Tkwiąc na wpół żywą

Otchłań. Wpadając w nią można nigdy nie wrócić na powierzchnię. Jednak jego oczy. Błękitne i piękne. Kuszą. Skocz. Skocz. Tam twoje miejsce. Z nim...  
Sara nie potrafiła wybierać co dla niej najlepsze. Nathan sprawiał, że serce dziewczyny usilnie próbowało wyrwać się z piersi. Każda sekunda z nim była jak jedna kropla wody dla suchej studni. Jego uśmiech mówił wszystko.  
Spotykali się na polanie. Zielonej i pachnącej młodymi fiołkami. Zasadzili tam swój krzew czerwonych róż. O dziwo nie spadł z niego nawet jeden płatek o kolorze na wpół skrzepniętej krwi. Czarne włosy chłopaka opadały niezgrabnie na jedno oko. Wiatr. Miłość. Nieskazitelna i czysta. Oni we dwójkę w zielonej, dawno niekoszonej trawie pośród otaczającego ich lasu iglastego. Lekka sukienka Sary powiewała cicho w delikatnym wicherku. Boso, na wpół śniącą leżała z Nathanem koło krzewu. Chłopak ubrany był tak lekko niczym ona. Biały podkoszulek i czarne rurki a stopy bose.  
Nic nie mówili. Tkwili w milczeniu. Razem. Spotykali się tylko w snach Sary. W realu nie było to możliwe. Nathan żył tylko w jej nocnych przeżyciach. Ni stąd ni zowąd pojawiał się zawsze, gdy zasypiała.  
Sara oparła dłoń o pierś Nathana. Czuła bicie jego serca. Było spokojne i rytmiczne. Biło identycznie jak jej puls. Sara wiedziała, że zaraz nadciągnie ranek i będzie zmuszona zostawić swojego chłopaka samego w innym świecie.  
Chwilę potem wstała z objęć Nathana i bez słowa udała się w stronę bramy do świata rzeczywistego.  
Brama była ze złota. Nie wolno było jej przekraczać zbyt często, ponieważ groziło to uwięzieniem w innym świecie na zawsze. Jednakże w tym świecie ten kto znalazł miłość, był zwolniony z tejże zasady.  
Nathan złapał Sarę za rękę i objął ją w talii. Miał w objęciach nagie dziewczę pod jedwabną, prześwitującą sukienką. Wiedział, że nie może jej skrzywdzić, iż za bardzo ją kochał. Dotknął jej lśniących długich, kasztanowych włosów i pogładził ją po policzku.  
- Idź już. Wrócisz jutro? - spytał wciąż gładząc jej policzek.  
- Tak. - odparła.  
Nathan z ciężkim sercem pożegnał swoją śliczną dziewczynę.  
Sara obudziła się we własnym łóżku. Matka krzątała się już po kuchni i robiła śniadanie. Ojciec od kilku lat spoczywał w grobie rodzinnym. Sara mieszkała sama z mamą. Nie posiadała rodzeństwa. Z rodzicielką prawie się nie porozumiewała. Cudem było jeżeli zamieniły ze sobą kilka zdań.  
Z nauką było kiepsko. Od śmierci ojca, dwunastoletnia wówczas Sara porzuciła dobre stopnie i systematykę uczenia się. Teraz, kiedy miała szesnaście lat ledwo co prześlizgiwała się z klasy do klasy. Jej świat istniał tylko i wyłącznie w świecie Nathana, który był prawdziwy jednakże nie w rzeczywistości. Ciemnowłosy chłopak był tam uwięziony od dłuższego czasu. Wcześniej żył w realu. Jednak teraz nie było to już możliwe do zrealizowania.  
Dzień w szkole minął jak co dzień. Sara z nikim nie rozmawiała. Nikt jej nie lubił. Wszyscy postrzegali ją jako "dziwną" i nie okazywali jej jakiegoś niecodziennego zainteresowania. Było jej z tym trudno, dopóki nie poznała Nathana, który obdarzył ją nieludzką miłością i zaufaniem. Był dla niej jednocześnie rodziną, chłopakiem i najlepszym przyjacielem.  
Nadszedł wieczór. Sara obiecała chłopakowi, że wróci do jego świata jutro, ale postanowiła zrobić to jeszcze tego dnia.  
Położyła się do łóżka w swojej lekkiej, łososiowej sukience i zasnęła. Przed oczyma pojawiła się złota brama i dziewczyna przekroczyła jej wrota. Ukazała się łąka, na której odpoczywał Nathan. Ubrany cały czas w jedno ubranie leżał i jak Sara się domyślała myślał o niej i o kolejnym dniu. Brunetka zbliżyła się na palcach do chłopaka i przycupnęła obok niego. Nie zorientował się, iż oczy miał zamknięte. Sara pocałowała go w usta. Nathan niespodziewanie przestraszył się, ale ona ukoiła jego odruch gładząc delikatnie jego policzek. Całowali się aż zbrakło im tchu w płucach.  
- Jak się tu znalazłaś?  
Nie odpowiedziała. Czekała aż chłopak sam domyśli się co robi tu o tej porze.  
- Przyszłaś wcześniej? Ale po co? - spytał.  
- Bo cię kocham i nie wytrzymam dłużej w moim świecie. Przytul mnie. Tak stęskniłam się za tobą. Ten dzień był strasznie długi... - wyznała wkładając dłoń pod jego podkoszulek. Nathan posłusznie objął ją i jeszcze raz ucałował. Wstali z trawy kołysząc się na wietrze. Dziewczyna zbliżyła się do ucha chłopaka i szepnęła :
- Zróbmy to dzisiaj.  
Nathan zamarł. Nie mógł uwierzyć w słowa wypowiedziane właśnie przez brunetkę stojącą przed nim, którą obdarzył tak silnym uczuciem, jakim nikogo nigdy nie obdarował.  
- Jesteś pewna?  
Skinęła głową na znak, że ma pewność. Ufała mu pomimo, że dzieliły ich światy. Zrobiłaby wszystko dla tej miłości.  
Po chwili dwoje młodych, wolnych acz nieletnich kochanków złączyli swe nagie ciała w jedno i wyrazili tym to co czuli od dłuższego czasu.  
Gdy znów nastał wschód, Sara musiała wracać do "siebie". Nie chciała budzić Nathana, który spał koło niej po tej pięknej nocy na polanie. Podeszła do ich krzewu i przeraziła się. Połowa płatków róż leżała już na ziemi a krzak wydawał się całkiem łysy.  
Nie budząc chłopaka udała się z powrotem do swego świata.  
Wróciła, gdy już się zmierzchało. Niespodziewanie zauważyła, że na polanie nie ma Nathana. Przeraziła się, gdy dostrzegła, iż ich krzew nie ma na sobie ani jednego płatka. Wszystkie spadły a do tego rozwiały się na wietrze. Sara wołała chłopaka po imieniu, ale nikt się nie odezwał. Wtem ujrzała jego nagie ciało całkiem zmasakrowane. Wkoło była jego krew. Na wpół skrzepnięta na wpół jeszcze świeża. Nathan umarł we śnie. Najprawdopodobniej rozszarpały go wygłodniałe wilki leśne. Sara gorzko zapłakała. Nie wyobrażała sobie życia bez tego świata poza ludzkiego. Bez tego chłopaka. Nie wyobrażała sobie życia z matką pod jednym dachem.  
Wróciła do domu i wyjęła po cichu z kuchennej szuflady niedawno naostrzony nóż. Chciała już sobie wbić go w serce, ale podjęła decyzję, że umrze w tamtym świecie u boku tego, którego pokochała po wsze czasy i na zawsze. Usnęła z narzędziem zbrodni w dłoni. Przekraczając wrota myślała o tym, co życie właśnie jej odebrało.  
Podeszła do zmarłego Nathana z nożem w ręku i zanim odebrała sobie życie pocałowała ostatni raz chłopaka w usta. Jego twarz wyglądała jakby pozostała nietknięta. Wyglądał na śpiącego, ale reszta jego ciała była w opłakanym stanie. Potem nacięła sobie rękę w nadgarstku i pozwoliła by jej krew spłynęła na jego ciało a sama pomazała się jego krwią, która była w miarę świeża. To na znak wiecznej miłości. Obnażyła swe ciało ze swojej łososiowej sukienki i położyła się u boku Nathana. Ostatnie łzy popłynęły jej same.  
Potem wbiła sobie nóż w serce. I nic już nie czuła. Nic ją nie bolało. Śmierć nadeszła tak szybko jak się tego spodziewała.  
Zaś w jej łóżku widniała tylko przewiewna sukienka i ani śladu po niej...  
Otchłań. Wpadając w nią można nigdy nie wrócić na powierzchnię. Jednak jego oczy. Błękitne i piękne. Kuszą. Skocz. Skocz. Tam twoje miejsce. Z nim...

Ada

opublikowała opowiadanie w kategorii sen, użyła 1424 słów i 7502 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Ona

    Super :)

    22 maj 2013