Pomiędzy~

Noc staje się poskromieniem moich lęków, wyzwaniem. Topię się w morzu ciemności. Droga staje się kręta i ledwo widoczna. Lampy palą się gdzieniegdzie, ale ich światło ledwie muska moje drżące nogi i dłonie. Serce galopuje we mnie, jak koń pragnący ucieczki. Chcę nabrać powietrza, ale strach owija się pętlą wokół mojej szyi, jak sznur samobójcy. Ciemność przeraża bardziej, niż lufa przyłożona tuż do skroni.  
Pociągniesz za spust?
Kroki stają się głośniejsze. Moje ciało przypomina ociężałą masę. Pot spływa mi strużką po czole. Zapominam ją zetrzeć. Wszystkie otaczające mnie dźwięki przyspieszają bicie serca. Oczy stają się ślepe na to, co istotne. Próbuję zebrać w sobie resztki odwagi, by pójść dalej. Zwalniam, obracając się na wszystkie strony. Serce przyspiesza, choć dziwi mnie to, że potrafi bić jeszcze szybciej. Oczy starają dopasować się do otoczenia i nabierają ostrości. Dostrzegam niewyraźny kształt. Zarysowaną sylwetkę. Potężną. Lampy gasną. Wyrywa się ze mnie tylko cichy pisk. Coś tu jest nie tak. Odwracam głowę i przyspieszam tempa.  

****
Strach potrafi sparaliżować, prawda? Musiałeś kiedyś tego doświadczyć. Na pewno nie raz. Stajesz się jego własnością, kukiełką, którą może się bawić. Śmieje Ci się prostu w twarz, kiedy chcesz pobiec a nadal stoisz w miejscu. Unieruchamia Twoje kończyny. Wiąże je grubym sznurem, abyś nie mógł się ruszyć. Te najprostsze czynności stają się najtrudniejsze a wszystko, co chcesz zrobić jest nieosiągalne. Jesteś w klatce. Lew spogląda na Ciebie ze smakiem. Pokazuje kły, by pokazać, że jesteś tylko marną przekąską.  
Mimo wszystko znajdziesz rozwiązanie. Wiem to, nie możesz się poddać. Nie daj owładnąć się swoim słabościom.  

****

Staram się już nie odwracać, ale czuję na plecach czyjeś uporczywe spojrzenie. Zastrzyk adrenaliny. Waciane nogi przyspieszają. Cień za mną również. Staram się nie panikować, ale głuche echo stóp odbijających się o chłodny beton wprawia mnie w przerażenie.  
Powinnam zostać w domu - podpowiada mi rozsądek, ale dobrze wiem, że jest już za późno. Kroki przyspieszają. Teraz nie myślę już, co robię. Nogi same niosą mnie w nieprzeniknioną ciemność. Ucieczka. Pot oblewający całe ciało. Głośny oddech. Serce bijące tysiąc razy szybciej, niż w normie. Mroczne myśli. Zakręt. Ślepa uliczka. Moja ostatnia noc.

****

Czarny garnitur nie pasuje do nonszalancji wypisanej drukowanymi literami w jego ciemnych oczach. Udawana elegancja nie jest teraz w modzie. Nadal się boję, ale nogi utkwiły w martwym punkcie, przygwożdżone niewidzialnymi linkami do asfaltu.  
-Zabij mnie - podchodzi bliżej a słowa niszczą przerwę miedzy nami. Marszczę brwi. Zupełny wariat. To nie ja miałam być celem? Chcę uciec, ale nie potrafię.
-Zabij mnie - powtarza, by mieć pewność, że nietypowa prośba dotarła do moich uszu. W jeden chwili pozorna maska cwaniaka znika z jego zmęczonej twarzy. Dostrzegam wielki smutek, ale spuszcza wzrok i wyciąga coś z kieszeni. Otwieram szeroko oczy. Niewielki, lśniący pistolet zwisa bezradnie w jego palcach.  
-Proszę, zrób to - jego łamiący się głos sprawia, że w moim sercu rozkwita dziwne, nieznajome dotąd uczucie. Kręcę głową z niedowierzaniem.
-Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc, proszę - namawia mnie, szukając znów czegoś w kieszeni. - Zapłacę - pokazuje kilka banknotów w drżących dłoniach.
-Życia nie można wycenić - szepczę. - To nie film, który wyłączasz, gdy nie przypadnie ci do gustu - dodaję, próbując się cofnąć i znaleźć jakieś rozwiązanie. Spogląda na mnie bez wyrazu. Od dawna w jego oczach nie gościła nadzieja. Żaden płomyk tlący się na tle tych wszystkich przykrych doznań. Wzdycha a potem siada ziemi, nie przejmując się idealnie wyprasowanym garniturem. Z resztą, kto by się tym przejmował w chwili, gdy chce zakończyć swój żywot. Zamyka oczy. Słyszę, jak płacze. Łkanie przechodzi w bezradny szloch odbijający się echem od ścian budynków. Chcę uciec, ale stan nieznajomego sprawia, że wbrew sobie samej siadam obok niego. Milczę a on nie przestaje zalewać się łzami. Mam wrażenie, że zaraz oboje utoniemy, ale moja dłoń przerywa napływającą falę.
-Proszę się uspokoić i dać mi pistolet - wyciągam przed siebie rękę. Milknie, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Zupełnie nie zrozumiał moich wcześniejszych słów, ale dobrze wiem dlaczego. Naiwny oddaje mi narzędzie zbrodni i wgapia we mnie te swoje czarne ślepia, myśląc, że go zastrzelę. Wstaję. Odchodzę na bezpieczną odległość. Odwracam się i spoglądam na niego w skupieniu. Pozbyłam się strachu. Już nie płynie w żyłach, jak szkarłatna ciecz. Strach zastąpiony walką o przetrwanie. Nieznajomy uśmiecha się, świadomie pragnąc śmierci, choć nie zamierzam mu jej dać.  
-Nie zasłużyłeś na to - zwracam się do niego bezpośrednio. - Śmierć jest okrutna, dużo bardziej od samego pragnienia jej - szepczę, spoglądając na błyszczącą lufę. Widzę, jak kręci głową, ale nie obchodzi mnie, co o tym myśli. Żaden człowiek nie powinien umierać z własnej woli, tylko dlatego, że nie daje sobie rady. To byłoby zbyt proste. Ukrywam broń za plecami. Mężczyzna chowa twarz w dłoniach a ja w międzyczasie pozbywam się naboi. Lądują wewnątrz kieszeni kurtki.  
-Nie jesteś jedyną, która próbuje mi wmówić te bzdury - odzywa się w końcu. - I wiesz co? Mam dość tego pierdolenia. Sam nie mogę się zabić, rozumiesz?! - rozkłada bezradnie ręce, spoglądając wyzywająco w moje oczy. Policzki mokre od łez błyszczą, jak poranna rosa. Lampy odbijają smutek wypisany w jego tęczówkach. Wzruszam ramionami.
-To żadne pierdolenie, to czysta prawda. Nie będę prawić morałów, ale wiem, że jest jeszcze wiele rzeczy, których powinieneś doświadczyć a nagłe zniknięcie spowoduje, że nigdy nie zasmakujesz tego, co czekało właśnie na ciebie - uśmiecham się smutno, obracając w dłoni niewinnie wyglądający pistolet.  
-Wiem, jakby wyglądała moja przyszłość. Nie chcę tego doświadczać - stwierdza, mierzwiąc swoje włosy.  
-Więc tylko tego pragniesz? - podbiegam do niego z łatwością, celując w samo serce. Zdezorientowanie przebiega przez jego dojrzałą twarz. Powoli naciskam na spust. Widzę, jak się waha, ale nadal milczy.  
-Jesteś pewien, że chcesz zostawić tutaj wszystko, co do tej pory udało ci się zdobyć i osiągnąć? - pytam, mrużąc oczy. Mój palec jest coraz bliżej celu a czoło nieznajomego pokrywa się potem.  
-Nie znam cię, ale domyślam się, że masz przy sobie osobę, która naprawdę cię kocha - spoglądam na złotą obrączkę lśniącą na jego palcu. - Na pewno chcesz ją zostawić bez słowa? - kucam, ale moja dłoń nadal trzyma pistolet. Widzę, że siłuje się sam ze sobą. Ma zamknięte oczy, ale konsternacja na jego twarzy potwierdza moje przypuszczenia. Pojedyncza łza spływa mu po policzku.  
-Nie jestem zbyt dobry, by zapewnić komuś szczęście - szepcze ledwie dosłyszalnie.
-Bzdury, to tylko gadanie. Uwierz, potrafisz ją uszczęśliwić, ale zrób to w inny sposób, niż pragnąc śmierci. Zadasz jej tylko więcej bólu, o ile sama nie postanowi pójść w twoje ślady po tym, jak dowie się, co się z tobą stało - chowam pistolet do kieszeni i siadam naprzeciwko mężczyzny. - Po prostu pójdź do domu i powiedz, że ją kochasz. Przytul, by poczuła się bezpieczna i połóż się z nią, czuwając w razie gdyby przyśnił jej się jakiś koszmar - uśmiecham się, ściskając jego bladą dłoń. Mężczyzna podnosi wzrok a jego dotąd czarne tęczówki, w których nie spotkałam choćby płomyka nadziei...zmieniły kolor na zielony.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1384 słów i 7871 znaków, zaktualizowała 9 lip 2015.

1 komentarz

 
  • Lilith

    Sztoos   :O

    9 lip 2015

  • Malolata1

    @Lilith :*

    9 lip 2015