Filozofia po wojnie atomowej

Dawno, dawno temu za siedmioma górami i tak dalej bla, bla, bla... Przed wybuchem wojny atomowej, gdy cudaczny świat zwany ziemią jeszcze istniał, żył sobie Ferdynand. Ferdynand był stworzeniem niesłychanie sympatycznym, lecz jego towarzystwo nie odpowiadało wielkoludom zwanych człowiekami. Człowieki tępiły takich jak on. Cóż, nikt nie mówił, że życie jest łatwe i przyjemne, czyż nie?  
     W dniu szczególnym dla Ferdynanda, a tak bardziej konkretnie w dniu jego zaślubin z Kunegundą, którą poznał, przemierzając kolejne rury i nie tylko... Owa Kundzia (tak ją nazwijmy), szwędała się po kanalizacyjnej, kiedy Ferdzio (niech będzie zdrobniale, a co tam!), wracał z libacji na melinie (rurze ciepłowniczej), i jak naszego sumpatycznego kolegę coś trafiło (nie wnikajmy co), jak go chwyciło (nie pytajcie co), i bach! I Trach! I jest, o tu! Miłość jak świat szeroki. Kundzia z początku nie chciała, ale jakoś ją Ferdzio przekonał. Już miał być ślub, już się Ferdzio witał z gąską... Bum! Bomba atomowa (gazeta) strzeliła Ferdzia i Kundzie trafiła. Rozmazani po ścianie niczym po wybuchu spoczęli razem obok miski dla psa. I tak oto bomba atomowa zwana potocznie gazetą unicestwiła zamiary naszej pary zakochanych karaluchów. Pies podszedł, powąchał... I ot cała filozofia po wybuchu. Co pozostało? Guzik z pętelką. Człowieki wygrały ten bój. A to ci peszek...

TeodorMaj

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 242 słów i 1429 znaków, zaktualizował 20 paź 2016.

Dodaj komentarz