Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Peace Walker część 1

''Przepraszam że od tak długiego czasu nic nie pisałem. Miałem na głowie kilka spraw które musiałem uporządkować ale teraz już jestem. Zaczynam nową serię wiem o tym ale obiecuję że Ligę Odkrywców dokończę. Miłej lektury''



Otworzył oczy. Dalej widział niewyraźnie i wszystko wyglądała jak zamazana plama. Znajdował się w białym pomieszczeniu i leżał na łóżku. Z czasem odzyskiwał ostrość widzenia. Okazało się, że leży w szpitalu. Jedna z sióstr, która zobaczyła, że pacjent się przebudził ze śpiączki pobiegła po lekarza. Chciał wstać. Jedną ręką oparł się na krawędzi łóżka. Chciał zrobić to samo z drugą ręką jednak mu się nie udało. Nie czuł jej. Spojrzał na swoją lewą dłoń. Nie było jej tam. Od łokcia brakowało mu kończyny. Kikut był zabandażowany. Z opatrunku wystawał jednak drobny metalowy haczyk. Mimo braku kończyny cały czas czuł ból w dłoni, której nie było. Zastanawiał się, co się stało. Wciąż sprawną ręką wyrwał poprzyczepiane do niego kroplówki i usiadł na łóżku. Czuł, że jego twarz jest ściskana. Dotknął się i poczuł kilkadziesiąt opatrunków na całej twarzy. Jeszcze nie dochodziło do niego jak się znalazł w takim stanie. Wszystko było zagadką, którą przeszywał ból. Po chwili wszedł lekarz wraz z eskortą dwóch pielęgniarek. Przez moment przyglądał mu się niedowierzając. Złapał go za ramię i zaczął mówić
-Witamy wśród żywych. Był Pan w śpiączce przez trzy lata. Przy obrażeniach, jakie Pan doznał to jest cud. Szanse na powrót do zdrowia były niewielkie. Jak już Pan zauważył ręki nie dało się odratować. Była zmiażdżona.  
Po tych słowach wziął lusterko tak by mógł spojrzeć na swoją okrytą twarz. Siostry zaczęły zdejmować opatrunki odkrywając kolejne części głowy. Po zdjęciu bandaży zobaczył siebie w całej okazałości. Dalej miał te same niebieskie oczy, czarne włosy i swoją brodę. (David ‘’Big Boss’’ Hayter) Jednak cała głowa była przesiana drobnymi bliznami. Na prawym końcu czoła zauważył pewien metalowy element wystający z głowy. Złapał się go próbując wybadać, co to.  
Lekarz wyjaśnił mu, że to jest odłamek, którego nie można było wyjąć, bo spowodowałoby to uszkodzenia w mózgu. Po tych słowach lekarz dał mu chwilę na dojście do siebie i wyszedł. On natomiast wstał i podszedł do stolika próbując przypomnieć sobie jak się tu znalazł. Dalej nie mógł dojść do siebie. Ostrość wzroku natomiast wróciła. Podszedł pod okno i zaczął obserwować. Nie wiedział, w jakim szpitalu jest ani nawet, w jakim kraju. Na kalendarzu widniała data 2 stycznia 1988 roku. Usiadł znowu na łóżko, bo zaczęła go boleć głowa w okolicach odłamku. Miał przebłyski z wydarzeń sprzed śpiączki. Leciał helikopterem razem z Paz i Chico. Paz coś dolegało, tylko tyle zdołał sobie przypomnieć. Doktor znowu wszedł tym razem z tacką pełną medykamentów. Kazał mu to wszystko wypić. Po spożyciu medykamentów przez Davida usiadł na łóżko obok niego i zaczął mu opowiadać. Znaleziono go na morzu po katastrofie lotniczej. Inni, którzy byli na pokładzie nie przeżyli. Jego ręka utkwiła między drzwiami helikoptera. Reanimowano go przez kilkanaście godzin jednak bezskutecznie. To właśnie wtedy pojawiła się opcja poddania go śpiączce farmakologicznej. Medyk przedstawił się, jako Doktor Cristoff obiecując, że wyjaśni, co Hayter przegapił, kiedy spał, ale na chwilkę musi wyjść. Leżąc na łóżku zobaczył swoje rzeczy. Znajdowały się tam podarte ubrania wyglądające na wojskowe, nieśmiertelnik oraz paczka papierosów. Ta ostatnia rzecz najbardziej go zainteresowała. Wiedział podświadomie, że jest palaczem. Biorąc w rękę paczkę el ciggarete’s spojrzał się na nieśmiertelnik. Widniejący napis Big Boss wprawił go w osłupienie. Kolejnym błyskiem wydarzeń z przeszłości było to, że gdzieś się znajdował. Na jakiejś platformie wiertniczej na morzu. Za nim stał feralny śmigłowiec. On sam strzelał do kogoś. Inni byli razem z nim. Nie pamiętał jednak, kto. Ostatnią rzeczą, jaka mu się przypomniała to to, że jeden z prawdopodobnych kompanów w boju został trafiony prosto w serce i martwy upadł mu w ręce. Po włożeniu papierosa do ust natychmiast ten nieśmiertelnik założył. Sądził, że to będzie jedna z tych rzeczy, która mu pamięć najszybciej przywróci. Jedna z sióstr weszła do pokoju i zauważyła, co David zamierza zrobić. Oburzona zaczęła go karcić. Nie można było palić na tym oddziale. Nawet mimo tego, że był sam. Już miała mówić kolejne słowo, kiedy zatrzymała się w środku wyrazu. Po chwili osunęła się na ziemię martwa. Nie wiedział jeszcze, co to oznacza, ale kolejne kuliste ślady zaczęły pojawiać się w oknie. Rzeczy w pokoju zaczęły latać. Kubek, który stał na komodzie eksplodował na setki części. Nad jego uchem coś gwizdnęło. Jego zmysł wyczuł to. Skierował się do wyjścia otwierając drzwi. Stojąc na korytarzu spojrzał na sam jego koniec. Grupa uzbrojonych ludzi w kombinezonach wyważała drzwi jakiegoś pomieszczenia. Po chwili było słychać strzały. Naturalnie ruszył w drugą stronę. Jednak z drugiego końca też zaczęły się wyłaniać postacie rodem z koszmaru. Miał już wracać do pokoju, kiedy jeden z pacjentów szarpnął go za ramię i odepchnął ku zupełnie innej ścieżce. Pacjent był w koszmarnym stanie. Cały czas był w szpitalnym szlafroku. Jego dłonie i stopy były poparzone. Głowa była zabandażowana podobnie jak u Davida z tym wyjątkiem, że dalej miał na miejscu swoje oko. Ishval, bo tak przedstawił się pacjent rzucił drobną sugestię, że trzeba stąd uciec. Wiedział, że to jest jedyny rozsądny pomysł, więc na to przystanął. Trafili na wyjście. Jednak nie tylko oni. Gigantyczny tłum ludzi dobijał się do zamkniętego przejścia do drugiego skrzydła. Przepchali się na środek, chociaż to nie było łatwe. Ishval próbował otworzyć zamek jednak nie mógł. Wyrwał metalowy koniec opatrunku z kikuta Davida, po czym zaczął go używać niczym wytrycha. Kiedy już sądził, że udało mu się otworzyć drzwi ludzie z tyłu przerażeni zaczęli krzyczeć
-TO ONI! JUŻ TU SĄ!  
Nic więcej nie słyszeli. Kanonada wystrzałów rozległa się przez całe skrzydło szpitalne. Podświadomie Boss złapał Ishvala w momencie pierwszego wystrzału i runęli na ziemię. Trwało to może sekundy jednak im się wydawało, że to były godziny. Przeżyli tylko oni. Leżąc twarzami do ziemi słyszeli kroki zamachowców. W niektórych miejscach upewniali się, że pacjenci nie żyją i strzelaliby dobić. Już mieli podejść pod nich, kiedy krótki komunikat w nieznanym języku rozebrzmiał w ich krótkofalówkach. Po odpowiedzi napastnicy ruszyli w zupełnie inną stronę. Wstali otwierając drzwi. David spojrzał się za siebie. Widział wielu martwych ludzi próbujących się wydostać z piekła, w którym się znaleźli. Ischval miał bandaże całe we krwi. Znaleźli się we skrzydle, które najprawdopodobniej zostało już przeszukane przez żołnierzy. Nie znaleźli nikogo nawet innych pacjentów lub personelu. Otwierając drzwi wyjściowe znaleźli się na wielkim placu. Zwłoki ludzie leżały tam poukładane w szeregi. Były ich ogromne masy. Czyli tutaj znajdowali się ludzie. Domyślił się David. Postanowili ukraść jeden z samochodów. Udało im się to ze względu na to, że wszyscy byli w środku polując na resztę. Wyjeżdżając za bramę usłyszeli jednak pogoń. Ktoś za wszelką cenę nie chciał, aby oni przeżyli. Po krótkiej chwili rozległy się strzały z innych samochodów goniących ich. Ischval powiedział żeby kryć głowę. Po tych słowach szyby w ich samochodzie rozstrzastrzaskały się pod gradem kul. Jechali po jakimś klifie będąc gonionym przez żołnierzy pragnących ich śmierci. David już miał coś mówić do nowo poznanego sprzymierzeńca, kiedy on runął głową na kierownicę. Samochód wyjechał przez barierkę. Pacjent był trafiony a siła jego upadku skręciła kierownicą. Samochód koziołkował spadając w dół. Po upadku nastała absolutna cisza. Boss ledwo wyczołgał się z wraku. Wstał żeby zobaczyć gdzie jest. Kiedy jego oczom ukazał się helikopter, którego pilot patrzył w jego stronę. Działko umieszczone na dziobie zaczęło się rozpędzać.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1512 słów i 8567 znaków.

Dodaj komentarz