Trzepak cz. 1

Wracając z pogrzebu swojego kolegi Kuba ciągle myślał o Pawle. Młody mężczyzna umiera przez alkohol, przesadził z wódką, tym razem organizm nie wytrzymał morderczej dawki etanolu. Kubę ogarnął smutek odkąd dowiedział się o tej tragedii, w końcu znał Pawła od małego, w dzieciństwie stanowili nierozłączny tandem. Gdzie jeden tam i drugi. Wszędzie razem, począwszy od piaskownicy poprzez boisko piłkarskie aż po jazdę rowerami. Wspólna klasa w podstawówce, a później gimnazjum. Dopiero szkoła średnia ich podzieliła. Wspominając dawne czasy Kuba był tak zamyślony, że nie zauważał deszczu, który moczył mu włosy. Idąc przez kałuże nie czuł jak buty nasiąkają mu wodą. Zewnętrzny świat ustąpił teraz temu wewnętrznemu, w Kubie grały na przemian smutek, złość oraz bezradność. Nie zapobiegł śmierci Pawła, czy w tej historii jest i dla niego rola? Gdyby utrzymywali ze sobą kontakt, choćby tylko od czasu do czasu, nawet telefon mógłby mieć znaczenie. Nie, nic z tych rzeczy. Nawet widząc się na ulicy odwracali od siebie głowy. Zupełnie jakby się nie znali, obcy ludzie. Kuba poczuł rosnący wyrzut sumienia na swoich barkach, niczym głaz niesiony na plecach ciążył mu zginając go w pół.

- No proszę… Kubuś!
- Och… dzień dobry pani… - odpowiedział wyrwany z zadumy. - Miło panią widzieć - skłamał z krzywym uśmiechem.
- Ale wyrosłeś, a pamiętam cię takiego małego, jeszcze brzdąca, a tu proszę… Dorosły mężczyzna!
- No tak… - odparł zmieszany.
- Rzadko tu bywasz, ładnie to tak. Mógłbyś częściej odwiedzać rodziców i mnie przy okazji. Zawsze cię lubiłam - stwierdziła.
- Właśnie idę do nich - odpowiedział, a w myślach dodał: ‘ale nie do ciebie, wredna babo!’
- O! To dobrze, to tacy porządni ludzie. Ożeniłeś się? - spytała szczerząc zęby.
- Nie… jeszcze za wcześnie dla mnie…
- Chyba lubisz kobiety, taki przystojniak jak ty na pewno ma powodzenie - mrugnęła do niego okiem.
- Nie narzekam, ale na małżeństwo za wcześnie.
- No dobrze… Wybacz Kubuś, ale śpieszno mi. Odwiedź mnie czasem, będzie mi miło.
- Będę pamiętał, też muszę już iść - poczuł ulgę na wieść, że ta wścibska jędza sobie pójdzie.
- Papa - pomachała dłonią.
- Do widzenia.

     Kobieta oddaliła się zabierające sobą potężny odór, chyba perfum, od których Kubie przewracało się w żołądku. Nie miał o pani Krystynie najlepszego zdania. Straszna plotkara, a do tego donosicielka. Swego czasu przeszkadzał jej hałas bawiących się dzieciaków, w tym Kuby. Nasłała nawet dzielnicowego, a ten co chwila pojawiał się zwracając uwagę wesołej gromadce. Rzecz jasna nie powiedział komu przeszkadzał gwar na podwórku, ale była to tajemnica Poliszynela. Innym razem pani Krystyna zabiegała o likwidację ławek przed blokiem. Uparcie twierdziła, że zbiera się tam młodzież i pije piwo, przeklina oraz terroryzuje mieszkańców bloku. Kompletny absurd, tak naprawdę rzadko kiedy ktokolwiek siadał na tych ławkach. Jednak zamieszanie powstało, głupie babsko chodziło po mieszkaniach i zbierała podpisy pod petycję o likwidacji ławek. Na szczęście praktycznie każdy ją zignorował.
     Powiedziała do Kuby: ‘ Zawsze cię lubiłam’. Co za brednie, pomyślał. To już zapomniała jak to zganiała go z trzepaka. Musi chodnik wytrzepać, jęczała. Ustępował jej, w końcu to dorosła kobieta, ale Kuba nigdy nie widział aby kiedykolwiek miała trzepaczkę w ręku, nie mówiąc o chodniku. Pani Krystyna lubiła siać zamęt, zawsze musiała mieć rację. Stara panna i to dosłownie, lecz nie ma co się dziwić, jaki facet wytrzymałby choćby jeden dzień z taką natrętną babą? I jeszcze to bezczelne pytanie: ‘Ożeniłeś się?’ Hipokrytka, pomyślał Kuba.
     Ta chwilowa wymiana zdań wytrąciła go z rozważań o zmarłym koledze. Szedł zatem do domu rodziców, tu nie okłamał pani Krystyny. Teraz Kubie towarzyszył deszcz, co chwila słabnący i nabierający na sile, na przemian. Jakby ktoś bawił się kurkiem od kranu. Chcąc nie chcąc musiał przyznać wrednej babie rację, dawno go tu nie było. Schodząc po schodach ujrzał trzepak, ten sam z którego sąsiadka potrafiła zrobić sprawę. Będąc nastolatkiem Kuba spędzał tutaj długie godziny, zwłaszcza latem. Razem z Pawłem zresztą, to ich miejsce. Kierowany nagłym impulsem ruszył do trzepaka. Wszedł na trawnik nasiąknięty wodą, ale w ogóle nie zwracał na to uwagi, bo przecież i tak miał przemoczone stopy. Doszedłszy celu od razu zauważył, iż góruje wzrostem nad trzepakiem, a poza tym prawie nic się nie zmienił. Wciąż straszył brązem pomieszanym z rdzą, obdrapany, poobijany i… zimny. Obiema dłońmi złapał górnej, mokrej poręczy i podciągnął się siadając tym samym na dolnej poprzeczce. Jak za dawnych lat, poczuł znajomy chłód pod tyłkiem, mimo to było mu tu dobrze.
     Kuba wiedział iż powinien już być w rodzinnym domu, ale na trzepaku trzymało go coś nie do opisania. Po prostu musiał tu trochę posiedzieć. Od razu powróciły wspomnienia, te dobre i te złe. Przez lata ten trzepak stanowił bramkę, na którą padały strzały piłki. Najgrubszy kolega na bramkę, a reszta chłopaków do drużyna napastników, nie było defensywy. Jako że to Kuba wyglądał na najlepiej odżywionego to on zostawał najczęściej golkiperem. Nie przeszkadzało mu to, miał nawet rękawiczki aby lepiej wczuć się w rolę bramkarza. Paweł bardzo lubił piłkę nożną, zarzekał się że będzie grać w Manchesterze United, w ataku. Dziecięce marzenie…

                         Xxx

     Końcówka lat dziewięćdziesiątych, dzień finału Ligi Mistrzów w piłce nożnej. Spotykają się drużyny Bayernu Monachium i Manchesteru United. Jest wiosna, pora późno popołudniowa, a grupa chłopaków gra w piłkę pod blokiem, dokładnie trójka młodych. Na bramce(trzepaku) stoi Kuba, natomiast Paweł i Krystian kiwają się między sobą. Jeden chce ograć drugiego i zdobyć gola. Futbolówkę przy nodze prowadzi Paweł, osłania się od rywala bokiem, chroniąc piłkę.

- Andy Cole idzie na lewo, Lothar Matheus rozpaczliwie stara się mu przeszkodzić…
- Ty! Szpakowski… - śmieje się Krystian.
- Grać nie gadać! - krzyczy Kuba. - Oliver Khan strzeże bramki, finał na Camp Nou wciąż nie rozstrzygnięty…
- Zaraz będzie po meczu! - wtrąca Paweł.

     Nagle ‘Andy Cole’ podbija piłkę, a gdy ta jest w powietrzu Paweł strzela. Futbolówka leci szybko na bramkę, ale ‘Oliver Khan’ odbija ją ręką i ta wylatuje ponad poprzeczką.

- Rożny!
- Sam chcesz go rozegrać? - dziwi się Krystian.
- No dobra twoja - z niechęcią mówi Paweł.

     Teraz w ataku Bayern, Kuba podaje piłkę do Krystiana, a ten oddala się nieco z nią, po czym patrzy na rywali. Nic nie mówi tylko zaczyna biec, a futbolówka toczy się przy jego prawej nodze. Paweł wykonuje wślizg, lecz nieudany, ‘Lothar Matheus’ mija ‘Andy’ego Cole’a’ i jest sam na sam z ‘Peterem Schmeichelem’.

- Czy to jest decydująca akcja meczu?! Cały Manchester ma pełne gacie! - krzyczy Kuba.

     Tymczasem Krystian tańczy z piłką i niespodziewanie oddaje lekki strał wewnętrzną stroną stopy, futbolówka toczy się obok ‘Schmeichela’ i odbijając się od słupka wpada do bramki.

- GOOOL! Bayern na prowadzeniu, koniec spotkania, puchar Ligi Mistrzów jedzie do Monachium!

      Paweł idzie wolno w stronę trzepaka, ironicznie się uśmiecha. Krystian triumfuje, łapie piłkę i biega z nią pod pachą trzymając jednocześnie pięść w górze. Kuba patrzy na tą scenkę i bije mu brawo.

- Co się tak cieszysz? W prawdziwym meczu do Manchester wygra, Niemcy nie maja szans.
- Zobaczymy jak będzie, na razie górą Bayern! - cieszy się Krystian.
- Ma rację… ciemno się robi… niedługo finał. Nie chce mi się już grać. Dawaj piłkę, idę na chatę…
- No dobra… masz…
- Zobaczycie! Czerwone Diabły rozjadą Szwabów! - krzyknął Paweł.

                    xxx

     Siedząc na trzepaku Kuba uśmiecha się wspominając tamten wieczór i następny dzień. Wtedy to Paweł chodził dumny jak paw, brakowało mu tylko barwnego ogona. Zamiast tego rozpromieniony wśród kumpli powtarzał: ‘A nie mówiłem’. Albowiem finał Ligi Mistrzów 1999 roku rozegrany na Camp Nou został dobrze zapamiętany. Bayern Monachium przez długi czas prowadził z Manchesterem United 1:0. W doliczonym czasie gry Czerwone Diabły miały rzut rożny. Dośrodkowanie Beckhama i po chwili goli Teddiego Sheringhama. Chwilę później kolejny korner… gol Ole Gunnara Solskjaera, 2:1 dla United! Wielokrotnie powtarzano ujęcie przedstawiające Lothara Matheusa, który po drugim golu wpadł do bramki i utkwił przerażony, zszokowany wzrok w kamerę. Obraz klęski Bawarczyków zapadł w pamięć, obok dwóch goli Manchesteru. Dramatyzm tego finału Ligi Mistrzów przebił 6 lat później mecz w Stambule, Liverpool z AC Milan. 3:0 do przerwy dla Włochów, 3:3 po 90 minutach, tak samo w dogrywce i tańczący w bramce Liverpoolu Jerzy Dudek broniący strzały zawodników AC Milan. Triumf The Reds! Jednak Paweł uparcie twierdził, iż najpiękniejszy finał Ligi Mistrzów to ten z 1999 roku.
     Miłe wspomnienia, w zasadzie dzieciństwa, bo chłopcy mieli wówczas tylko po 12 lat. Wszystko wydawało się cudowne, młodzieńcze marzenia o sławie, pieniądzach za granie w ukochany futbol. Niestety rzeczywistość najczęściej gorzko weryfikuje dziecinne fantazje. Jest takie powiedzenie: ‘Chcesz aby Bóg się pośmiał? Opowiedz mu o swoich planach’. Tak dla Pawła jak i dla Kuby wystarczyło parę lat, a mogli się o tym przekonać na własnej skórze.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1729 słów i 9747 znaków.

5 komentarzy

 
  • moonky

    z piórem jest w porządku, ale z czasem nie za bardzo...

    24 maj 2015

  • Anonim2

    Ciekawe kiedy napiszesz drugą część bo jak zobaczyłem to u CIebie z piórem cieniutko

    23 maj 2015

  • moonky

    dzięki za miłe słowa, niedługo kolejna część. moje teksty zmuszają do refleksji? hmm...

    17 maj 2015

  • Kyokochang

    Bardzo bardzo fajne, czekam na więcej! :)

    17 maj 2015

  • nienasycona

    Bardzo lubię Twoje teksty. Zmuszają mnie do refleksji...

    17 maj 2015