Sumaryczny wytwór Sumienie.

Sumaryczny wytwór  
“Sumienie”


Tęsknota myśli, arogancko rzucana w swej agonii, bezustannie zagłusza resztki kojącego snu, prośby burzą starania o błogą łaskę trwania, a styrana nadzieja, beztrosko gasi swój ostatni płomyk na grobie spokoju. Nieustannie myślę, nie mogę zapomnieć, bo głuchy szept świadomości, a cichy zgrzyt, stopniowo topnieje w toni pustych ścian zniewolenia bezkresnego umysłu. Litość nad czasem, powoli wpędza mnie w obłęd od natłoku ogromu stygmatyzacji błędnych racji, sponiewieranych w myśl decyzji, z niedowierzaniem pejoratywnie intronizując resztki rozszarpanych niepotrzebnie modlitewnych bitew. Analizuję wszystko od początku i nie mam nowych wniosków, poza tylko tym jednym, wciąż narzucającym mi się na myśl, że moja próba negocjacji, będzie prześladowana ukojeniem dla mego sumienia, przed ciemnością w mroku krwawo wypisaną na mojej lekceważąco zapomnianej już duszy. Łaska ciemiężcy, wgniata sztylet w spokój wieczny, rozgrywając grę w czasie przerwy na złość życiu. Kapitalizacja myśli, wciąż wpędzana w bezsilność i niemoc, wobec zbilżającej się kapitulacji, podchodzi tchnieniem, bezustannie nadużywanym już niepokojem. Czuję niechęć do iskierki istnienia, do trwania w zapomnieniu, zapobiegając rozlaniu czary bycia w czystej postaci dnia jutrzejszego. Gwiezdny pył rozsiewa niezdrowe pożywki dla zobojętnienia organizmu duszy, będące drobinkami egzemy, czemu czeluść świata skrywa przed nami jeszcze finałowe spotkanie w walce z tworem pomieszania i okaleczenia duszy, spoconą już logiką. Wkrótce zostanie kończące tchnienie ducha realizmu, magicznie zamarznięte w zbiorniku czasu niedoszłego. Rzecz przestrzeni postrzegana za nieodzowną codzienność, zaocznie przejdzie rekonwalescencję, by móc korzystać z serwisu pamięci wieczności i na nowo zadzierzgnąć powróz pomieszania na gardle uczciwości, wobec wątłych okruchów swojej własnej, lecz nikłej już lojalności. W amoku myśli zobojętnienia, słyszę ukrytą wiadomość do świadomości, zmierzającą wprost do niecnej zdrady pojednania. Hamulce pędu zamierają w uścisku czasu, częsty skowyt zatrzymania niesie zatruty oręż, prężnie rozwijając rozważania w ukryciu przed rozwagą. Ból świadomości bycia sobą, rozbraja różnorakie wody witalności i równowagi, pomiędzy dwoma podmiotami zadośćuczynienia. Kwitnące uchybienia, promują własne napięcie, podtrzymujące błędnie koło egzystencji w małym ogniu opóźnień obrotów. Wymiar w sprawie orzeczenia zmiany winy, jest lekkim opóźnieniem do złożenia iskierki ciemności, w mej jasnej świadomości. Zdradliwe myśli krążą po umyśle w wirze poddania, a w oku cyklonu jest spokój, bezruch i głucha cisza. Jak gdyby czas stanął w miejscu. Wśród krążących wokół mnie myśli, widzę ukrytą w nich, zbliżającą się zdradę. W amoku myśli, rozbijają się samotnie struktury ładu i spokoju, a spalony umysł zaprzestaje się bronić. Strudzony system odpornościowy, rozbudowuje linię obrony, tworząc obrożę wokół świadomości, lecz uciemiężona wytrwałość przymierza, poddaje coraz to nowsze przyczółki obrony. Przesilona miłość wzrasta, tworząc jeszcze jeden, ostatni już punkt oporu, stawiając na szali zwycięstwa, swoje istnienie, niszcząc przy okazji swój spokój i ciszę. Wystarczy mała zmiana planów bitwy, by wygrać tą wojnę i ochronić czas przyszły przed niebytem. Wystarczy iskierka nadziei, by znaleźć równowagę, sfery marzeń i mentalnie zakończyć wszystko przed ostatnią, decydującą już bitwą.


Zapis zgody

Wiara góry przenosi, światy przewraca i życie skraca. Ufaj w jej siłę, a nie będziesz już mieć moralnego kaca, wymownie i dobitnie tworzonego sobie samemu końca, brnąc wciąż w odmętach świata do cieplejszego słońca. Lecz triumf dobra zobaczyć musisz, a ciebie to skręca, przyjrzyj się swej drodze, która jest tam w kniei ginąca, z każdym zakrętem twojego wyboru, jest ciebie samego gubiąca.

Zmieniasz się bardzo i nie wiesz, czy wciąż jesteś sobą, a jest to kluczem do życia z zostawieniem bólu za sobą. Musisz wziąć się do roboty, aby zostać panem z prośbą o czas w pamięci, w ciąż jeszcze dopisując do karty swej grubą, jednostajną linią, kolejny epizod z życia przez innych zwany podróbą. Na przekór tym zmianom, wszelkiemu złu, jak i wszystkim innym osobom, jestem otwartym kalendarzem, czasu rzeczywistego i mej przestrzeni dobą.

Zawiści loty żarna czerwone, a wszystko wokół wzburzone jest w gruzach, niczym puzzli kawałki do układania będąc one. I gdy znów idziesz w przepaść, masz oczy przerażone, dłonie drżą tobie z nadmiaru adrenaliny, będąc spocone, już każdy następny krok zbliża ciebie do czerwonej grani, a jesteś niczym innym, jak tylko, zwierzątko przestraszone. Widać także dość dostatecznie, żeś jest takie nieporadne.

Wszystko to jest zapisane, gdzieś tam w ruchu planet, jak ma być, tak będzie, więc pogódź się z tym na amen. Nawet gdy stracisz nadzieję, nieunikniony jest poranek tak, jak i wschodów słońca nie unikniesz ponad ranem. A kiedy życie, wskaże tobie nowy cel i zwróci już wiarę, to uwierz w dobrych ludzi i szczere intencje z ich strony, wtedy ze swym przeznaczeniem, będziesz pogodzony.

Tchnienie przyszłości

Chcę teraz wiedzieć kim jestem, znać prawdę. Muszę wybrać pośród znaków na mej drodze. Lecz, aby dowiedzieć się tego, muszę odejść od siebie samego dla dobra innych, by móc nieść pomoc na przekór samemu sobie oraz temu światu. I tak to wszystko poskładam w całość tematu. Możliwe to, lub nie, ale się na pewno udać musi, bo którz nie uwierzy naszej naturze i pokusi się o to, by zachować jeden kawałeczek pamięci do wglądu, jest kłamcą, szachrajem bez chęci wydania nakazu do wzięcia takiej pełnej odpowiedzialności za podjęcie takiego wyzwania pejoratywności. Marzenie, jest niczym rana miłości, a niepewność, jak doba niewiedzy, smagana w trudzie rozwoju z takim pełnym chęci swojego istnienia, ciekawym rozbłyskiem do wszelkiego zrozumienia tych niezrozumianych odbić obrazów na swej drodze istnienia, mających zaczepy nitek zadowolenia. Pośpiech jeszcze niewskazanym jest dobrotliwym panem, lecz jego znachorem, lekarzem i kusicielem, spoglądając w przód, ku przyszłości tchnieniem. Mej niechęci wielkie on ma zasoby, aby w przód rwać prędzej nie bacząc na wielkie dziury niebezpieczeństw. Gdym spuścił garde, obuchem dostałem. Lecz czegóż ja winien? Bo nie wiem. Z taką myślą pozostałem.


Strach, miłość, rozwaga.

W pomieszaniu bojaźni, ze swoją miłością wciąż stoję. Czy chcę to zrobić? Czy mówiąc wprost, ja się jej boję. Pytanie to, nie lada ma zwrot, tak więc, wciąż jeszcze myślę. Lepiej tak stać, czy może, którąś myśl do niej wreszcie wyślę? Dam sobie z tym radę. Lecz, czy ja na pewno to wiem? A może tylko tak myślę. Już z tego nic nie rozumiem. Bo komu mam ufać, a komu nie. Czasem i tak to już bywa. Trzeba określić kto ze mną gra, a kto tylko mi przygrywa. Psychoanaliza mych myśli, jest już nic więcej mi nie dająca, ponieważ pozostać w jednej z tych myśli, to jak będąca bzdurnym kawałkiem zrozumienia siły tego szaleństwa i tej powagi, kiedy sam u siebie szukam mojej nikłej, zapomnianej już rozwagi. Nie złamię swego słowa bez namysłu córkom danego. Ponieważ skąd mogę wiedzieć, że to mej rozwagi i sposobu mojego bycia zakusy, by coś sprawdzić sobie mając czas do rana, jak ja zareaguję na swoich myśli, upadek szemrania. Pustką, jest dojść wreszcie do celu i mej drogi sięgając końca,  
w śród ciemności i mego obrońcy, najjaśniejszego słońca. Porządek rozwagi w jednostajnych, oderwanych i zmieszanych myśli, jest mym priorytetem do utrzymania obok mych poddanych.
Walczył będę dalej, kiedy wreszcie śmierć przy mnie stanie, bez bojaźni w mym sercu, wypełnie to ciążące mi zadanie. Wrogie hufce przede mną, nie zadrże, choć ich siła, wypełnię swoją misję, choćby i nawet, śmierć nią była.

Zima.

Czary mary, noc zaklęta.
Było czarno, jest jak w święta.
Lecz, że święta już minęły,  
magię zimy z sobą wzięły.

Czarodziejko, coś zrobiła,  
Czemuż zimę sprowadziła?
Sprowadziłam ten puch biały,  
by pod śniegiem kwiatki spały.



Zasady wiecznego snu.

Mym życiem zawładnęła noc. Cieniem nakryła wszystkie dobre rzeczy, wspomnienia i możliwości. W bezruchu zastygłem, ważąc swoje chęci nad zamiary. Waga nie drgnęła, nie zmieniając nic w swoim osądzie. Zakłamane osoby zainteresowane współpracą, na tępym polu swej płatności w egzystencjonalnym świecie nieumiejętnej pomocy wmawiające tobie szaleństwo, faktem z poronionej bajki zatkniętej w kartce papieru na którą się zgodziłem będąc oszukany, błędem relacji inwestorskich z zeszłorocznych umów, nie dotrzymanych z drugiej strony lustra. Będąc lustrowany, znalazłem coś dla siebie. Coś innego, zimniejszego, silniejszego, piękniejszego. Brakiem dostępu do życia, uzasadniam odepchnięcie wszystkiego. Miłości, bliskości, zadowolenia, uciech i knąbrnych pomysłów, burzących spokój w niespokojne dzieje mego istnienia, które jest dobrym przykładem w sprawie pogodzenia się z wiecznością. Pojmany w zgóry przegraną sprawę, walczę o sekundy, o minuty, godziny, dni, miesiące oraz trzy lata istnienia tego padołu zwanego tu i teraz, będącego zakamuflowany w zaistniałą supremę, którą jest czas, jaki mi pozostaje. W swobodzie działalności misyjnej, jest upór obrony swego ja, swej natury, tej rzeczywistości, co przeczy nieuzasadnionej pomocy drugiemu człowiekowi. Wgląd w kontekst kulturowy obecnych tutaj, nie jest najważniejszym elementem projektu. Zasadami określonymi we współżyciu, są umowy i zasady prawne, rozdawane niczym karty w pokerze. Nie mam nic do stracenia, dorzucam więc do puli własne istnienie, na głos wypowiadając to jedno słowo..., "SPRAWDZAM!".


Z drugiej strony.

Patrząc na wieki przed nami,  
widząc to wszystko za nami,  
mając świadomość o błędzie,  
że popełnia się go wszędzie.

Patrząc w wieczność oddania,  
widząc to życie i przejednania,  
mając tą wiedzę na względzie,  
że jestem zbędny i tak będzie.

Patrząc na zawarte zadania,  
widząc garstki i ich żądania,  
mający nadzieję oraz wzrok,  
to wiem, trza zrobić ten krok.

Patrząc na ich opozycję,  
widząc ich propozycję,  
mając tutaj koalicję,  
zrobię rewolucję.

Patrząc,  
widząc,  
mając,  
ginąc.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1821 słów i 10653 znaków, zaktualizował 20 lut 2018. Tagi: #zbiórmyśli #sumaniewiedzy

2 komentarze

 
  • Użytkownik Kathina

    A mi się podoba :D

    19 kwi 2019

  • Użytkownik kaktus

    @Kathina Tak. Walczy się do końca, robiąc wszystko, co można. A i tak, co ma być, to będzie. Kupiłem mieszkanie, bo chciała tego moja dziewczyna. Lecz najpierw, by wiedzieć, czy warto układać coś pod nią zadałem proste pytanie. Czy wyjdzie za mnie.  Dla niej, nie było to proste pytanie i teraz mieszkamy daleko od siebie, o co ma pretensje.  
    Dla mnie wszystko jest proste, proste pytanie, prosta odpowiedź, prosta reakcja. Dlaczego więc dla niektorych, jest to tak skomplikowane? Możesz mi na to odpowiedzieć?

    19 lip 2019

  • Użytkownik violet

    No przyznaję, trzeba trochę się wczuć, żeby poczuć co masz na myśli. Łapka za pobudzenie do myślenia ;)

    27 sie 2016