwszą randkę, jak najbardziej pasujący.  
-Ano Ładna - spojrzała na mnie z pod grzywki, sięgajać po glocka jej wzrok mógłby wypalić czasopprzestrzeń, jakoś tak nie bardzo chciało mi się oddać broń, w takim zawieszeniu zapytałem  
-Ale umowa jest ?-  
-Umowa jest - odpowiedziała, lekko przełknąłem ślinę i puściłem pistolet, wcale mi nie ulżyło, no cóż takie czasy niepewne w zaufanie.
Odwróciłem się i powoli zacząłem podążać w kierunku Vitary, z duszą na ramieniu.
- Gdzieś tu - ogarnąłem przestrzeń ręką - jest ten ich Steyr na pewno - pewnie w środku jest mnóstwo przydatnego badziewia, więc w miarę Ci to zrekompensuję stratę, pewnie z nawiązką, więc będzie OK - uśmiechnąłem się nerwowo pod nosem. Jest sukces, stoję koło auta i jeszcze żyję, no nie jest źle, wciągnąłem się do terenówki, usiadłem, nie bez bólu i próby jako takiego ułożenia ciała zeby w miarę komfortowo było, spojrzałem na nią, glock leżał obok niej, zajmowała się stopą, sięgnąłem do stacyjki, przekręcam kluczyk, blachy się zatrzęsły, auto zaczęło wibrować -JEST !!! - powiedziałem ucieszony, dodałem gazu, o tak działa, sprzęgło jedynka, dodaję gazu puszczam sprzęgło, powolutku zaczynam się toczyć, skręcam w prawo, zostawiając Ją z tyłu  
-Jezu, spokojnie dałeś radę -  
  W tym momencie usłyszałem, tak usłyszałem ryk silników, nie nie wydaje mi się, spojrzałem w prawo, jakieś 2 km ode mnie pojawiło się 5, chyba 5 motocykli... nawet nie zdążyłem pomyśleć, gdy przez środek szyby, 15 cm od mojego ramienia, przeleciał nabój, robiąc widoczną dziurę w niej,  
-KURWA !!! Co jest - krzyknąłem  
Szybko zerknąłem w lusterko, ta pipa nadal siedziała, ale teraz celuje z jednej ręki w moją stronę... Prawa noga automatycznie się wyprostowała przyciskając gaz do podłogi, vitara szarpnęła, wyrwała do przodu, odcinka, bez zdejmowania nogi z gazu, sprzęgło drugi bieg, lekkie zarzucenie tyłem kolejne dwa pociski stuknęły gdzieś w blachę auta, dalej to już nie myślę, automat, coś pieczę w prawym barku walić to !!! Jadę, trzeci bieg, odbijam w prawo, jeźdżcy się zbliżają, but w podłogę, żyłuje to małe autko ile fabryka dała, dojeżdżam do budki drużnika, za nią w lewo, na tory, środek auta między nimi, motory pojechały prosto do mojej nowo poznanej "przyjaciółki" nie ogarneli chyba, że strzela do mnie, w tym huku jakoś udało mi się, zaraz się rozpadnie to auto, ale jest, widzę go, pieprzony mostek kolejowy na rzece, nie za duży, ale może się zmieszczę tym szkrabem, ledwo utrzymuje tor jazdy, rzuca mną jak łajbą w sztorm  
-JEB JEB JEB - seria strzałów obija się o bok auta, z daleka ten niby pancerz nawet daję radę, Ryk silników, dwa motory zbliżają się od lewej strony, walą z automatów jak pojebani, mało trafiają, ciężko trafić w czasie jazdy, to tylko w filmach się zdarza idealnie.
Jestem parenascie metrów do mostka, leciwy stary nie za wielki, to kamienna przeprawa dla tego wąskotorowego pociągu
-DAM RADĘ !!!!- sam drę się do siebie. Są coraz bliżej, wpadam na mostek, uderzam prawą stroną w podporę, gaz gaz gaz więcej gazu, redukcja na drugi bieg, cisnę, obijam się o lekkie murki na moście, lewą prawą stroną, ale jadę, zostało mi dosłownie 20 metrów. Motory wbijają się już na przeprawę.  
Puszczam kierownicę prawą ręką, szybko w panice sięgam po plecak z granatami leżący na siedzeniu pasażera, odrywam z kamizelki grantat, wyciągam zawleczkę, wrzucam do plecaka  
-JEB- plecak za siebie i gaz cały czas gaz w podłodze, coś szybko zadziałało, albo już tak mi czas leci, ogromny huk za moimi plecami, vitara normalnie unosi się w powietrzu, lecę...

-KURWA- jak to lecę, wypadam z mostu uderzając w murek, auto przekręca się na prawo, na szcżescię nie przewraca się, ale dosyć mocne hamowanie do zera i uderzenie klatką w kierownicę to nic przyjemnego.
  Kaszlę, kaszlę dosyć mocno, krwią, wszystkim chyba czym się da wyciągam się z tej kupy złomu, opieram się o maskę, zdruzgotane auto, patrzę przez tył  
-Fiu Fiu - powiedziałem  
Mniej więcej w 3 / 4 most został zniszczony, na tyle, że nie dałoby się po nim przejechać ciężko byłoby przejść, po motorach nawet śladu. No ładnie, dałem radę, jak James Bond, tylko ledwo chodzę i zaraz chyba padnę, zerkam trochę dalej,  
jest stoi na drugim brzegu...
Ona... a mogłem strzelić, szybciej by mi się zeszło i zanim by dojechali, to ja już bym był po tej stronie sprawnym autem który mógłbym odjechać. Zanim by się zorientowali już bym był daleko  
... kolejny wyrwany dzień ...

DavidDark

opublikował opowiadanie w kategorii inne i przygodowe, użył 3735 słów i 20781 znaków, zaktualizował 4 lip 2017. Tagi: #broń #auta #dziewczyny #motocykle

Dodaj komentarz