Materiał zarchiwizowany.

Byliśmy, jesteśmy, nie będziemy. Prolog

Usiadłam pod drzewem i zamknęłam oczy. Zawsze lubiłam, wręcz uwielbiałam chodzić do lasu. Panował w nim taki... spokój. Właśnie tego mi trzeba - spokoju.. Wielkie miasto to nie miejsce dla mnie, ale, no cóż, dopóki nie skończe lat 18 jestem zdana na łaskę, nie łaske rodziców. Jeszcze tylko 3 lata... Komórka w mojej kieszeni zabrzęczała. Szybko sprawdziłam, kto to. Marck. Mój jedyny prawdziwy przyjaciel.
" Siem.
Czekam na cb pod basenem. Mam wiadomość. Normalnie spadną ci skarpetki! Bądź jak najszybciej.
Marck :* "
Wstałam z ziemi i otrzepałam spodnie i ruszyłam szybkim krokiem na miejsce spotkania. Zajeło mi to 6 minut. Zobaczyłam go, wysokiego blondyna o brązowych oczach wzrostu 186 cm. Byłam od niego pół głowy niższa. Ale to chyba normalne, bo byłam 2 lata młodsza. Podeszłam do niego i ujrzałam na jego twarzy uśmiech. TEN uśmiech. To znaczy, że coś się szykuje...
.:::Marc:::.  
Gdy rodzice tylko powiedzieli mi o tym wyjeździe od razu wiedziałem, kogo zabiorę - Car. Moją najlepszą przyjaciółkę. Wiem, że zawsze chciała zwiedzić Hiszpanie. To było jej marzenie, a ja je spełnie! Napisałem do niej esemesa i pobiegłem w miejsce spotkania. Gdy zobaczyłem ją tam, kierującą się w moją stronę mimowolnie uśmiechmęłem się szerzej.  
- Cześć. - zacząłem, a ta uśmiechnęła się.  
- Co jest tak świetne, że spadną mi skarpetki?  
- Zabieram cię gdzieś. Tym razem nie do kina, ani na lody. Tym razem zabieram cię do Hiszpanii. Do Barcellony. Na 2 tygodnie.  
Caroline opadła kopara...  
.:::Caroline:::.  
" Tym rzem zabieraam cię do Hiszpani. Do Barcelony. Na 2 tygodnie. "
W głowie nadal słyszałam jego głos. Nie wierzę.Nie, nie, zaraz powie, że to był głupi żart przeprosi i pójdziemy na lody. Nic takiego nie nastąpiło, ale nadal nie wydusiłam z siebie słowa. Tak jakby się zawiesiłam. Marc spojrzał na mnie, zdziwiony.  
- Car? Caroline?  
Dopiero jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości.  
- Nie żartujesz?  
- Nie śmiałbym żartaować z twojego marzenia.  
On nie żartuje. Mówi prawdę. Zabiera mnie do Hiszpanii. Na 2 tygodnie.  
- Kocham cie, kocham cie, kocham cie, kocham cie! - rzuciłam mu się na szyję.  
- Ejejej, przystopuj trochę. Wyjeżdżamy za 3 dni, więc lepiej się pakuj. Ale najpierw wróć do domu. Ok?  
- Ok. Pobiegłam podekscytowana do domu i zaczęłam myśleć, co na siebie włożyć. Po 2, 5 godziny znalazłam. Obcisła sukienka w biało-czarne pasy. Podkreślała bardzo moją figurę, która była dość ładna.Wąska talia, dość duże piersi i długie nogi. Z szuflady wyjęłam okulary.  
- Hiszpanio, nadchodzę!  
Cała w skowronkach poszłam zjeść kolację.  
*************************
Byłam taka szczęśliwa. Wszystko zapowiadało się tak świetnie.... Ale takie wcale nie było.  
Otarłam łzę spływającą po moim policzku.  
- Dlaczego?  
Szepnęłam, po czym przeszłam w błogie objęcia Morfeusza.  
*************************
" Przyjadę po ciebie jutro o 6. Oprócz nas będzie tam 28 osób. Do zobaczenia :* "
Przeczytałam esemesa od Marca. O 6? To wcześnie, lepiej pójdę spać. Odpisałam mu krótko i życzyłam dobrej nocy. To będą wspaniałe ostatnie 2 tygodnie wakacji!  
Następbego dnia o 6 przyjechał Marc. Wsiadłam do samochodu i usiadłam obok niego. Kierował jego tata. Cieszyłam się jak nigdy. Właśnie spełnia się moje największe marzenie!

Kala

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 609 słów i 3443 znaków, zaktualizowała 28 sie 2015.

1 komentarz

 
  • Kala

    Komentujcie proszę,  bo nie wiem czy dodawać next  :question:

    28 sie 2015