Czuje się jak zero.

Czy byłaś w sytuacji, w której nie wiedziałaś co robić? Nie mogłaś znaleźć sobie miejsca, chodziłaś w te i we wte, chciało Ci się płakać?  
Ja tak mam od dłuższego czasu... Dokładnie od chwili, gdy porzucił mnie chłopak.
Wiem, teraz pewnie sobie myślisz - Ślepo zakochana gówniara, która nie wie co to jest miłość...
Jednak myślę, że mam jakąś kapkę wiedzy o tym uczuciu.  

Był to mój pierwszy chłopak. Zawsze byłam nieufna wobec płci przeciwnej, jednak on wydawał mi się idealny. Wysoki, przystojny blondyn, o zniewalającym uśmiechu i niebiesko-żółtych oczach, który potrafił się zachować w danej sytuacji i z którym od razu złapałam wspólny jeżyk.  

Jak zaczęła się nasza znajomość? Można powiedzieć, że dzięki wspólnej znajomej.
Widziałam, go kilka razy na korytarzu i już wtedy bardzo mi się spodobał. Śmiałam się z przyjaciółką, że to "mój Grey", gdyż wtedy cały czas mówiono o tej książce. Jednak nie zamierzałam podejść, a co dopiero z nim porozmawiać, gdyż należę raczej do osób wstydliwych, no i.. nie miałam odwagi.

Pewnego dnia, poszłam z koleżankami na garaże. Złapała je nagła ochota na fajkę, a ja jako że nie bardzo widziało mi się siedzieć samotnie na korytarzu, poszłam z nimi.
Pojawił się on, przechodził przez pasy. Przyjaciółka, od razu zaczęła się ze mnie wyśmiewać, że "mój' Rycerz idzie. Pozostała część dziewczyn, ciekawa o kogo chodzi, odwróciła się by go zobaczyć. Od razu zaczęły się pytania typu: Czy go znam? Czy to mój chłopak? Dlaczego nic o tym nie wiedzą?  
Pamiętam jak jeszcze wtedy palnęłam dla żartów
- Tak, to jest mój chłopak... Tylko... że jeszcze o tym nie wie.
Ja za to nie wiedziałam, że jedna z moich koleżanek jest jego daleką kuzynką. Od razu poinformowała go o tym, że podoba się pewnej dziewczynie z jej klasy, czyli mi.

Nie musiałam długo czekać. Najpierw zaczepił mnie na fb, później zaprosił, a po tym wszystkim napisał.  
Zaczął od tego, że jeszcze nie pisał, z tak ładną dziewczyną, oraz przepraszał, że tak na fb, a nie w realu się ze mną zapoznaję. Wspomniał też, że jest bardzo wstydliwy i nie miał odwagi by podejść. Ja go oczywiście w pełni rozumiałam.
Pisaliśmy dość długo, spoglądaliśmy na siebie ukradkiem w szkole i mówiliśmy sobie zawsze nieśmiałe "Cześć".
Pisało mi się z nim wyśmienicie! Tak, jakbym znała go całe życie!
Przyszedł w końcu czas na spotkanie. Po jakimś miesiącu pisania ze sobą.

Oboje oczywiście nie pewnie zaczęliśmy, jednak później poszło z górki. Nawijaliśmy jak katarynki!

Na drugim spotkaniu było tak samo, tylko, że z tym, że odważył się mnie przytulić.  
Powiedział mi jeszcze wtedy, że już od samego początku naszej internetowej znajomości miał straszną ochotę to zrobić.Ja oczywiście cieszyłam się wtedy jak idiotka, choć nie powiem, jakoś drętwo wyszło nam to przytulanie. Bynajmniej ja miałam takie wrażenie, gdyż... no cóż, nie byłam przyzwyczajona do czułości i to jeszcze ze strony chłopaka.

Później było już łapanie za rękę, buziaki w policzek, w usta i nadszedł czas na związek.

Pamiętam jak się mnie jeszcze nieśmiało pytał o to, czy chcę z nim być. Jak niepewnie wypowiedział te dwa głupie słowa "Kocham Cię".

Zaczęła się wielka miłość! I tak do czasu końca roku szkolnego.  
Ogólnie to mieszkam w internacie. Dzięki temu, wiedzieliśmy się codziennie. Jak nadeszły wakacje, to no cóż... Wiadomo, nasze spotkania musieliśmy ograniczyć, gdyż mieszkaliśmy od siebie spory kawałek.

W pierwszy miesiąc wakacji, zaczęły się kłótnie. On chodzi do zawodówki i dlatego miesiąc wakacji musiał przeznaczyć na prace. Ani on nie mógł do mnie przyjechać, ani ja do niego gdyż po pracy był zmęczony i nie miał na nic siły, ani ochoty. A w weekendy, autobusów brak.
Zaczęliśmy się kłócić o nawet najmniejsze błędy, o to, że źle się zrozumieliśmy.
W dodatku, przyjechał na miesiąc jego ojciec, z którym nie ma zbyt dobrych kontaktów.
Zerwał ze mną, w trakcie jednej z kłótni. Tak dosadnie zerwał.
Zaczął mnie wyzywać od zakompleksionych gimnazjalistek i stwierdził wtedy, że pozbył się pewnego problemu, którym byłam ja.

Wiadomo, cierpiałam, jednak starałam się zapomnieć...
Po tygodniu napisał, z przeprosinami.
Stwierdził, że nie wie co mu wtedy odbiło. Że przez ten miesiąc żył w ciągłym stresie. Jak nie praktyki, to zaraz ojciec, a na końcu kłótnie ze mną.
Nie prosił o drugą szanse, gdyż stwierdził, że nie zasłużył. Chciał się jednak, ze mną spotkać. I się spotkaliśmy.
Poukładaliśmy sobie wszystko, wyjaśniliśmy. Tydzień później znowu do mnie przyjechał. I po raz kolejny zaczął się nasz związek.

Znowu było cudownie.

We wrześniu, znowu się dość poważnie pokłóciliśmy. Zaczęliśmy krzyczeć na siebie na wzajem i wtedy to ja tak jakby zerwałam z nim.
Dlaczego "tak jakby"?
A dlatego, że nie minęły nawet dwie minuty, a wróciłam do niego i przepraszałam.  
Wtedy pierwszy raz przy nim płakałam. Oboje płakaliśmy.

Było dobrze. Jednak półtora tygodnia temu szedł na 18-stkę do koleżanki.
Pozwoliłam mu iść samemu, no bo w końcu to jego koleżanka z podstawówki, co się może stać?
Przed zabawą, pisaliśmy ze sobą, żartowaliśmy, mówił jak to mnie bardzo kocha, że nie chcę innej, tylko mnie.
Po zabawie - cisza.  
Zaczęłam do niego wypisywać, czy coś się stało? Coś może zrobiłam, albo czy on coś może zrobił na tej imprezie.  
Cisza. Aż do 18. Wtedy napisał, że musimy poważnie porozmawiać. Tylko to.
Zaczęłam nawiedzać go sms-ami - a on je ignorował.  
Tej nocy płakałam, spałam tylko dwie godziny.

Następnego dnia, gdy się spotkaliśmy, stwierdził, że to nie ma sensu...
Nie. Nie zdradził mnie, ani nic z tych rzeczy, tylko że porozmawiał tam ze swoimi znajomymi, opowiedział jak to z nami jest, a oni jednogłośnie stwierdzili, że nasz związek nie ma sensu.
ONI. Powiedział, że ONI. Ja jednak dowiedziałam się, że na tej imprezie były praktycznie same ONE.
15 dziewczyn, 4 chłopaków włącznie z nim.

Jego koleżanki nigdy mnie nie lubiły. Ja miałam bynajmniej takie wrażenie. Zawsze gdy gdzieś je mijałam, mierzyły mnie niezbyt sympatycznymi wzrokami. Wiedziałam, że są o niego zazdrosne.  

I ONE doradziły mu, żeby ze mną zerwał... A on tak zrobił...  

Nawet nie dał mi dojść do słowa. Powiedział tylko, że zdaniem jego znajomych, kłótliwe związki, to nie związki, a on również doszedł do tych samych wniosków.

Posłuchał się koleżaneczek, a nie chciał wysłuchać mnie. To był koniec i kropka, a ja nie miałam nic do dodania.

Znam dużo kłótliwych związków, które są naprawdę bardzo ze sobą szczęśliwe. Ja również byłam. Mimo tych kłótni byłam bardzo szczęśliwa.

A on to zepsuł od tak, bo koleżanki mu tego doradziły.

Dzisiaj czuje się jak śmieć... Jak jakaś stara zabawka, w kąt wyrzucona...  

Tęsknie, boli mnie serce.  
Nie mogę tego znieść.  

Zastanawiałam się czy nie iść z tym do psychologa, bo moje myśli mnie czasem przerażają.

Czuje się jak zero.

Alexa

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1352 słów i 7292 znaków.

3 komentarze

 
  • Alexa

    Dziękuje za słowa pocieszenia :)

    10 lis 2015

  • nienasycona

    NataliaO ma rację. Facet nigdy nie będzie odpowiedzialny i nie mogłabyś nigdy na niego liczyć. Łatwo byłoby go urobić, by chodził jak na smyczy, ale na diabła Ci męcząca, pluszowa zabawka?:) Jest wielu fantastycznych facetów i nimi się zainteresuj:)

    18 paź 2015

  • NataliaO

    Powiem tak jak chłopak słucha znajomych to chyba przy narodzinach nie obdarzono go własną wolą, rozumem. Myślę, że musisz wziąć się w garść jakiś makijaż, dobra kiecka i wyjście z koleżankami, chłopaków jest wielu i uwierz mi pojawi się ktoś kto Cię doceni. A ten koleś to jakaś totalna porażka nie dorósł do związków. Pozdrawiam :*

    17 paź 2015