Zatracenie

Sara obudziła się w nocy. Pierwszą usłyszaną rzeczą był ciężki oddech śpiącej na sąsiednim łóżku koleżanki i śmiechy chłopaków z pobliskiego osiedla, pijących zapewne piwo na placu zabaw.  
Przez okienko nad drzwiami do sali nr "1” wpadało mdłe światełko, dochodzące z korytarza grupy drugiej.
  
Niedawno odremontowana placówka opiekuńczo – wychowawcza, znajdująca się przy ulicy Stromej 2 od równiutko trzech miesięcy zastępowała 17-letniej szatynce dom. Brak dyscypliny i twardej ręki rodziców pozwoliły na: "mogę robić, co chcę, i kiedy chcę…”. Młodzieńczy bunt, nieodpowiednie towarzystwo, a co za tym idzie alkohol, wagary i ucieczki z domu, przyczyniły się do obecnego stanu rzeczy.

A zaczęło się niewinnie. Dwa tanie wina z trójką znajomych, jednych z tych luźniejszych, normalniejszych klasowych "okazów” – reszta uczniów nie nadawała się raczej do jakiejkolwiek współpracy.  
Żadnego problemu z decyzją, z zakupem tym bardziej i po godzinie ekipa była już po aplikacji. Sara się nie upiła, wystarczyło to jednak, aby rozplątał się język, a w głowie zagościł przyjemny chaos.  
Lecz było to jednorazowe przestępstwo”, nie robiła powtórek.
Spokój ten, niestety, był tylko podkładką, aby potem mogło być jeszcze gorzej. Ostatnie tygodnie zawodówki – koniec udręki – początek "życia”. Szkoła – jaka szkoła? Szkoła nastolatki znajdowała się w jej własnym mieszkaniu, do którego przeprowadziła się z rodzicami w wieku jedenastu lat. Lekcje upływały w towarzystwie znajomych z dzieciństwa i nigdy nie były to spotkania na "sucho”, no bo jak? Co robić, o czym gadać? Przecież to nudy!  
Kilka tygodni zabawy, a potem pogotowie. Codzienne wychodzenie do szkoły, które kończyło się zazwyczaj u koleżanki z bloku obok i spędzaniu lekcji na pogaduszkach.  
Do czasu.  
Pierwsza wizyta kumpeli z osiedla i wyjście na dwugodzinną przepustkę, która nieco przeciągnęła się w czasie. Wkroczenie na osiedle i do znanej jej dobrze z widzenia nieznajomej, koleżanki z klasy dziewczyny, która "uprowadziła” Sarę z placówki. Czysto, schludnie, lecz nietrzeźwo, matka nowo poznanej kumpeli nie wylewała za kołnierz. Nie przeszkadzało to jednak w tym, aby Sara w okamgnieniu ją polubiła – kobieta była przesympatyczna i jak się później okazało – miała wręcz gołębie serce.
Pierwsza flaszka, a że szatynce do pełnoletności brakowało dosłownie kilku dni, pani B. nie miała oporów, aby poczęstować nową znajomą. Nie potrzeba było dużo, żeby się schlać i nie wrócić na noc na Stromą.  
I tak to wszystko ruszyło. Kumpela z bloku odeszła w zapomnienie, pojawiła się nowa, fajniejsza, zabawniejsza.  
No i można przenocować…

Po wyjściu na stałe z pogotowia więzy jeszcze bardziej się zacieśniły, w czym pomagał fakt, iż kobieta bardzo polubiła nastolatkę, były wręcz jakby dla siebie stworzone. Z upływem dni i dobrym już poznaniu klimatu, jaki panował wśród znajomych pani B., (a teraz także i pani S.), wcześniejsze wrażenie po przekroczeniu progu mieszkania rozpłynęło się w powietrzu. Pozostał po nim tylko stos zalegających w zlewie, pustych naczyń, ogólny bajzel i pusta lodówka.
Sara pomagała rodzinie, jak w jakim stopniu dała radę, na nic się to jednak zdało, życie za drzwiami z numerem "1” toczyło się własnym, niezmiennym torem.

I tym właśnie klimacie upłynęły dziewczynie kolejne lata, w czasie których pewnego pięknego dnia poznała Renatę, przyklejaną siostrę porzuconej przyjaciółki z bloku obok i towarzystwo z jej osiedla.
Ludzie byli świetni – koleżeńscy, spokojni, do rany przyłóż. Pani B. powoli zaczęła zmieniać się więc na panią R. i jej otoczenie. Piwo, wino, wódka – na co udało im się tylko naskubać. Imprezy stawały się coraz częstsze, "słodsze”, przyjaźń kwitła.  
Mijały kolejne tygodnie, w pewnym momencie jednak, znienacka, alkohol przestał grać główną rolę. Stało się to za przyczyną pana Łukasza, o rok młodszego chłopaka, z którym zbratał ją znajomy i zielonego suszu. Teraz już i R. została porzucona.
Niemalże codzienne palenie, zwyczajowe, cotygodniowe imprezy i ogromna sympatia do kumpla – to wszystko sprawiło, że Sara była u chłopaka praktycznie codziennie. Wtedy właśnie odpuściła picie, kończyło się zazwyczaj na dwóch, maksymalnie trzech piwach.
Niestety – Łukasz po kilku latach się przeprowadził i zniknął z horyzontu.  

Powrót na własne osiedle, spacery od ekipy do ekipy i posiedzenia na ławeczkach z tym, kto akurat napatoczył się pod rękę. Towarzyska karuzela krążyła, aby zatrzymać się w końcu na Arku, chłopaku mieszkającym kilka bloków dalej. Potem doszła jeszcze Sylwia, jego stara znajoma i tak to się zaczęło.  
Z braku zajęcia pili praktycznie non stop, co dzień więcej i więcej, nigdy nie kończyło się na tym, aby którekolwiek z nich wróciło do domu trzeźwe. Nawet pójście do pracy nie przeszkadzało Sarze w imprezach, nadrabiała z nawiązką w weekendy.
Teraz mogła jeszcze wykazać się jeszcze bardziej – miała przecież za co!  

Praca się skończyła, a towarzystwo zmieniło, gdy Sara poznała Darka, chłopaka mieszkającego na sąsiednim osiedlu i która to przyjaźń trwa do dziś.
U nowego znajomego szaleństwo rozkręciło się już na dobre. Posiadał własne miejsce do picia, bez żadnego nadzoru, marudzenia osób postronnych i jęków niezadowolonych, tępych abstynentów. Wódka lała się strumieniami (niekoniecznie zawsze ta sklepowa), dobre żarcie, świetna atmosfera i niesamowicie sympatyczne charaktery Darka i jego kumpla Kamila – typka, którego szatynka poznała "chwilę później” – to wszystko sprawiło, że Sara zaczęła spędzać u chłopaka większość czasu.
Picie, grillowanie, istna wariacja, cudowny czas, który został w końcu zakłócony. Wkrótce musiało przecież dojść do tego, że zaczęły się niesnaski w domu. Sara nie przejmowała się tym jednak zbytnio: "Jak ojciec chlał, to nie czepiłaś się do niego tak, jak do mnie” – takie było jej wytłumaczenie, gdy matka rozpoczynała wygłaszanie męczących, wkurzających pretensji.

Z czasem życiowy absurd szedł dalej i dalej. Poznanie następnej osoby z otoczenia Dariusza i Kamila, jego własne mieszkanie, codzienne upijanie się i koczowanie nieraz po tygodniu. Potem wyjazd za granicę i kontynuowanie zabiegów z nowo poznanymi ludźmi, a po czterech latach powrót do kraju.
Picie trwało nadal i tak, niestety, dzieje się do tej pory…

I na tym Sara, spojrzawszy jeszcze w monitor, zakończyła sprawozdanie napisane z rozkazu Pani Joli, swojej żelaznej terapeutki, odetchnęła z ulgą i zamknęła Worda.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1194 słów i 6855 znaków, zaktualizowała 28 cze 2017.

1 komentarz

 
  • Malolata1

    Taka Sara? Ej, no ja miałam ciężką przeszłość, ale nie aż tak! :D

    28 cze 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Sorry, mała, pierwsze mi się jakoś nasunęło. No i BARDZO mi się to imię podoba! Wybacz:kiss:

    28 cze 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 no, ale żeby od razu zrobić taką ciemną stronę? Ja grzeczna jestem! :*

    28 cze 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Grzeczna?! Oj, śmiałabym wątpić, oszukanka, jakich mało!!!.:spanki: Wczoraj miała czytać ja i dupa, ja nie czytała, bo nie dostała:sciana::lol2:

    28 cze 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 haha, kali jeść, kali pić też umie. Nosz kurna no, ta oszukanka wena nie chce przyjść, a tak sucho pisać to też dupa :(

    28 cze 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Napij się wódki, po nie fajne skutki, wena przybędzie i fajnacko będzie:D:D:D

    28 cze 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 taki mój problem krótki, że nie mam w domu wódki :D

    28 cze 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Tepu, tepu, i do sklepu!D

    28 cze 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 oj tam, oj tam, przez weekend nadrobię! :D Wena się pojawi i wszystko ^^

    28 cze 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Racja. Koniec rymowania, bo już pora spania. Idę więc już spać, rano trzeba wstać:D Miłych snów, słońce, a przed snem owocnego obmyślania dla mnie dramatyczno-erotycznej, subtelnej fabułki. "Mi" umarła śmiercią naturalną,  więc masz mi to wynagrodzić! I to nie jest prośba!:D Dobranoc, pisarko moja!

    28 cze 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 buziaki pisareczko również :*

    28 cze 2017